Poranek przywitał uczniów pierwszym
śniegiem. Coraz bardziej zbliżały się święta Bożego Narodzenia, jednak nikt nie
liczył na lepsze traktowanie z tego powodu. Chodziły słuchy, że tylko wybrane
osoby będą mogły wrócić do domu na ferie, więc wszyscy domyślili się, że
dotyczy to osób kandydujących na śmierciożerców. Nie spodziewali się również
jakiejś wielkiej uczty bożonarodzeniowej. Po tym, jak na Halloween nie
zorganizowano żadnej rozrywki, jasne było, że kolejne święto przebiegnie w podobny
sposób.
Harry zaczął coraz uważniej szukać osób, które
staną po jego stronie. Grupa sabotażowa stawała się coraz odważniejsza,
wchodząc śmierciożercom za skórę, więc sądził, że być może z czasem przyda im
się pomoc uczniów traktowanych łagodniej. Głównie skupiał uwagę na
odosobnionych Ślizgonach, wytykanych palcami, zachowujących się tolerancyjnie i
odzywających się do uczniów z innych domów. Otwarte rozmawianie o poglądach
było niezwykle niebezpieczne, dlatego Harry porównywał to do podchodów. Wymienianie
ukradkowych spojrzeń, gdy torturowano jakiegoś ucznia, wspólne milczenie, gdy
inni śmiali się ze szlam, zwykła pomoc osobie, która została potraktowana
nieprzyjemnym zaklęciem.
Syriusz również pokazywał
uczniom, że mogą na niego liczyć. Wystarczyło, że nie karał uczniów wysyłaniem
do lochów, nie rzucał w nich zaklęciami torturującymi i nie groził im. Wzbudził
w nich trochę zaufania, a niektórzy przychodzili do niego po radę. Gdy
przychodziło do relacjonowania wszystkiego Voldemortowi, niemal wszystko
potrafił powiedzieć w taki sposób, żeby nie wzbudzić podejrzeń czarnoksiężnika
i obronić konkretnych uczniów.
Harry wiedział, że Riddle nie
jest zadowolony z tego, jak ich dwójka szpieguje, jednak zapewne się tego
spodziewał od samego początku. Zadawał im szczegółowe pytania, które czasami
wybijały ich z rytmu. Niekiedy musieli przyznać się do sytuacji, która nie
powinna mieć miejsca. Evan musiał wyznać, że pomaga głodnym uczniom, wymawiając
te słowa przez zaciśnięte zęby. Spodziewał się rozkazu, żeby tego nie robił,
jednak Voldemort jedynie się zaśmiał i oznajmił, że liczy na to, że zostanie
złapany przez jego popleczników, co skończyłoby się karą. Czarnoksiężnik miał
swoje gierki, które mogły być dla Harry’ego tak samo zgubne, jak i korzystne.
Powtarzał w myślach to, co chciał
powiedzieć Voldemortowi, czekając w pomieszczeniu uznawanym za salon, gdy do
środka wpełzła Nagini. Harry obserwował ją przez moment. Zaświtał mu pomysł,
żeby o coś ją podpytać. Była niemal non stop przy Riddle’u, więc mogła posiadać
jakieś pożyteczne informacje. Być może udałoby mu się coś z niej wycisnąć, nie
wzbudzając niczyich podejrzeń. Zatrzymała się, kiedy wysyczał w jej stronę:
— Witaj, Nagini.
Jej ciało popełzło między jego
stopami.
— Witaj, wężomówco.
Harry przez chwilę zastanawiał
się, jak ma zacząć rozmowę.
— Jakim sposobem znalazłaś się w Anglii? Pewnie się tutaj nie
urodziłaś…
— Pan mnie tutaj przeniósł — odpowiedziała, najwidoczniej
zadowolona, że może porozmawiać z kimś innym niż Voldemort.
Harry usiadł na ziemi, jakby
chciał jej pokazać, że różnice między nimi są mało istotne.
— Dawno?
— Kilkanaście lat temu.
— Nie nudzisz się tutaj? Nie masz zbytnio towarzystwa, a pewnie tam,
gdzie się urodziłaś, było was więcej.
— Jesteśmy z natury samotnikami. Brak innych osobników nie jest dla nas
problemem i nawet w Albanii węże żyją głównie samotnie.
— To tam Pan cię znalazł?
— Tak.
Harry zmarszczył brwi w
zastanowieniu.
— Skoro zostałaś tutaj ściągnięta już kilkanaście lat temu, co się z tobą
działo, gdy Pan stracił ciało? Jak udało ci się przeżyć tyle czasu w
samotności?
— Pan o mnie zadbał, wężomówco — odpowiedziała, przekrzywiając lekko
łepek, jakby dziwiła się, że sam na to nie wpadł.
— Musi cię bardzo cenić. Zapewnił ci dach nad głową, tak?
— Przez wszystkie lata żyłam tutaj, mając możliwość polowania.
— Tutaj? — zainteresował się jeszcze bardziej.
— Oczywiście. To główna siedziba Pana, a moja obecność zapewnia ochronę
wielu cennym przedmiotom w tym domu.
Harry’emu szybciej zabiło serce,
ale nie dał po sobie poznać, że jej słowa dużo dla niego znaczą. Usłyszał, że
ktoś zbliża się do pomieszczenia, więc wstał. Nagini odpełzła, a po chwili do
środka wszedł Voldemort, który bez powitania zażądał informacji.
Po spotkaniu z czarnoksiężnikiem
Harry natychmiast przeniósł się do gabinetu Syriusza. Niemal podskakiwał w
miejscu, kiedy nie dostrzegł mężczyzny w swoich kwaterach, więc czekał
niecierpliwie, chodząc w kółko i myśląc intensywnie. Czy to możliwe, że przez tyle czasu mieliśmy go na wyciągnięcie ręki?
Usłyszał, że drzwi się otwierają, więc pognał w ich stronę z ekscytacją na
twarzy. Już chciał zacząć mówić, kiedy dostrzegł, że Łapa nie jest sam. Zaraz
za nim do pomieszczenia weszli Ron i Dean. Obaj wyglądali tak, jakby przed
chwilą zostali brutalnie pobici i Harry nie wątpił, że właśnie tak było.
Wszyscy wbili w niego zaskoczone spojrzenia. Evan zerknął szybko na
nauczyciela.
— Siadajcie — powiedział Łapa w
stronę dwójki Gryfonów, która wykonała polecenie, niemal nie odrywając spojrzeń
od Ślizgona. — A ty chodź. Pomożesz mi doprowadzić ich do ładu — dodał do
Harry’ego.
Skinął głową, nie mając pojęcia,
jak mężczyzna chce wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Syriusz wysłał go do
łazienki po ręczniki. Podał je dwójce Gryfonom, by mogli zetrzeć z twarzy krew.
— Co tym razem? Ktoś na nich
spojrzał, więc się wkurzyli? — zironizował Evan.
— Mniej więcej — odparł Łapa,
obracając twarz Deana w różne strony, by zobaczyć, w jakim stanie jest jego
nos. — Rozmawiali o czymś nieodpowiednim przy nieodpowiednich osobach. Skądś to
znasz, prawda? — Harry zerknął krzywo na nauczyciela, nie komentując tej
uszczypliwości. — Lepiej nalej szklankę whisky i daj Ronowi.
— Słucham? — zdumiał się Gryfon.
— Na stłumienie bólu —
odpowiedział Łapa. — Twoja ręka będzie wymagała trochę drastyczniejszych metod,
a eliksirów znieczulających nie mamy zbyt dużo.
Obaj Gryfoni dostrzegli, że Evan
czuje się tutaj jak w swoim domu, gdyż nawet nie musiał pytać, gdzie znajdzie
alkohol. Podał wypełnioną szklankę rudzielcowi, który odebrał ją z nieufnością
wypisaną na twarzy.
— Pomaga — powiedział jedynie
Ślizgon.
Ron upił trochę napoju z naczynia
i zakrztusił się, co było naturalną reakcją. Harry poklepał go po plecach,
kiedy zaczął przeraźliwie kaszleć. Pod naciskiem nauczyciela i Ślizgona
opróżnił całą szklankę, więc kilka minut później był już nieźle podchmielony.
Pozwolił na doprowadzenie swojej ręki do ładu. Syriusz nakazał Deanowi
pilnowanie chłopaka, który miał tutaj zostać, dopóki trochę nie wytrzeźwieje, a
później zaciągnął Harry’ego do drugiego pomieszczenia. Zamknął szczelnie drzwi,
aby nic nie dotarło do dwójki Gryfonów.
— Masz minę, jakbyś wygrał na
loterii.
— Chyba wiem, gdzie szukać
pucharu Hufflepuff. Cały czas mieliśmy go pod nosami, rozumiesz to? — odparł, niemal
podskakując w miejscu. — W domu Voldemorta, gdzie spędziliśmy większość wakacji
i nawet nam nie przyszło do głowy, żeby go przeszukać.
— Skąd masz te informacje? —
zdumiał się.
— Od Nagini. Powiedziała, że od
kilkunastu lat chroni wielu cennych rzeczy w domu.
— Wiesz, że mogło jej chodzić o
coś zupełnie innego? — zastanowił się.
— Wiem, ale najciemniej jest pod
latarnią, no nie? Nikt by się nie spodziewał, że Voldemort często ma przy sobie
nie jednego horkruksa, ale dwa. A czego innego Nagini mogłaby chronić? Co
mogłoby być dla Voldemorta równie cenne w ciągu ostatnich kilkunastu lat?
— Jeśli masz rację… sprawdzenie
domu będzie sporym wyczynem.
— Wiem. — Jego entuzjazm
gwałtownie zmalał. — Mieliśmy na to tyle czasu w wakacje i tego nie
wykorzystaliśmy. Kolejny problem jest taki, że nawet jeśli on rzeczywiście tam
jest, nie możemy go zniszczyć, dopóki nie pozbędziemy się reszty horkruksów, bo
Riddle w każdej chwili może zauważyć, że go nie ma.
— Musielibyśmy go zniszczyć w tym
samym czasie co Nagini. Dwa horkruksy w małym odstępie czasu.
— Właśnie.
— Tak czy inaczej, najpierw w
ogóle musimy go znaleźć, co będzie cholernie trudne. Kiedy to zrobić, żeby ani
Voldemort, ani Nagini się nie zorientowali?
— Może wtedy, gdy będzie się
odbywać jakaś walka i będziemy mieli pewność, że dom jest pusty? Myślałem, żeby
zrobić to w trakcie świąt, ale nie wiem, jak moglibyśmy go przekonać, żeby na
ten czas trzymał nas w domu, skoro mamy na bieżąco informować go o tym, co
dzieje się w Hogwarcie.
— Musimy to spokojnie przemyśleć
i nie działać pochopnie. Najmniejsza wpadka może wszystko zepsuć.
— Tak poza tym to jak chcesz
wyjaśnić logicznie to, że tutaj byłem? — zaniepokoił się Harry.
— Nic nie będę wyjaśniał —
odpowiedział bez przejęcia. — Nauczyciel nie musi się tłumaczyć, no nie?
Zachowuj się tak, jakby nic się nie stało.
Wrócili do dwójki Gryfonów.
Spojrzenie Deana było jeszcze uważniejsze niż wcześniej, ale Harry postanowił
to ignorować, tak jak powiedział mu chrzestny. Gdy tylko Ron doszedł do siebie,
Łapa odesłał Gryfonów do pokoju wspólnego. Z Harrym do później nocy omawiał temat
horkruksa ukrytym prawdopodobnie w siedzibie Voldemorta.
Chociaż uczniowie wiedzieli, że
święta spędzą w ponurym Hogwarcie, starali się podchodzić do tego z
entuzjazmem. Zwykle o tej porze pojawiały się na korytarzach i w Wielkiej Sali
ozdoby świąteczne oraz choinki, lecz tym razem ograniczono się jedynie do
zwiędłego drzewka za stołem nauczycieli. W pokojach wspólnych było stanowczo za
zimno, czego Harry dowiedział się od Ginny. Kiedy nadeszły największe mrozy, po
raz kolejny podziękowała mu za termofor, który potrafił ogrzewać nie tylko
miejsce, przy którym był położony, lecz również resztę ciała. Zauważył, że
stara się nakierować temat na grupę sabotażową, lecz szybko zmieniał wątek. Nie
chciał, żeby zaprosiła go na spotkanie Gwardii Dumbledore’a, by nie musiał
przekazać informacji o niej Voldemortowi. Chyba dostrzegła jego uniki i chociaż
nie wiedziała, dlaczego tak się przed tym broni, przestała drążyć ten temat.
Czy Harry tego chciał, czy nie, z
Ginny zaczęli lgnąć do siebie coraz bardziej. Tylko szukali pretekstu do
spotkania i potrafili przegadać kilka godzin. Harry starał się tego wystrzegać,
próbował trochę ją od siebie odepchnąć, ale szybko się łamał.
— Dlaczego czasami starasz się
mnie unikać i tak jakby… odsuwasz się ode mnie? — zapytała niepewnie jednej
nocy, gdy spotkali się na Wieży Astronomicznej.
Bo tak bardzo cię kocham, że nie chcę cię znowu zranić,
odpowiedział w myślach, a na głos rzekł:
— Tak byłoby dla ciebie lepiej.
— Dlaczego? Jesteś rasowym
mordercą albo krwiożerczą bestią? — odparła z lekkim rozbawieniem.
— To byłoby za proste —
stwierdził, patrząc jej w oczy.
— Anioł stróż? — Uśmiechnęła się,
a co odpowiedział tak samo.
— Z rogami.
Roześmiała się szczerze, a
później dodała poważniej:
— Jesteś… dobry. To się czuje,
wiesz?
Odwrócił spojrzenie.
— Kiedyś zmienisz zdanie —
westchnął.
Harry’ego niezbyt zdziwiło, gdy
przy stole Slytherinu w świąteczny poranek zasiadła niezbyt duża grupa osób. Z
kolei z Gryffindoru, Hufflepuffu i Ravenclawu zniknęli pojedynczy uczniowie, co
dało jasny obraz całej sytuacji. Blaise i Dafne utknęli w szkole, co niezbyt
wszystkich zdziwiło, chociaż ostatnio bardziej gryźli się w języki.
Harry spojrzał w stronę drzwi,
gdy w spokoju jadł obiad. Syriusz wszedł do środka ze spokojem na twarzy, ale
chłopak dostrzegł, że kryje roztargnienie. Mężczyzna ruszył w jego kierunku
szybkim krokiem.
— Evan, chodź ze mną — powiedział
cicho, ale naglącym głosem.
Ślizgon natychmiast wstał i
poszedł za nauczycielem. Za drzwiami Syriusz niemal zaczął biec.
— Dom jest pusty — szepnął
jedynie, a Harry natychmiast przyspieszył.
Od dawna czekali na taką okazję,
więc liczyła się każda sekunda.
— Masz niewidkę? — zapytał Łapa,
więc potwierdził. — Może się przydać. Nie wiem, kiedy wrócą z walki i nie mam
pojęcia, czy w domu jest Nagini, więc lepiej szybko się ukryć, gdy będzie
trzeba.
Przenieśli się do domu
Voldemorta, w którym panowała martwa cisza. Syriusz szybko rzucił zaklęcie
wykrywające czyjąś obecność, jednak nie było tutaj nawet węża. Zaczęli od
przeszukania najbardziej odległego od salonu pomieszczenia. Starali się
odkładać wszystko na miejsce, przeszukując wszystko szybko, ale jednocześnie
starannie. Ich serca biły jak szalone. Zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli
zostaną złapani, wszystko może skończyć się tragicznie. Na taką okazję
wymyślili odpowiednią bajeczkę, jednak przyłapanie na szperaniu w szafce szybko
zepsułoby ich wysiłek.
— Ile czasu może ich nie być? —
zapytał Harry, przetrząsając komodę.
— Cholera ich wie. Podsłuchałem
rozmowę Larson z jakimś tępym ochroniarzem. Podobno jakiś większy atak, ale nie
wiadomo, jakie będą siły aurorów. Poza tym atak trwał już od jakiegoś czasu.
Przeszli do kolejnego pomieszczenia,
postanawiając się nie rozdzielać, w razie gdyby szybko musieli schować się pod
peleryną. Syriusz co chwilę przeklinał wielkość dworu, ale ani na chwilę nie
przerywał przeszukiwań.
Przerzucali wszystko w piątym z
kolei pomieszczeniu, kiedy usłyszeli hałasy. Natychmiast ukryli się pod
peleryną niewidką, ledwo się pod nią mieszcząc we dwójkę. W domu zaroiło się od
śmierciożerców, a oni utknęli w samym środku całego zamieszania. Usłyszeli głos
Voldemorta z pokoju obok.
— Będą omawiać cały atak. Chodźmy
na górę — szepnął Harry, a Łapa skinął głową.
Na palcach, z odkrytymi stopami,
podeszli do drzwi. Ostrożnie zerknęli na korytarz, ale najwidoczniej wszyscy
zamknięci byli w jednym pomieszczeniu. Szybko weszli po schodach na górę. Zanim
Łapa skręcił do pierwszego lepszego pokoju, Harry pociągnął go do gabinetu
Voldemorta.
— Jest największe
prawdopodobieństwo, że się tutaj przeniesie — syknął Syriusz.
— Na razie jest na spotkaniu. Wykorzystajmy
to.
Obaj zdawali sobie sprawę z
ryzyka, ale mimo to weszli do środka. Natychmiast zaczęli przetrząsać wszystkie
szafki i zakamarki. Ledwo skończyli, gdy usłyszeli tupoty stóp na korytarzu
piętro niżej. Natychmiast się wycofali i ukryli w kącie pod peleryną niewidką. Gdy
na korytarzu zrobiło się pusto, zeszli na dół i odczekali, aż Voldemort wyjdzie
z pomieszczenia, w którym znajdował się kominek. Harry miał wrażenie, że ich
oddechy są przeraźliwe głośne, a bicie serc słychać w całym domu. Voldemort
przeszedł obok nich bez najmniejszych podejrzeń. Jego kroki ucichły w jednym z
pokoi na piętrze, więc wskoczyli do kominka, by wylądować w gabinecie Łapy.
Harry z ulgą opadł na kanapę, a Syriusz podszedł do szafki. Nalał whisky do
dwóch szklanek, a jedną z nich podał chłopakowi, który uniósł brew.
— Na te stresy.
Harry’emu zdarzyło się wypić
trochę za dużo whisky, gdy jeszcze w wakacje czuł, że nie da rady podołać
zadaniu, więc wiedział, jak smakuje ten alkohol. Zignorował fakt, że wtedy Łapa
musiał go pilnować, gdy klęczał nad toaletą, i chwycił szklankę oferowaną przez
chrzestnego. Zdrowo się napili, a później skreślili z planu domu Voldemorta
nakreślonego jakiś czas temu pomieszczenia, które zdążyli przeszukać.
Razem ruszyli na kolację, a Harry
czuł, że humor zdążył mu się poprawić po wypitym alkoholu. Szybko jednak został
zdeptany, kiedy dostrzegł, że przed drzwiami do Wielkiej Sali coś się dzieje.
Prędko tam popędzili, a wszyscy rozstąpili się na widok nauczyciela. Wpadli do
pomieszczenia, gdzie śmierciożercy urządzili sobie kolejne widowisko. Evan
zatrzymał się, kiedy zobaczył Terry’ego Botta i Hannę Abott z zakrwawionymi
twarzami na środku pomieszczenia. Rozwścieczeni śmierciożercy popychali ich i
krzyczeli na nich jak opętani.
— Pożałujecie, bachory, że
ośmielacie się nam sprzeciwiać!
— Co znowu? — zapytał Harry stojącego
obok dzieciaka.
— Złapali ich w trakcie akcji
sabotażowej — odszepnął z oczami wielkimi jak galeony.
Evan zaklął w myślach. Nawet Łapa
nie mógł im pomóc, skoro zostali złapani na tak poważnym przewinieniu.
— Zobaczycie, jak kończy się
bunt! — ryknął jeden z ochroniarzy na całą Wielką Salę.
Hanna krzyknęła, kiedy uderzyło w
nią zaklęcie. Harry miał wrażenie, że cały wypity alkohol podchodzi mu do
gardła, gdy na tym się nie skończyło. Urządzono pokaz biczowania. Każda osoba,
która chciała wyjść, została z powrotem wpychana do środka. Każdy miał to
obejrzeć. Terry i Hanna wyli z bólu, wisząc w łańcuchach. Dziewczyna płakała,
jednak żadne z nich nie pokazało, że się złamie. Ktoś zwymiotował, niektórzy
młodsi uczniowie wybuchali płaczem. Każda próba pomocy katowanym kończyła się
wrzaskami cierpienia, kiedy śmierciożercy rzucali zaklęciami. Bezradni
nauczyciele obserwowali to równie bladzi jak uczniowie. Tylko Megan Larson
wyglądała na usatysfakcjonowaną takim obrotem sprawy. Na posadzce pojawiły się
plamy krwi torturowanych uczniów, których wrzaski raniły uszy.
Kolejny trzask bicza uderzającego
o ciało. Kolejny okrzyk bólu. Kolejne łzy spływające po twarzy. Tortury, szantaże, głodówka… Ile jeszcze nas
czeka?
Terry i Hanna z łomotem opadli na
ziemię, kiedy uwolniono ich z łańcuchów. Tylko unoszące się klatki piersiowe
świadczyły o tym, że jeszcze żyją. Ich ciała były zakrwawione od stóp do głów,
włosy pozlepiane, a oczy zaciśnięte. Śmierciożercy wyszli zadowoleni z siebie,
a pozostali natychmiast zareagowali. Niektórzy uciekli z Wielkiej Sali, inni
kompletnie przestali panować nad sobą, a kilku członków Gwardii podeszło do
dwójki swoich sprzymierzeńców. Hermiona miała łzy w oczach, a Harry domyślił
się, jak bardzo to wszystko przeżywa. W końcu byli razem z grupie sabotażowej i
zapewne razem to wszystko zaplanowali.
Hannę i Terry’ego zaniesiono do
pani Pomfrey. Mało kto zjadł kolację.
Harry zdołał przemycić na Wieżę
Astronomiczną butelkę Ognistej Whisky, którą sam sobie podarował w prezencie,
zabierając ją z barku Syriusza, który dał mu za to po łapach, ale później
machnął na to ręką. Najwyraźniej uznał, że chłopak ma prawo trochę skorzystać z
pozostałego mu życia. Spodziewał się, że Ginny nie zawita dzisiaj w ich miejscu
spotkań. Zapewnie w związku z sytuacją w Wielkiej Sali zorganizowano spotkanie
Gwardii Dumbledore’a.
Usiadł na murku i nalał sobie
porcję napoju wyskokowego do plastikowego kubka, myśląc o wszystkim, co się
działo w szkole. Zabrał się do kolejnej dawki alkoholu, gdy usłyszał kroki. Od
razu rozpoznał Ginny, chociaż nawet jej nie widział. Stanęła obok niego i cicho
się przywitała. W ciszy obserwowali ciemne niebo, nie czując najmniejszego
skrępowania.
Harry spojrzał na jej twarz
oświetloną przez mdłe światło latarni na błoniach. Jej oczy straciły dawny
blask, była bledsza niż wcześniej, ale mimo to nadal była piękna. Wystawił
plastikowy kubek w jej stronę. Spojrzała na naczynie, a później na chłopaka.
— Whisky? — Skinął głową. —
Raczej nie piję alkoholu.
Zaśmiał się lekko, kiedy mimo to
zabrała mu kubek z dłoni. Ostrożnie przechyliła naczynie i zachłysnęła się
napojem. Klepał ją po plecach, dopóki jej nie przeszło.
— Skąd masz? — wychrypiała.
— Zwinąłem z szafki Rileya.
— Nie zauważy?
— Zauważył. — Zerknęła na niego z
rozbawieniem. — Byle mnie nie złapali w stanie niewskazanym.
— Dobrze się dogadujecie —
stwierdziła. — Nawet mówisz mu po imieniu.
— Tylko na osobności. — Wzruszył
ramionami. — Poza tym nie mamy problemów. Wiadomo, że są jakieś spięcia, jak to
w rodzinie, ale nie narzekam.
Ginny wzięła jeszcze łyk whisky i
oddała mu kubek, z którego upił trochę zawartości. Opróżnili część butelki, a
języki im się rozplątały. Policzki Ginny zarumieniły się, a oczy rozbłysły.
— Tak bardzo mi szkoda Terry’ego
i Hanny — powiedziała, a jej ramiona bezradnie opadły. — Są w strasznym stanie.
— Wiedzieli, czym ryzykują —
odpowiedział i upił spory łyk trunku.
— Tak, ale… ale… To niesprawiedliwe.
— Nic tutaj nie jest
sprawiedliwe. — Wbił w nią spojrzenie. — Nie daj się złapać.
— S-słucham? — zdziwiła się, na
co lekko się uśmiechnął.
— Wiem, że jesteś w grupie
sabotażowej.
— Skąd? — zdumiała się.
— To się widzi. Jak mówisz, o
czym mówisz…
Przez chwilę siedzieli w zupełnej
ciszy.
— Chciałbyś…?
— Nie — odparł trochę za szybko.
Widząc jej zaskoczone spojrzenie, dodał: — Nie pytaj mnie o to, naprawdę.
— Dlaczego?
— Nie chcę tego.
— Przecież… nie popierasz tego,
co się dzieje w szkole…
— To zbyt skomplikowane — powiedział
cicho. — Nie drążmy tego tematu.
— Ale… nie jesteś śmierciożercą…
Spojrzał na nią z lekkim
uśmiechem.
— Chcesz sprawdzić?
— A mogę?
— Sprawdź, a zobaczysz, czy
możesz.
Obserwowała go uważnie, a później
zbliżyła do niego. Chwyciła go za rękę i podwinęła rękaw bluzy. Ani śladu
Mrocznego Znaku. Przez moment kciukiem przesuwała wzdłuż żył widocznych pod skórą,
a Harry czuł, że jego serce bije jak szalone pod wpływem jej dotyku. Podniosła
na niego wzrok, nic nie mówiąc. Harry uznał, że nie potrzebuje żadnych słów.
…..
Dezorientacja Syriusza była w pełni uzasadniona. Ledwo został
wyciągnięty ze szponów śmierci, a już wokół niego działo się mnóstwo
niewytłumaczalnych rzeczy. Nie wiedział, kto przed nim stoi, gdyż zarówno
Harry, jak i Voldemort, znajdowali się pod zmienionymi postaciami. Wykorzystali
jego chwilowy brak rozeznania, by wyprowadzić go z Ministerstwa Magii, a
później przenieść do domu Riddle’a.
— Masz mu wszystko wytłumaczyć i go przekonać — zarządził Voldemort,
zanim wyszedł.
Harry i Syriusz zostali sami. Mężczyzna spojrzał na nieznajomego z mnóstwem
pytań wypisanych na twarzy, lecz minął wyznaczony czas działania eliksiru i
chłopak przybrał swoją normalną postać.
— Harry — zdumiał się Łapa, a on powoli skinął głową. — Co to wszystko
znaczy? Kim był ten drugi facet? Gdzie my jesteśmy?
— Nie jesteś głodny? Albo zmęczony? — odparł zamiast tego Harry,
odwlekając rozmowę na poważne tematy.
— Nie. Jak skończyła się ta bitwa w Ministerstwie?
— Nic po niej nie pamiętasz? — zapytał Harry lekko zbity z tropu, a
Syriusz pokręcił szybko głową. — Od tej bitwy minął dobry rok. Przez ten czas
byłeś za zasłoną w Sali Śmierci.
— Rok?! Czemu nie wyciągnęliście mnie wcześniej?
Harry wbił w niego poważne spojrzenie.
— Bo wszyscy myśleli, że jesteś martwy.
— Martwy — powtórzył jak echo.
— Za zasłoną rzekomo się umiera.
— Ale żyję.
Harry zawahał się.
— Żyjesz, bo znalazłem kogoś, kto wiedział, co zrobić.
— Ten facet?
— Tak, ten facet.
— Kto to jest?
Harry patrzył na niego przez chwilę niepewnie.
— To Voldemort.
Syriusz patrzył na niego tak, jakby ta wiadomość do niego nie dotarła.
— Wytłumacz mi, jakim cudem? — wydukał.
Harry zamknął drzwi swojego pokoju i powiedział, patrząc mu w oczy:
— Zawarłem z nim umowę.
— Jaką znowu umowę? — zapytał spięty do granic możliwości.
— Daj mi wszystko powiedzieć, zanim wybuchniesz i zaczniesz pytać,
okay?
Gdy Łapa skinął głową, zaczął mówić. Zrelacjonował mu informacje o
przepowiedni i horkruksach, a później o Umowie Przymierza, przy której
mężczyzna nie wytrzymał.
— Jak to zgodziłeś się dla niego szpiegować?!
— Musiałem się na to zgodzić, nie rozumiesz? Jeśli bym tego…
— Harry!
— Przestań! — odkrzyknął w końcu. — Inaczej nie mam szans się go
pozbyć! Nie robię tego dla przyjemności!
— Zdobyłbyś je inaczej!
Harry zaśmiał się.
— Jak? Powiedz mi: jak?
Syriusz otwierał niemo ustami, aż wreszcie palnął:
— Nie wiem, ale znaleźlibyśmy jakiś sposób.
Harry uśmiechnął się z lekką ironią.
— Ty raczej byś nie znalazł.
— To nie jest argument — wymamrotał.
— Nie miałem żadnego punktu zaczepienia — powiedział Harry spokojnie. —
Nie wiedziałem, gdzie mam zacząć szukać. Będąc przy nim, mam jakąś szansę coś
znaleźć.
— To straszne ryzyko — odpowiedział z opadniętymi w geście rezygnacji
ramionami.
— Wiem, ale nie miałem wyjścia.
— Zbyt dużo poświęcasz.
— Tak czy inaczej zginę, więc wolę coś zrobić, zanim to się stanie.
— Przepowiednia to nie wyrok.
— Wiesz, że prędzej czy później każda się spełnia. Dumbledore odczytał
ją w inny sposób. Ja rozumiem ją inaczej.
— Według niego jeden zabije drugiego, tak?
— Tak. Według mnie jeden zabije drugiego, ale tak czy owak zginiemy
obaj. Voldemort rozumie ją podobnie. Być może Dumbledore zdawał sobie z tego
sprawę, jednak mi tego nie powiedział. Umowa to tylko rozwiązanie na krótką
metę. Mam nadzieję, że tylko na czas, który potrzebuję na zniszczenie
horkruksów. Na razie mam pewność, że nie zginę, zanim ich nie znajdę, bo nie
będzie chciał zaryzykować, że znowu straci swoje ciało. Zrobi to tylko w
ostateczności, a jeśli już to ma się stać, chcę, żeby zginął raz na zawsze.
Syriusz usiadł na łóżku i przez moment tylko patrzył w podłogę.
— Rozumiem, dlaczego to zrobiłeś, ale trudno mi się z tym pogodzić.
Harry uśmiechnął się słabo.
— Mną się teraz nie przejmuj. Umowa już mnie zobowiązuje, więc nic nie
zmienię. Teraz pora na ciebie.
— To znaczy?
Harry wyraźnie się zawahał.
— Chce, żebyś ty też przyjął rolę szpiega.
— Nie ma mowy — odparł od razu.
— Inaczej cię zabije — oznajmił nerwowo.
— Trudno.
Harry patrzył na niego pustym wzrokiem. Syriusz spojrzał na niego i
dopiero po chwili do niego dotarło, że chłopak tak wiele poświęcił, żeby
odzyskał życie. Szybko wstał.
— Przepraszam. Po prostu mnie zaskoczyłeś.
— Nie ma sprawy. Po prostu pomyślałem, że… będzie ktoś, kto zna prawdę
— odparł, nie patrząc na niego. — Zażądał takich warunków, więc musiałem się
zgodzić, chociaż wiedziałem, że ci się to nie spodoba.
— Czyli muszę wybierać między szpiegowaniem a śmiercią, tak? — Harry
skinął jedynie głową. Łapa westchnął. — Skoro tak, to chociaż pomogę ci z tym
całym bajzlem. W zaświatach na razie się nie przydam, a tutaj mogę.
Harry wyglądał tak, jakby spadł mu z serca ogromny kamień.
_____________________
Agusia 2003, czy ktoś kiedykolwiek rozumiał poczynania Voldemorta? ;) Być może wydaje się to podejrzane, ale zrozumienie Riddle'a jest niemal niemożliwe.
Lady Night, rozumiem Twój ból w zupełności. Kiedyś też przypadkiem skasowałam swój długi komentarz i myślałam, że się rozpłaczę. Oglądałam Fantastyczne zwierzęta, ale wielkiego szału to na mnie nie zrobiło, więc jakoś nie będę czekać na premierę scenariusza ;)
Anessia Black-Lupin-Malfoy-Riddle, aktualnie przewiduję około 30 rozdziałów.
Jak wrażenia? :)
Pozdrawiam,
Wasza Bully :)
A wrażenia bardzo dobre : D
OdpowiedzUsuńBorze, ale mi serce waliło w trakcie czytania : d
Dziękuję, również pozdrawiam :3
Super! Nie mogłem sie doczekać. Rozdziały piszesz na bierząco czy masz je już napisane i tylko wstawiasz? Super sie zaczyna. Szkoda że nie zrobisz z tego dłuższego opowiadania. Przewidujesz moje napisanie innych o tym fandomie? Uwielbiam Pottera w twoim wykonaniu. Życzę multum weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Joker
Hej cześć czołem!
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać i się skapłam, że przez całą lekturę serce łomotało mi jak oszalałe. Nie spodziewałam się, że Syri i Harry będą ryzykować wyprawy do domku Lordzinu. Ciekawe gdzie jest puchar. Nie zdziwiłabym się gdyby to było jakieś miejsce, którego nikt się nie spodziewa, np. kuchnia, piwnica (w której są także pluszowe jednorożce ;)) czy coś podobnego.
Po tej rozmowie Harrego z Nagini aż mi się jej żal zrobiło, że musi umrzeć :'(
Współczuję Hannie i Terriemu (to się tak odmienia?) tego co musieli przechodzić. A śmierciożercą życzę czegoś gorszego niż śmierć... *psycho uśmieszek*
Ferie! Nareszcie mam ferie! Jak ja kocham ten czas *.*
Pozdrawiam, życzę weeeny,
Lady Night
Dzisiaj będę dość kąśliwy, więc chciałbym Cię za to z góry przeprosić. Uważam jednak, że jesteś na tyle dojrzałą autorką, że moja krytyka nie wyrządzi Ci poważnej krzywdy. Mam też nadzieję, że pozostali czytelnicy zareagują równie poprawnie, bowiem mam prawo wyrazić swoje zdanie. To tak słowem wstępu.
OdpowiedzUsuńNie jestem usatysfakcjonowany tym rozdziałem, poprzednimi zresztą też nie. Już wcześniej pisałem, że mam ambiwalentne uczucia względem tego opowiadania, teraz natomiast mogę napisać wprost, że po prostu mnie ono nudzi. Mam sentyment do Twojej twórczości, dlatego cały czas czekam i mam nadzieję, że w końcu wybuchną fajerwerki i będę mógł napisać: „Tak, to jest to!” Żeby nie było, że umiem tylko krytykować, cały czas uważam, że sam pomysł na to opowiadanie jest wspaniały.
Przepraszam Cię, ale muszę napisać również o tym, że coraz częściej mam wrażenie, że „Umowę przymierza” piszesz na odpierdziel. I nie chodzi mi o to, że nie jest ona dobrze przemyślana, czy idealnie napisana. Po prostu czuję, że nie dajesz z siebie 100%. Dlaczego tak piszę? Utwierdzają mnie w tym przekonaniu Twoje słowa: nie przewidujesz wielu rozdziałów, nie robisz zakładki z bohaterami... Okej, rozumiem. Tylko że to wszystko, łącznie z nijakimi rozdziałami, sprawia, że tak właśnie czuję. W poprzednich opowiadaniach naprawdę mnie porywałaś, tutaj - nie. Scena, w której Harry i Syriusz szukali cząstki Voldemorta, była zwyczajnie bezpłciowa. Nie mogę napisać, że czułem łomotanie serca. Nie czułem nic, co najwyżej się nudziłem. Chciałbym przeczytać te niesamowite opisy, czekam na niespodziewane zwroty akcji i przede wszystkim konkrety.
Nie podoba mi się również to, w jaki sposób wyjaśniasz wątek ze wskrzeszeniem Syriusza i kwestie zawarcia umowy. Sam pomysł jest fajny, ale wolałbym, gdybyś opisała to raz, ewentualnie rozbiła to na kilka części, a nie rozdrabniała się w każdym rozdziale. Męczy mnie to i sprawia, że gubię wątek.
Znam Twoje możliwości, wiem, że jesteś świetna, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że w końcu poczuję to, co czułem przy okazji czytania Twoich wcześniejszych opowiadań.
Pozdrawiam,
Leinad! :)
Super opowieść już niemogę się doczekać nowego roździalu więc życzę wiele weny całe mnóstwo mam prośbę mogła byś podesłać nazwy innych twoich blogów bi bardzo chętnie wszystkie bym je przeczytała jeszcze raz dużo weny ps nazywam się Dorota �� ��
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, coraz gorzej dzieje się w Hogwarcie, a co na to wszystko Severus...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia