4 lutego 2017

Rozdział 9

Sytuacja pomiędzy Evanem, Blaisem i Dafne a Folisonem i Millicentą była niezwykle napięta. Kiedy się mijali, rzucali sobie nieprzyjemne spojrzenia, szukali tylko pretekstu do docinania i kopali pod sobą dołki, gdy tylko mieli do tego okazję. Harry ze swoimi znajomymi powstrzymał się przed publicznym wygłaszaniem swoich opinii, gdyż nie uśmiechało im się kolejne przesłuchanie. Trzymali języki za zębami, chociaż nie potrafili się nie krzywić, gdy widzieli głodnych, naćpanych i coraz bardziej zaniedbanych uczniów. Do Folisona i Millicenty często dołączała Pansy, która okazała się być nieznośna. Potrafiła publicznie się z nich śmiać, co starali się ignorować. Pewnego razu Dafne z dumnie uniesioną głową odrzuciła włosy za siebie i rzekła dość głośno w Wielkiej Sali:
— Widzę, że uderzenie drzwiami w twarz może na stałe kogoś oszpecić. Może operacja plastyczna pomogłaby takim osobom?
Na policzkach Pansy zakwitły dwie czerwone plamy. Pewnie coś by na to odpowiedziała, ale w pomieszczeniu zjawił się Snape, więc ugryzła się w język.
Harry dostrzegł, że niektórzy uczniowie spoza domu Slytherina kibicują jego grupie w trakcie tych potyczek, a Gwardia Dumbledore’a uważnie ich obserwuje. Obawiał się, że za jakiś czas złożą im propozycję przyłączenia się do grupy sabotażowej, a on będzie musiał powiedzieć o tym Voldemortowi. Od czasu do czasu zdawał mu raporty z tego, co dzieje się w szkole, lecz były to zwykle niezbyt istotne sprawy. Riddle wiedział, jakie jest jego podejście do zasad panujących w szkole, więc niespecjalnie dziwiło go, gdy chłopak opowiadał z niechęcią o torturowanych uczniach, ich buntach i sprzeczkach. Wiadomość o tym, że trójka Ślizgonów trafiła na przesłuchanie, jedynie go rozbawiła.
— Masz na co zasłużyłeś — oznajmił wtedy Voldemort.
— Jakoś specjalnie nie żałuję — odparował.
— Im częściej się stawiasz, tym więcej razy będziesz obrywał, chociaż nie przyłożę do tego ręki i nie wydam rozkazu. Może cię utemperują, co będzie mi sprzyjało.
— Marzenie ściętej głowy.
Ich relacje były niezwykle skomplikowane i czasami nawet Harry nie potrafił określić, jak zachowa się czarnoksiężnik.
Narkotyki rozprzestrzeniały się w Hogwarcie coraz bardziej. Pojawiało się coraz więcej dilerów, którzy handlowali nawet z najmłodszymi uczniami. Niektórzy zostali już doprowadzeni do tak tragicznego stanu, że oddawali wszystkie swoje oszczędności. Chodzili w brudnych ubraniach, ich twarze były niemal sine, oczy wiecznie niezdrowo błyszczały, a szaty coraz bardziej wisiały na ich ramionach.
Harry odrabiał właśnie zadanie w towarzystwie Dafne, planując wieczorne wyjście do Syriusza. Wokół kręcili się ostatni uczniowie, a w kącie siedział Folison z Pansy i Millicentą, którzy rzucali im krzywe spojrzenia. Nie mieli zamiaru wdawać się z nimi w dyskusję, chociaż słyszeli dość donośne słowa całej trójki. Głównie starali się ich oszkalować, a Evan widział, jak oczy Dafne niebezpiecznie błyszczą.
— Greengrass, nie potrafisz zdecydować, kogo wolisz? — zawołała Pansy. — Rano widziałam, jak mizdrzysz się do Zabiniego, a teraz przerzuciłaś się na Reponera?
— Nie reaguj — mruknął Harry do dziewczyny. — Chcą cię sprowokować.
— Wiem, ale najchętniej starłabym jej ten mopsowaty uśmieszek z twarzy — odparła.
— Słyszałam, że twoja matka tańczy w burdelu.
Dafne aż wciągnęła głośno powietrze, a Harry zerknął na nią przelotnie.
— Reponer, nigdy nic nie słyszałam o twoich starych. Pewnie wrzucili cię do rynsztoka zaraz po narodzinach.
Evan zazgrzytał zębami.
— A może matka Greengrass puściła się z ojcem Reponera i stwierdziła, że nie utrzyma dwójki bękartów?
Dafne wstała energicznie, czemu Harry zupełnie się nie dziwił. Też miał już tego dosyć. Oboje odwrócili się w stronę trójki uczniów.
— Jesteście żałośni — warknęła Dafne. — Nie jesteście w stanie nikogo szanować, a sami chcielibyście być szanowani. Lizodupy — dodała ze złością, nie mogąc się powstrzymać.
Cała trójka roześmiała się szyderczo.
— Greengrass, podłapałaś ten tekst od swojej burdelmamy?
— Nie, po prostu widziała, jak całujecie tyłki ochroniarzom — dorzucił Evan. — Dlatego macie takie zdeformowane twarze czy to już wrodzone?
Folison zerwał się do pionu.
— Będziesz inaczej szczekał — warknął z cwanym uśmieszkiem.
— Hau, hau!
Dafne parsknęła śmiechem, gdy Evan komicznie odegrał rolę psa.
— Niektóre psy mają wściekliznę, wiesz? — rzucił jeszcze w stronę Folisona. — Lepiej za blisko nie podchodź.
Folison posłał mu jeszcze jeden uśmieszek i się wycofał. Trochę zaskoczeni takim zachowaniem, Evan i Dafne wrócili do swoich zajęć. Harry sięgnął po swoją szklankę z napojem, dostrzegając spanikowane spojrzenie jakiegoś drugoklasisty skierowane w jego stronę. Zupełnie to zignorował, gdyż w ostatnim czasie naćpani uczniowie zachowywali się jeszcze dziwniej. Dafne oznajmiła, że nie może się skupić na zadaniu, więc zabrała swoje rzeczy i poszła dormitorium. Harry postanowił zrealizować swój plan pójścia do Syriusza. Zaniósł swoje manatki do sypialni, a później skierował się do wyjścia.
Na pierwszym piętrze zorientował się, że coś jest z nim nie tak. Podłoga wirowała pod jego stopami. Po korytarzu biegały zabawne krasnoludki, które miały na głowach kapelusze większe od nich samych. Kiedy jego wzrok padł na okno, dostrzegł za szybą fruwające jednorożce. Spojrzał w górę, gdzie rozciągało się rozgwieżdżone niebo.
— Evan?
— Te krasnoludki są już irytujące.
— Co?
— Nie można między nimi przejść — zaśmiał się, chociaż nie miał pojęcia, co go rozbawiło.
— Ginny, zostaw go...
— Ktoś go naćpał — warknęła Ginny, a jej rude włosy w oczach Harry’ego falowały po całym korytarzu.
Spróbował je złapać, ale jego dłoń zacisnęła się na pustce, co jeszcze bardziej go rozbawiło.
— Spójrz w niebo. Te gwiazdy to tak naprawdę latarnie zawieszone w przestrzeni.
Ktoś parsknął śmiechem.
— Ale ma fazę.
— To nie jest śmieszne — zdenerwowała się Ginny.
— Tak naprawdę nic tutaj nie ma, a wszystkie przedmioty sobie tylko wyobrażamy, wiesz?
— Świetnie, ale chodź za mną.
— Chcesz się przejechać na jednorożcu? — Rozległy się chichoty. — Są za oknem.
— Ginny, nie możemy go tam zabrać…
— Wiem, co możemy, a czego nie możemy.
Evan czuł uścisk Ginny na swojej dłoni, kiedy ciągnęła go w głąb korytarza zalanego wrzącą lawą. Ostrzegał ją, że do niej wpadną, ale odpowiadała mu, że mają magiczne buty i nic im się nie stanie. Spojrzała na niego ze zdumieniem, kiedy pogłaskał ją po włosach.
— Ogień ciągnie się za twoją głową. Trzeba go ugasić — oznajmił z fascynacją.
Za nimi rozległy się niepohamowane chichoty.
Nagle znalazł się w pomieszczeniu wypełnionymi wieloma osobami, których twarzy jednak nie rozpoznawał, ponieważ wszystkie zamieniły się w czerwone uśmiechnięte buźki.
— Oszaleliście?! Dlaczego go…?
— Ktoś go naćpał! Nie mogliśmy go zostawić. Kompletnie nie wie, co się dzieje.
— Może sam coś wziął, a ty się przejmujesz.
— Nie zrobiłby tego. Sam mnie ostrzegał, żebym niczego nie brała, niezależnie od sytuacji. Sama się nim zajmę — dodała Ginny ze złością.
Pociągnęła go dalej. Zdawało mu się, że teleportowali się do innego pomieszczenia. Stał w miejscu z otępiałą miną, kiedy Ginny zniknęła mu z oczu. Stojąca pod ścianą kanapa zaczęła wyciągać macki w jego stronę, a on miał wrażenie, że przyrósł do ziemi. Gdy Ginny pojawiła się przed nim, natychmiast ją przytulił. Zaskoczona dziewczyna wciągnęła głośno powietrze.
— Ta kanapa chce mnie wciągnąć do środka — szepnął z trwogą, ustami muskając jej szyję.
Czuł, jak zesztywniała w jego ramionach, ale narkotyk przytępił jego zmysły. Przekonała go, żeby usiadł na sofie, co zrobił z wahaniem, powtarzając, że wessie go do środka.
— Nie wiem, co mam zrobić, żeby mu to minęło — oznajmiła Ginny niepewnie, kiedy w drzwiach pojawiła się Hermiona.
Evan roześmiał się na jej widok, twierdząc, że ma śmieszne skrzydła.
— Chyba działanie narkotyku musi przejść samoistnie — odpowiedziała dziewczyna. — Zastanawia mnie, kto go doprowadził do takiego stanu, skoro twierdzisz, że sam by się nie naćpał.
— Mógł to zrobić nawet ktoś, po kim byśmy się tego nie spodziewali.
— Te krasnoludki mnie śledzą — stwierdził nagle Evan, wyrywając się z krótkotrwałego transu.
— Popilnuję go — zaproponowała Ginny.
Starsza dziewczyna posłała jej powłóczyste spojrzenie, a później zostawiła ich samych. Dogadanie się z chłopakiem było nie lada wyczynem, gdyż co chwilę śmiał się z tego, co widzi. Dwa razy zajrzała go nich Hermiona, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. W końcu Evan zaczął się uspokajać, chociaż nadal mówił dziwne rzeczy.
— Miałem kogoś odwiedzić — powiedział trochę nieprzytomnym głosem.
— Kogo? — zainteresowała się.
— Swojego wuja — odparł, marszcząc lekko brwi. — Ale te krasnoludki mnie zatrzymały.
— Swojego wuja? — zdziwiła się. — Możesz wychodzić poza szkołę?
— Nie muszę — zaśmiał się. — Przecież tutaj uczy!
— Zaraz… kto… Riley White jest twoim wujem? — zdumiała się, a on pokiwał głową ze śmiechem. — Och… To dlatego nic nam nie zrobił, gdy złapali nas po ciszy nocnej…
— Muszę do niego iść.
— Nie ma mowy — odpowiedziała i posadziła go z powrotem na kanapie. — Wpadniesz w kłopoty mimo swoich znajomości.
— Dlaczego się tym przejmujesz? — zainteresował się. — W końcu nie wyglądam jak Harry Potter. — Na te słowa zaczął się niepohamowanie śmiać, dostrzegając ironię w tym zdaniu.
Gdyby zobaczył minę Ginny nie będąc na odlocie, pewnie zacząłby ją przepraszać jak szalony, jednak teraz bardziej interesowało go to, co takiego siedzi na szczycie szafy.
Jego zmysły powoli stawały się coraz bardziej otępiałe, mówił monotonnie i spokojnie. Z chęcią skorzystał z propozycji Ginny, żeby zdrzemnął się na kanapie. Dziewczyna zostawiła go samego i wyszła z pomieszczenia, by uspokoić Gwardię Dumbledore’a w sprawie tego, że ich tożsamość nadal pozostaje tajemnicą.

Uciążliwy łomot w głowie wyrwał Harry’ego ze snu, czego od razu pożałował. Dopiero po chwili dotarło do niego, że jego stan spowodowały narkotyki, więc nabrał ochoty na uduszenie tego, kto podał mu te środki. Pokój, w którym się znajdował, nadal lekko wirował i niezbyt potrafił skupić wzrok w jednym miejscu, jednak natychmiast spostrzegł Ginny, która drzemała na drugiej kanapie. Obserwował ją przez kilka minut z uczuciem, kiedy dotarło do niego, że pomogła mu i została razem z nim, chociaż nie wiedziała, kim tak naprawdę jest. Domyślił się, że znajdują się w Pokoju Życzeń i Ginny przyprowadziła go w trakcie spotkania Gwardii Dumbledore’a. Przypominał sobie mnóstwo ludzi, ale nie był w stanie określić konkretnych osób, gdyż ich twarze zasłonięte były wymyślonymi buźkami. Ucieszył się, że podświadomość wywinęła mu taki numer, ponieważ nadal nie wiedział, kto dołączył do stowarzyszenia, więc jednocześnie nie mógł zdradzić ich tożsamości Voldemortowi.
Podniósł się, a podłoga natychmiast zafalowała, więc przytrzymał się oparcia kanapy. Jednocześnie wpadł na stojącą obok lampę. Starał się ją przytrzymać, ale źle wymierzył odległość i z łoskotem rozbiła się na ziemi. Ginny natychmiast zerwała się ze snu.
— Co się stało? — zapytała niewyraźnie, prędko siadając.
— Przepraszam — rzekł szczerze. — Nie chciałem cię obudzić.
— Och, w porządku — odparła, przecierając oczy. — Dobrze się czujesz?
— Trochę jeszcze mną rzuca — przyznał. — Nie mogę złapać równowagi — westchnął i ciężko opadł na mebel.
Zaklął, kiedy uświadomił sobie, że znowu obraz sobie z niego zakpił, gdyż wylądował tyłkiem na ziemi. Ginny nie potrafiła powstrzymać chichotu. Harry chwilowo zrezygnował z przemieszczania się i pozostał w miejscu, gdzie przyciągnęła go grawitacja.
— Byłeś niemal tak naćpany, jak ten chłopak, który biegał po deszczu w piżamie — oznajmiła poważnie Ginny.
— Wiem — odrzekł, opierając głowę o kanapę i zamykając oczy.
— Sam tego nie zrobiłeś, prawda? — upewniała się.
— Jeszcze mi tak nie odbiło — wymamrotał.
— Więc kto ci to zrobił?
Wzruszył ramionami, ale po chwili namysłu uśmiechnął się ze zrozumieniem.
— Multon — zawyrokował. — Sprowokował mnie i Dafne, żeby odwrócić naszą uwagę od dzieciaka, który podrzucił mi to do soku. Nie mam wątpliwości, że to było to.
— Niepoważny — burknęła Ginny. — Widzę, że wasza rywalizacja wchodzi na coraz wyższy poziom.
— Raczej nazwałbym to odmiennymi poglądami i brakiem akceptacji.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, która jednak nie była niezręczna.
— Słyszałam, że zabrano cię na przesłuchanie — powiedziała wreszcie cicho, na co ponownie wzruszył ramionami.
— To chyba nic dziwnego. Co chwilę kogoś zabierają.
— Ale nie Ślizgonów — spostrzegła. — Zabierają tylko tych Ślizgonów, którzy poważnie zawinią.
— Powiedzieliśmy za dużo przy nieodpowiednich osobach.
— Cieszy mnie to. — Spojrzał na nią z zaskoczeniem, a ona dodała szybko: — Nie to, że trafiłeś na przesłuchanie! Chodziło mi o to, że nie zachowujesz się tak bezdusznie jak Multon — odparła, z zakłopotaniem wykręcając palce.
— Multon… jest świrem — przyznał Harry. — Nie wszyscy Ślizgoni są tacy jak on.
— Zauważyłam — szepnęła, nie patrząc na niego.
Obserwował ją uważnie, chcąc podejść do niej, porwać ją w ramiona i pocałować w te słodkie usta. Pożałował, że odwrócił spojrzenie, gdyż obraz na nowo zaczął wirować. Doszedł do wniosku, że musi skupić się na jednym punkcie, żeby to powstrzymać, dlatego ponownie zatrzymał wzrok na dziewczynie. Piękna.
— Wygadałem ci moją tajemnicę.
— O swoim wuju? — Uśmiechnęła się lekko. — Nie obawiaj się. Tajemnica zostanie zakluczona w sejfie w mojej głowie.
— Nie chcemy tego rozgłaszać — wyjaśnił. — Dużo osób mogłoby chcieć to wykorzystać.
— Masz pewność, że ja tego nie zrobię? — rzekła z uniesioną brwią.
— Nie jesteś taka.
— Na tyle mnie poznałeś?
Pokiwał głową z uniesionymi kącikami ust. Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
Wiedzieli, że w końcu muszą wrócić do rzeczywistości. Czekały na nich obowiązki, a noc spędzona poza dormitorium zapewne została przez kogoś zauważona. Musieli również przygotować się do zajęć, dlatego wyszli z Pokoju Życzeń. Harry musiał trochę nakłamać, że nie miał pojęcia o tym pomieszczeniu, a później odprowadził dziewczynę do portretu Grubej Damy. Następnie wrócił do swojego dormitorium, gdzie zastał już rozbudzonych swoich współlokatorów.
— Gdzieś ty się szlajał całą noc? — zainteresował się Blaise. Uśmiechnął się kretyńsko i uniósł brew. — Wyrwałeś jakąś pobudzoną miss?
— Taa… A nazywała się Naćpana Ladacznica.
— Co? — zaśmiał się chłopak.
— Ten chory idiota podrzucił mi do soku jakieś dragi i łaziłem po szkole za krasnoludkami! — wkurzył się.
Blaise rozszerzył oczy, a Draco i Teodor z zainteresowaniem podnieśli na niego spojrzenia.
— Naćpałeś się? — nie dowierzał Blaise.
— Nie naćpałem się tylko ktoś mnie naćpał — zirytował się. — I tym kimś był Multon.
— Chyba chce wojny — podsumował czarnoskóry.
— To akurat żadna nowość — mruknął Draco. — Każdy wie, że wojna już trwa.
— Jakoś nie masz nic przeciwko — odparował Blaise w jego stronę, posyłając mu rozzłoszczone spojrzenie.
Harry wiedział, że kiedyś ich kontakty były o wiele lepsze, bliskie przyjaźni, ale od kiedy Voldemort przejął władzę i okazało się, że mają odmienne zdanie na ten temat, wszystko się rozsypało. Co nie znaczyło, że Blaise to zaakceptował.
— Może mam ci jeszcze matkować, co? — odwarknął Draco. — Sam sobie radź ze swoimi problemami. Nie kazałem ci mielić ozorem na wszystkie strony, gdy wiadomo, że można wylądować za to na przesłuchaniu.
— Pewnie cię to cieszy, co?! — wkurzył się Blaise. — Poklaskaj Multonowi, że zachowuje się jak fagas i podrzuca innym narkotyki! Może przypadkiem nas zaćpa na śmierć!
Harry nie miał zamiaru wtrącać się w kłótnię, gdyż wiele mógł się z niej dowiedzieć. Teodor też nie wyglądał tak, jakby chciał przerwać awanturę. Draco z wściekłością rzucił trzymaną w dłoniach książkę na łóżko.
— Coś ci nie pasuje?! Zajmij się sobą! Nikt cię nie zmuszał do walki z Multonem!
— Och, jasne — zironizował Blaise. — Mogłem odprawiać tańce radości jak on, gdy szczuli kogoś hienami! Przyznaj, byłeś równie ubawiony, no nie?!
— Dajcie sobie po mordzie i się zamknijcie — oznajmił niespodziewanie Teodor. — A zresztą — dodał po chwili lekceważąco — róbcie, co chcecie.
Wyszedł jak gdyby nigdy nic, jednak Draco i Blasie się uspokoili. W milczeniu blondyn zabrał swoją torbę i wziął przykład z chłopaka. W dormitorium zapadła cisza.
— Jak schizowałeś, oprócz biegania za krasnoludkami? — zapytał chłopak, by przerwać milczenie.
Uśmieszek Folisona na śniadaniu sprawiał, że Harry niemal zgrzytał zębami, jednak nie dał się sprowokować. Poszedł na lekcję razem z Blaisem i Dafne, która dowiedziała się o tym, co się wydarzyło po tym, jak wczorajszego wieczora zamknęła się w dormitorium. Co chwilę któreś z nich przywracało Evanowi odpowiedni tor, gdyż obraz czasami nadal wirował i nie kontrolował tego, jak idzie. Czuł na sobie spojrzenia niektórych osób, kiedy przedostali się pod salę, gdzie już zebrały się grupki uczniów siódmej klasy. Miał świadomość, że Gwardia Dumbledore’a widziała go na haju, jednak nic nie mógł na to poradzić. Musiał udawać, że nie domyśla się, kto znajdował się wtedy w Pokoju Życzeń.
— Evan, coś słabo wyglądasz. — Usłyszał fałszywą troskę w głosie Pansy.
— Pansy, coś ci wykrzywiło twarz — odparował z błyskiem złości w oczach.
Dafne rzuciła dziewczynie spojrzenie pełne obrzydzenia. Blaise najwidoczniej rozzłościł się po raz kolejny na widok Draco i, jakby chcąc mu zrobił na złość, powiedział głośno w stronę Folisona:
— Podrzucanie komuś narkotyków do napoju jest naprawdę żałosne, Multon.
— Dzięki, Blaise. Wygłoś to w Wielkiej Sali — wymamrotał Evan, a Dafne posłała mu pocieszający uśmiech.
— Sam się naćpał, a teraz chce zrzucić winę na innych — skłamała Millicenta.
— Nie pogrążaj się — odparowała Dafne. — Też brałaś w tym udział.
Potyczka została przerwana przez otwierane drzwi. Wszyscy ruszyli do klasy Megan Larson bez obijania się. Evan niemal wpadł na Neville’a, który zdołał utrzymać go w pionie.
— Podobno zwymiotowanie trochę pomaga — mruknął Gryfon.
Harry podziękował mu za informację.
Do pary na ćwiczeniach przydzielono mu Erniego Macmillana. Evan ledwo mógł skupić na nim wzrok, a o wycelowaniu w chłopaka nie było mowy. Wszystko szło mu strasznie opornie, ale dostrzegł ledwo widoczne oznaki pomocy ze strony Gwardii Dumbledore’a. Za każdym razem, kiedy Ernie chciał rzucić na niego zaklęcie, kiwał mu głową, by prędzej skupił się na wytworzeniu przed sobą tarczy. Innym razem ćwicząca obok niego Susan szepnęła mu, żeby wbił wzrok w jeden punkt na ciele Erniego, a dopiero wtedy celował, gdyż wtedy obraz się zatrzyma.
Larson nie mogła się do niego przyczepić. Kiedy zapytała, kto chciałby ukarać niepokorną osobę, zerknęła w jego stronę, jednak się nie zgłosił. Być może by się przemógł, lecz bał się, że nie będzie w stanie trafić w konkretną osobę. Chętnie natomiast zrobił to Folison. Został nagrodzony zgorszonymi spojrzeniami większej części uczniów. Michael Corner niemal wył z bólu po jego klątwie.

Jakiś czas temu Harry dostrzegł, że Ron i Hermiona dużo czasu przebywają w bibliotece. Początkowo wertowali głównie stare gazety, lecz po jakimś czasie zauważył ich wśród szkolnego archiwum. Chciał wiedzieć, na jakim etapie zatrzymały się poszukiwania tajemniczego R.A.B., lecz nie mógł zapytać o to bezpośrednio. Nie miał też pewności, czy zaufali Przyjacielowi na tyle, by przekazać mu tajne informacje.
Nagle przestał ich widywać w bibliotece. Zwykle przesiadywali w niej wieczorami, a pewnego dnia po prostu przestali tam przychodzić. Znaleźli coś i nie muszą już tego szukać.
— Jeśli naprawdę coś mają — rzekł Syriusz, kiedy powiedział mu o swoich przypuszczeniach — musimy się tego dowiedzieć. Albo chociaż zorientować się, czy nie potrzebują pomocy, żeby popchnąć sprawę naprzód.
— Jak to zrobić? — zapytał Harry ze zmarszczonymi brwiami. — Od Przyjaciela dostali zaledwie jeden liścik z informacją. Nawet nie wiedzą, kto to napisał, więc nie zaufają mu na tyle, żeby wszystko mu powiedzieć.
— Być może, ale myślę, że warto dać im znać, że jeśli będą potrzebowali pomocy, Przyjaciel spróbuje to zrobić — zauważył Syriusz. — Podłóż im kolejny liścik. Umówcie się, w jakim miejscu będziecie zostawiać informacje, żeby druga strona mogła je znaleźć.
Harry zastukał paznokciami w blat biurka.
— To może wypalić. Mapa Huncwotów się spaliła, więc jedyną opcją obserwowania byłoby sterczenie w miejscu.
— Wybierz często uczęszczane miejsce. Nie będzie żadnych podejrzeń.
Po raz kolejny Harry wkradł się nocą do dormitorium Gryfonów i pod peleryną niewidką przemknął do sypialni chłopców z siódmego roku, gdzie zostawił wiadomość dla Rona.

Jeżeli macie jakieś informacje, którymi chcielibyście się podzielić, lub potrzebujecie pomocy, obok posągu Borysa Ognistego przy samej podłodze jest luźna cegła. Zerknę tam od czasu do czasu. Róbcie to samo.
Przyjaciel


                Ponury pokój nie przypadł Harry’emu do gustu. Voldemort udostępnił mu jedno pomieszczenie z łazienką, by miał w jego dworze swoje miejsce. Zimna posadzka sprawiała, że musiał zawsze chodzić w obuwiu, bo chłód przenikał nawet przez skarpetki. Ciężkie łóżko z kolumnami i ciemnymi kotarami pasowało do nawiedzonego domu, a blade światło z żyrandola nie poprawiało wyglądu pokoju. Zawsze gdy patrzył na szafę z drewna bukowego, miał wrażenie, że wydostanie się z niej dementor. Pierwszym, co Harry zrobił po wejściu do pomieszczenia, było otwarcie okiennic na całą szerokość, jednak różnica nie była zbyt wielka.
Nie przyzwyczajał się do pokoju, chociaż wiedział, że prawdopodobnie spędzi w nim resztę wakacji. Skrzat był równie ponury co cały dwór. Harry nie wchodził z nim w żadną dyskusję, gdyż przy pierwszej okazji został poinformowany, że skrzat ma tylko wykonywać polecenia.
Westchnął głośno. Jego rzeczy osobiste zostały doszczętnie zniszczone, gdy dom na Privet Drive spłonął. Mapa Huncwotów, ubrania, książki – wszystko spłonęło. Przetrwała jedynie jego różdżka, którą zawsze miał przy sobie i peleryna niewidka, którą ukrył pod bluzą. Pluł sobie w brodę, że nie przewidział podpalenia domu, licząc na to, że Ron i Hermiona dostaną Mapę Huncwotów w swoje ręce. Wysiłek Huncwotów został pogrzebany raz na zawsze. Całość musiała wyglądać tak, jakby został rzeczywiście porwany, więc wszystko zostało na Privet Drive. Nikt nie powinien zdziwić się brakiem różdżki czy peleryny – niektórzy wiedzieli, że różdżkę zawsze nosi przy sobie, a peleryna bardzo się przydaje w tych czasach, więc jej również mógł nie odstępować.
Nie czekał na nic i od razu po przedostaniu się do dworu zażądał od Voldemorta, żeby natychmiast zaczęli planować ratunek dla Syriusza. Czarnoksiężnik nie mógł się sprzeciwiać – Umowa go zobowiązywała i dopóki nie spełnił tego warunku, ich współpraca nadal stała pod znakiem zapytania. Teraz Harry czekał na jego ruch.
Voldemort wezwał go do siebie już kolejnego dnia po mistyfikacji na Privet Drive. Korytarze dworu były puste, co Harry’ego nie zdziwiło. Śmierciożercy nie mieli się dowiedzieć, co się z nim dzieje. Riddle’a znalazł w jego gabinecie, który był równie złowieszczy jak reszta pomieszczeń. Czarnoksiężnik siedział za potężnym biurkiem, przewracając strony starej księgi.
— Siadaj — zarządził.
— Powiedzmy, że uznam to za prośbę — zaszydził Harry i spoczął naprzeciwko niego, nie przejmując się ostrym spojrzeniem Voldemorta. — Jaka jest sytuacja po wczorajszym ataku?
Czarnoksiężnik uniósł kącik ust w szyderczym uśmiechu.
— Jeśli chodzi o twój ukochany Zakon, wszyscy żyją i są w dobrym stanie. Uwierzyli w to, że zostałeś porwany. — Harry skinął powoli głową. Były to najważniejsze informacje i na chwilę obecną tyle mu wystarczyło. — Tak jak tłumaczyłem ci wcześniej, Black jest zawieszony w nicości — przeszedł do meritum. — Dopóki nie umrze osoba, która przyczyniła się do tego stanu, nie pójdzie dalej. Dzięki tejże osobie można też przywrócić go do świata żywych jako zwykłego człowieka.
— Kiedy masz zamiar to zrobić?
— Jutro w nocy. Muszę przedostać się do Ministerstwa razem z Bellą…
— To raczej nie będzie większym problemem, skoro masz tam szpiegów — zauważył Harry. — Idę z wami.
— Owszem. Nie sądzę, żeby Black dobrowolnie poszedł ze mną. — Uśmiechnął się ironicznie. — Nie mam zamiaru się z nim użerać i nie chcę żadnych problemów z przeniesieniem go tutaj, więc masz się tym zająć.
Harry nie miał pojęcia, co Voldemort powiedział Bellatriks na jego temat, ale kiedy pojawił się o umówionej godzinie pod zmienioną postacią, kobieta nic nie skomentowała. Z chorą fascynacją wpatrywała się w swojego Pana, nie mając pojęcia, że ten niedługo pozbawi ją życia. Bez protestów wypiła eliksir wieloskokowy, biorąc przykład z Riddle’a. We trójkę przedostali się kominkiem do Ministerstwa Magii jako inni ludzie. Harry szybko rozeznał się w sytuacji, orientując się, że cały wypad kontrolowany jest przez śmierciożerców i rzucane przez nich Imperiusy. Nic go to nie obchodziło. Teraz liczyło się tylko to, żeby uratować Łapę.
Dotarli do Departamentu Tajemnic nie zaczepiani przez nikogo. Odnaleźli Salę Śmierci, a po Bellatriks można było zauważyć pierwsze oznaki niepokoju.
— Panie…
Voldemort odwrócił się w jej stronę.
— Byłaś wierną sojuszniczką, ale są ważniejsze kwestie.
— Panie — wydukała jeszcze raz z rozszerzonymi oczami.
Harry wiedział, że powinien odczuwać chociaż odrobinę współczucia, jednak jego serce było jak z kamienia. Kobieta wyrządziła zbyt dużo zła, żeby teraz jej żałować. Tym bardziej, że dzięki jej ofierze miał odzyskać Syriusza. Obserwował, jak Voldemort przenosi błagającą kobietę przed zasłonę, która złowieszczo falowała.
Oczekiwał wielkiego wybuchu, fajerwerków albo chociaż jakiegoś gwałtowniejszego momentu, lecz wszystko przebiegało w spokojny sposób, pomijając lament Bellatriks. Voldemort wypowiadał słowa w dziwnym języku, manewrując różdżką na różne strony. Zasłona falowała coraz mocniej, jakby pomieszczenie zaatakowała wichura. Błagania Bellatriks ucichły, kiedy czarnoksiężnik szybkim zaklęciem pozbawił ją życia. Przerzucił ją przez zasłonę, gdzie zniknęła raz na zawsze. Serce Harry’ego biło coraz szybciej, czekając, aż pojawi się Syriusz. Voldemort nadal mówił, a jego głos stawał się coraz głębszy. Łuk rozjaśniał się z każdą chwilą, aż w końcu chłopak musiał zasłonić oczy. Kiedy je odkrył, oszołomiony Łapa stał przed zasłoną.
Riddle’a ucichł, więc Harry podszedł bliżej, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. Odzyskał go. Poświęcił niewyobrażalnie dużo, jednak miał go znowu przy sobie. Nie wiedział, co będzie później, ale miał świadomość, że nie zostanie z tym wszystkim sam.

______________________


Ana Potter, ja również zawsze piszę przy muzyce, ale niekiedy wybija mnie ona z rytmu. Dopóki nie wpadnę w trans pisarski, ciężko mi jakoś idzie pisanie, ale muzyka zawsze gdzieś tam musi grać. Wątki tortur będą się pojawiać, więc możesz być spokojna ;)
Lady Night, ja byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby śnieg już zupełnie zniknął. Najlepiej nich wyjdzie już słońce i niech będą wyższe temperatury, bo jeden konkretny siniak już mi wystarcza xD
Anonimowy, jeśli chodzi o przesłuchania Rona czy Hermiony, to w Umowie był punkt, w którym mowa jest o tym, że dla Voldemorta i śmierciożerców są oni nietykalni.
Tifa, Rowling unikała raczej brutalnych opisów. Ja z kolei takie sceny uwielbiam opisywać, więc... xD Powiem Ci, że kopniak zadziałał, bo od tego czasu trochę popisałam, więc poproszę o kolejne! Powodzenia na studiach ;D
TheJoker, Umowa raczej będzie dość krótkim opowiadaniem w porównaniu z poprzednimi, a na dwa tomy się nie nastawiajcie, bo tym razem sama przed sobą postawiłam sprawę jasno: na jednym się kończy i kropka ;) Mam nadzieję, że za jakiś czas nie pojawi się u mnie problem ze wstawianiem rozdziałów, bo ilość napisanych i wstawianych rozdziałów dramatycznie maleje w porównaniu z tempem mojego pisania, więc trochę się boję, że w pewnym momencie będę zmuszona zrobić przerwę, czego bardzo, ale to bardzo nie chcę. Zakładka z bohaterami raczej się nie nie pojawi, bo jakoś nie chcę ich wrzucać do tego opowiadania (wiem, dziwna jestem). Ulubione opowiadania na pewno się nie pojawią, bo po prostu już ich nie czytam, a te, które czytałam, są na poprzednich blogach i to mi wystarcza. Muzyka też się nie pojawi, bo wyjątkowo nie będzie żadnych utworów w tekście.
Przesyłam dużo całusów,
Wasza Bully :)

10 komentarzy:

  1. O tak! Potyczki Ślizgonów są genialne! I wszyscy mogą narzekać ile chcą, ale ja cieszę się z roli, którą odgrywa Ginny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Tu znowu ja raz komentuje raz nie. Ostatnio chyba nie komentowałam choć sama już nie wiem. Gdy Harry zdradził Ginny że Syriusz jest jego wujkiem to myślałam że zdradzi swoją prawdziwą tożsamość. Trochę nie rozumiem jednej rzeczy. Śmierciożercy nie wiedzą żę Harry to Evan tak? To nic nie podejrzewają że skoro nie mogą tknąć Hermiony i Ron to nie ciekawiło ich dlaczego? Szkoda że nie pojawi sie drugi tom ale rozumiem że pisanie nie jest łatwe. Mam nadzieję że nie będziesz musiała zawieszać opowiadanie. Na razie to chyba wszystko co chciałam napisać...Każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego.
    Dużo weny ci przesyłam

    OdpowiedzUsuń
  3. To uczucie gdy napiszesz komentarz i przez przypadek przed opublikowaniem zresetujesz stronę -.-
    Hej!
    (Muszę to napisać) Byłam dzisiaj w kinie na Lego Batman (młodszy brat -.-). Wystąpił tam... Voldziu! Zamieniał on ludzi w ryby i żaby! Leżałam jak to oglądałam ������
    Rozdział jak zwykle cudowny *.*
    Wojna między Ślizgonami? Oj zapowiada się ciekawie... No ale to że Folison podał narkotyki Harremu... Na miejscu Pottera ukręciłabym łeb.
    Coś czuję że jednak będzie tu Harry z Ginny...
    Na jej miejscu wydałyby mi się dziwne słowa Evana w Pokoju Życzeń...
    Dlaczego Mapa Huncwotów spłonęła? Dlaczego??? *rozpacz*
    Szkoda że bedzie tylko jeden tom i że raczej nie będzie zakładki z bohaterami.
    Zastanawiam się:
    a) Czy Draco przejdzie na stronę Pottera)
    b) Kiedy wszyscy dowiedzą się, że Evan to Harry?
    c) Czy Miona i Ron zaufają Przyjacielowi?
    Tydzień temu za oknem miałam śnieg - teraz jest tylko jedna wielka plucha. Kocham zimę ale tego okresu przejściowego między zimą a wiosną nienawidzę. Oglądałaś może film Fantastyczne Zwierzęta i jak je odnaleźć? Jeśli tak i jeśli ci się spodobało to (może jeszcze o tym nie wiesz) 4 maja tego roku wychodzi scenariusz w formie książki po polsku! Już nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam serdecznie, życzę multum weny,
    Lady Night

    OdpowiedzUsuń
  4. Upssss...
    Sorry pomyliłam datę z inną premierą :)
    Premiera scenariusza Fantastycznych Zwierząt to 29.03.2017
    Lady Night

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuuuudownie :3
    Tyyyyle czekania, ale nie spodziewałem, że tak go załatwią :V
    Warto było C:
    Do przeczytania za tydzień!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to standardowo czekamy do soboty. Harry i narkotyki? Cóż, musi brać je częściej :D Szkoda, że robisz tylko jeden tom.. ale przynajmniej wiemy, że zawsze stawiasz na jakość, a nie na ilość. Nie będę się rozpisywać nad cudownością rozdziału, bo to pewnie już wiesz xD w każdym razie dużo, dużo weny 😍

    OdpowiedzUsuń
  7. witam nie czytałem twoich opowiadań parę lat .
    gratulancie poziom pirania jak zawsze super pozdrawiam i życzę natchnienia do pisania

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam pytanko. Ile będzie mniej więcej rozdziałów? Baaaaardzo fajny rozdział, czekam na następny, a więc do soboty.
    See Ya!
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  9. Początkowo męczyły mnie partie poświęcone Ginny, może dlatego, że nie lubię tej bohaterki w fanfiction. Teraz jednak, dostrzegając, jak ważną pełni funkcję w umowie przymierza, przyzwyczaiłam się; w ogóle robi się coraz ciekawiej, w okolicach piątego rozdziału dostałam palpitacji, które zmuszały mnie do przeczytania wszystkich ustępów w jeden wieczór. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie. Podobają mi się dialogi, postać Syriusza i główny bohater, a także intryga, w jaką się wplątał, dająca wiele możliwości. Powodzenia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    to jest wojna, ojć naszprycował Evana narkotykami, choć ciekawe by było gdyby Voldemort zareagował, że przesłuchwali Evana...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń