22 lipca 2017

Epilog

                Syriusz przesunął kubek z gorącą herbatą po blacie drewnianego stołu. Kobieta siedząca po przeciwnej stronie ujęła go w dłonie, zerkając z wdzięcznością na mężczyznę. Zwróciła uwagę na drżące ręce bruneta i jego zaczerwienione oczy. Czuła w powietrzu odór przetworzonego alkoholu, chociaż Black otworzył okno przed jej wizytą, starając się wywietrzyć pomieszczenie. Wiedziała jednak, że Syriusz jest trzeźwy. Zawsze był w trakcie ich spotkań, chociaż czasami sięgał po butelkę.
— Możemy zaczynać? — zapytała, a on opadł na krzesło i skinął głową, choć jego spojrzenie błądziło po tafli okna. Kobieta sięgnęła po samopiszące pióro, które ustawiła na pergaminie. Te zatrzęsło się z podekscytowania, gotowe do spisywania słów. — Wiemy już, co skłoniło Harry’ego do podjęcia decyzji o przyłączeniu się do Voldemorta. Nie kierowały nim osobiste pobudki, chociaż w Umowie Przymierza zawarł warunki, które miały wpływ na jego życie prywatne.
— Wiedział, że jego bliscy mogą zginąć przy jego najmniejszym błędzie. Musiał ich chronić, co chyba zrobiłby każdy na jego miejscu. Nie powiedziałbym, że w tej kwestii kierował się sobą. Jak zwykle chciał chronić innych. Nie mógł obronić całego świata, więc skupił się na osobach, na których mu zależało — wtrącił Łapa, nie odrywając wzroku od okna.
— Sądzę, że nikt nie będzie go za to potępiać.
— Gdyby ktoś go za to potępiał, byłby egoistą. Każdy próbowałby w pierwszej kolejności ratować swoich najbliższych. To chyba zupełnie normalne.
— Ty również się tym kierowałeś, prawda? Od samego początku starałeś się robić wszystko, żeby Harry, mimo Umowy i przepowiedni, przeżył.
Syriusz odetchnął ciężko, przenosząc wzrok na młodą dziewczynę, której nigdy nie kończyły się pytania. Typowa dziennikarka.
— Harry, poświęcając sobie, wydostał mnie z miejsca, w którym spędziłbym wieczność. Był najbliższą mi osobą. To chyba jasne, że w pierwszej kolejności chciałem ratować właśnie jego.
— Wcześniej słabo się znaliście. Dopiero Umowa uściśliła wasze relacje.
— Mieliśmy mało okazji, żeby ze sobą przebywać, chociaż obaj się staraliśmy. Poznaliśmy się dopiero wtedy, gdy miał trzynaście, prawie czternaście lat. Przez większość tego czasu Harry był w szkole, a ja musiałem się ukrywać. Mimo to zdążyliśmy w jakiś sposób nawiązać silną więź.
— Jaki był, gdy go poznałeś?
— Wszyscy zawsze mu powtarzali, że jest kopią Jamesa z oczami Lily, dlatego w pierwszej chwili odniosłem wrażenie że patrzę na jego ojca. Naiwnie pomyślałem, że tak samo jest z jego charakterem. Dopiero później przekonałem się, że tak naprawdę jest mieszanką obojga. Był impulsywny, często działał bez przemyślenia, ale zawsze miał dobre intencje. Za osobami, na których mu zależało, poszedłby w ogień i to nigdy się nie zmieniło. Był dobrym chłopakiem, który wiedział, czego chce i co jest najważniejsze w życiu. Nigdy mu tego chyba nie powiedziałem, ale zawsze widziałem go w roli aurora. Wiesz, miał zmysł, który podpowiadał mu, że dzieje się coś, czym powinien się zainteresować. Nie był wybitnym uczniem, ale nadrabiał to tym, co miał w głowie. Coś na zasadzie, że nie wiem, jakim zaklęciem otworzyć drzwi, więc je wyważę albo wlezę oknem.
Dziennikarka uśmiechnęła się lekko na jego słowa, a on westchnął cicho.
— Miał swoje wady, ale kto ich nie ma. Pakował się w kłopoty częściej, niż wypadało i czasami cieszyłem się, że nie byłem tego do końca świadomy, bo chyba dostałbym przez niego zawału. Łamał zasady, ale w tej kwestii pewnie do powiedzenia najwięcej by mieli jego nauczyciele. Był też uparty jak osioł, co nie zawsze wychodziło mu na dobre.
— Po zawarciu Umowy, jakie największe zmiany dostrzegłeś?
— Przede wszystkim przestał najpierw robić, a później myśleć. Zaczął wszystko kalkulować, zanim zaczął działać. Stanął oko w oko z wojną i musiał dojrzeć. Wziął odpowiedzialność za naprawdę dużą sprawę i starał się wszystko zorganizować tak, żeby ucierpiało jak najmniej osób, chociaż nie zawsze później dobrze się z tym czuł.
— Co masz na myśli?
— Na początku roku szkolnego doszło do sytuacji, w której nauczycielka ukarała ucznia, z którym Harry przyjaźnił się jeszcze za czasów Harry’ego, a nie Evana. Kolejnym razem sam się zgłosił do ukarania tego samego ucznia. Nie zrobił tego dla przyjemności. Nawet nie potrafił rzucić zaklęcia torturującego, ale uznał, że chyba lepiej, żeby rzucił urok, który mniej zaboli. Musiał później znosić niemiłe spojrzenia i komentarze, chociaż nie czuł się dobrze z tym, co zrobił. Nie było łatwo na to patrzeć, ale wtedy pomyślałem sobie, że kurde, jednak ten chłopak jest silniejszy, niż mi się wydawało. Sam bym się nie przełamał, żeby zrobić coś takiego.
— Robiąc coś złego, zrobił coś dobrego.
— Wybrał mniejsze zło, chociaż odbiło się to na nim. Taki już był.
— Tęsknisz za nim?
— To tak, jakbyś spytała ojca, który stracił swoje dziecko, czy oddałby swoje życie, żeby ono mogło żyć…

Remus Lupin wszedł do domu na Grimmauld Place, od razu wyczuwając zapach alkoholu. Mimo to ruszył dalej, szukając Syriusza, który mieszkał tutaj zupełnie sam od czasu bitwy w Hogwarcie i śmierci Harry’ego. Znalazł Łapę z salonie, gdzie zgarbiony mężczyzna siedział przy stole z butelką whisky. W większości była już pusta. Podniósł wzrok, kiedy usłyszał kroki. Uniósł dłoń w powitalnym geście, nie ruszając się z miejsca.
— Znowu się zalewasz? — westchnął Lunatyk, siadając naprzeciwko mężczyzny.
— Co innego mi pozostało? — odparł, nalewając kolejną porcję whisky do stojącej obok szklanki.
— Musisz wziąć się w garść i wyjść na prostą, Łapa. Wojna się skończyła, zostałeś uniewinniony. Możesz zacząć wszystko od nowa.
Syriusz wbił w niego ostre spojrzenie.
— Po co? Dla kogo? — szepnął chłodno, a później zerwał się do pionu. — Wiesz, co cały czas pchało mnie do przodu? Że zrobię wszystko, żeby przeżył. Nawaliłem. Po raz kolejny nawaliłem!
Cisnął szklanką o ścianę w bezradnej złości.
— Co ci powiedział przed śmiercią? — zapytał spokojnie Lunatyk, nie zwracając uwagi na jego napad agresji, które ostatnio były u niego normą. — Żyj dalej. Tak, Hermiona mi to powiedziała, bo się o ciebie martwi — oznajmił, widząc spojrzenie przyjaciela. — Miałeś spróbować. Obiecałeś mu to.
— I żyję — odpowiedział, szyderczo się śmiejąc. — Żyję. Ale co to za życie?
— Tak jak Harry nie przewidział śmierci Draco, tak i ty nie mogłeś przewidzieć, że Umowa zbyt mocno go wyniszczyła. Ukrywał to. Nikt nie widział, że jego stan jest aż tak poważny.
— Sam wcisnąłem w niego eliksir — przyznał słabo z oczami pełnymi łez. — Dałem mu go, bo na moich oczach płakał z bólu. Tym go zabiłem. Przeze mnie nikt nie widział, co się z nim dzieje.
— Na siłę szukasz w sobie winy.
— Chciał cię przeprosić, ale nie zdążył — wyznał Łapa, zmieniając temat. — Wspomniał o tym kilka razy, ale nie mógł tego zrobić jako Evan.
— Za co? — zapytał zaskoczony Remus.
— Za to, że okłamał cię w trakcie waszej ostatniej rozmowy. Miał wyrzuty sumienia, że skończyła się ona kłamstwem, bo już wtedy wiedział, co się stanie.
Lunatyk westchnął cicho.
— Niepotrzebnie tak się tym przejmował.
— Lubił cię. Szanował.
Łapa sięgnął po kolejną szklankę, nie zatrzymywany przez Lunatyka, który siedział ze spuszczoną głową, jakby zabolały go ostatnie słowa.
— Nigdy nie sądziłem, że zdobędzie się na coś takiego. Że tak bardzo poświęci samego siebie dla innych.
Lunatyk przywołał do siebie szklankę, więc Syriusz polał również jemu.
— Za Harry’ego. — Remus wzniósł toast.
— I Evana.
Wypili. A później Łapa zaczął płakać.

— Co sądziłeś na temat jego relacji ze Ślizgonami? Ślizgoni różnią się pod różnymi względami od Gryfonów, więc na pewno nie było mu łatwo. Spodziewałeś się, że uda mu się nawiązać jakieś bliższe przyjaźnie?
— Początkowo chciał związać się z nimi tylko na tyle, by przekabacić ich na swoją stronę, odwieść od myśli, że ich jedynym wyborem jest Voldemort. Przyznam, że sam się nie spodziewałem, że nawiąże tak bliskie relacje z trójką z nich.
— Voldemort zginął po tym, jak zabito Draco. Wiele osób zastanawia się nad tym, dlaczego to Draco był powodem, który wytypował Harry, kiedy padła groźba zabicia wszystkich śmierciożerców znajdujących się na polu walki.
— Draco miał Mroczny Znak, więc również odczuł na sobie ból związany z atakiem Voldemorta. Jak dobrze już wiesz, w Umowie był punkt, który mówił o tym, że nikt nie może tknąć bliskich Harry’ego. Czy Voldemort podejrzewał, że Evan i Draco szczerze się ze sobą zaprzyjaźnili? Sądzę, że nie. Może uznał, że są tylko znajomymi, który się ze sobą trzymają tylko dlatego, że mają podobne zdanie na jego temat. Kiedy Harry zbombardował go powodem, którym był Draco, Voldemort spanikował. Nie mógł zabić wszystkich śmierciożerców, bo jednocześnie zabiłby Draco, łamiąc tym samym Umowę. Dlatego zareagował tak szybko, gdy Halt cisnął w niego Avadą.
— Gdyby Draco nie zginął…?
— Być może Harry by zmarł, zanim padł Voldemort. Voldemort być może by przeżył. Harry i Draco szczerze się zaprzyjaźnili. Inaczej Umowa nie zabiłaby Riddle’a.
— Więc śmierć Draco…
— Uratowała nas wszystkich…

— Według wielu osób bycie szpiegiem to bycie zdrajcą. Nikt nie wie, jakie to trudne zadanie. To ciągła myśl, że musisz uważać na wszystko, co mówisz. Musisz kontrolować swoje odruchy. Najmniejszy błąd może cię zdradzić. A teraz weź pod uwagę szpiega, któremu zleceniodawca cały czas podcina skrzydła i czeka na ten błąd. Na pewno wielu uczniów pamięta sytuację, gdzie Voldemort publicznie dał wszystkim do zrozumienia, że Evan Reponer jest jego szpiegiem. Jak miał dalej szpiegować, gdy wszyscy znali prawdę? On… — Łapa roześmiał się lekko.— Naprawdę był beznadziejnym szpiegiem, patrząc na to okiem Riddle’a. Dużo rzeczy potrafił tak okręcić, żeby Voldemort nie wiedział najważniejszych faktów, a jednocześnie powiedział wystarczająco dużo, żeby nie złamać Umowy. Czasami po prostu nie chciał nic wiedzieć, żeby nie musieć tego przekazać. Tak naprawdę nigdy nie wyliczył mu nazwisk uczniów z Gwardii Dumbledore’a poza tymi, o których Voldemort już wiedział.
— Jak to zrobił? — zapytała zaciekawiona dziennikarka.
— Nie pytał. Nie drążył. Nie starał się ich poznać. Najzabawniejsze jest to, że kiedyś wszedł w sam środek spotkania GD. Oczywiście nie celowo. Pewien Ślizgon, z którym miał na pieńku, podrzucił mu narkotyki do napoju. Ginny znalazła go naćpanego i zaprowadziła go na spotkanie. Śmiał się, gdy mówił mi, że nie widział twarzy Gwardzistów, bo dragi zamieniły ich twarze w uśmiechnięte buźki. Stwierdził, że nawet mózg mu podpowiada, czego nie chce wiedzieć. Tak naprawdę starał się wszystkim pomóc, robił wszystko, żeby Voldemort wiedział jak najmniej. Riddle na pewno znał prawdę, ale nie tylko my dwaj byliśmy jego wtykami. Miał świadomość, że nie może nam ufać. Inni odgrywali lepiej swoje role. Weźmy za przykład Teodora Notta. Harry, Draco i Blaise byli z nim w dormitorium, a nigdy nie wpadło im do głowy, że wiele ich ruchów jest pod obserwacją. Oczywiście, znali zagrożenie i starali się rozmawiać na najważniejsze tematy na osobności, ale przecież każdy może coś palnąć w nieodpowiedniej chwili. Podejrzewam, że Teodor wiedział o ich akcjach sabotażowych i przez to wiedział o tym również Voldemort, ale tylko czekał, aż Harry będzie musiał się do tego przyznać. Riddle potrafił tak chronić swoich szpiegów, żebyśmy się nie domyślili, że wie o niektórych naszych ruchach szybciej.
— Informacje od Notta spływały do Voldemorta przez cały rok szkolny. To od niego dowiedział się o ataku, prawda?
— Tak wynika ze śledztwa aurorów. W trakcie ostatniego buntu uczniów nikt nie wskazał Teodora jako śmierciożercy, dlatego nikt go nie uśpił. Musiał się zorientować, że dzieje się coś ważnego i przekazał tę informację. On też po jakimś czasie obudził wszystkich uśpionych.
— Wcześniej wiedzieliście, że Voldemort zbiera armię.
— Bunt zaczął się głównie dlatego, żebyśmy z Harrym mogli zniszczyć horkruksy. Byliśmy w domu Voldemorta, gdy ten zaczął zbierać armię. Ledwo udało nam się uciec, ktoś nas rozpoznał w trakcie ucieczki. Voldemort musiał wiedzieć, że nie przyszliśmy w odwiedziny. Puchar był na widoku. Na pewno od razu zorientował się, że go nie ma, chociaż wtedy to nie my go zabraliśmy. Od tego zaczęły problemy Harry’ego ze zdrowiem, bo nie stawiał się na wezwanie.
— Ciebie też wzywał?
— Owszem, ale głównie skupił się na nim i to w niego wycelował swój atak. Wiesz, tak naprawdę Voldemort zawsze traktował mnie jako kogoś stojącego na uboczu. Zawsze chodziło mu bardziej o Harry’ego i nie ma się czemu dziwić. Łączyła ich przepowiednia. To Harry został wskazany jako jego zabójca i to z jego strony pojawiało się największe zagrożenie. Siedemnastolatek, który miał zabić…

W czasie świąt Bożego Narodzenia Syriusz wybrał się na cmentarz, gdzie pochowano Harry’ego. Zjawiał się tutaj wystarczająco często, by dostrzec ilość kwiatów kładzionych na jego grobie. Początkowo cały był zasłany wieńcami. Łapa spotykał tutaj obcych ludzi, których wcześniej chłopak nawet nie widział na oczy, jednak każdy chciał w jakiś sposób upamiętnić poświęcenie młodzieńca. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez kilka miesięcy. Później bukietów było coraz mniej, gdy z mijającym czasem wszyscy zapominali, co takiego wydarzyło się w Hogwarcie. Harry stał się bohaterem, który odmienił los wojny, ale jego imię i nazwisko powoli zacierały się w pamięci czarodziejów.
Syriusz włożył do marmurowego wazonu świeże białe lilie, które miał zniszczyć czas, ale nie mróz. Później kucnął i zgarnął z płyty zaległy śnieg, odsłaniając nie tylko prawdziwe imię i nazwisko chłopaka, ale także dane, którymi posługiwał się przez ostatni rok szkolny. Łapa delikatnie przejechał dłonią po marmurze, jakby chciał przekazać chrześniakowi, że nadal o nim pamięta, że nadal żyje w jego sercu. Opuścił głowę, czując uścisk w gardle.
Usłyszał kroki, lecz nie zareagował w żaden sposób. Ostatnimi czasy ignorował wszystko, co nie miało związku z Harrym. Zerknął na przybyłą osobę dopiero wtedy, gdy ta położyła białą różę na płycie.
— Białe kwiaty. Też mam poczucie, że inne do niego nie pasują — powiedziała cicho Ginny, przykucając przy nim.
— Są łagodne, pewnie dlatego.
Przez chwilę kucali obok siebie w ciszy, rozmyślając nad tymi słowami.
— Wróciłaś na święta? — zapytał wreszcie.
— Tak — westchnęła. — Hogwart wrócił do normy, ale mało kto chciał zostać w szkole, pamiętając poprzedni rok.
— Stan Blaise’a się poprawił?
Ginny pokręciła lekko głową.
— Cały czas chodzi na rehabilitację, ale to nic nie pomaga. Według lekarzy jad Nagini rozprzestrzenił się tak bardzo, że jego lewa ręka i ramię już zawsze będą bezwładne. Chyba już przyzwyczaił się do tej myśli szczególnie, że Dafne to nie przeszkadza.
— Dobrze, że ją ma. Jest dla niego oparciem.
Ginny pokiwała powoli głową.
— A ty? — szepnęła.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— Ja jestem już wystarczająco stary i doświadczony, żeby radzić sobie samemu.
— Nie powinieneś być sam.
— Ale chcę.
Podniósł się, dając znać, że chce już iść. Ginny również to zrobiła, żeby się pożegnać.
— Przyjdź do Nory na święta. Wszyscy się ucieszą.
Łapa posłał jej lekki uśmiech, który dał jej odpowiedź.
— Pozdrów wszystkich ode mnie. Mam nadzieję, że Ronowi i Hermionie dobrze się układa.
— Tak, jest w porządku — szepnęła. Przytuliła go na pożegnanie. — Drzwi stoją przed tobą otworem.
Kiedy odchodził, wiedziała, że podjął już decyzję.

— Dlaczego Voldemort zgodził się zawrzeć tak niekorzystną dla niego Umowę? Było to dla niego ryzykowane, a przecież bał się śmierci.
— Myślę, że był tak zapatrzony w siebie, że nie sądził, że Harry zna już możliwość pozbycia się go, ale nie miał jak tego zrealizować. Żył w przeświadczeniu, że nikt nie wie o powodach jego nieśmiertelności i to go zgubiło. Cały czas miał przy sobie jednego horkruksa. Drugiego miał u siebie w domu i nigdy nikt nawet go nie dotknął. To mu wystarczyło.
— Nigdy nie podejrzewał, że coś się zmieniło?
— Nigdy. To tylko oznacza, że nie był wcale taki wszechwiedzący. Dla rozsądku powinien chociaż sprawdzić, co się dzieje z pozostałymi horkruksami. Mógł pomyśleć, że Harry nie chce podpisać Umowy tylko ze względu na siebie. Miał powód, żeby coś podejrzewać i nawet mu to nie przeszło wtedy przez myśl.
— O czym mówisz?
— Harry rozmawiał z Nagini, która naprowadziła go na myśl, że horkruks może znajdować się w domu. Pluliśmy sobie w brodę, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, bo mogliśmy go znaleźć już w trakcie wakacji, ale nie mogliśmy cofnąć czasu. Zrobiliśmy plan domu i przy każdej możliwej okazji po kolei obszukiwaliśmy wszystkie pomieszczenia.
— Powiedziałeś, że horkruks był na widoku.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— Pod latarnią najciemniej. Rozglądaliśmy się po zakamarkach, a nie widzieliśmy tego, co mieliśmy przed oczami. — Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. — Pewnego razu Voldemort nakrył Harry’ego na przeszukiwaniu pokoju. Nie wiem, jakim cudem ten chłopak zachował zimną krew, ale obrócił wszystko w taki sposób, jakby nie znał prawdy i utwierdził go w przekonaniu, że szukał informacji, jak go zabić, a nie, że konkretnego przedmiotu. Samo to powinno zapalić czerwoną lampkę nad głową Riddle’a, ale on nawet się nie zawahał. Chyba wtedy bardziej rajcowała go możliwość ukarania Harry’ego.
— Pierwszy raz mógł to zrobić, tak?
— Dokładnie. Harry był nietykalny przez Umowę, ale wtedy Voldemort obrócił to pod niewykonywanie polecenia.
— Co mu zrobił?
— Obdarł mu plecy ze skóry. Jasne było, że nie możemy iść z tym do szkolnej pielęgniarki, więc musiałem go połatać na własną rękę. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
— Pewnie nie było ci łatwo.
— Nie było, szczególnie że nie mieliśmy środków przeciwbólowych, więc wszystko robiliśmy na żywca, za znieczulenie mając tylko alkohol. Wył z bólu, ale liczyło się dla niego to, że nas nie wydał. To tylko dowodzi, że Voldemort był tak naprawdę głupi. Siedemnastolatek wpuścił go w maliny. Czasami mam wrażenie, że Riddle podpisał Umowę dla zabawy. Gdy pierwszy raz przeczytałem jej treść, pomyślałem sobie, że gdzieś tutaj musi być haczyk. Jak Voldemort mógł zgodzić się na coś takiego? Nie miał z niej niemal żadnych korzyści. Szpiegów, którzy naprawdę przyłożą do misji, mógł mieć na pęczki. Zapewnił Harry’emu i jego bliskim bezpieczeństwo i miał z tego tylko tyle, że nie spróbują się wzajemnie zabić, że jego życie nie będzie zagrożone przez takiego dzieciaka. Tutaj jego rozumowanie również było błędne, bo nie pomyślał, że tak naprawdę Harry ma gdzieś tę przepowiednię i poświęci nawet swoje życie, żeby go wykończyć. Uznał, że to on wyjdzie na tym lepiej.
— Mimo wszystko Harry nie przeżył. Uważasz, że przegrał?
Syriusz uśmiechnął się smutno.
— Wygrał. Stanowczo wygrał.

— Harry’ego i Voldemorta połączyły przepowiednia i Umowa Przymierza. Na temat obu magicznych kontraktów wiemy już wystarczająco dużo, żeby mieć pełny obraz sytuacji, w której obaj się znaleźli. Wiemy, co nimi kierowało, jacy byli, jak się zachowywali. Umowa została złamana przez ich obu i dla obu skończyło się to śmiercią. Ale co z przepowiednią? Kto odczytał ją prawidłowo? Wszyscy dobrze wiemy, że śmierć Harry’ego wywołana została powikłaniami po Umowie, która wyniszczała go przez kilka godzin. Uważasz, że to musiało się tak skończyć, bo to Harry odczytał przepowiednię prawidłowo?
— Myślę, że przepowiednia już na samym początku mówiła o Umowie, chociaż żaden z nich nie zdawał sobie z tego sprawy. Możemy starać się oszukać los, ale i tak znajdziemy się w tym jednym punkcie, do którego mieliśmy trafić. Wiem, jakim tokiem myślenia kierował się Harry. Wiem, że łączył ze sobą jedno i drugie. Jeśli chodzi o Voldemorta… Wydaje mi się, że Umową chciał oszukać przepowiednię. Że jakimś sposobem odwróci to wszystko tak, że to odczyt Dumbledore’a będzie prawidłowy i zginie tylko Harry. Że Umowa załatwi sprawę i nie będzie musiał go zabić swoją ręką, żeby nie wypełnić przepowiedni. Tak naprawdę jeden zabił drugiego, ale żaden z nich nie skierował w drugiego różdżki, żeby zabić. Obaj posłużyli się Umową. Przepowiednia się spełniła. Każda się spełnia.

Kartka w kalendarzu jasno wskazywała, jaki wypadał dzisiaj dzień. Dwunastego czerwca. Rok od bitwy o Hogwart. Rok od śmierci Harry’ego.
Egzemplarz książki Druga twarz – historia Harry’ego Pottera oczami Syriusza Blacka znajdowała się na stole w domu przy Grimmauld Place 12. Obok księgi stała opróżniona butelka alkoholu. Zaraz przy niej znajdowała się różdżka.
W tym samym pomieszczeniu na linie zwisało martwe ciało.

______________________


Tak źle się czuję wstawiając ten epilog. Zastanawiałam się, czy w ogóle to robić, bo gdy patrzę na końcówkę... Mam wrażenie, że nie powinnam tego robić. Cały czas mam przed oczami to, co stało się z Chesterem. Tak cholernie podobna sytuacja, że łamie mi to serce jeszcze bardziej.
Wiem, że jest tutaj wielu fanów Linkin Park. Wiem, co czujecie. Nie mogę się otrząsnąć po tej stracie, bo LP przeprowadziło mnie przez dużą część mojego życia i zawsze byli w nim obecni. 
Przepraszam Was za ten epilog.
Trisy Di Angelo, Agusia 2003, raczej nie będzie drugiego zakończenia. Po prostu go nie widzę, nawet jako miniaturki. 
Myślę, że na tym blogu kończy się moje przygoda z opowiadaniami o Harrym Potterze. Postanowiłam ograniczyć się tylko do miniaturek związanych z poprzednimi opowiadaniami (pewnie głównie na DO). Być może w końcu spróbuję napisać coś swojego, ale jeszcze tego nie wiem. Po prostu jestem w takim stanie, że straciłam chęci do czegokolwiek.
Na Wasze pytania odpowiem pod komentarzami. Możecie też do mnie pisać na asku, twitterze czy mailu. Jeśli chcecie pogadać - piszcie śmiało. Szczególnie teraz, gdy wielu z nas, Soldiersów, potrzebuje wsparcia.
Dziękuję Wam, że czytaliście Umowę.
Wasza Bully