Syriusz
przesunął kubek z gorącą herbatą po blacie drewnianego stołu. Kobieta siedząca
po przeciwnej stronie ujęła go w dłonie, zerkając z wdzięcznością na mężczyznę.
Zwróciła uwagę na drżące ręce bruneta i jego zaczerwienione oczy. Czuła w
powietrzu odór przetworzonego alkoholu, chociaż Black otworzył okno przed jej
wizytą, starając się wywietrzyć pomieszczenie. Wiedziała jednak, że Syriusz
jest trzeźwy. Zawsze był w trakcie ich spotkań, chociaż czasami sięgał po
butelkę.
— Możemy zaczynać? — zapytała, a
on opadł na krzesło i skinął głową, choć jego spojrzenie błądziło po tafli
okna. Kobieta sięgnęła po samopiszące pióro, które ustawiła na pergaminie. Te
zatrzęsło się z podekscytowania, gotowe do spisywania słów. — Wiemy już, co
skłoniło Harry’ego do podjęcia decyzji o przyłączeniu się do Voldemorta. Nie
kierowały nim osobiste pobudki, chociaż w Umowie Przymierza zawarł warunki,
które miały wpływ na jego życie prywatne.
— Wiedział, że jego bliscy mogą
zginąć przy jego najmniejszym błędzie. Musiał ich chronić, co chyba zrobiłby
każdy na jego miejscu. Nie powiedziałbym, że w tej kwestii kierował się sobą.
Jak zwykle chciał chronić innych. Nie mógł obronić całego świata, więc skupił
się na osobach, na których mu zależało — wtrącił Łapa, nie odrywając wzroku od
okna.
— Sądzę, że nikt nie będzie go za
to potępiać.
— Gdyby ktoś go za to potępiał,
byłby egoistą. Każdy próbowałby w pierwszej kolejności ratować swoich
najbliższych. To chyba zupełnie normalne.
— Ty również się tym kierowałeś,
prawda? Od samego początku starałeś się robić wszystko, żeby Harry, mimo Umowy
i przepowiedni, przeżył.
Syriusz odetchnął ciężko,
przenosząc wzrok na młodą dziewczynę, której nigdy nie kończyły się pytania.
Typowa dziennikarka.
— Harry, poświęcając sobie,
wydostał mnie z miejsca, w którym spędziłbym wieczność. Był najbliższą mi
osobą. To chyba jasne, że w pierwszej kolejności chciałem ratować właśnie jego.
— Wcześniej słabo się znaliście.
Dopiero Umowa uściśliła wasze relacje.
— Mieliśmy mało okazji, żeby ze
sobą przebywać, chociaż obaj się staraliśmy. Poznaliśmy się dopiero wtedy, gdy
miał trzynaście, prawie czternaście lat. Przez większość tego czasu Harry był w
szkole, a ja musiałem się ukrywać. Mimo to zdążyliśmy w jakiś sposób nawiązać silną
więź.
— Jaki był, gdy go poznałeś?
— Wszyscy zawsze mu powtarzali,
że jest kopią Jamesa z oczami Lily, dlatego w pierwszej chwili odniosłem
wrażenie że patrzę na jego ojca. Naiwnie pomyślałem, że tak samo jest z jego
charakterem. Dopiero później przekonałem się, że tak naprawdę jest mieszanką
obojga. Był impulsywny, często działał bez przemyślenia, ale zawsze miał dobre
intencje. Za osobami, na których mu zależało, poszedłby w ogień i to nigdy się
nie zmieniło. Był dobrym chłopakiem, który wiedział, czego chce i co jest
najważniejsze w życiu. Nigdy mu tego chyba nie powiedziałem, ale zawsze
widziałem go w roli aurora. Wiesz, miał zmysł, który podpowiadał mu, że dzieje
się coś, czym powinien się zainteresować. Nie był wybitnym uczniem, ale
nadrabiał to tym, co miał w głowie. Coś na zasadzie, że nie wiem, jakim
zaklęciem otworzyć drzwi, więc je wyważę albo wlezę oknem.
Dziennikarka uśmiechnęła się
lekko na jego słowa, a on westchnął cicho.
— Miał swoje wady, ale kto ich
nie ma. Pakował się w kłopoty częściej, niż wypadało i czasami cieszyłem się, że
nie byłem tego do końca świadomy, bo chyba dostałbym przez niego zawału. Łamał
zasady, ale w tej kwestii pewnie do powiedzenia najwięcej by mieli jego
nauczyciele. Był też uparty jak osioł, co nie zawsze wychodziło mu na dobre.
— Po zawarciu Umowy, jakie
największe zmiany dostrzegłeś?
— Przede wszystkim przestał
najpierw robić, a później myśleć. Zaczął wszystko kalkulować, zanim zaczął
działać. Stanął oko w oko z wojną i musiał dojrzeć. Wziął odpowiedzialność za
naprawdę dużą sprawę i starał się wszystko zorganizować tak, żeby ucierpiało
jak najmniej osób, chociaż nie zawsze później dobrze się z tym czuł.
— Co masz na myśli?
— Na początku roku szkolnego
doszło do sytuacji, w której nauczycielka ukarała ucznia, z którym Harry
przyjaźnił się jeszcze za czasów Harry’ego, a nie Evana. Kolejnym razem sam się
zgłosił do ukarania tego samego ucznia. Nie zrobił tego dla przyjemności. Nawet
nie potrafił rzucić zaklęcia torturującego, ale uznał, że chyba lepiej, żeby
rzucił urok, który mniej zaboli. Musiał później znosić niemiłe spojrzenia i
komentarze, chociaż nie czuł się dobrze z tym, co zrobił. Nie było łatwo na to
patrzeć, ale wtedy pomyślałem sobie, że kurde, jednak ten chłopak jest
silniejszy, niż mi się wydawało. Sam bym się nie przełamał, żeby zrobić coś takiego.
— Robiąc coś złego, zrobił coś
dobrego.
— Wybrał mniejsze zło, chociaż
odbiło się to na nim. Taki już był.
— Tęsknisz za nim?
— To tak, jakbyś spytała ojca,
który stracił swoje dziecko, czy oddałby swoje życie, żeby ono mogło żyć…
Remus Lupin wszedł do domu na
Grimmauld Place, od razu wyczuwając zapach alkoholu. Mimo to ruszył dalej,
szukając Syriusza, który mieszkał tutaj zupełnie sam od czasu bitwy w Hogwarcie
i śmierci Harry’ego. Znalazł Łapę z salonie, gdzie zgarbiony mężczyzna siedział
przy stole z butelką whisky. W większości była już pusta. Podniósł wzrok, kiedy
usłyszał kroki. Uniósł dłoń w powitalnym geście, nie ruszając się z miejsca.
— Znowu się zalewasz? — westchnął
Lunatyk, siadając naprzeciwko mężczyzny.
— Co innego mi pozostało? — odparł,
nalewając kolejną porcję whisky do stojącej obok szklanki.
— Musisz wziąć się w garść i
wyjść na prostą, Łapa. Wojna się skończyła, zostałeś uniewinniony. Możesz
zacząć wszystko od nowa.
Syriusz wbił w niego ostre
spojrzenie.
— Po co? Dla kogo? — szepnął
chłodno, a później zerwał się do pionu. — Wiesz, co cały czas pchało mnie do
przodu? Że zrobię wszystko, żeby przeżył. Nawaliłem. Po raz kolejny nawaliłem!
Cisnął szklanką o ścianę w
bezradnej złości.
— Co ci powiedział przed
śmiercią? — zapytał spokojnie Lunatyk, nie zwracając uwagi na jego napad
agresji, które ostatnio były u niego normą. — Żyj dalej. Tak, Hermiona mi to powiedziała, bo się o ciebie martwi
— oznajmił, widząc spojrzenie przyjaciela. — Miałeś spróbować. Obiecałeś mu to.
— I żyję — odpowiedział,
szyderczo się śmiejąc. — Żyję. Ale co to za życie?
— Tak jak Harry nie przewidział
śmierci Draco, tak i ty nie mogłeś przewidzieć, że Umowa zbyt mocno go
wyniszczyła. Ukrywał to. Nikt nie widział, że jego stan jest aż tak poważny.
— Sam wcisnąłem w niego eliksir —
przyznał słabo z oczami pełnymi łez. — Dałem mu go, bo na moich oczach płakał z
bólu. Tym go zabiłem. Przeze mnie nikt nie widział, co się z nim dzieje.
— Na siłę szukasz w sobie winy.
— Chciał cię przeprosić, ale nie
zdążył — wyznał Łapa, zmieniając temat. — Wspomniał o tym kilka razy, ale nie
mógł tego zrobić jako Evan.
— Za co? — zapytał zaskoczony
Remus.
— Za to, że okłamał cię w trakcie
waszej ostatniej rozmowy. Miał wyrzuty sumienia, że skończyła się ona
kłamstwem, bo już wtedy wiedział, co się stanie.
Lunatyk westchnął cicho.
— Niepotrzebnie tak się tym
przejmował.
— Lubił cię. Szanował.
Łapa sięgnął po kolejną szklankę,
nie zatrzymywany przez Lunatyka, który siedział ze spuszczoną głową, jakby
zabolały go ostatnie słowa.
— Nigdy nie sądziłem, że
zdobędzie się na coś takiego. Że tak bardzo poświęci samego siebie dla innych.
Lunatyk przywołał do siebie
szklankę, więc Syriusz polał również jemu.
— Za Harry’ego. — Remus wzniósł
toast.
— I Evana.
Wypili. A później Łapa zaczął
płakać.
— Co sądziłeś na temat jego
relacji ze Ślizgonami? Ślizgoni różnią się pod różnymi względami od Gryfonów,
więc na pewno nie było mu łatwo. Spodziewałeś się, że uda mu się nawiązać
jakieś bliższe przyjaźnie?
— Początkowo chciał związać się z
nimi tylko na tyle, by przekabacić ich na swoją stronę, odwieść od myśli, że
ich jedynym wyborem jest Voldemort. Przyznam, że sam się nie spodziewałem, że
nawiąże tak bliskie relacje z trójką z nich.
— Voldemort zginął po tym, jak
zabito Draco. Wiele osób zastanawia się nad tym, dlaczego to Draco był powodem,
który wytypował Harry, kiedy padła groźba zabicia wszystkich śmierciożerców
znajdujących się na polu walki.
— Draco miał Mroczny Znak, więc
również odczuł na sobie ból związany z atakiem Voldemorta. Jak dobrze już
wiesz, w Umowie był punkt, który mówił o tym, że nikt nie może tknąć bliskich
Harry’ego. Czy Voldemort podejrzewał, że Evan i Draco szczerze się ze sobą
zaprzyjaźnili? Sądzę, że nie. Może uznał, że są tylko znajomymi, który się ze
sobą trzymają tylko dlatego, że mają podobne zdanie na jego temat. Kiedy Harry
zbombardował go powodem, którym był Draco, Voldemort spanikował. Nie mógł zabić
wszystkich śmierciożerców, bo jednocześnie zabiłby Draco, łamiąc tym samym
Umowę. Dlatego zareagował tak szybko, gdy Halt cisnął w niego Avadą.
— Gdyby Draco nie zginął…?
— Być może Harry by zmarł, zanim
padł Voldemort. Voldemort być może by przeżył. Harry i Draco szczerze się
zaprzyjaźnili. Inaczej Umowa nie zabiłaby Riddle’a.
— Więc śmierć Draco…
— Uratowała nas wszystkich…
— Według wielu osób bycie
szpiegiem to bycie zdrajcą. Nikt nie wie, jakie to trudne zadanie. To ciągła
myśl, że musisz uważać na wszystko, co mówisz. Musisz kontrolować swoje
odruchy. Najmniejszy błąd może cię zdradzić. A teraz weź pod uwagę szpiega,
któremu zleceniodawca cały czas podcina skrzydła i czeka na ten błąd. Na pewno
wielu uczniów pamięta sytuację, gdzie Voldemort publicznie dał wszystkim do
zrozumienia, że Evan Reponer jest jego szpiegiem. Jak miał dalej szpiegować,
gdy wszyscy znali prawdę? On… — Łapa roześmiał się lekko.— Naprawdę był
beznadziejnym szpiegiem, patrząc na to okiem Riddle’a. Dużo rzeczy potrafił tak
okręcić, żeby Voldemort nie wiedział najważniejszych faktów, a jednocześnie
powiedział wystarczająco dużo, żeby nie złamać Umowy. Czasami po prostu nie
chciał nic wiedzieć, żeby nie musieć tego przekazać. Tak naprawdę nigdy nie
wyliczył mu nazwisk uczniów z Gwardii Dumbledore’a poza tymi, o których
Voldemort już wiedział.
— Jak to zrobił? — zapytała
zaciekawiona dziennikarka.
— Nie pytał. Nie drążył. Nie
starał się ich poznać. Najzabawniejsze jest to, że kiedyś wszedł w sam środek
spotkania GD. Oczywiście nie celowo. Pewien Ślizgon, z którym miał na pieńku,
podrzucił mu narkotyki do napoju. Ginny znalazła go naćpanego i zaprowadziła go
na spotkanie. Śmiał się, gdy mówił mi, że nie widział twarzy Gwardzistów, bo
dragi zamieniły ich twarze w uśmiechnięte buźki. Stwierdził, że nawet mózg mu
podpowiada, czego nie chce wiedzieć. Tak naprawdę starał się wszystkim pomóc,
robił wszystko, żeby Voldemort wiedział jak najmniej. Riddle na pewno znał
prawdę, ale nie tylko my dwaj byliśmy jego wtykami. Miał świadomość, że nie
może nam ufać. Inni odgrywali lepiej swoje role. Weźmy za przykład Teodora
Notta. Harry, Draco i Blaise byli z nim w dormitorium, a nigdy nie wpadło im do
głowy, że wiele ich ruchów jest pod obserwacją. Oczywiście, znali zagrożenie i
starali się rozmawiać na najważniejsze tematy na osobności, ale przecież każdy
może coś palnąć w nieodpowiedniej chwili. Podejrzewam, że Teodor wiedział o ich
akcjach sabotażowych i przez to wiedział o tym również Voldemort, ale tylko
czekał, aż Harry będzie musiał się do tego przyznać. Riddle potrafił tak
chronić swoich szpiegów, żebyśmy się nie domyślili, że wie o niektórych naszych
ruchach szybciej.
— Informacje od Notta spływały do
Voldemorta przez cały rok szkolny. To od niego dowiedział się o ataku, prawda?
— Tak wynika ze śledztwa aurorów.
W trakcie ostatniego buntu uczniów nikt nie wskazał Teodora jako śmierciożercy,
dlatego nikt go nie uśpił. Musiał się zorientować, że dzieje się coś ważnego i
przekazał tę informację. On też po jakimś czasie obudził wszystkich uśpionych.
— Wcześniej wiedzieliście, że
Voldemort zbiera armię.
— Bunt zaczął się głównie
dlatego, żebyśmy z Harrym mogli zniszczyć horkruksy. Byliśmy w domu Voldemorta,
gdy ten zaczął zbierać armię. Ledwo udało nam się uciec, ktoś nas rozpoznał w
trakcie ucieczki. Voldemort musiał wiedzieć, że nie przyszliśmy w odwiedziny.
Puchar był na widoku. Na pewno od razu zorientował się, że go nie ma, chociaż
wtedy to nie my go zabraliśmy. Od tego zaczęły problemy Harry’ego ze zdrowiem,
bo nie stawiał się na wezwanie.
— Ciebie też wzywał?
— Owszem, ale głównie skupił się
na nim i to w niego wycelował swój atak. Wiesz, tak naprawdę Voldemort zawsze
traktował mnie jako kogoś stojącego na uboczu. Zawsze chodziło mu bardziej o
Harry’ego i nie ma się czemu dziwić. Łączyła ich przepowiednia. To Harry został
wskazany jako jego zabójca i to z jego strony pojawiało się największe
zagrożenie. Siedemnastolatek, który miał zabić…
W czasie świąt Bożego Narodzenia
Syriusz wybrał się na cmentarz, gdzie pochowano Harry’ego. Zjawiał się tutaj
wystarczająco często, by dostrzec ilość kwiatów kładzionych na jego grobie.
Początkowo cały był zasłany wieńcami. Łapa spotykał tutaj obcych ludzi, których
wcześniej chłopak nawet nie widział na oczy, jednak każdy chciał w jakiś sposób
upamiętnić poświęcenie młodzieńca. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez kilka
miesięcy. Później bukietów było coraz mniej, gdy z mijającym czasem wszyscy
zapominali, co takiego wydarzyło się w Hogwarcie. Harry stał się bohaterem,
który odmienił los wojny, ale jego imię i nazwisko powoli zacierały się w
pamięci czarodziejów.
Syriusz włożył do marmurowego
wazonu świeże białe lilie, które miał zniszczyć czas, ale nie mróz. Później
kucnął i zgarnął z płyty zaległy śnieg, odsłaniając nie tylko prawdziwe imię i
nazwisko chłopaka, ale także dane, którymi posługiwał się przez ostatni rok
szkolny. Łapa delikatnie przejechał dłonią po marmurze, jakby chciał przekazać
chrześniakowi, że nadal o nim pamięta, że nadal żyje w jego sercu. Opuścił
głowę, czując uścisk w gardle.
Usłyszał kroki, lecz nie zareagował
w żaden sposób. Ostatnimi czasy ignorował wszystko, co nie miało związku z
Harrym. Zerknął na przybyłą osobę dopiero wtedy, gdy ta położyła białą różę na
płycie.
— Białe kwiaty. Też mam poczucie,
że inne do niego nie pasują — powiedziała cicho Ginny, przykucając przy nim.
— Są łagodne, pewnie dlatego.
Przez chwilę kucali obok siebie w
ciszy, rozmyślając nad tymi słowami.
— Wróciłaś na święta? — zapytał
wreszcie.
— Tak — westchnęła. — Hogwart
wrócił do normy, ale mało kto chciał zostać w szkole, pamiętając poprzedni rok.
— Stan Blaise’a się poprawił?
Ginny pokręciła lekko głową.
— Cały czas chodzi na
rehabilitację, ale to nic nie pomaga. Według lekarzy jad Nagini rozprzestrzenił
się tak bardzo, że jego lewa ręka i ramię już zawsze będą bezwładne. Chyba już
przyzwyczaił się do tej myśli szczególnie, że Dafne to nie przeszkadza.
— Dobrze, że ją ma. Jest dla
niego oparciem.
Ginny pokiwała powoli głową.
— A ty? — szepnęła.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— Ja jestem już wystarczająco
stary i doświadczony, żeby radzić sobie samemu.
— Nie powinieneś być sam.
— Ale chcę.
Podniósł się, dając znać, że chce
już iść. Ginny również to zrobiła, żeby się pożegnać.
— Przyjdź do Nory na święta.
Wszyscy się ucieszą.
Łapa posłał jej lekki uśmiech,
który dał jej odpowiedź.
— Pozdrów wszystkich ode mnie.
Mam nadzieję, że Ronowi i Hermionie dobrze się układa.
— Tak, jest w porządku —
szepnęła. Przytuliła go na pożegnanie. — Drzwi stoją przed tobą otworem.
Kiedy odchodził, wiedziała, że
podjął już decyzję.
— Dlaczego Voldemort zgodził się
zawrzeć tak niekorzystną dla niego Umowę? Było to dla niego ryzykowane, a
przecież bał się śmierci.
— Myślę, że był tak zapatrzony w
siebie, że nie sądził, że Harry zna już możliwość pozbycia się go, ale nie miał
jak tego zrealizować. Żył w przeświadczeniu, że nikt nie wie o powodach jego
nieśmiertelności i to go zgubiło. Cały czas miał przy sobie jednego horkruksa.
Drugiego miał u siebie w domu i nigdy nikt nawet go nie dotknął. To mu
wystarczyło.
— Nigdy nie podejrzewał, że coś
się zmieniło?
— Nigdy. To tylko oznacza, że nie
był wcale taki wszechwiedzący. Dla rozsądku powinien chociaż sprawdzić, co się
dzieje z pozostałymi horkruksami. Mógł pomyśleć, że Harry nie chce podpisać Umowy
tylko ze względu na siebie. Miał powód, żeby coś podejrzewać i nawet mu to nie
przeszło wtedy przez myśl.
— O czym mówisz?
— Harry rozmawiał z Nagini, która
naprowadziła go na myśl, że horkruks może znajdować się w domu. Pluliśmy sobie
w brodę, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej, bo mogliśmy go znaleźć już w
trakcie wakacji, ale nie mogliśmy cofnąć czasu. Zrobiliśmy plan domu i przy
każdej możliwej okazji po kolei obszukiwaliśmy wszystkie pomieszczenia.
— Powiedziałeś, że horkruks był
na widoku.
Syriusz uśmiechnął się lekko.
— Pod latarnią najciemniej.
Rozglądaliśmy się po zakamarkach, a nie widzieliśmy tego, co mieliśmy przed
oczami. — Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. — Pewnego razu Voldemort
nakrył Harry’ego na przeszukiwaniu pokoju. Nie wiem, jakim cudem ten chłopak
zachował zimną krew, ale obrócił wszystko w taki sposób, jakby nie znał prawdy
i utwierdził go w przekonaniu, że szukał informacji, jak go zabić, a nie, że
konkretnego przedmiotu. Samo to powinno zapalić czerwoną lampkę nad głową
Riddle’a, ale on nawet się nie zawahał. Chyba wtedy bardziej rajcowała go
możliwość ukarania Harry’ego.
— Pierwszy raz mógł to zrobić,
tak?
— Dokładnie. Harry był nietykalny
przez Umowę, ale wtedy Voldemort obrócił to pod niewykonywanie polecenia.
— Co mu zrobił?
— Obdarł mu plecy ze skóry. Jasne
było, że nie możemy iść z tym do szkolnej pielęgniarki, więc musiałem go
połatać na własną rękę. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
— Pewnie nie było ci łatwo.
— Nie było, szczególnie że nie
mieliśmy środków przeciwbólowych, więc wszystko robiliśmy na żywca, za
znieczulenie mając tylko alkohol. Wył z bólu, ale liczyło się dla niego to, że
nas nie wydał. To tylko dowodzi, że Voldemort był tak naprawdę głupi.
Siedemnastolatek wpuścił go w maliny. Czasami mam wrażenie, że Riddle podpisał
Umowę dla zabawy. Gdy pierwszy raz przeczytałem jej treść, pomyślałem sobie, że
gdzieś tutaj musi być haczyk. Jak Voldemort mógł zgodzić się na coś takiego?
Nie miał z niej niemal żadnych korzyści. Szpiegów, którzy naprawdę przyłożą do
misji, mógł mieć na pęczki. Zapewnił Harry’emu i jego bliskim bezpieczeństwo i
miał z tego tylko tyle, że nie spróbują się wzajemnie zabić, że jego życie nie
będzie zagrożone przez takiego dzieciaka. Tutaj jego rozumowanie również było
błędne, bo nie pomyślał, że tak naprawdę Harry ma gdzieś tę przepowiednię i
poświęci nawet swoje życie, żeby go wykończyć. Uznał, że to on wyjdzie na tym
lepiej.
— Mimo wszystko Harry nie
przeżył. Uważasz, że przegrał?
Syriusz uśmiechnął się smutno.
— Wygrał. Stanowczo wygrał.
— Harry’ego i Voldemorta
połączyły przepowiednia i Umowa Przymierza. Na temat obu magicznych kontraktów
wiemy już wystarczająco dużo, żeby mieć pełny obraz sytuacji, w której obaj się
znaleźli. Wiemy, co nimi kierowało, jacy byli, jak się zachowywali. Umowa
została złamana przez ich obu i dla obu skończyło się to śmiercią. Ale co z
przepowiednią? Kto odczytał ją prawidłowo? Wszyscy dobrze wiemy, że śmierć
Harry’ego wywołana została powikłaniami po Umowie, która wyniszczała go przez
kilka godzin. Uważasz, że to musiało się tak skończyć, bo to Harry odczytał
przepowiednię prawidłowo?
— Myślę, że przepowiednia już na
samym początku mówiła o Umowie, chociaż żaden z nich nie zdawał sobie z tego
sprawy. Możemy starać się oszukać los, ale i tak znajdziemy się w tym jednym
punkcie, do którego mieliśmy trafić. Wiem, jakim tokiem myślenia kierował się
Harry. Wiem, że łączył ze sobą jedno i drugie. Jeśli chodzi o Voldemorta…
Wydaje mi się, że Umową chciał oszukać przepowiednię. Że jakimś sposobem
odwróci to wszystko tak, że to odczyt Dumbledore’a będzie prawidłowy i zginie
tylko Harry. Że Umowa załatwi sprawę i nie będzie musiał go zabić swoją ręką,
żeby nie wypełnić przepowiedni. Tak naprawdę jeden zabił drugiego, ale żaden z
nich nie skierował w drugiego różdżki, żeby zabić. Obaj posłużyli się Umową.
Przepowiednia się spełniła. Każda się spełnia.
Kartka w kalendarzu jasno
wskazywała, jaki wypadał dzisiaj dzień. Dwunastego czerwca. Rok od bitwy o
Hogwart. Rok od śmierci Harry’ego.
Egzemplarz książki Druga twarz – historia Harry’ego Pottera
oczami Syriusza Blacka znajdowała się na stole w domu przy Grimmauld Place
12. Obok księgi stała opróżniona butelka alkoholu. Zaraz przy niej znajdowała
się różdżka.
W tym samym pomieszczeniu na
linie zwisało martwe ciało.
______________________
Wiem, że jest tutaj wielu fanów Linkin Park. Wiem, co czujecie. Nie mogę się otrząsnąć po tej stracie, bo LP przeprowadziło mnie przez dużą część mojego życia i zawsze byli w nim obecni.
Przepraszam Was za ten epilog.
Trisy Di Angelo, Agusia 2003, raczej nie będzie drugiego zakończenia. Po prostu go nie widzę, nawet jako miniaturki.
Myślę, że na tym blogu kończy się moje przygoda z opowiadaniami o Harrym Potterze. Postanowiłam ograniczyć się tylko do miniaturek związanych z poprzednimi opowiadaniami (pewnie głównie na DO). Być może w końcu spróbuję napisać coś swojego, ale jeszcze tego nie wiem. Po prostu jestem w takim stanie, że straciłam chęci do czegokolwiek.
Na Wasze pytania odpowiem pod komentarzami. Możecie też do mnie pisać na asku, twitterze czy mailu. Jeśli chcecie pogadać - piszcie śmiało. Szczególnie teraz, gdy wielu z nas, Soldiersów, potrzebuje wsparcia.
Dziękuję Wam, że czytaliście Umowę.
Wasza Bully