18 lutego 2017

Rozdział 11

Harry niemal codziennie zerkał do skrytki, którą wskazał w liście do Rona i Hermiony, jednak do tej pory nie znalazł tam żadnej informacji od dwójki Gryfonów. Niezbyt go to zdziwiło, skoro nawet nie wiedzieli, kim jest tajemniczy Przyjaciel. Mimo to zawsze czuł lekkie rozczarowanie, gdy odchodził z pustymi rękoma.
      Harry i Syriusz korzystali z każdej okazji, w trakcie której mogli przeszukać posiadłość Voldemorta. Zwykle Łapa dowiadywał się, kiedy organizowany będzie atak i dom będzie pusty. Wtedy we dwójkę przedostawali się na miejsce i szperali we wszystkich możliwych rzeczach. Czasami wykorzystywali jego wezwanie, by zostać dłużej i chociaż rzucić okiem na jedno z pomieszczeń.
Harry zyskał pewność, że Voldemort zniknął w jednym z pokoi na pierwszym piętrze, więc prędko zaczął przeczesywać pomieszczenie znajdujące się zaraz obok komnaty z kominkiem. Nasłuchiwał najmniejszego szelestu, jednak serce biło mu tak głośno, że niemal zagłuszało każdy dźwięk. Zamknął szafkę i odwrócił się. Natychmiast skamieniał, dostrzegając w drzwiach Voldemorta. Serce podeszło mu do gardła, gdy uświadomił sobie, że został przyłapany na gorącym uczynku. Riddle opierał się o framugę z szyderczym uśmieszkiem.
— Czegoś szukasz? — zapytał cichym głosem, a chłopakowi ciarki przeszły po plecach. — Odebrało ci mowę?
Harry’emu cała wymyślona bajeczka wyleciała z głowy. Zresztą, nie była przydatna w takich okolicznościach. Voldemort widział, jak przeszukuje szafkę, a kłamstwo dotyczyło sytuacji, gdyby zastał ich w domu w momencie, w którym nie powinno ich tutaj być. Miał wrażenie, że ze stresu zaraz zwymiotuje, plecy oblał mu zimny pot. Złowieszczy uśmiech na twarzy Voldemorta kompletnie go zmroził.
— Czy nie mówiłem ci kiedyś, że możesz się czuć swobodnie tylko w swoim pokoju? — zapytał Riddle z udawanym zastanowieniem. — Wydaje mi się, że grzebanie w moich rzeczach tego nie obejmuje. Chyba mogę uznać, że nie wykonałeś mojego polecenia, nie sądzisz?
Zapadła mrożąca krew w żyłach cisza. Harry’emu w dalszym ciągu nie wpadło do głowy żadne logiczne wytłumaczenie tej sytuacji. Obserwował, jak Voldemort podchodzi do niego szybkim krokiem. Nie spuszczali z siebie spojrzeń.
— Czego szukasz? — syknął Riddle wprost w jego twarz, a Harry postawił wszystko na jedną kartę.
— Dobrze wiesz, że nadal chcę cię zabić.
Voldemort roześmiał się szyderczo.
— Sądzisz, że znajdziesz tutaj informację o tym, jak to zrobić?
— Owszem, na to liczę — warknął z nadzieją, że zdoła ukryć wiadomość o tym, że już poznał zagadkę jego nieśmiertelności. — Raczej nie szukam tutaj przepisu na szarlotkę.
Voldemort zacisnął palce na jego szczęce z wściekłością w oczach.
— Nawet nie wiesz, jaką daje mi satysfakcję złapanie cię na niewykonywaniu polecenia.
Odepchnął od siebie chłopaka, który z trudem utrzymał równowagę. Na nic to się zdało. Czekała go sroga kara, jednak cały czas powtarzał sobie, że najważniejsze nadal pozostało tajemnicą.
Uderzyło go zaklęcie torturujące, które zwaliło go z nóg. Wył z bólu, wijąc się po podłodze, gdy krew zaczęła wrzeć mu w żyłach, a na skroniach zaciskały się szczypce próbujące zmiażdżyć mu czaszkę. Miał wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Czuł, że zrobi wszystko, żeby to ustało, jednak gdzieś w podświadomości wiedział, że musi to przetrwać. Zaklęcie ustało, ale nie był w stanie się podnieść. Nim zdążył się pozbierać, poczuł kolejną klątwę. Było jeszcze gorzej. Nie miał pojęcia, czy to dzieje się naprawdę, czy to tylko iluzja, ale z pleców zdzierano mu skórę. Krew spływająca po ciele była dla niego odpowiedzią, co jeszcze bardziej wpłynęło na jego psychikę. Voldemort śmiał się jak opętany, gdy z bólu wbijał palce w dywan, wyrywając włókna.
— Czekałem na to od chwili, gdy zaproponowałeś Umowę, ale do teraz nie miałem pretekstu, żeby coś ci zrobić, gówniarzu — powiedział z zachwytem Tom.
— Jesteś chory — zdołał wyszeptać w podłogę, ledwo tłumiąc płacz.
— Nie pogarszaj swojej sytuacji. Nie mogę cię zabić, ale to nie znaczy, że nie mogę doprowadzić cię do takiego stanu, że sam będziesz chciał podciąć sobie żyły.
Harry bronił się ze wszystkich sił, które mu jeszcze zostały, gdy Voldemort próbował zmusić go do położenia się na zmasakrowane plecy. Nie miał na to szans. Czarnoksiężnik wiedział, co ma robić, jak sprawić, żeby chciał umrzeć. Samo położenie się na plecach nie było tak bolesne, jednak zaklęcie torturujące w takiej pozycji niemal pozbawiło go przytomności. Resztkami świadomości zmusił się do ponownego przerzucenia się na brzuch, ale zdążył odczuć już tak silny ból, że łzy nieświadomie spływały mu po policzkach. Jego plecy niemal płonęły, koszulka kleiła się do odkrytych mięśni, krew rozlała się wokół niego. Voldemort wysłał w niego gorący powiew, więc wrzasnął z bólu po raz kolejny.
— Mnie nie można zabić — powiedział jeszcze Riddle, zanim wyszedł.
Harry leżał przez kilka minut, nie będąc w stanie nawet drgnąć. Łzy skapywały na dywan, który je wchłaniał. Jęknął słabo, kiedy próbował wstać. Kręciło mu się w głowie. Chciał jak najszybciej wrócić do Hogwartu, ale nie był w stanie nawet klęknąć. Zdołał się trochę uspokoić, gdy usłyszał kroki.
— Wstawaj — powiedział ktoś chłodno.
Nad nim stał jakiś śmierciożerca, którego widział pierwszy raz na oczy. Gdy chłopak nawet nie drgnął, ze złością chwycił go i szarpnął na klęczki. Harry zawył z bólu, gdy plecy po raz kolejny zapłonęły żywym ogniem.
— Przestań się mazać! — warknął na niego mężczyzna.
— Pieprz się — jęknął Harry.
Facet uderzył go w twarz tak mocno, że z kącika ust popłynęła krew.
— Ruszaj się! — warknął do siebie.
Szarpnął go do pionu, chociaż pod chłopakiem uginały się nogi. Zacisnął dłoń na łokciu Harry’ego i wyciągnął go z domu, nie powstrzymując się przed brutalnością. Później ich deportował. Wylądowali przed bramami Hogwartu, które otworzyły się, kiedy mężczyzna przyłożył do nich Mroczny Znak. Popchnął Harry’ego do środka i zniknął, gdy tylko bramy wróciły na swoje miejsce. Chłopak wylądował na kolanach, gdyż ból rozsadzał mu czaszkę i plecy, w które został na sam koniec popchnięty.
— Opanuj się — szepnął do siebie, chociaż cały drżał i ledwo docierało do niego, gdzie jest.
Na kolanach przedostał się do najbliższej latarni i przy jej pomocy wstał, jęcząc z bólu. Miał wrażenie, że wrota Hogwartu znajdują się na drugim końcu świata, ale ruszył w ich stronę. Szedł jak najszybciej mógł, choć obraz co chwilę zasnuwała mu gęsta mgła. Raz na moment zupełnie się wyłączył i ocknął się na ziemi. Ponowne podniesienie się kosztowało go mnóstwo cierpienia i wysiłku. Słaniał się na nogach, po twarzy spływał mu pot, jakby przebiegł kilka mil. Gdy dotarł do wrót, niemal się rozpłakał, chociaż wiedział, że czeka go jeszcze dojście do gabinetu Syriusza.
Korytarze były opustoszałe, gdyż było już po ciszy nocnej. Harry sięgnął do pierwszej balustrady i podniósł nogę. Poczuł naciągające się mięśnie pleców. Nie miał pojęcia, jakim cudem przedostał się na pierwsze piętro, chociaż zajęło mu to mnóstwo czasu.
— Evan?
Nie był w stanie rozpoznać głosu przez szum w uszach, ani osoby, gdyż obraz mu wirował. Upadł na kolana, zwymiotował na posadzkę, usłyszał, jak ktoś biegnie w jego stronę. Poczuł klepanie po policzkach i wielokrotne powtórzenie jego imienia. Jęknął, gdy dotknięto jego pleców, a ból był tak silny, że aż podparł się przedramionami o podłogę.
— Przepraszam. — Usłyszał spanikowany głos i dopiero teraz rozpoznał Hermionę.
— Riley — wyszeptał.
— Słucham?
— Do Rileya.
— Musisz iść…
— Proszę cię — jęknął.
Pokiwała szybko głową. Wyczyściła posadzkę, a później podała mu ręce, by pomóc mu wstać. Zatoczył się na nią, gdy wreszcie stanął na nogi. Ledwo udało jej się go utrzymać, nie dotykając przy tym pleców. Wspinanie się na kolejne schody było koszmarem, ale dziewczyna się nie poddawała. Powoli przesuwali się do przodu, nie pozwalała mu upaść, a na korytarzu przejęła na siebie jego ciężar i zaciągnęła go pod drzwi do gabinetu Rileya. Zapukała, utrzymując ledwo przytomnego chłopaka w pionie. Drzwi otworzyły się po przeraźliwie długiej chwili.
— H… Evan — wydukał Syriusz.
Harry zaczął pochylać się do przodu, więc Hermiona szybko zrobiła kilka kroków. Nauczyciel prędko się odsunął, a później odciążył Gryfonkę, pozwalając chłopakowi przytrzymywać się jego ciała.
— Złapał mnie — wychrypiał słabo Harry, a Syriusz zaklął nieco zbyt głośno, co spotkało się z zaskoczonym spojrzeniem Hermiony. — Zabierz ją — szepnął jeszcze.
— Hermiono, dziękuję, że go przyprowadziłaś. Możesz wracać do siebie.
— Może panu pomogę? — odpowiedziała z rozszerzonymi z przerażenia oczami.
— Poradzimy sobie, dziękuję.
Dziewczyna skinęła powoli głową, rzuciła jeszcze spojrzenie na Evana i wyszła, chociaż z wyraźnym wahaniem. Syriusz chwycił chłopaka za twarz.
— Co ci zrobił? — zapytał cicho, a jego oczy wypełnione były szczerym strachem.
— Skórę… z pleców… zdarł — odpowiedział słabo.
Poczuł, jak dłonie Syriusza zadrżały. Mężczyzna starał się doprowadzić go do kanapy, ale Harry wiedział, że nie da rady się na niej położyć, dlatego klęknął przed nią. Łapa zniknął mu na moment sprzed oczu, a kiedy się pojawił, podał mu do połowy opróżnioną butelkę whisky. Jego dłonie trzęsły się jak galareta. Evan pragnął, żeby ten cały ból zakończył się jak najszybciej, więc przechylił butelkę, upijając z niej jak najwięcej napoju. Syriusz w tym czasie przyniósł wszystkie lekarstwa, jakie posiadał. Whisky zaczęła palić Harry’ego w przełyku tak mocno, że z jego oczu pociekły łzy, ale w ogóle na to nie zareagował, biorąc kolejny łyk. Riley pomógł mu wydostać się z szaty. Został w zakrwawionym t-shircie.
— Dowiedział się? — zapytał Łapa, a Evan pokręcił głową.
— Powiedziałem, że szukam informacji o tym, jak go zabić — wychrypiał. — Dobrze o tym wie, więc…
Syriusz pokiwał głową na znak zrozumienia. Harry upił kolejny łyk whisky.
— Nie może cię torturować. Taka była umowa.
— Podciągnął to pod niewykonywanie polecenia. Mogę robić co chcę, ale tylko w swoim pokoju.
Syriusz zaklął po raz kolejny. Poczekał, aż chłopak wypije jeszcze więcej alkoholu, który miał go zamroczyć. W końcu sam odrzucił butelkę. Łapa obserwował, jak zabiera z koszyka z lekarstwami knebel, który miał mu nie pozwolić na przegryzienie sobie języka. Serce zabiło mu jak szalone. Harry miał świadomość, jak bardzo będzie go boleć, a on coraz bardziej bał się tego, co zobaczy pod zakrwawionym ubraniem. Chłopak włożył do ust materiał i kiwnął głową, chociaż w jego oczach było widoczne czyste przerażenie. Syriusz chwycił nożyczki i powoli zaczął rozcinać jego t-shirt na plecach. Harry zacisnął dłonie na poduszce, kiedy tkanina odklejała się od rany. Łapa usłyszał, jak w pewnym momencie cicho jęknął. Później zaczął dostrzegać obrażenia.
— Ku*wa — szepnął do siebie, uświadamiając sobie, że Voldemort obdarł plecy Harry’ego ze skóry.
Starał się odrywać przylepiony materiał jak najłagodniej, ale nie było to wcale takie proste. Widział odkryte mięśnie pleców chłopaka. Przez moment zrobiło mu się słabo, lecz wiedział, że nie może zrezygnować. Harry potrzebował pomocy. Widział, jak po jego policzkach spływają strumienie łez, jak mocno jego ciało jest spięte, jak zaciska zęby na kneblu. Szew poduszki zaczął pękać, kiedy nożyczki dotarły na środek kręgosłupa, gdzie koszulka była sklejona z mięśniami. Syriusz zmuszony był rozerwać materiał i oderwać go siłą. Słyszał głośno oddychającego przez nos chłopaka, gdy odkrywał coraz bardziej jego zmasakrowane plecy. Wiedział, że najgorsza część dopiero przed nimi. Podał Harry’emu butelkę jeszcze raz. Chłopak spojrzał na niego, zanim ją odebrał. Widział w oczach chrzestnego, jak bardzo jest źle. Wyciągnął knebel. Odczekali, aż Harry wypije więcej alkoholu i aż ten zacznie na niego działać.
Syriusz pomodlił się w myślach do Merlina, zanim zaczął odkażać ranę. Harry spiął się jak struna, chociaż jego umysł był przyćmiony. Drżał przeraźliwie, nie hamował łez, ale nie próbował uciekać przed bólem. Knebel stłumił jego krzyk, kiedy Łapa dotarł do najgorszej rany. Ukrył twarz w porozrywanej poduszce, dłonie znalazły krawędź kanapy, jakby chciały powstrzymać chłopaka przed jakąkolwiek próbą ucieczki. Syriusz widział, jak jego własne dłonie się trzęsą, na moment łzy kompletnie rozmazały mu widok. Nie dam rady, uświadomił sobie, ale nadal oczyszczał ranę, chociaż Harry wrzeszczał z bólu jak opętany.
Evan chwilami tracił kontakt z rzeczywistością, więc Riley starał się wtedy obmyć jak największą część rany. Budził się stanowczo za często, ale cały czas twardo utrzymywał jedną pozycję. Nim Łapa odkaził mięśnie, minęła wieczność. Chłopak oblany był potem tak mocno, jakby ktoś wylał na niego kubeł wody. Gardło miał zdarte, a paznokcie momentami wbijał w skórę tak mocno, że na wnętrzach jego dłoni pojawiły się krwawiące półkola. Poduszka była w strzępach, a kanapa miała dość mocne zadrapania, co jednak Łapę najmniej obchodziło. Przyłożył do pleców Harry’ego opatrunki zamoczone w eliksirze, a później owinął cały jego tors w bandaże. Spojrzał na swojego chrześniaka, który wyglądał tak, jakby ktoś wyprał z niego całą siłę. Podniósł jego głowę, chwytając za policzki. Harry wbił w niego wyczerpane spojrzenie.
— Już po wszystkim — powiadomił. — Połóż się.
— Dzięki — szepnął chłopak, korzystając z jego pomocy przy wspinaniu się na kanapę.
Za to, że torturowałem cię niemal tak samo, jak Voldemort?, pomyślał Łapa, teraz ledwo nad sobą panując. Harry zasnął bardzo szybko, niemal od razu po położeniu głowy na nierozerwanej poduszce. Syriusz patrzył na niego przez chwilę. Kiedy oddech chłopaka wyregulował się, sięgnął po resztę whisky i wypił ją w ciągu chwili.

Hermiona nie spała niemal przez pół nocy po tym, jak znalazła Evana w tak tragicznym stanie. Co mu się stało? Widziała wiele osób po przesłuchaniach śmierciożerców, ale ten przypadek był inny. Coś było nie tak, wiedziała o tym. Niemal usiadła na swoim łóżku.
— Nie był na przesłuchaniu — szepnęła do siebie, patrząc w sufit.
Nie chciał iść do Pomfrey, lecz do Rileya White’a, jakby chciał ukryć to, co się stało. Reakcja nauczyciela również była dziwna. Był przerażony jego widokiem, owszem, ale… Spodziewał się tego? Zastanowiła się chwilę. Może nie spodziewał, ale był przygotowany na coś takiego. I co znaczyły słowa Evana, że ktoś go złapał? Łatwo mogła się domyślić, że został ukarany, lecz za co? Co takiego robiłeś, że tak bardzo cię skatowano, Evan? Nie widziała ran, poza tą niewielką na twarzy, ale czuła krew, która przesiąkła aż przez jego szatę. Widziała jego stan. Ledwo utrzymywał przytomność, więc to nie mogło być coś mało znaczącego. Trochę jak Terry i Hanna, o ile nie gorzej.
Przerzuciła się na bok. Była przekonana, że mimo wszystko nie była to robota ochroniarzy. Kto inny mógł doprowadzić go do takiego stanu? Podświadomość sama rzuciła jej odpowiedź wprost w twarz, chociaż broniła się przed tym rękami i nogami. Po raz kolejny musiała przeanalizować sytuację.
Evan był Ślizgonem. Ślizgoni byli pierwszymi do odstrzału, którzy mieliby przejść na stronę Voldemorta. Evan jednak wielokrotnie pokazywał, że nie popiera tego, co wyprawiają śmierciożercy. Wylądował na przesłuchaniu. Dotarły do niej słuchy, że czasami daje komuś trochę jedzenia. Nie zachowywał się jak typowy wychowanek domu Węża. No i była Ginny, która chyba była gotowa uciąć sobie za niego rękę, choć przyznawała, że Evan za wszelką cenę nie chce dołączyć do Gwardii Dumbledore’a. Dlaczego tak się przed tym bronił? Czy mógł być tak fałszywy, że omamił nie tylko Ginny, ale i sporą część uczniów? Z drugiej strony, gdyby wszedł w szeregi GD, mógłby z łatwością powiadamiać śmierciożerców o działaniach ich grupy. Gdzie tu logika?
Kim ty jesteś, Evan?

Mdłości zaatakowały go, zanim jeszcze otworzył oczy. Plecy pulsowały bólem, w głowie mu się kręciło. Dłonie drżały jak szalone i nie mógł ich kontrolować. Poczuł ruch tuż obok, więc powoli otworzył oczy. Syriusz najwyraźniej zorientował się, że się obudził, bo usiadł na ziemi tuż przy nim, przecierając mokrą szmatką jego czoło.
— W nocy podskoczyła ci gorączka i trochę majaczyłeś — powiedział cicho. — Obawiałem się, że będę musiał ściągnąć tutaj Pomfrey, ale obyło się bez tego.
— Możesz dać mi coś do picia? — odparł słabym głosem, a Syriusz skinął głową i po chwili przyniósł mu szklankę wody.
Harry podparł się na łokciach i powoli uniósł. Jego twarz wygięła się w grymasie bólu, gdy plecy zaczęły płonąć. Napił się wody i ponownie opadł na kanapę.
— Schrzaniłem — stwierdził niemrawo.
— Liczyliśmy się z tym, że możemy w końcu wpaść — odpowiedział Łapa. — Najważniejsze, że nie dowiedział się, że znamy jego tajemnicę. Następnym razem musimy być po prostu jeszcze bardziej ostrożni.
— Chyba to nie zmusi go do sprawdzenia wszystkich kryjówek, co?
— Jest tak zapatrzony w siebie, że nawet przez myśl mu nie przejdzie, że ktoś zna prawdę.
— Co z Hermioną?
Łapa pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie ma żadnego pomysłu na wyjaśnienie dziewczynie tej sytuacji. Później oznajmił, że musi sprawdzić, jak goją się rany. Nie było to zbyt przyjemne i wiązało się z sykami bólu chłopaka. Okazało się, że skóra już zaczyna odrastać, co było sprzyjającą okolicznością. Łapa zmienił mu opatrunki, a później oznajmił, że Harry nie powinien zbytnio się ruszać przez jakiś czas, więc chwilowo musiał zakwaterować się na kanapie nauczyciela.

Wrócił na zajęcia dopiero dwa dni później. Blaise i Dafne zaatakowali go pod drzwiami sali od transmutacji, pytając, gdzie podziewał się tyle czasu. Nadal nie czuł się zbyt dobrze, co było widać po jego bladej twarzy i ciemnych kręgach pod oczami. Gojenie się pleców ciągle trwało. Syriusz owinął go w grubą warstwę bandaży, żeby nie podrażniał skóry i nakazał mu unikać opierania się o cokolwiek. Harry powiedział Blaise’owi i Dafne, że trochę oberwał i musiał przez jakiś czas wycofać się ze szkolnego życia. Nie dopytywali, co bardzo mu odpowiadało. Jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Hermiony, lecz szybko odwrócił głowę. Nadal nie wiedział, co jej powie, jeśli zapyta.
Siadając w ławce, starał się wykonywać jak najmniej gwałtowne ruchy. Wziął sobie do serca słowa Syriusza i nawet nie próbował zbliżyć pleców do oparcia. Trochę go to męczyło, ale miał nadzieję, że dzięki temu szybciej wyzdrowieje.
Zdołał dostrzec, że w ciągu jego krótkiej nieobecności zmieniło się zachowanie Draco. Jakby zapadł się w sobie, wyciszył się i nie otaczał się wianuszkiem fanów. Obserwował nauczycieli, lecz chyba ich nie widział.
— Co się dzieje z Draco? — zapytał Dafne, zdając sobie sprawę z tego, że Blaise’a irytuje rozmawianie o blondynie. — Jest jakiś… spokojniejszy?
— Podobno jego ojciec naraził się Voldemortowi — odpowiedziała cicho, zerkając za siebie, by sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje. — Słyszałam, że ukrył jakieś ważne informacje z Ministerstwa Magii. Podobno przez to doszło tam do buntu pracowników, a aurorzy w ramach protestu uwięzili na jakiś czas kilku śmierciożerców w lochach i usunęli im pamięć. Wiadomo, bunt szybko został stłumiony, ale jednak Voldemort poniósł jakieś straty. Ojciec Draco wylądował na dywaniku. Można się domyślić, co to oznacza. Zachwiała się lojalność Lucjusza i nie wiadomo, co z nim dalej będzie, bo to w końcu jego nie jedyna wpadka. Draco stracił przez to pewność siebie, bo pozycja jego rodziny jest zagrożona. Poza tym martwi się, co się teraz stanie.
Harry pokiwał powoli głową ze zrozumieniem. Zdawał sobie sprawę z tego, że może wykorzystać sytuację, chociaż jeszcze nie wiedział, w jaki sposób to wszystko rozegrać.
Wieczorem poszedł na Wieżę Astronomiczną, by przemyśleć całą sytuację. Nie zdziwił się, że pojawiła się tam Ginny. Gdzieś w głębi serca liczył na to, że dziewczyna również wybierze ten dzień na przyjście w swoje ulubione miejsce. Miał się nie angażować, jak radził mu chrzestny, ale lgnął do rudowłosej jak ćma do światła.
— Widząc cię dzisiaj na śniadaniu, stwierdziłam, że słowa Hermiony nie były przesadzone — oznajmiła na wstępie.
— Więc ci powiedziała…
— Owszem. Według niej niemal wyzionąłeś ducha, w takim byłeś stanie. — Spojrzała wprost na jego twarz. On natomiast twardo wbijał wzrok w jeden punkt w oddali. — To chyba niemożliwe, żeby to ochrona doprowadziła cię do takiego stanu. Kogoś z grupy sabotażowej – owszem, ale Ślizgona? Ciężko mi w to uwierzyć.
— Zwątpiłaś w to, kim jestem — zauważył, nadal na nią nie patrząc.
— Mam podstawy?
Przeniósł na nią wzrok.
— Masz.
Obserwowali się przez chwilę bez żadnych słów.
— Czemu nadal tu przychodzisz? — zapytał w końcu.
— Bo mimo wszystko nadal trudno mi określić, kim tak naprawdę jesteś. Ktoś, kto ci to zrobił, nie był zwykłym pionkiem. Chyba że ktoś przyłapałby cię na oczywistym buncie i działaniu sabotażowym. Do tego byś jednak nie dopuścił, wiem to. Więc nie dziw mi się, że uznałam, że jest to sprawa wyższej rangi. Nie masz jednak znaku. Przynajmniej nie miałeś jeszcze jakiś czas temu.
Harry uśmiechnął się słabo i ponownie spojrzał przed siebie.
— Chcesz sprawdzić jeszcze raz?
— Nie. Możesz nie mieć znaku, ale być śmierciożercą w sercu. Albo mieć znak, ale działać pod przymusem. Możesz być zwyczajnym szpiegiem i nie mieć znaku, żeby nikt się nie zorientował. Możesz też nie mieć znaku, zachowywać się czasami jak typowy Ślizgon, ale tak naprawdę pragnąć zniszczyć Voldemorta. Rozwiązań jest wiele. Znak lub jego brak nie zawsze jest odpowiedzią.
— Więc jednak rozumiesz, jaka tak naprawdę jest sytuacja — powiedział cicho z lekkim uśmiechem.
— Nie wiem, czy mogę ci ufać.
— Więc dlaczego ze mną rozmawiasz?
— Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia.
— Nie łatwiej mnie skreślić i nie mieć problemu? — zapytał, patrząc na nią uważnie.
— Łatwiej nie znaczy lepiej — szepnęła.
Niemal czuł bijące od niej emocje. Stała blisko niego, patrzyła na niego orzechowymi oczami pełnymi niepewności i niezrozumienia, a przy każdym oddechu z jej ust wydobywała się para. Uniósł dłoń i pogładził ją delikatnie po zaróżowionym od chłodu policzku. Wbijała w niego spojrzenie, nie odtrącając go. Zbliżył się jeszcze bardziej, ale w ostatniej chwili zdołał się opanować.
— Tym razem będzie lepiej — szepnął, a później odszedł, zostawiając ją na szczycie Wieży Astronomicznej.


Harry i Syriusz dokładnie omówili warunki Umowy Przymierza Łapy. Sugerowali się głównie tym, co chłopak wywalczył w swojej sprawie i doszli do wniosku, że najlepszym sposobem będzie spisanie ponownie wszystkich warunków poza jednym, który określał wykorzystanie Bellatriks do przywrócenia mężczyzny do życia. Przedstawili swoje stanowisko przed Vodemortem, który przystał na takie rozwiązanie. Umowa została zawarta, a Harry miał wrażenie, że wciągnął Syriusza w równie olbrzymie bagno, w jakim sam się znalazł.
Riddle oznajmił, że Łapa dołączy do grona nauczycielskiego w Hogwarcie. Harry dopiero zaczął się orientować, jak stoi sytuacja w szkole i w głębi duszy był coraz bardziej przerażony. Dotarło do niego, że Voldemort przejął już zbyt wiele ważnych instytucji, w tym zamek. Wszyscy mieli się o tym dowiedzieć dopiero po przyjeździe uczniów na miejsce. Ochrona śmierciożerców nie napawała optymizmem, a jeszcze gorsza była wiadomość o wprowadzeniu czarnej magii do planu zajęć. Harry liczył na to, że nauczyciele nie zostaną usunięci ze swoich stanowisk, bo większość z nich należała do Zakonu Feniksa, co mogło być przydatne. Na wieść o tym, że Snape zostanie dyrektorem, nie potrafił powstrzymać grymasu niezadowolenia, ale sprzeciw nie miał najmniejszego sensu. Równie dobrze mógł wrzeszczeć na ścianę, żeby się przesunęła.
Z Syriuszem wrócił do pokoju w zupełnej ciszy po ustaleniu wszystkich najistotniejszych spraw. Dopiero po zatrzaśnięciu drzwi Harry wymamrotał:
— W co ja nas wpakowałem…
Łapa przez chwilę milczał.
— Damy radę — oznajmił pewnie, a Harry spojrzał na niego z politowaniem. — Nie będzie łatwo, wiem, ale nie mamy wyjścia. Skończymy z nim raz na zawsze.
— Chciałbym podzielać twój entuzjazm.
— Teraz lepiej skupmy się na tym, jaką bajeczkę będziemy wszystkim wciskać.
— Chyba najlepiej utrzymywać, że się nie znamy, dopóki tylko damy radę — odparł Harry. — Wiesz, gdyby jeden w czymś nawalił to wina nie spadnie jeszcze na drugiego. — Syriusz pokiwał głową na zgodę. — Gorzej, jeśli ktoś zacznie się czegoś domyślać. Wtedy coś musimy naściemniać.
— Najlepiej utrzymać to na takim poziomie, że jesteśmy jakąś rodziną. Ojciec i syn to chyba trochę zbyt niebezpieczne, więc może wuj i bratanek? Gdyby uznali nas za jakichś znajomych, ciężko by było wyjaśnić różnicę wieku, a taki układ nie wzbudzi większych podejrzeń.
— Może być — potwierdził Harry. — Dobrze też wymyślić jakąś historię rodziny, żeby nikt z góry nie osądził, po czyjej jesteśmy stronie.
Syriusz obserwował go przez moment w zastanowieniu, aż Harry zapytał, co mu chodzi po głowie.
— Strasznie się zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania — przyznał.
— Wiesz, jakby na to nie patrzeć, przeszedłem na drugą stronę barykady…
— Nie o to chodzi. Mam na myśli twoje podejście do wielu spraw. Jeszcze rok temu byłeś narwany, impulsywny i często działałeś bez przemyślenia. Teraz się trochę… uspokoiłeś.
— To źle?
— Nie, ale żałuję, że musiałeś za szybko wydorośleć — powiedział z westchnięciem.
Harry usiadł na łóżku i podwinął nogi pod siebie, przybierając dość bezbronną pozycję.
— Wiesz, zawsze mogłem rzucić się przed szereg i z bitewnym okrzykiem polec jako pierwszy — stwierdził z lekkim uśmiechem. — Doszedłem do wniosku, że wolę zostać z tyłu i trochę pokąsać przeciwnika, zanim zaatakuję z pełną parą.
Syriusz zaśmiał się szczerze na jego słowa.
— To chyba rozsądne rozwiązanie.
— Po tej rozmowie z Voldemortem wydaje mi się, że tak czy inaczej nie miałem innego wyjścia. Gdybym zdecydował się pójść do Hogwartu, na powitanie pewnie by mnie zaciągnęli do Riddle’a i nic nie mógłbym zrobić. Gdybym jednak zrezygnował, nie miałbym wielu możliwości, żeby cokolwiek na niego znaleźć i chyba błąkałbym się po Anglii jak ślepiec. Teraz przynajmniej mogę skorzystać z różnych możliwości. Jakby na to nie patrzeć, w tej sytuacji mam największą szansę, żeby coś zdziałać.
Syriusz westchnął ciężko.
— W tym wieku nie powinieneś myśleć o tym, jak kogoś zabić, tylko o tym, jaką dziewczynę poderwać.
Harry parsknął śmiechem.
— To najwidoczniej nie moje przeznaczenie.
— Cały czas rozmawiamy tylko o wojnie — powiedział nagle Syriusz. — A może byś tak powiedział, co się działo przez ten rok w twoim życiu osobistym, co?
— Syriusz, porąbało cię? — zapytał poważnie Harry.
— Nie samą wojną człowiek żyje — oznajmił i przeszedł do bezpośredniego ataku: — Miałeś lub masz dziewczynę?
Zaskoczony tym pytaniem chłopak przez chwilę patrzył na niego głupim spojrzeniem. Gdy dotarł do niego sens pytania, wyraźnie się zmieszał.
— Merlinie, Harry. Jesteś nastolatkiem — powiedział Syriusz z rozbawieniem. — Przestań myśleć tylko o jednym.
— No przepraszam cię bardzo, ale nic nie poradzę na to, że z każdej strony mówią tylko o tym — jęknął i przechylił się do tyłu, by runąć na łóżko.
— Naprawdę, czasami powinieneś trochę wyluzować i robić to, co każdy normalny nastolatek.
— Na przykład?
— No nie wiem… Upić się czy naćpać czasami.
Harry wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a Łapa wyszczerzył się.
— Namawiasz mnie do złego. Wstydź się.
— A tak poważnie mówiąc, naprawdę musisz czasami olać sprawy wojny ciepłym moczem, wiesz? Odreagować. Zająć się sobą. Chociażby… nie wiem… rozpaczać nad swoim złamanym nastoletnim sercem… albo… O rany, trafiłem? — dodał, gdy zobaczył minę Harry’ego.
— Nikt nie złamał mi serca, ośle — odparł, chociaż niezbyt chciał na niego spojrzeć.
— Hej, ale coś jest na rzeczy — podekscytował się.
— Przestań…
— Jak ma na imię ta piękna dziewoja?
— Chyba wolę jednak rozmowy o wojnie.
Syriusz zaśmiał się szczerze.
— Znam ją?
— Merlinie, litości.
— Hermiona?
— Czyś ty oszalał?!
— No wiesz, spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu, przyjaźnicie się, więc może…?
— Nie! Nie…
— Ginny?
Harry zamilkł w pół zdania, a Syriusz klasnął w dłonie. Zaczął tak natrętnie wypytywać o dziewczynę, że chłopak musiał mu co nieco powiedzieć na ten temat. Wyraźnie się przy tym krępował, ale Łapa z łatwością odczytał, że chłopakowi nadal na niej zależy.
— No i masz, wszystko wiesz — oznajmił na koniec Harry. — Zaraz zostanie uświadomiona, że nie żyję i na tym wszystko się skończy. Zadowolony?
— Pobiłeś wszystkie moje złamane serca.
Chłopak parsknął.
— Widzisz, że u mnie wszystko prędzej czy później sprowadza się do wojny. Tak więc… Jaka będzie historia naszej wymyślonej rodziny?
Syriusz westchnął, wracając na ziemię.
— Twoja matka była moją siostrą i zmarła w trakcie porodu. Ojciec zginął wypadku samochodowym kilka miesięcy po twoich narodzinach, więc musiałem się tobą zająć. Uczyłeś się w domu materiału szkolnego, a na ostatni rok poszedłeś do Hogwartu, bo spadło na mnie za dużo obowiązków. Może być?
— Może. I nie masz żony, bo jakaś lafirynda złamała ci serce w szkole.
Syriusz cisnął w niego poduszką.

______________________


TheJoker, mam już napisane rozdziały do przodu, więc bez problemu mogę wstawiać rozdziały co tydzień. Na chwilę obecną nie planuję kolejnych opowiadań o Potterze ;)
Leinad, każdemu autorowi przyda się krytyka, więc całkowicie rozumiem szczerość. Muszę się jednak odnieść do niektórych punktów ;) Umowa nie jest pisana na odpierdziel, to na pewno. Nie przewiduję dużej ilości rozdziałów, ponieważ nie chcę lać wody i pisać wątków, które w ogóle nie będą potrzebne. Skupiam się tylko na konkretach, a nie pobocznych sytuacjach, że tak powiem z dupy wziętych. Zakładki z bohaterami nie chcę robić, bo nie wydaje mi się, żeby było to jakoś szczególnie potrzebne, skoro w opowiadaniu biorą udział w większości bohaterowie wykreowani przez Rowling, więc wszyscy dobrze ich znają. Poza tym nie chcę psuć niespodzianki osobom, które zaczynają czytać i jeszcze nie mają wprost powiedziane, kim jest Evan i Riley. W końcu w książkach też nie spotykamy się z żadną zakładką na ten temat ;) Być może za bardzo skupiam się na tym, żeby całe opowiadanie miało ręce i nogi, a przez to gdzieś umyka mi coś innego. Tylko tak mogę to wyjaśnić, Liczę, że z kolejnymi rozdziałami jednak opowiadanie przestanie Cię nudzić ;)
Dorota, linki do moich opowiadań znajdują się w zakładce "Odwiedź Voldemorta" ;)

Muszę zapowiedzieć, że kolejny rozdział pojawi się albo w sobotę, albo w niedzielę. Na razie nie jestem w stanie określić, czy będę miała chociaż chwilę czasu, żeby dodać dwunastkę w sobotę, więc wolę się zabezpieczyć ;D
Tortury, tortury, tortury, czyli coś co kocham xD Ktoś tutaj ostatnio pisał, że również uwielbia tortury na Harrym, więc chociaż jedna osoba będzie uszczęśliwiona tym rozdziałem xD
Całuję,
Wasza Bully :)

10 komentarzy:

  1. Aaaaaaa! NARESZCIE! Moja wewnętrzna sadystka cieszy się niezmiernie! ;D
    Torturowany Harry, Syriusz opiekujący się nim, to coś co uwielbiam w twoich tekstach (jesteśmy złe!)
    Błaaaagam, niech to Hermiona jako pierwsza się domyśli, że to Harry, ja wiem, że to ona, to musi być ona!
    Robi się coraz lepiej *-*
    Czasami żałuję, że nie jestem jakimś dobrym hakerem i nie mogę włamać ci się do komputera, bo umieram z ciekawości co dalej...

    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja sadystyczna dusza właśnie odtańczyła taniec szczęścia xD Tortury, zdarte plecy. sadystyczny Voldemort, wiesz co dobre :D Coś sensownego napisze jutro, bo teraz chyba jeszcze raz przeczytam te soczyste kawałki xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak zasmutałam, że Harruś zdarł sobie plecki ;( Hermiono, pilnuj swojego stanowiska najmądrzejszej czarownicy od czasów Rovenki, więc domyśl się kto to jest! Jezu ja przez nich wszystkich osiwieję! A siwych włosów w wieku lat 14 mieć nie wypada ;)
    Weny życzę!
    Nesia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh, aż mnie zabolało jak czytałam o torturowanym Harry'm >.<
    A Syriusz jak zwykle wesoły. Może się walić, palić, a on i tak wypyta swego chrześniaka o jego problemy sercowe xD
    Świetny rozdział i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć i czołem!
    Ojojojojoj... Voldziu dopadł Harrego. Nie mam pojęcia czy bym wytrzymała takie coś...
    Hermi ty MUSISZ jako pierwsza dowiedzieć się o Evanie/Harrym. To twoje przeznaczenie!
    Syriusz, Syriusz, Syriusz... czy ty kiedyś wydoroślejesz? Mam wrażenie, że nie.
    Czy tylko mnie to rozwaliło?:
    ,,— Naprawdę, czasami powinieneś trochę wyluzować i robić to, co każdy normalny nastolatek.
    — Na przykład?
    — No nie wiem… Upić się czy naćpać czasami.''
    A tak ogólnie - rozdział jak zwykle świetny, nie mogę się już doczekać kolejnej soboty! Chociaż w sumie... Jednak mogę poczekać. Aż tak bardzo mi się nie śpieszy do końca feri.
    Pozdrawiam gorąco, życzę weny
    Lady Night

    OdpowiedzUsuń
  6. "A tak poważnie mówiąc, naprawdę musisz czasami olać sprawy wojny ciepłym moczem, wiesz?" najlepszy tekst jak do tej pory xdddd
    Scena, kiedy Voldemort dopada Harrego idealnie buduję napięcie, sam opis tortur bardzo dobrze napisany, od razu widać, że to coś w czym się dobrze czujesz :p Ja też szczerzę przyznaję, że jak do tej pory niektóre momenty strasznie mnie nudziły, jednak ten dzisiejszy jest naprawdę na dobrym poziomie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że piszesz kolejne opowiadanie, ale bardzo się ucieszyłem, przeczytawszy tę wiadomość. Tym bardziej, że „Umowa przymierza” zupełnie różni się od Twojej poprzedniej twórczości. Przepraszam również, że nie skomentowałem poprzednich rozdziałów, ale chciałem szybko nadrobić zaległości i być na bieżąco. :)

    Cieszę się, że w tym rozdziale pojawił się wątek ze znęcaniem się nad Harrym. Po przeczytaniu „Bitwy Myśli” jesteś pierwszą autorką, która przychodzi mi do głowy, kiedy ktoś wypowie przy mnie słowo „tortury”.:)

    Podobały mi się przemyślenia Hermiony i rozmowa Ginny z Harrym. Jestem niemal pewny, że dziewczyny odkryją w końcu, co tak naprawdę dzieje się w Hogwarcie, tzn. zrozumieją, kim jest Evan i prof. Riley.

    Pozdrawiam :D

    PS Przepraszam za drobny spam z poprzednim komentarzem, ale napisałem tam coś, czego nie chciałem publikować na tym blogu. xd W zasadzie nie miało z nim wiele wspólnego, mam więc nadzieję, że mi wybaczysz. :D I zrozumiesz, kiedy Ci powiem, że obecnie mam otwartych kilka kart w przeglądarce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, żebym był sadystą, ale wyczekiwałem tej sytuacji :3
    Nah, dawno nie czytałem opowiadania, w którym tortury nie ograniczały się do pospolitego już pojedynczego Crucio czy Sectumsempra! Chwała Ci za to :p
    Kurcze, aż przeczytałbym kryminał, takie napięcie zbudowałaś :v
    Pozdrawiam, Saspik

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że dzisiaj mogę napisać: „Tak, to jest to!”. Podobał mi się początek tego rozdziału, bo w końcu coś się w nim ciekawego wydarzyło. Trochę źle to brzmi, wiem, ale tak uważam. Saspik słusznie napisał, że „tortury nie ograniczały się do pospolitego już pojedynczego Crucio czy Sectusempra!”. Całkowicie się z nim zgadzam! Oczywiście mógłbym napisać, że chciałbym więcej, no ale bez przesady. Nie będę się dzisiaj czepiać. Uznanie za sam pomysł i za tekst Harry'ego (z przepisem na szarlotkę). :D
    W tym rozdziale podobały mi się również przemyślenia Hermiony i Ginny. Mam przeczucie, że któraś z nich w końcu odkryję prawdę. Ciekawe, co z tą prawdą zrobi. xd
    Jeśli chodzi o mój poprzedni komentarz, to z tym pisaniem na odpiedziel trochę przesadziłem. W każdym razie nadal podtrzymuję swoje słowa, że w dotychczasowych rozdziałach czegoś mi brakowało i nie byłem nimi w pełni usatysfakcjonowany. Karty bohaterów podałem tylko jako przykład, ale - przyznaję - nie przemyślałem go. Faktycznie nie miałoby sensu tworzenie czegoś takiego, kiedy ograniczasz się do bohaterów stworzonych przez Rowling.
    Pozdrawiam, Leinad :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniale, o nie Harry został przyłapany na przeglądaniu rzeczy Voldemorta i surowo za to ukarany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń