Sytuacja pomiędzy Evanem, Blaisem
i Dafne a Folisonem i Millicentą była niezwykle napięta. Kiedy się mijali,
rzucali sobie nieprzyjemne spojrzenia, szukali tylko pretekstu do docinania i
kopali pod sobą dołki, gdy tylko mieli do tego okazję. Harry ze swoimi
znajomymi powstrzymał się przed publicznym wygłaszaniem swoich opinii, gdyż nie
uśmiechało im się kolejne przesłuchanie. Trzymali języki za zębami, chociaż nie
potrafili się nie krzywić, gdy widzieli głodnych, naćpanych i coraz bardziej
zaniedbanych uczniów. Do Folisona i Millicenty często dołączała Pansy, która
okazała się być nieznośna. Potrafiła publicznie się z nich śmiać, co starali
się ignorować. Pewnego razu Dafne z dumnie uniesioną głową odrzuciła włosy za
siebie i rzekła dość głośno w Wielkiej Sali:
— Widzę, że uderzenie drzwiami w
twarz może na stałe kogoś oszpecić. Może operacja plastyczna pomogłaby takim
osobom?
Na policzkach Pansy zakwitły dwie
czerwone plamy. Pewnie coś by na to odpowiedziała, ale w pomieszczeniu zjawił
się Snape, więc ugryzła się w język.
Harry dostrzegł, że niektórzy
uczniowie spoza domu Slytherina kibicują jego grupie w trakcie tych potyczek, a
Gwardia Dumbledore’a uważnie ich obserwuje. Obawiał się, że za jakiś czas złożą
im propozycję przyłączenia się do grupy sabotażowej, a on będzie musiał
powiedzieć o tym Voldemortowi. Od czasu do czasu zdawał mu raporty z tego, co
dzieje się w szkole, lecz były to zwykle niezbyt istotne sprawy. Riddle
wiedział, jakie jest jego podejście do zasad panujących w szkole, więc niespecjalnie
dziwiło go, gdy chłopak opowiadał z niechęcią o torturowanych uczniach, ich
buntach i sprzeczkach. Wiadomość o tym, że trójka Ślizgonów trafiła na
przesłuchanie, jedynie go rozbawiła.
— Masz na co zasłużyłeś —
oznajmił wtedy Voldemort.
— Jakoś specjalnie nie żałuję —
odparował.
— Im częściej się stawiasz, tym
więcej razy będziesz obrywał, chociaż nie przyłożę do tego ręki i nie wydam
rozkazu. Może cię utemperują, co będzie mi sprzyjało.
— Marzenie ściętej głowy.
Ich relacje były niezwykle
skomplikowane i czasami nawet Harry nie potrafił określić, jak zachowa się
czarnoksiężnik.
Narkotyki rozprzestrzeniały się w
Hogwarcie coraz bardziej. Pojawiało się coraz więcej dilerów, którzy handlowali
nawet z najmłodszymi uczniami. Niektórzy zostali już doprowadzeni do tak
tragicznego stanu, że oddawali wszystkie swoje oszczędności. Chodzili w
brudnych ubraniach, ich twarze były niemal sine, oczy wiecznie niezdrowo
błyszczały, a szaty coraz bardziej wisiały na ich ramionach.
Harry odrabiał właśnie zadanie w
towarzystwie Dafne, planując wieczorne wyjście do Syriusza. Wokół kręcili się
ostatni uczniowie, a w kącie siedział Folison z Pansy i Millicentą, którzy
rzucali im krzywe spojrzenia. Nie mieli zamiaru wdawać się z nimi w dyskusję,
chociaż słyszeli dość donośne słowa całej trójki. Głównie starali się ich
oszkalować, a Evan widział, jak oczy Dafne niebezpiecznie błyszczą.
— Greengrass, nie potrafisz
zdecydować, kogo wolisz? — zawołała Pansy. — Rano widziałam, jak mizdrzysz się
do Zabiniego, a teraz przerzuciłaś się na Reponera?
— Nie reaguj — mruknął Harry do
dziewczyny. — Chcą cię sprowokować.
— Wiem, ale najchętniej starłabym
jej ten mopsowaty uśmieszek z twarzy — odparła.
— Słyszałam, że twoja matka
tańczy w burdelu.
Dafne aż wciągnęła głośno
powietrze, a Harry zerknął na nią przelotnie.
— Reponer, nigdy nic nie
słyszałam o twoich starych. Pewnie wrzucili cię do rynsztoka zaraz po
narodzinach.
Evan zazgrzytał zębami.
— A może matka Greengrass puściła
się z ojcem Reponera i stwierdziła, że nie utrzyma dwójki bękartów?
Dafne wstała energicznie, czemu
Harry zupełnie się nie dziwił. Też miał już tego dosyć. Oboje odwrócili się w
stronę trójki uczniów.
— Jesteście żałośni — warknęła
Dafne. — Nie jesteście w stanie nikogo szanować, a sami chcielibyście być
szanowani. Lizodupy — dodała ze złością, nie mogąc się powstrzymać.
Cała trójka roześmiała się
szyderczo.
— Greengrass, podłapałaś ten
tekst od swojej burdelmamy?
— Nie, po prostu widziała, jak
całujecie tyłki ochroniarzom — dorzucił Evan. — Dlatego macie takie
zdeformowane twarze czy to już wrodzone?
Folison zerwał się do pionu.
— Będziesz inaczej szczekał —
warknął z cwanym uśmieszkiem.
— Hau, hau!
Dafne parsknęła śmiechem, gdy
Evan komicznie odegrał rolę psa.
— Niektóre psy mają wściekliznę,
wiesz? — rzucił jeszcze w stronę Folisona. — Lepiej za blisko nie podchodź.
Folison posłał mu jeszcze jeden
uśmieszek i się wycofał. Trochę zaskoczeni takim zachowaniem, Evan i Dafne
wrócili do swoich zajęć. Harry sięgnął po swoją szklankę z napojem,
dostrzegając spanikowane spojrzenie jakiegoś drugoklasisty skierowane w jego
stronę. Zupełnie to zignorował, gdyż w ostatnim czasie naćpani uczniowie
zachowywali się jeszcze dziwniej. Dafne oznajmiła, że nie może się skupić na
zadaniu, więc zabrała swoje rzeczy i poszła dormitorium. Harry postanowił
zrealizować swój plan pójścia do Syriusza. Zaniósł swoje manatki do sypialni, a
później skierował się do wyjścia.
Na pierwszym piętrze zorientował
się, że coś jest z nim nie tak. Podłoga wirowała pod jego stopami. Po korytarzu
biegały zabawne krasnoludki, które miały na głowach kapelusze większe od nich
samych. Kiedy jego wzrok padł na okno, dostrzegł za szybą fruwające jednorożce.
Spojrzał w górę, gdzie rozciągało się rozgwieżdżone niebo.
— Evan?
— Te krasnoludki są już
irytujące.
— Co?
— Nie można między nimi przejść —
zaśmiał się, chociaż nie miał pojęcia, co go rozbawiło.
— Ginny, zostaw go...
— Ktoś go naćpał — warknęła
Ginny, a jej rude włosy w oczach Harry’ego falowały po całym korytarzu.
Spróbował je złapać, ale jego
dłoń zacisnęła się na pustce, co jeszcze bardziej go rozbawiło.
— Spójrz w niebo. Te gwiazdy to
tak naprawdę latarnie zawieszone w przestrzeni.
Ktoś parsknął śmiechem.
— Ale ma fazę.
— To nie jest śmieszne —
zdenerwowała się Ginny.
— Tak naprawdę nic tutaj nie ma,
a wszystkie przedmioty sobie tylko wyobrażamy, wiesz?
— Świetnie, ale chodź za mną.
— Chcesz się przejechać na
jednorożcu? — Rozległy się chichoty. — Są za oknem.
— Ginny, nie możemy go tam
zabrać…
— Wiem, co możemy, a czego nie
możemy.
Evan czuł uścisk Ginny na swojej
dłoni, kiedy ciągnęła go w głąb korytarza zalanego wrzącą lawą. Ostrzegał ją,
że do niej wpadną, ale odpowiadała mu, że mają magiczne buty i nic im się nie
stanie. Spojrzała na niego ze zdumieniem, kiedy pogłaskał ją po włosach.
— Ogień ciągnie się za twoją
głową. Trzeba go ugasić — oznajmił z fascynacją.
Za nimi rozległy się
niepohamowane chichoty.
Nagle znalazł się w pomieszczeniu
wypełnionymi wieloma osobami, których twarzy jednak nie rozpoznawał, ponieważ
wszystkie zamieniły się w czerwone uśmiechnięte buźki.
— Oszaleliście?! Dlaczego go…?
— Ktoś go naćpał! Nie mogliśmy go
zostawić. Kompletnie nie wie, co się dzieje.
— Może sam coś wziął, a ty się
przejmujesz.
— Nie zrobiłby tego. Sam mnie
ostrzegał, żebym niczego nie brała, niezależnie od sytuacji. Sama się nim zajmę
— dodała Ginny ze złością.
Pociągnęła go dalej. Zdawało mu
się, że teleportowali się do innego pomieszczenia. Stał w miejscu z otępiałą
miną, kiedy Ginny zniknęła mu z oczu. Stojąca pod ścianą kanapa zaczęła
wyciągać macki w jego stronę, a on miał wrażenie, że przyrósł do ziemi. Gdy
Ginny pojawiła się przed nim, natychmiast ją przytulił. Zaskoczona dziewczyna
wciągnęła głośno powietrze.
— Ta kanapa chce mnie wciągnąć do
środka — szepnął z trwogą, ustami muskając jej szyję.
Czuł, jak zesztywniała w jego
ramionach, ale narkotyk przytępił jego zmysły. Przekonała go, żeby usiadł na
sofie, co zrobił z wahaniem, powtarzając, że wessie go do środka.
— Nie wiem, co mam zrobić, żeby
mu to minęło — oznajmiła Ginny niepewnie, kiedy w drzwiach pojawiła się
Hermiona.
Evan roześmiał się na jej widok,
twierdząc, że ma śmieszne skrzydła.
— Chyba działanie narkotyku musi
przejść samoistnie — odpowiedziała dziewczyna. — Zastanawia mnie, kto go
doprowadził do takiego stanu, skoro twierdzisz, że sam by się nie naćpał.
— Mógł to zrobić nawet ktoś, po
kim byśmy się tego nie spodziewali.
— Te krasnoludki mnie śledzą —
stwierdził nagle Evan, wyrywając się z krótkotrwałego transu.
— Popilnuję go — zaproponowała
Ginny.
Starsza dziewczyna posłała jej
powłóczyste spojrzenie, a później zostawiła ich samych. Dogadanie się z
chłopakiem było nie lada wyczynem, gdyż co chwilę śmiał się z tego, co widzi.
Dwa razy zajrzała go nich Hermiona, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
W końcu Evan zaczął się uspokajać, chociaż nadal mówił dziwne rzeczy.
— Miałem kogoś odwiedzić —
powiedział trochę nieprzytomnym głosem.
— Kogo? — zainteresowała się.
— Swojego wuja — odparł,
marszcząc lekko brwi. — Ale te krasnoludki mnie zatrzymały.
— Swojego wuja? — zdziwiła się. —
Możesz wychodzić poza szkołę?
— Nie muszę — zaśmiał się. —
Przecież tutaj uczy!
— Zaraz… kto… Riley White jest twoim
wujem? — zdumiała się, a on pokiwał głową ze śmiechem. — Och… To dlatego nic
nam nie zrobił, gdy złapali nas po ciszy nocnej…
— Muszę do niego iść.
— Nie ma mowy — odpowiedziała i
posadziła go z powrotem na kanapie. — Wpadniesz w kłopoty mimo swoich
znajomości.
— Dlaczego się tym przejmujesz? —
zainteresował się. — W końcu nie wyglądam jak Harry Potter. — Na te słowa
zaczął się niepohamowanie śmiać, dostrzegając ironię w tym zdaniu.
Gdyby zobaczył minę Ginny nie
będąc na odlocie, pewnie zacząłby ją przepraszać jak szalony, jednak teraz
bardziej interesowało go to, co takiego siedzi na szczycie szafy.
Jego zmysły powoli stawały się
coraz bardziej otępiałe, mówił monotonnie i spokojnie. Z chęcią skorzystał z
propozycji Ginny, żeby zdrzemnął się na kanapie. Dziewczyna zostawiła go samego
i wyszła z pomieszczenia, by uspokoić Gwardię Dumbledore’a w sprawie tego, że
ich tożsamość nadal pozostaje tajemnicą.
Uciążliwy łomot w głowie wyrwał
Harry’ego ze snu, czego od razu pożałował. Dopiero po chwili dotarło do niego,
że jego stan spowodowały narkotyki, więc nabrał ochoty na uduszenie tego, kto
podał mu te środki. Pokój, w którym się znajdował, nadal lekko wirował i
niezbyt potrafił skupić wzrok w jednym miejscu, jednak natychmiast spostrzegł
Ginny, która drzemała na drugiej kanapie. Obserwował ją przez kilka minut z
uczuciem, kiedy dotarło do niego, że pomogła mu i została razem z nim, chociaż
nie wiedziała, kim tak naprawdę jest. Domyślił się, że znajdują się w Pokoju
Życzeń i Ginny przyprowadziła go w trakcie spotkania Gwardii Dumbledore’a.
Przypominał sobie mnóstwo ludzi, ale nie był w stanie określić konkretnych
osób, gdyż ich twarze zasłonięte były wymyślonymi buźkami. Ucieszył się, że
podświadomość wywinęła mu taki numer, ponieważ nadal nie wiedział, kto dołączył
do stowarzyszenia, więc jednocześnie nie mógł zdradzić ich tożsamości
Voldemortowi.
Podniósł się, a podłoga
natychmiast zafalowała, więc przytrzymał się oparcia kanapy. Jednocześnie wpadł
na stojącą obok lampę. Starał się ją przytrzymać, ale źle wymierzył odległość i
z łoskotem rozbiła się na ziemi. Ginny natychmiast zerwała się ze snu.
— Co się stało? — zapytała
niewyraźnie, prędko siadając.
— Przepraszam — rzekł szczerze. —
Nie chciałem cię obudzić.
— Och, w porządku — odparła,
przecierając oczy. — Dobrze się czujesz?
— Trochę jeszcze mną rzuca —
przyznał. — Nie mogę złapać równowagi — westchnął i ciężko opadł na mebel.
Zaklął, kiedy uświadomił sobie,
że znowu obraz sobie z niego zakpił, gdyż wylądował tyłkiem na ziemi. Ginny nie
potrafiła powstrzymać chichotu. Harry chwilowo zrezygnował z przemieszczania
się i pozostał w miejscu, gdzie przyciągnęła go grawitacja.
— Byłeś niemal tak naćpany, jak
ten chłopak, który biegał po deszczu w piżamie — oznajmiła poważnie Ginny.
— Wiem — odrzekł, opierając głowę
o kanapę i zamykając oczy.
— Sam tego nie zrobiłeś, prawda?
— upewniała się.
— Jeszcze mi tak nie odbiło —
wymamrotał.
— Więc kto ci to zrobił?
Wzruszył ramionami, ale po chwili
namysłu uśmiechnął się ze zrozumieniem.
— Multon — zawyrokował. —
Sprowokował mnie i Dafne, żeby odwrócić naszą uwagę od dzieciaka, który
podrzucił mi to do soku. Nie mam wątpliwości, że to było to.
— Niepoważny — burknęła Ginny. —
Widzę, że wasza rywalizacja wchodzi na coraz wyższy poziom.
— Raczej nazwałbym to odmiennymi
poglądami i brakiem akceptacji.
Przez chwilę siedzieli w ciszy,
która jednak nie była niezręczna.
— Słyszałam, że zabrano cię na
przesłuchanie — powiedziała wreszcie cicho, na co ponownie wzruszył ramionami.
— To chyba nic dziwnego. Co
chwilę kogoś zabierają.
— Ale nie Ślizgonów —
spostrzegła. — Zabierają tylko tych Ślizgonów, którzy poważnie zawinią.
— Powiedzieliśmy za dużo przy
nieodpowiednich osobach.
— Cieszy mnie to. — Spojrzał na
nią z zaskoczeniem, a ona dodała szybko: — Nie to, że trafiłeś na
przesłuchanie! Chodziło mi o to, że nie zachowujesz się tak bezdusznie jak
Multon — odparła, z zakłopotaniem wykręcając palce.
— Multon… jest świrem — przyznał
Harry. — Nie wszyscy Ślizgoni są tacy jak on.
— Zauważyłam — szepnęła, nie
patrząc na niego.
Obserwował ją uważnie, chcąc
podejść do niej, porwać ją w ramiona i pocałować w te słodkie usta. Pożałował,
że odwrócił spojrzenie, gdyż obraz na nowo zaczął wirować. Doszedł do wniosku,
że musi skupić się na jednym punkcie, żeby to powstrzymać, dlatego ponownie zatrzymał
wzrok na dziewczynie. Piękna.
— Wygadałem ci moją tajemnicę.
— O swoim wuju? — Uśmiechnęła się
lekko. — Nie obawiaj się. Tajemnica zostanie zakluczona w sejfie w mojej
głowie.
— Nie chcemy tego rozgłaszać —
wyjaśnił. — Dużo osób mogłoby chcieć to wykorzystać.
— Masz pewność, że ja tego nie
zrobię? — rzekła z uniesioną brwią.
— Nie jesteś taka.
— Na tyle mnie poznałeś?
Pokiwał głową z uniesionymi
kącikami ust. Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
Wiedzieli, że w końcu muszą
wrócić do rzeczywistości. Czekały na nich obowiązki, a noc spędzona poza
dormitorium zapewne została przez kogoś zauważona. Musieli również przygotować
się do zajęć, dlatego wyszli z Pokoju Życzeń. Harry musiał trochę nakłamać, że
nie miał pojęcia o tym pomieszczeniu, a później odprowadził dziewczynę do
portretu Grubej Damy. Następnie wrócił do swojego dormitorium, gdzie zastał już
rozbudzonych swoich współlokatorów.
— Gdzieś ty się szlajał całą noc?
— zainteresował się Blaise. Uśmiechnął się kretyńsko i uniósł brew. — Wyrwałeś
jakąś pobudzoną miss?
— Taa… A nazywała się Naćpana
Ladacznica.
— Co? — zaśmiał się chłopak.
— Ten chory idiota podrzucił mi
do soku jakieś dragi i łaziłem po szkole za krasnoludkami! — wkurzył się.
Blaise rozszerzył oczy, a Draco i
Teodor z zainteresowaniem podnieśli na niego spojrzenia.
— Naćpałeś się? — nie dowierzał
Blaise.
— Nie naćpałem się tylko ktoś
mnie naćpał — zirytował się. — I tym kimś był Multon.
— Chyba chce wojny — podsumował
czarnoskóry.
— To akurat żadna nowość —
mruknął Draco. — Każdy wie, że wojna już trwa.
— Jakoś nie masz nic przeciwko —
odparował Blaise w jego stronę, posyłając mu rozzłoszczone spojrzenie.
Harry wiedział, że kiedyś ich
kontakty były o wiele lepsze, bliskie przyjaźni, ale od kiedy Voldemort przejął
władzę i okazało się, że mają odmienne zdanie na ten temat, wszystko się
rozsypało. Co nie znaczyło, że Blaise to zaakceptował.
— Może mam ci jeszcze matkować,
co? — odwarknął Draco. — Sam sobie radź ze swoimi problemami. Nie kazałem ci
mielić ozorem na wszystkie strony, gdy wiadomo, że można wylądować za to na
przesłuchaniu.
— Pewnie cię to cieszy, co?! —
wkurzył się Blaise. — Poklaskaj Multonowi, że zachowuje się jak fagas i
podrzuca innym narkotyki! Może przypadkiem nas zaćpa na śmierć!
Harry nie miał zamiaru wtrącać
się w kłótnię, gdyż wiele mógł się z niej dowiedzieć. Teodor też nie wyglądał
tak, jakby chciał przerwać awanturę. Draco z wściekłością rzucił trzymaną w
dłoniach książkę na łóżko.
— Coś ci nie pasuje?! Zajmij się
sobą! Nikt cię nie zmuszał do walki z Multonem!
— Och, jasne — zironizował
Blaise. — Mogłem odprawiać tańce radości jak on, gdy szczuli kogoś hienami!
Przyznaj, byłeś równie ubawiony, no nie?!
— Dajcie sobie po mordzie i się
zamknijcie — oznajmił niespodziewanie Teodor. — A zresztą — dodał po chwili
lekceważąco — róbcie, co chcecie.
Wyszedł jak gdyby nigdy nic,
jednak Draco i Blasie się uspokoili. W milczeniu blondyn zabrał swoją torbę i
wziął przykład z chłopaka. W dormitorium zapadła cisza.
— Jak schizowałeś, oprócz
biegania za krasnoludkami? — zapytał chłopak, by przerwać milczenie.
Uśmieszek Folisona na śniadaniu
sprawiał, że Harry niemal zgrzytał zębami, jednak nie dał się sprowokować.
Poszedł na lekcję razem z Blaisem i Dafne, która dowiedziała się o tym, co się
wydarzyło po tym, jak wczorajszego wieczora zamknęła się w dormitorium. Co
chwilę któreś z nich przywracało Evanowi odpowiedni tor, gdyż obraz czasami
nadal wirował i nie kontrolował tego, jak idzie. Czuł na sobie spojrzenia
niektórych osób, kiedy przedostali się pod salę, gdzie już zebrały się grupki
uczniów siódmej klasy. Miał świadomość, że Gwardia Dumbledore’a widziała go na
haju, jednak nic nie mógł na to poradzić. Musiał udawać, że nie domyśla się,
kto znajdował się wtedy w Pokoju Życzeń.
— Evan, coś słabo wyglądasz. — Usłyszał
fałszywą troskę w głosie Pansy.
— Pansy, coś ci wykrzywiło twarz
— odparował z błyskiem złości w oczach.
Dafne rzuciła dziewczynie
spojrzenie pełne obrzydzenia. Blaise najwidoczniej rozzłościł się po raz
kolejny na widok Draco i, jakby chcąc mu zrobił na złość, powiedział głośno w
stronę Folisona:
— Podrzucanie komuś narkotyków do
napoju jest naprawdę żałosne, Multon.
— Dzięki, Blaise. Wygłoś to w
Wielkiej Sali — wymamrotał Evan, a Dafne posłała mu pocieszający uśmiech.
— Sam się naćpał, a teraz chce
zrzucić winę na innych — skłamała Millicenta.
— Nie pogrążaj się — odparowała
Dafne. — Też brałaś w tym udział.
Potyczka została przerwana przez
otwierane drzwi. Wszyscy ruszyli do klasy Megan Larson bez obijania się. Evan
niemal wpadł na Neville’a, który zdołał utrzymać go w pionie.
— Podobno zwymiotowanie trochę
pomaga — mruknął Gryfon.
Harry podziękował mu za
informację.
Do pary na ćwiczeniach
przydzielono mu Erniego Macmillana. Evan ledwo mógł skupić na nim wzrok, a o
wycelowaniu w chłopaka nie było mowy. Wszystko szło mu strasznie opornie, ale
dostrzegł ledwo widoczne oznaki pomocy ze strony Gwardii Dumbledore’a. Za
każdym razem, kiedy Ernie chciał rzucić na niego zaklęcie, kiwał mu głową, by
prędzej skupił się na wytworzeniu przed sobą tarczy. Innym razem ćwicząca obok
niego Susan szepnęła mu, żeby wbił wzrok w jeden punkt na ciele Erniego, a dopiero
wtedy celował, gdyż wtedy obraz się zatrzyma.
Larson nie mogła się do niego
przyczepić. Kiedy zapytała, kto chciałby ukarać niepokorną osobę, zerknęła w
jego stronę, jednak się nie zgłosił. Być może by się przemógł, lecz bał się, że
nie będzie w stanie trafić w konkretną osobę. Chętnie natomiast zrobił to
Folison. Został nagrodzony zgorszonymi spojrzeniami większej części uczniów.
Michael Corner niemal wył z bólu po jego klątwie.
Jakiś czas temu Harry dostrzegł,
że Ron i Hermiona dużo czasu przebywają w bibliotece. Początkowo wertowali
głównie stare gazety, lecz po jakimś czasie zauważył ich wśród szkolnego
archiwum. Chciał wiedzieć, na jakim etapie zatrzymały się poszukiwania
tajemniczego R.A.B., lecz nie mógł zapytać o to bezpośrednio. Nie miał też
pewności, czy zaufali Przyjacielowi na tyle, by przekazać mu tajne informacje.
Nagle przestał ich widywać w
bibliotece. Zwykle przesiadywali w niej wieczorami, a pewnego dnia po prostu
przestali tam przychodzić. Znaleźli coś i
nie muszą już tego szukać.
— Jeśli naprawdę coś mają — rzekł
Syriusz, kiedy powiedział mu o swoich przypuszczeniach — musimy się tego
dowiedzieć. Albo chociaż zorientować się, czy nie potrzebują pomocy, żeby
popchnąć sprawę naprzód.
— Jak to zrobić? — zapytał Harry
ze zmarszczonymi brwiami. — Od Przyjaciela dostali zaledwie jeden liścik z
informacją. Nawet nie wiedzą, kto to napisał, więc nie zaufają mu na tyle, żeby
wszystko mu powiedzieć.
— Być może, ale myślę, że warto
dać im znać, że jeśli będą potrzebowali pomocy, Przyjaciel spróbuje to zrobić —
zauważył Syriusz. — Podłóż im kolejny liścik. Umówcie się, w jakim miejscu
będziecie zostawiać informacje, żeby druga strona mogła je znaleźć.
Harry zastukał paznokciami w blat
biurka.
— To może wypalić. Mapa Huncwotów
się spaliła, więc jedyną opcją obserwowania byłoby sterczenie w miejscu.
— Wybierz często uczęszczane
miejsce. Nie będzie żadnych podejrzeń.
Po raz kolejny Harry wkradł się
nocą do dormitorium Gryfonów i pod peleryną niewidką przemknął do sypialni
chłopców z siódmego roku, gdzie zostawił wiadomość dla Rona.
Jeżeli macie jakieś informacje, którymi chcielibyście się podzielić,
lub potrzebujecie pomocy, obok posągu Borysa Ognistego przy samej podłodze jest
luźna cegła. Zerknę tam od czasu do czasu. Róbcie to samo.
Przyjaciel
…
Ponury pokój nie przypadł
Harry’emu do gustu. Voldemort udostępnił mu jedno pomieszczenie z łazienką, by
miał w jego dworze swoje miejsce. Zimna posadzka sprawiała, że musiał zawsze
chodzić w obuwiu, bo chłód przenikał nawet przez skarpetki. Ciężkie łóżko z
kolumnami i ciemnymi kotarami pasowało do nawiedzonego domu, a blade światło z
żyrandola nie poprawiało wyglądu pokoju. Zawsze gdy patrzył na szafę z drewna
bukowego, miał wrażenie, że wydostanie się z niej dementor. Pierwszym, co Harry
zrobił po wejściu do pomieszczenia, było otwarcie okiennic na całą szerokość,
jednak różnica nie była zbyt wielka.
Nie przyzwyczajał się do pokoju, chociaż wiedział, że prawdopodobnie
spędzi w nim resztę wakacji. Skrzat był równie ponury co cały dwór. Harry nie
wchodził z nim w żadną dyskusję, gdyż przy pierwszej okazji został
poinformowany, że skrzat ma tylko wykonywać polecenia.
Westchnął głośno. Jego rzeczy osobiste zostały doszczętnie zniszczone,
gdy dom na Privet Drive spłonął. Mapa Huncwotów, ubrania, książki – wszystko
spłonęło. Przetrwała jedynie jego różdżka, którą zawsze miał przy sobie i
peleryna niewidka, którą ukrył pod bluzą. Pluł sobie w brodę, że nie
przewidział podpalenia domu, licząc na to, że Ron i Hermiona dostaną Mapę Huncwotów
w swoje ręce. Wysiłek Huncwotów został pogrzebany raz na zawsze. Całość musiała
wyglądać tak, jakby został rzeczywiście porwany, więc wszystko zostało na
Privet Drive. Nikt nie powinien zdziwić się brakiem różdżki czy peleryny –
niektórzy wiedzieli, że różdżkę zawsze nosi przy sobie, a peleryna bardzo się
przydaje w tych czasach, więc jej również mógł nie odstępować.
Nie czekał na nic i od razu po przedostaniu się do dworu zażądał od
Voldemorta, żeby natychmiast zaczęli planować ratunek dla Syriusza. Czarnoksiężnik
nie mógł się sprzeciwiać – Umowa go zobowiązywała i dopóki nie spełnił tego
warunku, ich współpraca nadal stała pod znakiem zapytania. Teraz Harry czekał
na jego ruch.
Voldemort wezwał go do siebie już kolejnego dnia po mistyfikacji na
Privet Drive. Korytarze dworu były puste, co Harry’ego nie zdziwiło.
Śmierciożercy nie mieli się dowiedzieć, co się z nim dzieje. Riddle’a znalazł w
jego gabinecie, który był równie złowieszczy jak reszta pomieszczeń.
Czarnoksiężnik siedział za potężnym biurkiem, przewracając strony starej
księgi.
— Siadaj — zarządził.
— Powiedzmy, że uznam to za prośbę — zaszydził Harry i spoczął
naprzeciwko niego, nie przejmując się ostrym spojrzeniem Voldemorta. — Jaka
jest sytuacja po wczorajszym ataku?
Czarnoksiężnik uniósł kącik ust w szyderczym uśmiechu.
— Jeśli chodzi o twój ukochany Zakon, wszyscy żyją i są w dobrym
stanie. Uwierzyli w to, że zostałeś porwany. — Harry skinął powoli głową. Były
to najważniejsze informacje i na chwilę obecną tyle mu wystarczyło. — Tak jak
tłumaczyłem ci wcześniej, Black jest zawieszony w nicości — przeszedł do
meritum. — Dopóki nie umrze osoba, która przyczyniła się do tego stanu, nie
pójdzie dalej. Dzięki tejże osobie można też przywrócić go do świata żywych
jako zwykłego człowieka.
— Kiedy masz zamiar to zrobić?
— Jutro w nocy. Muszę przedostać się do Ministerstwa razem z Bellą…
— To raczej nie będzie większym problemem, skoro masz tam szpiegów —
zauważył Harry. — Idę z wami.
— Owszem. Nie sądzę, żeby Black dobrowolnie poszedł ze mną. — Uśmiechnął
się ironicznie. — Nie mam zamiaru się z nim użerać i nie chcę żadnych problemów
z przeniesieniem go tutaj, więc masz się tym zająć.
Harry nie miał pojęcia, co Voldemort powiedział Bellatriks na jego
temat, ale kiedy pojawił się o umówionej godzinie pod zmienioną postacią,
kobieta nic nie skomentowała. Z chorą fascynacją wpatrywała się w swojego Pana,
nie mając pojęcia, że ten niedługo pozbawi ją życia. Bez protestów wypiła
eliksir wieloskokowy, biorąc przykład z Riddle’a. We trójkę przedostali się
kominkiem do Ministerstwa Magii jako inni ludzie. Harry szybko rozeznał się w
sytuacji, orientując się, że cały wypad kontrolowany jest przez śmierciożerców
i rzucane przez nich Imperiusy. Nic go to nie obchodziło. Teraz liczyło się
tylko to, żeby uratować Łapę.
Dotarli do Departamentu Tajemnic nie zaczepiani przez nikogo. Odnaleźli
Salę Śmierci, a po Bellatriks można było zauważyć pierwsze oznaki niepokoju.
— Panie…
Voldemort odwrócił się w jej stronę.
— Byłaś wierną sojuszniczką, ale są ważniejsze kwestie.
— Panie — wydukała jeszcze raz z rozszerzonymi oczami.
Harry wiedział, że powinien odczuwać chociaż odrobinę współczucia,
jednak jego serce było jak z kamienia. Kobieta wyrządziła zbyt dużo zła, żeby
teraz jej żałować. Tym bardziej, że dzięki jej ofierze miał odzyskać Syriusza.
Obserwował, jak Voldemort przenosi błagającą kobietę przed zasłonę, która
złowieszczo falowała.
Oczekiwał wielkiego wybuchu, fajerwerków albo chociaż jakiegoś
gwałtowniejszego momentu, lecz wszystko przebiegało w spokojny sposób,
pomijając lament Bellatriks. Voldemort wypowiadał słowa w dziwnym języku,
manewrując różdżką na różne strony. Zasłona falowała coraz mocniej, jakby
pomieszczenie zaatakowała wichura. Błagania Bellatriks ucichły, kiedy
czarnoksiężnik szybkim zaklęciem pozbawił ją życia. Przerzucił ją przez
zasłonę, gdzie zniknęła raz na zawsze. Serce Harry’ego biło coraz szybciej,
czekając, aż pojawi się Syriusz. Voldemort nadal mówił, a jego głos stawał się
coraz głębszy. Łuk rozjaśniał się z każdą chwilą, aż w końcu chłopak musiał
zasłonić oczy. Kiedy je odkrył, oszołomiony Łapa stał przed zasłoną.
Riddle’a ucichł, więc Harry podszedł bliżej, nie potrafiąc powstrzymać
uśmiechu cisnącego się na usta. Odzyskał go. Poświęcił niewyobrażalnie dużo,
jednak miał go znowu przy sobie. Nie wiedział, co będzie później, ale miał
świadomość, że nie zostanie z tym wszystkim sam.
______________________
Ana Potter, ja również zawsze piszę przy muzyce, ale niekiedy wybija mnie ona z rytmu. Dopóki nie wpadnę w trans pisarski, ciężko mi jakoś idzie pisanie, ale muzyka zawsze gdzieś tam musi grać. Wątki tortur będą się pojawiać, więc możesz być spokojna ;)
Lady Night, ja byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby śnieg już zupełnie zniknął. Najlepiej nich wyjdzie już słońce i niech będą wyższe temperatury, bo jeden konkretny siniak już mi wystarcza xD
Anonimowy, jeśli chodzi o przesłuchania Rona czy Hermiony, to w Umowie był punkt, w którym mowa jest o tym, że dla Voldemorta i śmierciożerców są oni nietykalni.
Tifa, Rowling unikała raczej brutalnych opisów. Ja z kolei takie sceny uwielbiam opisywać, więc... xD Powiem Ci, że kopniak zadziałał, bo od tego czasu trochę popisałam, więc poproszę o kolejne! Powodzenia na studiach ;D
TheJoker, Umowa raczej będzie dość krótkim opowiadaniem w porównaniu z poprzednimi, a na dwa tomy się nie nastawiajcie, bo tym razem sama przed sobą postawiłam sprawę jasno: na jednym się kończy i kropka ;) Mam nadzieję, że za jakiś czas nie pojawi się u mnie problem ze wstawianiem rozdziałów, bo ilość napisanych i wstawianych rozdziałów dramatycznie maleje w porównaniu z tempem mojego pisania, więc trochę się boję, że w pewnym momencie będę zmuszona zrobić przerwę, czego bardzo, ale to bardzo nie chcę. Zakładka z bohaterami raczej się nie nie pojawi, bo jakoś nie chcę ich wrzucać do tego opowiadania (wiem, dziwna jestem). Ulubione opowiadania na pewno się nie pojawią, bo po prostu już ich nie czytam, a te, które czytałam, są na poprzednich blogach i to mi wystarcza. Muzyka też się nie pojawi, bo wyjątkowo nie będzie żadnych utworów w tekście.
Przesyłam dużo całusów,
Wasza Bully :)
O tak! Potyczki Ślizgonów są genialne! I wszyscy mogą narzekać ile chcą, ale ja cieszę się z roli, którą odgrywa Ginny :)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńTu znowu ja raz komentuje raz nie. Ostatnio chyba nie komentowałam choć sama już nie wiem. Gdy Harry zdradził Ginny że Syriusz jest jego wujkiem to myślałam że zdradzi swoją prawdziwą tożsamość. Trochę nie rozumiem jednej rzeczy. Śmierciożercy nie wiedzą żę Harry to Evan tak? To nic nie podejrzewają że skoro nie mogą tknąć Hermiony i Ron to nie ciekawiło ich dlaczego? Szkoda że nie pojawi sie drugi tom ale rozumiem że pisanie nie jest łatwe. Mam nadzieję że nie będziesz musiała zawieszać opowiadanie. Na razie to chyba wszystko co chciałam napisać...Każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego.
Dużo weny ci przesyłam
To uczucie gdy napiszesz komentarz i przez przypadek przed opublikowaniem zresetujesz stronę -.-
OdpowiedzUsuńHej!
(Muszę to napisać) Byłam dzisiaj w kinie na Lego Batman (młodszy brat -.-). Wystąpił tam... Voldziu! Zamieniał on ludzi w ryby i żaby! Leżałam jak to oglądałam ������
Rozdział jak zwykle cudowny *.*
Wojna między Ślizgonami? Oj zapowiada się ciekawie... No ale to że Folison podał narkotyki Harremu... Na miejscu Pottera ukręciłabym łeb.
Coś czuję że jednak będzie tu Harry z Ginny...
Na jej miejscu wydałyby mi się dziwne słowa Evana w Pokoju Życzeń...
Dlaczego Mapa Huncwotów spłonęła? Dlaczego??? *rozpacz*
Szkoda że bedzie tylko jeden tom i że raczej nie będzie zakładki z bohaterami.
Zastanawiam się:
a) Czy Draco przejdzie na stronę Pottera)
b) Kiedy wszyscy dowiedzą się, że Evan to Harry?
c) Czy Miona i Ron zaufają Przyjacielowi?
Tydzień temu za oknem miałam śnieg - teraz jest tylko jedna wielka plucha. Kocham zimę ale tego okresu przejściowego między zimą a wiosną nienawidzę. Oglądałaś może film Fantastyczne Zwierzęta i jak je odnaleźć? Jeśli tak i jeśli ci się spodobało to (może jeszcze o tym nie wiesz) 4 maja tego roku wychodzi scenariusz w formie książki po polsku! Już nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam serdecznie, życzę multum weny,
Lady Night
Upssss...
OdpowiedzUsuńSorry pomyliłam datę z inną premierą :)
Premiera scenariusza Fantastycznych Zwierząt to 29.03.2017
Lady Night
Czuuuudownie :3
OdpowiedzUsuńTyyyyle czekania, ale nie spodziewałem, że tak go załatwią :V
Warto było C:
Do przeczytania za tydzień!
No to standardowo czekamy do soboty. Harry i narkotyki? Cóż, musi brać je częściej :D Szkoda, że robisz tylko jeden tom.. ale przynajmniej wiemy, że zawsze stawiasz na jakość, a nie na ilość. Nie będę się rozpisywać nad cudownością rozdziału, bo to pewnie już wiesz xD w każdym razie dużo, dużo weny 😍
OdpowiedzUsuńwitam nie czytałem twoich opowiadań parę lat .
OdpowiedzUsuńgratulancie poziom pirania jak zawsze super pozdrawiam i życzę natchnienia do pisania
Mam pytanko. Ile będzie mniej więcej rozdziałów? Baaaaardzo fajny rozdział, czekam na następny, a więc do soboty.
OdpowiedzUsuńSee Ya!
Nika
Początkowo męczyły mnie partie poświęcone Ginny, może dlatego, że nie lubię tej bohaterki w fanfiction. Teraz jednak, dostrzegając, jak ważną pełni funkcję w umowie przymierza, przyzwyczaiłam się; w ogóle robi się coraz ciekawiej, w okolicach piątego rozdziału dostałam palpitacji, które zmuszały mnie do przeczytania wszystkich ustępów w jeden wieczór. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie. Podobają mi się dialogi, postać Syriusza i główny bohater, a także intryga, w jaką się wplątał, dająca wiele możliwości. Powodzenia życzę!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto jest wojna, ojć naszprycował Evana narkotykami, choć ciekawe by było gdyby Voldemort zareagował, że przesłuchwali Evana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia