Harry
przechodził przez korytarze Hogwartu, rozglądając się na wszystkie strony, by
rozeznać się, w jakim stopniu Hogwart został zrujnowany. Nie chodziło tutaj o
bałagan, brud czy wybite okna, ale raczej o uczniów. Naćpane nastolatki
mizdrzyły się do ochroniarzy, a Evan wykrzywił się, wiedząc, jak to się
prawdopodobnie skończy. Blaise powiedział mu, że jeden ze Ślizgonów nakrył
jakąś nieletnią dziewczynę uznawaną za ćpunkę ze śmierciożercą. Domyślili się,
że poświęcała swoje ciało, by zdobyć narkotyki. Takie sprawy zaczynały być na
porządku dziennym. Harry wykrzywił się, kiedy jeden z ochroniarzy klepnął mijającą
go dziewczynę w pośladki. Miał ochotę klepnąć go o wiele mocniej pięścią prosto
w nos.
Najmłodsi uczniowie mieli brudne
twarze, a ubrania na nich wisiały. Kradzieże również nikogo nie dziwiły,
podobnie jak kary na środku korytarzy. Czasami ochroniarze dla czystej zabawy
zbierali najbardziej zrozpaczonych i urządzali walki o jedzenie lub rzucali
kawałki chleba na podłogę, by śmiać się ze zdesperowanych dzieci.
— Chyba się porzygam —
wymamrotała Dafne, gdy zobaczyła jedno z takich przedstawień.
Niestety, musiała się do tego
przyzwyczaić.
Harry znalazł jednak pozytywy w
postaci nauczycieli, którzy nie zostawili uczniów na pastwę losu. W trakcie
przejmowania przez śmierciożerców władzy w Hogwarcie profesorowie dostali
wybór: albo zostają w szkole na warunkach Voldemorta, albo żegnają się z
życiem. Zostali wszyscy, co było do przewidzenia. Zginęła jednak nauczycielka
od mugoloznastwa – przedmiotu, którego śmierciożercy nie popierali i który
został usunięty z planu zajęć. Pozostali wspierali uczniów, chociaż sami nie
byli w o wiele lepszej sytuacji. Potrafili jednak zatrzymywać swoje opinie dla
siebie i walczyć ze śmierciożercami z ukrycia.
Pewnego dnia Harry raczej z
przyzwyczajenia niż nadziei zajrzał do skrytki. Zdziwienie odmalowało się na
jego twarzy, kiedy po tylu tygodniach oczekiwania dostrzegł kartkę. Schował ją
do kieszeni i dopiero gdy poczuł się w pełni bezpiecznie, rozwinął wiadomość.
Czy jesteś w stanie pomóc nam wydostać się z Hogwartu na kilka godzin?
Mamy pewne podejrzenia.
Od razu pobiegł z tym do
Syriusza, który zaczął stukać paznokciami o blat biurka, wpatrując się w
informację.
— Wydostanie ich bez podejrzeń ze
szkoły jest cholernie niebezpieczne — oznajmił. — Byłoby prościej, gdyby podali
nam konkretne informacje i sami byśmy to sprawdzili, ale wiem, że tego nie
zrobią.
— Musimy to jakoś zorganizować,
mimo ryzyka.
— Wiem, tylko jak? Wszystkie
tajne przejścia są pod ciągłym nadzorem, moim kominkiem możemy się przenosić
tylko między Hogwartem a domem Voldemorta, a o głównej bramie nie ma w ogóle
mowy.
W efekcie końcowym Harry zostawił
wiadomość dla Rona i Hermiony z treścią: Postaram
się coś zorganizować. Czekajcie na informacje. Resztę dnia spędził na
wymyślaniu jakiegoś sposobu na wydostanie Rona i Hermiony ze szkoły.
Ze zdumieniem dostrzegł, że Draco
Malfoy zaczyna się do niego odzywać znacznie częściej niż zwykle. Nie był już
tak pewny siebie jak na początku roku, czasami wyglądał na przerażonego. Jego
rodzina była zagrożona bardziej niż wcześniej, a Harry pojął, że chłopak szuka
pomocy. Wykorzystał okazję i z każdą rozmową otwierał się coraz bardziej, by
blondyn wiedział, że może się do niego zwrócić o pomoc. Dawał mu czasami znać
małymi czynami, jakie jest jego podejście do sytuacji dziejącej się w
Hogwarcie. Na jego oczach przekazał jakiemuś dzieciakowi jedzenie, innym razem
pomógł doprowadzić się do porządku Puchonce, która została potraktowana
zaklęciem torturującym. Po tym wszystkim chłopak nie odwrócił się od Evana, co
dało mu jasny sygnał: Draco Malfoy wątpi w Voldemorta.
Napięcie pomiędzy Blaisem, Dafne
i Evanem a Folisonem, Millicentą i Pansy stawało się coraz wyraźniejsze dla
całej szkoły. Nieoficjalnie Ślizgoni podzieleni byli na dwa obozy, chociaż nikt
nie był pewien, jak tak naprawdę wszystko wygląda. Malfoy aktualnie był
zawieszony między obiema grupami, podobnie jak wielu innych uczniów Slytherina.
Sytuacja tutaj była najbardziej skomplikowana. Młodsi Ślizgoni również włączeni
byli w tę wojnę wewnątrz domu, chociaż na ich poglądy raczej mieli wpływ
rodzice. Starsi uczniowie w większości sami zdecydowali, po której stronie
barykady chcą stanąć. Co nie znaczyło, że młodsze osoby nie były nikomu
potrzebne.
Akcje sabotażowe nikogo już nie
dziwiły. Często takie ataki kierowane były w stronę ochroniarzy, Megan Larson i
uczniów, którzy wyraźnie popierali Voldemorta. Poza przypadkiem Terry’ego i
Hanny, nikt nie został złapany.
Chociaż Evan oficjalnie nie
pokazywał swoich poglądów, wokół niego zaczęła tworzyć się grupka młodszych
uczniów sprzeciwiająca się rządom śmierciożerców. Nie były to co prawda jakieś
spotkania, w trakcie których omawiali plany pozbycia się Voldemorta, ale zwykłe
rozmowy o sytuacji i problemach. Blaise zażartował pewnego razu, że Evan
niedługo stanie na czele buntowników.
Z Ginny Harry nie miał okazji
porozmawiać od czasu spotkania na Wieży Astronomicznej, gdzie przestrzegł ją
przed samym sobą. Dziewczyna w dalszym ciągu witała się z nim na korytarzu,
jednak na tym ich spotkania się kończyły.
Harry i Syriusz nie odważyli się
wrócić do przeszukiwania domu Voldemorta po tym, jak chłopak został nakryty.
Wiedzieli, że w końcu będą musieli ponownie się tym zająć, lecz aktualnie
sprawa była zbyt świeża i zbyt niebezpieczna. Postanowili odpuścić na jakiś
czas, żeby nie wzbudzać jeszcze większych podejrzeń.
Ze zwykłej więzi porozumienia z
Dafne i Blaisem, ich znajomość rozwinęła się jeszcze bardziej i Harry mógł
uznać ich za przyjaciół, choć nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Rozmawiali o
wielu sprawach, czasami tych najpoważniejszych, szukali u siebie nawzajem
pocieszenia i rady, potrafili ze sobą swobodnie żartować i naśmiewać się ze
swoich wrogów. Czasami za bardzo ich ponosiło przy innych uczniach, dlatego
często dochodziło do sprzeczek z Folisonem, Millicentą i Pansy.
Pewnego razu na korytarzu doszło
do potyczki między Blaisem i Folisonem, którego otaczali Crabbe i Goyle. Trzech
na jednego nie było zbyt sprzyjającą perspektywą i gdy tylko Harry o tym
usłyszał, razem z Dafne popędzili na miejsce sprzeczki. Dziewczyna jęknęła
słabo, kiedy zobaczyła zalaną krwią twarz przyjaciela. Ochroniarze z
satysfakcją oglądali bójkę, odgradzając uczniów, którzy chcieli się wtrącić.
Wszyscy przepuszczali nadbiegających Evana i Dafne, ale zatrzymały ich ramiona
śmierciożerców. Harry cofnął się dwa kroki, ciskając w nich gromy z oczu, gdy
usłyszał jęk Blaise’a, który został ponownie uderzony. Rozejrzał się wokół
siebie, jakby szukał pomocy. Widział spojrzenia Gwardii Dumbledore’a. Niektórzy
patrzyli na niego, jakby czekali na jego reakcję na całą tę sytuację. Dostrzegł
rude włosy Ginny i miał wrażenie, że dzięki temu nabrał więcej sił i zachował
się nie jak Evan Reponer, lecz jak typowy Harry Potter.
— Och, pieprzyć to — stwierdził i
przedarł się na pole bójki pod ramionami ochroniarzy.
— Evan! — krzyknęła za nim
przerażona Dafne, ale już było za późno, by go powstrzymać.
Ruszyła zaraz za nim pod wpływem
impulsu.
Harry staranował Folisona, który
zamierzył się do kolejnego ciosu na przytrzymywanego przez dwójkę osiłków
Blaise’a. Uderzył go w twarz z taką werwą, że chłopak padł na ziemię bez
czucia, co ktoś skomentował radosnym okrzykiem. Dafne z bojowym rykiem uwiesiła
się od tyłu na szyi Crabbe’a, który puścił Blaise’a, głośno charcząc. Ogłupiały
Goyle patrzył na to bez żadnej reakcji, więc Harry znokautował go ciosem w
skroń, tak jak nauczył go Łapa w wakacje. Crabbe padł na kolana, ledwo dysząc,
więc Dafne go puściła.
— Macie przerąbane, czubki —
wydukał Blaise, patrząc na nich jednym okiem, gdyż drugie było okropnie
opuchnięte.
Ktoś zaczął klaskać. Szybko
dołączyli do niego inni uczniowie i chociaż wszyscy wiedzieli, że nie obejdzie
się bez kary, Harry czuł ich wsparcie. Jakby chcieli im pokazać, żeby byli
silni, mimo tego, co zaraz się stanie. Nie mylili się. Ochroniarze zapewne byli
zadowoleni z widowiska, ale jednak był to sprzeciw w nich skierowany.
Evan poczuł, jak ktoś odciąga go
od Dafne i Blaise’a. Widział, że śmierciożercy trzymają dziewczynę, która
zaczęła się szarpać. Blaise obserwował to z opadniętymi ramionami i zgarbioną
sylwetką. Za to, że mu pomogli, mieli zostać ukarani. Harry zdążył zobaczyć
pojawiającego się przed nim śmierciożercę, a później zgiął się wpół, ledwo
łapiąc powietrze, kiedy uderzył go z całej siły w żołądek. Pewnie upadłby na
kolana, ale ramiona osób stojących za nim skutecznie utrzymywały go w pionie.
Dafne wrzeszczała jak opętana, wyrywała się i wierzgała tak bardzo, że aż
wisiała w powietrzu, dopóki nie potraktowano jej zaklęciem torturującym. Tym
razem wyła z bólu na zimnej posadzce. Blaise poderwał się, jakby chciał rzucić
się jej na pomoc, ale szybko został powalony na ziemię przez ochronę.
— Je*cie się! — ryknął
rozwścieczony do granic możliwości, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Chyba nikt nigdy nie widział
trójki Ślizgonów tak bardzo nie panującej nad swoimi emocjami. Harry w końcu
podzielił los Dafne. Później kopnięto go w brzuch i dość wyraźnie odczuł, że
jego żebra zostały uszkodzone. Mimo to wściekłość zasłaniała mu obraz,
częściowo tłumiła ból. Dafne krzyczała chyba na całą szkołę, a on nie mógł
zareagować. Cała ta sytuacja tak bardzo wyprowadziła go z równowagi, że nie
potrafił się opanować. Splunął pod nogi facetowi, który stał na czele ochrony i
z satysfakcją dostrzegł furię na twarzy mężczyzny. W następnej chwili z jego
płuc wydostały się resztki powietrza, kiedy facet na nim usiadł, a później na
jego szyi zacisnęły się dłonie. Nie mógł złapać ani grama tlenu. Chwycił
śmierciożercę za nadgarstki, starając się uwolnić, próbował go z siebie
zrzucić, ale bardzo szybko tracił siły.
— Oni go zabiją! — Do jego uszu
dotarł stłumiony krzyk Ginny, tak rozpaczliwy, jakby… naprawdę umierał.
Obraz zamazywał się coraz
bardziej, do jego uszu ledwo docierały przerażone wrzaski uczniów. Nic już nie
widział. Ręce przestały walczyć i bezwładnie opadły na podłogę.
Wtedy uścisk na gardle ustąpił.
Starał się nabrać powietrza, ale było tak strasznie trudno, jakby gardło
zamieniło się w cienką słomkę. Później zaczął przeraźliwie kaszleć. Walczył o
więcej tlenu, nie potrafiąc wciągnąć go do płuc. W uszach mu szumiało, obraz
wirował jak szalony.
— Odsuńcie się! Potrzebuje
powietrza!
Chociaż śmierciożercy zdążyli już
zniknąć z korytarza, Harry nadal był przerażony, gdyż jeszcze czuł, jakby się
dusił.
— Evan, staraj się uspokoić —
mówiła do niego Hermiona. — Nie panikuj. Staraj się brać małe oddechy,
słyszysz?
Każdy haust powietrza powodował
kolejny napad kaszlu, żebra go bolały, ale wreszcie zaczął odzyskiwać kontrolę.
— Myślałam, że go udusi. — Usłyszał
słaby głos Ginny.
— Nie tylko ty…
Harry nie miał pojęcia, ile czasu
uspokajał swój oddech. Jego gardło było obolałe i opuchnięte, ale żył, co było
najważniejsze. Dopiero po chwili dostrzegł, że wszyscy mu się przyglądają z
przerażonymi minami. Hermiona i Ginny klęczały przy nim, kontrolując jego stan.
Blaise i Dafne siedzieli zaraz za nimi, chociaż sami wyglądali tragicznie. Inni
uczniowie sterczeli nad nim jak sępy.
— Stary, zachowałeś się jak
pieprzony Gryfon — oznajmił Blaise.
Harry nie potrafił powstrzymać
uśmiechu, a po chwili śmiał się razem z chłopakiem i Dafne, trochę
histerycznie, chociaż bolało go gardło i żebra. Uczniowie stojący wokół nich
wymieniali się spojrzeniami i uśmieszkami, kilkoro zachichotało. Ginny
uśmiechnęła się szczerze.
— Wiecie, to nie takie straszne —
powiedział Seamus, co spotkało się z jeszcze większym rozbawieniem jeszcze
większej części uczniów.
Harry na nowo zaczął kaszleć jak
szalony, więc Hermiona szybko sprowadziła wszystkich na ziemię. Dafne
najwidoczniej została kompletnie rozsadzona emocjonalnie, bo pociągnęła nosem,
a później pocałowała Blaise’a w czoło. Następnie podeszła na kolanach do Evana
i zrobiła to samo.
— A teraz wszyscy niech zapomną o
moim wybryku, bo to było małoślizgońskie — oznajmiła.
Ciche śmiechy. Uczniowie zaczęli
się rozchodzić, widząc, że już po wszystkim. Hermiona stwierdziła, że Evan musi
trafić do skrzydła szpitalnego, gdyż jego szyja była w tragicznym stanie. Ledwo
można było zrozumieć, co mówi. Wtedy stało się coś, co pokazało niedowiarkom,
że wszystko jest możliwie. Ron Weasley podał rękę Ślizgonowi, by pomóc mu
wstać. Mimo wszystko było warto,
pomyślał Harry, przyjmując od niego pomoc.
Draco obserwował Evana, kiedy
wszedł do dormitorium w kołnierzu założonym na szyi. Słyszał o sytuacji na
korytarzu i ledwo do niego docierało to, co zrobili Evan i Dafne. Szczególnie
Evan. Nie spodziewał się po nim czegoś takiego. Chłopak nie był Ślizgonem z
krwi i kości, doskonale o tym wiedział, ale nikt by nie pomyślał, że odważy się
pokazać taką wyraźną pogardę śmierciożercom. Zaryzykował jak nigdy wcześniej.
— Kim ty jesteś?
Evan zatrzymał się, słysząc takie
pytanie z ust blondyna.
— O co ci chodzi? — odparł
ochrypłym szeptem, co na razie miało być u niego normą.
— Po co to zrobiłeś, skoro
wiedziałeś, jak to się skończy? Ciesz się, że w ogóle jeszcze żyjesz.
— Nigdy nie działałeś pod wpływem
impulsu? Nie pomyślałeś, że pieprzyć konsekwencje i zrobić coś bez
przemyślenia?
Zapadła między nimi chwila
milczenia.
— Wiem, o czym mówisz — rzekł
wreszcie Draco — ale ta sytuacja mogła skończyć się o wiele gorzej. Raczej dużo
byś nie zdziałał jako uduszony uczeń szkoły. Co chciałeś przez to osiągnąć?
— Według ciebie każdy działa
tylko na swoją korzyść. Nie zawsze tak jest.
Wbijali w siebie spojrzenia,
jakby chcieli wyczytać ze swoich twarzy, o czym myśli druga strona.
— Nie pasujesz tutaj — stwierdził
Draco. — Tiara Przydziału się pomyliła. Ślizgoni nie myślą w taki sposób.
— Może powinni — podsumował
Harry.
Na tym rozmowa się urwała.
Harry ze skrzywieniem rozglądał
się po stole Ślizgonów, nie będąc w stanie znaleźć sobie niczego do jedzenia.
Pomfrey nakazała mu spożywać posiłki tylko w formie płynnej, a ich kolacja
pozbawiona była takich specjałów.
— Zrobili to celowo — powiedziała
Dafne, również rozglądając się po blacie. — Na innych stołach są niemal tylko
zupy.
— Najwyżej będę na głodzie —
stwierdził Evan z cichym westchnięciem, nalewając sobie do kubka mdłej herbaty.
Niemal z zazdrością obserwował
jedzących kanapki uczniów, a Dafne wysłała mu współczujące spojrzenie. Kubek
herbaty musiał wystarczyć mu do rana, chociaż już teraz był strasznie głodny.
Poczekał na Blaise’a, którego oko wyglądało jak śliwka, i Dafne, a później
razem wstali od stołu, niemal zderzając się w przechodzącymi ochroniarzami.
Najbliżej siedzący uczniowie ucichli, kiedy rozpoznali w jednym z nich śmierciożercę,
który niemal udusił chłopaka.
— Smaczna kolacja, Reponer? —
zapytał szyderczo i, nie czekając na odpowiedź, poszedł dalej.
— Evan… — rzekła ostrzegawczo
Dafne, a Ślizgon zacisnął zęby, żeby czegoś nie odpowiedzieć. — Mówiłam, że
celowo nie postawili na naszym stole żadnej zupy.
— Sku*wiel — wymamrotał pod nosem
i ruszył do wyjścia.
Blaise i Dafne popędzili za nimi.
Położył się do łóżka razem ze
swoimi współlokatorami, jednak nie mógł zasnąć. Odczekał, aż wszyscy pogrążą
się we śnie, a później wstał, narzucił na siebie pierwsze lepsze ubrania i
wyszedł. Dotarł do kuchni, jednak skrzaty nie miały już nic do jedzenia,
dlatego przedostał się na Wieżę Astronomiczną, ignorując to, że po raz kolejny
może wpaść w kłopoty. Ochroniarze zapewne daliby mu popalić, gdyby znaleźli go
błąkającego się o tej porze po Hogwarcie.
Minęło zaledwie kilka minut, gdy
usłyszał kroki, a później głos Ginny:
— Dzisiaj to ja będę twoim
Aniołem Stróżem. — Dziewczyna zatrzymała się obok niego. — Słyszałam, w jaki
sposób próbowali się na tobie odegrać, więc przemyciłam trochę zupy.
Patrzył na nią ze zdumieniem,
kiedy za pomocą różdżki podgrzewała kubek z daniem. Podała mu naczynie z troską
na twarzy.
— Dzięki — powiedział ochrypłym
szeptem, odbierając czarkę.
Zupa nie była gorąca, lecz
ciepła, więc nie podrażniała jego gardła. Nie była dziełem mistrza kuchni, ale
jego skurczony z głodu żołądek niemal zawył radośnie na ten rarytas. Ginny
oparła się o murek, zerkając w dół, a później ponownie wbiła w niego wzrok.
— To, co dzisiaj zrobiłeś…
— Było głupie.
— … było szalone. I odważne —
przyznała ciepłym głosem. — Zaskoczyłeś wszystkich. Pozytywnie.
— Chyba nie wszystkich. Ochrona raczej
nie jest zadowolona — stwierdził z lekkim uśmiechem, a Ginny zaśmiała się
szczerze.
— Oni są zadowoleni tylko wtedy,
gdy ktoś potulnie wykonuje ich polecenia i całuje ziemię, po której stąpają.
Jak gardło? Jest tragicznie?
— Poza tym, że jak tak dalej
pójdzie to będę musiał przyjmować jedzenie przez rurki, jest okay.
Uśmiechnęła się do niego
pocieszająco.
— Więc chyba zostanę twoim
Aniołem Stróżem na trochę dłużej.
— Mówiłem, że będzie dla ciebie
lepiej, jeśli przestaniesz się ze mną zadawać — powiedział poważnie,
odstawiając kubek na murek.
— Nie powinnam się do ciebie
zbliżać, bo się poparzę?
— Właśnie — szepnął.
— Czasami chyba dobrze oblać się
wrzątkiem — stwierdziła i bez ostrzeżenia pocałowała go w usta.
Przez moment był tak zaskoczony,
że nie docierało do niego to, co zrobiła dziewczyna, lecz później dał się
ponieść chwili. Odpowiedział na pocałunek, mocno przyciągając ją do siebie. Z
zapałem przylgnęła do jego ciała. Poczuł, że bawi się jego włosami. Rozum
wrzeszczał, żeby natychmiast to przerwał, ale serce na to nie pozwalało. Tak
bardzo tęsknił za jej bliskością, że nie potrafił jej teraz odepchnąć.
To ona wszystko przerwała. Coś
stanęło mu w gardle, kiedy wyszeptała:
— Harry…
Wbił w nią spojrzenie z szybko
bijący sercem. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami, odsuwając się. Na jej
twarzy wymalowało się niedowierzanie, a później ból.
— Przepraszam — szepnęła po
chwili i ciężko przełknęła ślinę. — Czasami tak strasznie mi go przypominasz…
Odsunęła się jeszcze bardziej, a
jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Czuł… zawód? Chciał, żeby znała
prawdę. Przez chwilę myślał, że go rozszyfrowała. A on po prostu… przypominał
samego siebie. Miał ochotę histerycznie się roześmiać, bo to wszystko było tak
strasznie pochrzanione. Patrzył jednak na nią bez słowa, a na jego twarzy
widocznie pojawiło się to, co czuł.
— Wybacz mi — szepnęła jeszcze
Ginny, a później uciekła, zostawiając go samego.
…
Przeczytanie w gazecie o znalezieniu jego zwłok było dla Harry’ego
najdziwniejszym uczuciem, jakie doznał. Siedział przy stole, jedząc kanapki, a
inni ludzie sądzili, że oglądają trupa Harry’ego Pottera.
— Czytanie o swojej śmierci nie jest zbyt fajne — oznajmił, a Syriusz
spojrzał na niego znad kubka mocnej kawy.
— Tak w ogóle to jakim sposobem wszyscy będą myśleli, że te zwłoki to
nie ty?
— Voldemort ma tam jakiegoś szpiega. Miał zająć się zaklęciami
transmutującymi i nakłamać w papierach. Dopóki nie pokażę się publicznie w
swojej normalnej postaci, raczej nikt nie będzie miał wątpliwości.
— Pod tymi zwłokami kryje się ktoś inny, tak?
Harry skrzywił się i skinął niemrawo głową.
— W trakcie ataku na wioskę wzięli jakiegoś chłopaka, którego łatwo
mogli transmutować. Wiesz, żeby nie musieli wydłużać kości czy maltretować
twarzy w niewiadomy sposób…
— Przyjemnie.
— A jakże.
— Kiedy ma zamiar nas przemienić?
— Coś mówił, że na dniach. Podobno eliksir jest już na końcowej fazie.
Początkowo miał zamiar to zrobić pod koniec wakacji, ale stwierdziłem, że
lepiej zrobić to szybciej, żeby oswoić się ze swoimi nowymi ciałami.
Syriusz pokiwał głową na zgodę.
— Wymyśliłeś już sobie nową tożsamość?
— To akurat najmniejszy problem — odpowiedział z lekkim rozbawieniem.
— Nie do końca. Do tego też musimy się przyzwyczaić. Wiesz, jeśli jakiś
nauczyciel poprosi cię o odpowiedź, a ty nie zareagujesz na dźwięk swojego
imienia, będzie to wyglądało dość dziwnie.
— W sumie racja — westchnął Harry i oparł się wygodnie o oparcie. — A
ty już coś wymyśliłeś?
— Zaszydzę sobie ze wszystkich i przyjmę nazwisko White.
Harry parsknął śmiechem.
— Masz skrzywione poczucie humoru, wiesz? A imię?
— Zawsze twierdziłem, że dam synowi na imię Riley, a skoro syna chyba
już się nie dorobię, sam je przyjmę. Twoja kolej.
Chłopak na nowo otworzył gazetę na pierwszej lepszej stronie. Odszukał
wzrokiem pierwsze lepsze imię i oznajmił:
— Evan.
— Tak bez żadnego znaczenia? — jęknął z zawodem Łapa.
— Nie chcę się do niego zbytnio przywiązywać — odparł Harry ze śmiechem
i na chybił trafił wyszukał mało znaczące nazwisko. — Reponer. Może być?
— Evan Reponer — powiedział w zamyśleniu Syriusz. — Nie jest źle, ale
nic się nie równa z Riley White.
— Możesz sobie słodzić dalej. I tak będziesz beznadziejnym
nauczycielem.
Syriusz zdzielił go gazetą po głowie, co Harry skomentował głośnym
śmiechem. Muszę się pośmiać, póki jeszcze mogę.
__________________
A jednak znalazłam chwilkę czasu, żeby dodać rozdział ;)
Miłego weekendu!
Wasza Bully :)
Nah, i kolejny tydzień czekania :C
OdpowiedzUsuńCzekam!
Pozdrawiam, Saspik
Yeah! Kocham cię!
OdpowiedzUsuńWchodziłam cały dzień z nadzieją że będzie nowy rozdział. Jak Ginny powiedziała Harry to moja pierwsza myśl ona wie! A potem taki zawód że jednak nie :P I nie mam żadnych zastrzeżeń.
Muszę kończyć
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozdzaiał fajny, mam nadzieję, że opiszesz chociaż jedno spotkanie Harry'ego z młodszymi Ślizgonami. Fajnie byłoby opisać trochę akcji sabotażowych i pisać z perspektywy np. Hermiony tak jak na początku lub walki Folisona z Reponerem jak teraz. Ale generalnie oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńHej, cześć!
OdpowiedzUsuńŁojojoj... Harry jak na przyjaciela (i gryfona) przystało pomógł Blaisowi mimo konsekwencji. Brawo ty, Harry! A ty Folison, Parkinson, Bulstrode - coś czuję, że prostego życia to wy mieć nie będziecie...
Hermiona i Ron zaufali przyjacielowi? W końcu! Ciekawe co wymyśli Harry i Łapa, żeby wydostać ich z zamku.
Jak Ginny powiedziała imię Harrego, to się, szczerze mówiąc, przestraszyłam. Moja pierwsza myśl "nienienie ona nie mogła się dowiedzieć jako pierwsza! To miała być Hermiona!". A następnie odetchnęłam z ulgą, że się nie skapła.
Już nie mogę doczekać się kolejnej soboty, coraz bardziej się wykręcam w tą historię.
Pozdrawiam gorąco, życzę weny,
Lady Night
to jest świetne ty jesteś świetna nie mogę doczekać się co dalej.Weny!!! :)
OdpowiedzUsuńA ja już myślałam, że się domyśliła...
OdpowiedzUsuńDo grobu mnie wpędzisz,
Rozdział zarąbisty,
Weny życzę,
Pozdro,
Nesia♥
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Draco coraz bardziej się waha, a już myślałam że Ginny odkryła prawdę, och tak yo było nie ślizgońskie... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Merkur Safety Razor Chrome - Deccasino
OdpowiedzUsuńThe Merkur Super Platinum double 메리트 카지노 edge safety razor Chrome is kadangpintar designed to meet the most demanding demands of men and women. With a chrome finish $28.00 · 바카라 사이트 In stock