To, że szwendał się po ciszy
nocnej, było już normalne. Czasami brał ze sobą pelerynę niewidkę, ale zwykle
ignorował takie ukrywanie się. Syriusz na pewno zapewniłby mu ochronę, nawet
gdyby nic nie wiedział o jego nocnych spacerach.
Uniósł głowę, kiedy usłyszał
głosy za rogiem. Położył dłoń na różdżce w kieszeni i skierował się w tamtą
stronę. Zanim dotarł na miejsce, tuż przed nim pojawił się znienawidzony przez
niego ochroniarz, który niemal go udusił – Thorfin Rowle. Towarzyszył mu jakiś
mało wyróżniający się śmierciożerca. Najwyraźniej członkowie Gwardii
Dumbledore’a zostali przyłapani na gorącym uczynku. Ron Weasley, Susan Bones i
jakiś chłopak, którego Harry nawet nie kojarzył, szli obok ochroniarzy.
Nieznany Harry’emu chłopak wyglądał na kompletnie przerażonego, co nie było
dziwne. Czekała go kara i być może przesłuchanie w sprawie nielegalnych spotkań
grupy sabotażowej.
— Reponer. — Rowle uśmiechnął się
okrutnie, wbijając wzrok w chłopaka. — Bardzo chętnie również ciebie ukarzę.
Harry uśmiechnął się szyderczo,
podchodząc jeszcze bliżej, ale nie wyciągając rąk z kieszeni.
— Doskonale zdaję sobie z tego
sprawę, ale nie tym razem. Wracam od profesora White’a.
— Cóż, zapewne profesor White
chętnie potwierdziłby twoją wersję wydarzeń, ale nie damy mu takiej
sposobności.
Harry miał ochotę chwycić go za
włosy i uderzyć jego twarzą o mur, jednak obserwował tylko jego złośliwy
uśmiech. Zdążył znienawidzić mężczyznę niemal równie mocno jak Voldemorta.
Rowle należał do najbrutalniejszych ochroniarzy w szkole i najwyraźniej od
incydentu na korytarzu również nie pałał do Evana sympatią.
Harry nie miał zamiaru wylądować
w lochach na przesłuchaniu, więc ani myślał potulnie iść za śmierciożercami.
Zresztą, od chwili gdy zobaczył trójkę uczniów w ich szponach, w jego głowie
zaczął tworzyć się plan. Nie miał szans na szybkie oszołomienie dwójki
mężczyzn, więc musiał zrobić to inaczej. Rowle odwrócił głowę do swojego
towarzysza i to był ten moment. Harry wyszarpnął różdżkę z kieszeni i powalił
nieznanego śmierciożercę z nóg. Rowle natychmiast obrócił się w stronę Ślizgona
gotów do walki, ale Evan stał na tyle blisko, że uderzył go z całej siły w
twarz. Chłopak z naszywką Hufflepuffu patrzył na Evana z rozszerzonymi oczami.
— Wiejcie — powiedział spokojnie
Harry, bez przejęcia oszałamiając Rowle’a.
— Co chcesz zrobić? — zapytała
Susan.
— Usunę im pamięć, wrzucę do
schowka na miotły i pójdę w swoją stronę — stwierdził, wzruszając ramionami.
— Więc bierzmy się do roboty —
oznajmił Ron.
Harry zerknął na chłopaka, który
niemal zacierał ręce. Uśmiechnął się lekko i skinął głową. Miał ochotę w ramach
zemsty kopnąć Rowle’a w brzuch, żeby połamać mu żebra, tak jak mężczyzna zrobił
to jemu kilka dni temu, lecz wiedział, że musi się powstrzymać. Nasycił się
tym, że usunął mu pamięć z ostatnich godzin, a później z pomocą Rona wrzucił do
najbliższego schowka na miotły. Susan zajęła się drugim mężczyzną, który po
chwili wylądował na swoim koledze po fachu. Już mieli się rozejść, gdy
dziewczyna zapytała niespodziewanie:
— Jak zdrowie?
Evan spojrzał na nią z lekkim
zaskoczeniem. Na szyi nadal były widoczne siniaki po duszeniu i tylko one
świadczyły o tym, co wydarzyło się kilka dni temu. Z połamanymi żebrami pani
Pomfrey poradziła sobie wyjątkowo szybko.
— Już w porządku.
Susan skinęła głową. Później
każdy rozszedł się w swoją stronę ze wspólną tajemnicą.
Mecze quidditcha od dawna
przestały Harry’emu sprawiać przyjemność. Zwykle gra w zupełności go
pochłaniała, ale tym razem miał zbyt dużo poważnych problemów i dylematów, żeby
w pełni skupić się na rozgrywkach. Oglądał mecze bez większego podekscytowania,
obserwując zmagania zawodników. Pojedynek pomiędzy Slytherinem a Ravenclawem
nie wywarł na nim żadnego wrażenia. Faworyzowany dom standardowo wygrał, co
było do przewidzenia. Tłumy uczniów zeszły z trybun i cały pochód skierował się
do szkoły, lecz Harry dostrzegł między uczniami, jak Slughorn podchodzi do
Malfoya i zabiera go w ustronne miejsce. Poczuł ciekawość, jednak nie miał
możliwości przedostania się tam, by podsłuchać, o czym rozmawiają.
Szybko skojarzył fakty, kiedy
dotarła do niego plotka, że Lucjusz Malfoy i jego żona zostali zamordowani.
Jeszcze bledsza niż zwykle twarz Dracona potwierdziła te informacje. Chłopak
kompletnie zapadł się w sobie. Pansy biegała wokół niego jak przy dziecku,
jednak on jakby tego nie zauważał. Folison i Millicenta powtarzali mu, że jego
rodzice zdradzili Czarnego Pana, więc nie powinien być zaskoczony. Harry
zastanawiał się, jak można być tak bezdusznym człowiekiem. Co prawda nie przyjaźnił
się z blondynem, jednak mimo wszystko jego rodzice stracili życie, a on został
ze wszystkim sam. Żałoba odbiła się na jego twarzy, ledwo się odzywał, myślami
był zupełnie gdzieś indziej. Blaise, który był z nim skłócony, często gryzł się
w język i chyba miał ochotę porozmawiać z blondynem, jednak zawsze się przed
tym powstrzymywał.
Draco zaczął powoli odsuwać się
od Folisona, Millicenty i Pansy. Nie spędzał z nimi tylu godzin co wcześniej.
Chociaż chłopak już od jakiegoś czasu się od nich odgradzał, teraz robił to
coraz wyraźniej. Chodził po szkole sam.
Harry poczuł niemałe zdumienie,
kiedy przyszedł do niego Blaise i powiedział cicho, by nikt go nie usłyszał:
— Draco zmienił stronę.
— Skąd wiesz?
— Przyszedł do mnie, bo chciał
się pogodzić. Samo to, że pierwszy wyciągnął rękę, niemal powaliło mnie z nóg,
ale później powiedział, że widzi, co się dzieje i nie chce w tym uczestniczyć.
Myślę, że Voldemort przegiął, gdy zabił jego rodziców. Draco już wcześniej się
wahał, czy chce być śmierciożercą, ale teraz w sumie jasno mi powiedział, że ma
dosyć. Co mnie wcale nie dziwi. — Dla pewności rozejrzał się wokół. — Wspomniał
o tobie, bo widzi, jakie jest twoje podejście do tego wszystkiego i chciałby z
tobą pogadać.
— Ze mną? — zdumiał się. — O
czym?
— Wiesz… jesteś tak jakby
nieoficjalną głową buntowników w Slytherinie…
Harry zaczął intensywnie myśleć.
Dowiedział się ważnej rzeczy, więc jak miał ukryć to przed Voldemortem?
Wiedział, że później będzie musiał poważnie o tym pomyśleć, lecz teraz poszedł
za Blaisem do ich dormitorium, gdzie czekał Draco. Chłopak nerwowo krążył po
pomieszczeniu, ale uniósł głowę, kiedy trzasnęły drzwi. Blaise zostawił ich
samych.
— O czym chciałeś ze mną pogadać?
— zapytał Harry obojętnym głosem.
Chłopak wyraźne się wahał, zanim
odpowiedział:
— Nie wiem, na ile mogę ci
zaufać.
— To musisz sam ocenić —
stwierdził Harry, uważnie go obserwując. — Na czole tego sobie nie napiszę.
— Nie zachowujesz się jak
Ślizgon.
— Ktoś już mi to powiedział —
przyznał z lekkim uśmiechem.
— Więc dlaczego tutaj trafiłeś? —
drążył. — Czemu nie Ravenclaw albo Gryffindor?
Harry przez moment obserwował go
w zamyśleniu, lecz zdecydował się na prawdę.
— Być może dlatego, że tutaj
najwięcej mogę zdziałać.
Draco nie wyglądał na
zaskoczonego. Mierzyli się spojrzeniami, oceniając drugą stronę.
— Mówisz prawdę, ale jeszcze
więcej ukrywasz — podsumował Draco.
— Czy ty sam działasz inaczej?
Nie jestem ślepy. Widziałem, jak się zachowujesz. Wcale cię nie rajcuje uganianie
się za mugolakami i nie uśmiecha ci się mordowanie na polecenie jakiegoś
psychopaty. Stwarzałeś pozory, bo tego od ciebie wymagano.
— Mówisz w czasie przeszłym —
zauważył.
— Bo teraz nie oczekuje tego od
ciebie nikt, kto wcześniej miał na ciebie wpływ.
Trafił w sedno. Widział to po
oczach blondyna.
— O czym chciałeś pogadać? —
powtórzył Harry spokojnie po chwili.
— W sumie już wszystko wiem —
stwierdził. — Chciałem się bardziej zorientować, kim tak właściwie jesteś i
jakie masz podejście do tego wszystkiego. Teraz już zostałem uświadomiony.
— I co w związku z tym?
— To, że chyba jednak się
dogadamy.
— Mówisz mało zrozumiale, Draco —
odparł z małym uśmieszkiem, którym uświadomił blondyna, że tak naprawdę wie, o
czym mówi.
— Wiesz, co mam na myśli — powiedział
chłopak pewnie. — Ojciec służył tej gnidzie, a on mimo to go zabił, wcześniej
na jego oczach zabijając moją matkę. Chcę zemsty.
— Dlaczego przychodzisz z tym do
mnie?
— Bo widzę, że nieoficjalnie
starasz się kopać pod nim dołki. Nikt tak naprawdę nie wie, po której jesteś
stronie. Najpierw masz jakieś konflikty z ochroną, a chwilę później rzucasz
zaklęcie torturujące na Longbottoma. Bronisz Blaise’a, a zaraz przechodzisz
obojętnie obok torturowanego pierwszaka. Ukrywasz coś, to widać, ale nie jest
to Mroczny Znak.
— Nie trzeba mieć Mrocznego
Znaku, żeby być po stronie Voldemorta — przypomniał mu Harry obojętnym głosem.
— I mówisz coś takiego
śmierciożercy, który chce zmienić stronę — zauważył Draco z lekkim
rozbawieniem.
— Czego ode mnie oczekujesz?
Chcesz, żebym ci przyklasnął? Czy raczej powiedział, że chyba cię popieprzyło i
wracaj do Voldemorta?
— Któryś raz słyszę, że mówisz o
nim wprost. Zachowujesz się czasami tak lekkomyślnie jak… Potter. — Harry’emu
serce zabiło szybciej, ale nie dał po sobie znać, że ruszyło go to, co
powiedział Draco. — A sam wiesz, jak skończył — dodał, przekrzywiając lekko
głowę.
— Nadal nie wiem, czego ode mnie
oczekujesz.
— W sumie niczego. Nie wiem, po
co chciałem z tobą o tym porozmawiać.
— Okay, w takim razie wiedz, że
zostałem uświadomiony, jakie masz do tego podejście. Ale to nie znaczy, że ci
zaufam.
— Byłbyś kompletnym idiotą,
gdybyś to zrobił.
Zmiana stron przez Draco wpłynęła
na to, że pogodził się on z Blaisem. Chłopcy zaczęli spędzać ze sobą więcej
czasu, a skoro Evan i Dafne kumplowali się z czarnoskórym, automatycznie byli
skazani na towarzystwo blondyna. Dafne była dość sceptycznie do niego
nastawiona. Evan z kolei trzymał go na dystans, nie mając stuprocentowej
pewności, czy faktycznie blondyn jest nielojalny wobec Voldemorta. Kiedy we
czwórkę weszli do Wielkiej Sali na obiad, uczniowie odprowadzali ich zdumionymi
spojrzeniami. Draco był uważany za śmierciożercę z krwi i kości. Nikt nie był
pewien, kim są Evan, Blaise i Dafne, więc spekulacjom nie było końca. Jedni
twierdzili, że po śmierci rodziców Malfoy przeszedł na stronę buntowników, lecz
drudzy śmiali się z takiego pomysłu.
Harry czasami bał się, że
Voldemort chce go bardziej kontrolować, dlatego zlecił misję Draconowi, aby go
szpiegował. Syriusz miał podobne obawy, kiedy dowiedział się o całej sytuacji. Z
drugiej strony śmierć rodziców mogła mieć na blondyna olbrzymi wpływ, więc Evan
i Riley nie potrafili stwierdzić, jak bardzo mogą mu zaufać.
Harry miał wrażenie, że serce wyskoczy
mu z piersi, kiedy łańcuszek mocno się rozgrzał.
— Podejdź do tego spokojnie i
pamiętaj, jak masz to wszystko powiedzieć, żeby nie miał większych podejrzeń —
rzekł Łapa, trzymając dłonie na ramionach chłopaka.
— Co, jeśli zacznie drążyć? Będę
musiał o wszystkim powiedzieć — odparł słabym głosem.
— Nie denerwuj się i myśl
chłodno. Dasz sobie radę, jak zwykle zresztą — pocieszył go łagodnie.
— Spróbuję później przeszukać
jakieś pomieszczenie.
— Harry…
— Nie możemy tyle czekać. Musimy
znaleźć horkruksa niezależnie od tego, ile wie Riddle.
— Uważaj na siebie.
Harry przełknął ciężko ślinę,
przypominając sobie, co stało się ostatnim razem, kiedy przeszukiwał dom
Voldemorta. Wszedł do kominka i po chwili znalazł się w znienawidzonym
pomieszczeniu. Starał się zapanować nad rozkołatanym sercem, lecz kiedy
zobaczył swojego wroga, miał wrażenie, że zwymiotuje ze zdenerwowania.
— Mów — zarządził jedynie
mężczyzna bez żadnego powitania.
— Ochroniarze nadal zachowują się
jak szuje, uczniowie chodzą naćpani, niektórzy chcą tutaj przyjść i rozgnieść
ci nos. Oj… przepraszam, przecież ty nie masz nosa.
Voldemort przeniósł na niego
wzrok, niezbyt przejmując się docinką.
— Kontynuuj bez uszczypliwości,
bo inaczej również pozbędziesz się jakiejś części ciała.
Harry twardo zniósł jego
spojrzenie.
— Śmierciożercy zaczęli urządzać
sobie dziwne zabawy, co niezbyt pasuje Gwardii. Zresztą dobrze wiesz, że cię
nie popierają, dlatego walczą z ochroną i wywijają im różne numery. Dilerka się
rozprzestrzenia, coraz więcej uczniów ćpa. Ochrona to wykorzystuje i korzysta z
usług uzależnionych dziewczyn. — Skrzywił się na te słowa. — Co jest
obrzydliwe, bo większość nie ma nawet piętnastu lat.
— Nie obchodzi mnie twoje zdanie
na ten temat.
Harry wykrzywił się jeszcze
bardziej, ale kontynuował ostrożnie:
— Niektórzy uczniowie niezbyt
wiedzą, po jakiej stanąć stronie. Niektórzy chcą przejść do ciebie, żeby mieć
większe fory i nie musieć się zeszmacać, żeby przeżyć. Innych z kolei
zachowanie śmierciożerców oburza coraz bardziej i chcą z tym walczyć, chociaż
wcześniej mieli inne zdanie. Głodówka coraz bardziej wpływa…
— Poczekaj. Wróć do tych, którzy
chcą walczyć ze śmierciożercami, chociaż wcześniej mieli inne zdanie.
Harry’emu serce zaczęło bić tak
szybko jak strzały oddaje karabin maszynowy. Voldemort drążył sprawę, o której
chciał jak najmniej mówić.
— O co ci chodzi?
— O kim mówisz?
— Ogólnie tak się dzieje.
— Sprecyzuj, o kim między innymi
mówisz.
— O Malfoyu — odpowiedział przez
zaciśnięte zęby.
— Młody pan Malfoy. Proszę,
proszę.
— Zabiłeś mu rodziców. To chyba
nic dziwnego, że jest wkurzony. Lucjusz miał Mroczny Znak, a ty bez skrupułów
pozbawiłeś go życia za jakiś błąd. Dziwi cię, że Draco to przeżył?
— Przekona się, co oznacza stanie
nie po tej stronie i szybko znowu zmieni zdanie. Wystarczy trochę głodówki dla
rozpieszczonego dzieciaka i zaraz ponownie z chęcią padnie przede mną na
kolana. Mów dalej.
W sumie chce to zignorować. Dzięki ci, Merlinie. Z większą ulgą
kontynuował to, co musiał powiedzieć:
— Niektórzy uczniowie są tak
zagłodzeni, że mają coraz więcej problemów zdrowotnych. Takim sposobem nie
przekonasz ich do siebie, wiesz? Niektórzy mają trochę więcej oleju w głowie i
nawet w takim stanie nie tkną narkotyków, a w końcu ktoś umrze z głodu.
— Więc pozostali będą mieli nauczkę.
— Nie chcesz nic z tym zrobić? —
oburzył się. — Chcesz zagładzać uczniów na śmierć?
— Jeśli przejdą na moją stronę,
dostaną jedzenie. Jeśli nie, uważani będą za zdrajców, a to z kolei musi
zakończyć się śmiercią.
Harry obserwował go przez chwilę
z niedowierzaniem. Wiedział, że czarnoksiężnik jest bezduszny, ale coraz
bardziej przekonywał się, że potrafi każdym swoim czynem wchodzić na wyższy
poziom okrucieństwa. Przekazał mu wszystkie informacje, jakie musiał i miał
nadzieję, że przesłuchanie się skończy, lecz Volemort zapytał:
— Co z Zabinim i Greengrass?
— A co chcesz o nich wiedzieć?
— Czy mają zamiar do mnie
dołączyć?
— Dalej zachowują neutralność i
nie sądzę, żeby ich zdanie się zmieniło.
— Słyszałem, że we trójkę często
wzbudzacie kontrowersje i kłócicie się z ochroną oraz uczniami stojącymi po
mojej stronie.
— Skoro zachowują się jak
psychopaci, to chyba nic dziwnego — odparł spokojnie. — Wiesz, że nie popieram
twoich metod i nie będę patrzył na to, jak niektórzy traktują innych. To chyba
moja prywatna sprawa, jakie tak naprawdę mam poglądy, czyż nie? Będę ci zdawał
raporty z tego, co się dzieje w szkole, ale nie wymagaj ode mnie, żebym klaskał
śmierciożercom, gdy biczują uczniów tylko dlatego, że któryś z nich nabrudził
na i tak już uświnionym korytarzu. Dotrzymuję Umowy, więc nie miej do mnie
pretensji, że czasami postawię się twoim lizusom.
Voldemort uśmiechnął się krzywo.
— Podejrzewałbym, że wstąpiłeś do
Gwardii, gdyby nie to, że do tej pory nie powiedziałeś mi żadnych szczegółów na
ich temat, mimo tego, że drążyłem. Tak czy inaczej wiem, że jakoś podburzasz
uczniów. To nie skończy się dla nich dobrze, wierz mi.
— Gdyby nie Umowa, działałbym
jeszcze otwarciej, wierz mi — odpowiedział cichym głosem. — To wszystko?
— Nie kuś losu, bo możesz się
potknąć i przewrócić, a później uderzyć głową w kamień i już nikt nie pomyśli,
że można ci zaufać. To wszystko.
Harry patrzył na niego przez
chwilę, a później wszedł do kominka, myśląc o ostatnich słowach Voldemorta i
uświadamiając sobie, że nie ma możliwości poszukać horkruksa.
Od czasu pocałunku Ginny Harry
nie miał możliwości się z nią spotkać w cztery oczy. Unikała go, szybko
odwracała wzrok, kiedy ich spojrzenia na siebie trafiły. Ograniczała się
jedynie do szybkiego przywitania. Nie przychodziła na Wieżę Astronomiczną, a
kiedy widział ją na korytarzu, zawsze ktoś jej towarzyszył. Musiał z nią
porozmawiać, ponieważ czuł, że niewyjaśnione między nimi sprawy mogą zbyt dużo
namieszać.
Zostawił Dracona i Blaise’a,
kiedy dostrzegł, że idzie sama korytarzem w stronę dormitorium Gryffindoru.
Chłopcy ledwo zwrócili na niego uwagę, rozmawiając o sprawach sprzed lat,
których Harry w ogóle nie rozumiał. Pognał za dziewczyną i złapał ją korytarz
dalej. Obróciła się zaskoczona, kiedy chwycił ją za ramię.
— Evan — rzuciła zaskoczona.
— Możemy pogadać?
Rozejrzała się po korytarzu jakby
poszukiwała ratunku, ale wbijał w nią tak natrętne spojrzenie, że w końcu
skinęła głową. Poprowadził ją na Wieżę Astronomiczną, gdzie zwykle się
spotykali. Wyglądała na zestresowaną, chociaż starała się nad sobą panować.
— Próbowałem gdzieś cię złapać
już od jakiegoś czasu. Nie przychodziłaś tutaj, a nie chciałem zostawiać
niektórych spraw niewyjaśnionych.
Skinęła sztywno głową, nie
odrywając od niego spojrzenia.
— Przepraszam — powtórzyła. — Nie
wiem, co mi odbiło. Nie powinnam tego robić.
— Żałujesz? — zapytał cicho.
Otworzyła usta, żeby potwierdzić,
ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Szybko odwróciła wzrok.
— Po prostu powinnam pomyśleć,
zanim coś zrobię.
Czując jej bliskość, ciężko mu
było skupić się na logicznym myśleniu. Patrzył na nią, a jego serce niemal się
rozpływało. Zerknęła na niego i dostrzegła spojrzenie pełne czułości.
— Dlaczego tak na mnie patrzysz?
— szepnęła. — Powinieneś być wściekły.
— Nie potrafię się na ciebie
gniewać — odpowiedział miękko i wiedział, że nie zdoła się powstrzymać. —
Patrzę na ciebie i zapominam o całym świecie. Rozmawiam z tobą i wiem, że
wszystko będzie dobrze. Przychodzę tutaj, żeby wszystko przemyśleć, ale
podświadomie liczę na to, że cię tutaj spotkam. Szukam pretekstu, żeby się do
ciebie zbliżyć.
Patrzyła na niego rozszerzonymi
oczami, kiedy mówił te słowa. Kiedyś nigdy by się na to nie odważył, lecz teraz
wszystko się zmieniło. Kochał ją całym sercem i nie potrafił trzymać tego w
sobie. Głos rozsądku wrzeszczał na niego jak opętany, ale w ogóle go nie
słuchał. Mógł się zbłaźnić i skompromitować, lecz słowa same wypływały z jego
ust.
— To, co się wtedy stało… dużo
dla mnie znaczyło, dlatego nie przepraszaj.
— Ja… nie wiedziałam — szepnęła.
Uśmiechnął się słabo.
— Wiesz… nauczyłem się dużo
ukrywać, żeby nic nie było widać.
Ujęła jego twarz w ciepłe dłonie,
a później po raz kolejny złączyła ich usta. Odpowiedział na pocałunek, nie
bacząc na konsekwencje, ignorując rozsądek i ciesząc się chwilą. Czuł się
szczęśliwy, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu. Świat w tym momencie przestał
dla niego istnieć.
Jego związek z Ginny musiał być
skrzętnie chroniony, żeby nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Harry zdawał
sobie sprawę z tego, że Hermiona o wszystkim się dowie, jednak miał do niej tak
duże zaufanie, że nie czuł najmniejszych obaw. Często wypominał sobie, że
doprowadził do takiej sytuacji, że okłamuje Ginny i skaże ją po raz kolejny na
cierpienie, jednak nie potrafił jej od siebie odepchnąć. Pragnął poczuć jeszcze
trochę radości wynikającej z bliskości drugiej osoby. Ginny zapewne często
wspominała Harry’ego w myślach, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało, skoro tak
naprawdę nim był. Kiedy mówiła o Evanie, mówiła jednocześnie o Harrym. Gdy
mówiła o Harrym, mówiła jednocześnie o Evanie. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że
nie powinien tego akceptować, że w tym związku było coś dziwnego, wręcz
chorego, lecz nikt nie znał prawdy w samym zarodku.
Wspierali się wzajemnie i razem
przechodzili przez to piekło, chociaż nikt o tym nie wiedział. Zwykłe przelotne
spojrzenie na korytarzu wystarczyło, by nabierali sił do dalszej walki.
Harry sądził, że wszystko będzie
się układało, ale szybko został sprowadzony na ziemię.
Zarządzono zbiórkę wszystkich
klas od piątej wzwyż w Wielkiej Sali. Nie pozwalano na żaden wyjątek. Wszystkie
stoły i ławki zostały usunięte z pomieszczenia, a nauczyciele czekali w
napięciu. Harry odnalazł spojrzenie Syriusza, który patrzył na niego z
naciskiem i ostrzeżeniem.
Kiedy do Wielkiej Sali wszedł
Voldemort, wszystko stało się jasne. Uczniowie zesztywnieli. Folison wbił w
niego wzrok pełen fascynacji, a Harry’emu zrobiło się słabo. Voldemort omiótł
uczniów spojrzeniem, które zatrzymało się dłużej na Evanie. Usta Riddle’a
wygięły się w szyderczym uśmiechu, a później przesunął wzrok dalej.
…możesz się potknąć…
— Tyle młodych osób, które nie
wiedzą, co będzie dla nich najlepsze — powiedział czarnoksiężnik cichym głosem,
lecz dotarł on w najdalszy kąt sali. — Tylu buntowników, którzy walczą z
wiatrem.
— W końcu zatrzymamy nawet wiatr
— powiedział śmiało Michael Corner.
Voldemort skomentował to
szyderczym śmiechem. Skinął na śmierciożerców, którzy wypchnęli chłopaka z
szeregu. Michael miał wysoko uniesioną głowę, chociaż jego twarz była spięta do
granic możliwości.
— Kim jesteś, młody człowieku?
— Micheal Corner — odpowiedział
zimno.
— Corner — powtórzył Voldemort z
zastanowieniem. — Walka z wiatrem. Coś oryginalnego.
Skinął jednemu ze śmierciożerów,
a ten uderzył Krukona pięścią w żołądek. Chłopak zgiął się wpół, jednak nie
upadł na kolana, choć najwyraźniej nie było to łatwe. Voldemort wszedł między
dwa rzędy stojących naprzeciwko siebie uczniów i zaczął krążyć pomiędzy nimi,
przekonując młodzież do przejścia na jego stronę. Ruszył powolnym krokiem za
Ślizgonami. Harry poczuł, że czarnoksiężnik przeszedł za nim i poszedł dalej.
— Folison, jak myślisz, dlaczego
nie pójdą lepszą drogą? — zapytał Voldemort, zatrzymując się za chłopakiem i
kładąc dłoń na jego ramieniu jak dumny ojciec.
— Bo są idiotami, którzy nie
widzą, jak wiele robisz, Panie.
— Bo się zrzygam — oznajmił dość
głośno Colin Creevey.
Śmierciożercy natychmiast
wypchnęli go przed szereg, a Voldemort zatrzymał się naprzeciwko niego i
spojrzał na niego z góry.
— Czyżby? — zapytał zimno
czarnoksiężnik.
— Folison jest psychopatą, więc
do siebie pasujecie — odpyskował.
Jednym skinieniem ręki Voldemort
powalił go na ziemię. Colin jęknął z bólu, wyginając się jak wąż.
— Folison, za taką obrazę
powinieneś go ukarać.
Twierdzenie Colina potwierdziło
się, kiedy Ślizgon z chorą satysfakcją zaczął go torturować. Harry miał ochotę
wrzasnąć, że nie chce tutaj być i mógłby wyjść, wykorzystując punkt Umowy, ale
wtedy wszystko jeszcze bardziej by się skomplikowało, a on nie potrafiłby
wszystkiego wyjaśnić. Spojrzał na Syriusza, który wyglądał na spiętego. Wyczuł
na sobie wzrok chrześniaka. Łapa pokręcił lekko głową, dając mu znać, że nie do
końca wie, co się teraz dzieje.
— Millicento?
— Tak, Panie? — zapytała
Ślizgonka z szacunkiem.
— Dotarły do mnie wieści, że
starasz się przekonać uczniów do podjęcia właściwej decyzji. Jestem z ciebie
dumny.
— Dziękuję, Panie.
— Pansy, to samo tyczy się
ciebie.
Dziewczyna lekko się przed nim
ugięła z podekscytowanym uśmiechem. Voldemort powiedział coś na temat kilku
uczniów z młodszych roczników, a później zatrzymał się przed Draconem, który
starał się utrzymać twardy wyraz twarzy.
— Draco, zapewne zdajesz sobie
sprawę z tego, że twój ojciec był zdrajcą. Miej to na uwadze.
Voldemort pominął Dafne i
Blaise’a, a później zatrzymał się przed Evanem. Chłopak spojrzał na niego, nie
mając pojęcia, czego się spodziewać. Co takiego mężczyzna chciał zrobić?
Voldemort uśmiechnął się szyderczo i powiedział cicho:
— Evan.
Zapadła chwila ciszy. W powietrzu
zawisło napięcie. Bunt chłopaka zapewne dotarł do uszu czarnoksiężnika. Folison
uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc na swojego wroga, ale mina mu zrzedła,
kiedy Voldemort powiedział:
— Nie sądziłem, że tak dobrze
pójdzie ci wzbudzanie zamieszania w Hogwarcie.
…przewrócić…
— Ciekaw jestem, jak dużo osób
rozgryzło, po której jesteś stronie.
…a później uderzyć głową w kamień…
— Teraz chyba nikt nie będzie
miał wątpliwości.
…i już nikt nie pomyśli, że można ci zaufać…
Voldemort uśmiechnął się do niego
z satysfakcją, a później odszedł, ukazując Harry’emu zszokowane twarze Gwardii
Dumbledore’a.
…
Kiedy Harry i Syriusz zostali wezwani przez Voldemorta, wiedzieli, co
ich czeka. Nadszedł czas na długo oczekiwaną przemianę, która miała zmienić nie
tylko ich wygląd, lecz także wpłynąć na przyszłe zachowanie. Na stole przed
czarnoksiężnikiem stały dwie fiolki z ciemnoróżowym płynem. Riddle wbił w nich
zimne spojrzenie.
— Wypijcie to zaraz po kolacji. Przemiana będzie trwała całą noc, prawdopodobnie
nie będzie zbyt przyjemna, ale rano powinniście być w pełni gotowi.
Z niechęcią zabrali ze sobą fiolki i zaraz po zjedzeniu ostatniego
posiłku dnia wypili miksturę, żegnając się jednocześnie ze swoimi
dotychczasowymi ciałami. Zanim Harry położył się spać, wyczuwał nieprzyjemne
mrówki przechodzące po jego ciele. Bolały go kości nóg, co było jasnym
sygnałem, że powoli zmienia się jego wzrost. Swędziała go skóra głowy, więc coś
się działo z jego włosami. Kiedy spojrzał w lustro, miał wrażenie, że jego
twarz się porusza. Niemal przykleił nos do tafli, mrużąc oczy. Jego nos
wyraźnie się rozszerzył, a włosy nie były już kruczoczarne, lecz przybrały
jaśniejszy kolor.
Rzucał się na łóżku przez pół nocy, dręczony nieprzyjemnymi wrażeniami.
Kiedy w końcu zasnął, niemal świtało. Słońce wdzierające się do pokoju uderzyło
go prosto w twarz. Zwlekł się z łóżka, wcześniej nakładając okulary, i od razu
zdał sobie sprawę z tego, że coś się zmieniło. Podłoga znajdowała się dalej niż
zwykle, spodnie od piżamy były stanowczo za krótkie, a włosy łaskotały go w
kark. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przez noc doszło do przemiany,
więc prędko pognał do łazienki. Niemal krzyknął na swój widok. Zmienił się nie
do poznania. Czarne włosy pojaśniały do ciemnego blondu, wystająca broda
nadawała ostrości jego twarzy, szare oczy były szerzej rozstawione, a nos
krótszy i szerszy. Skóra przybrała jaśniejszy kolor. Nie był już tak
wychudzony, lecz nabrał trochę mięśni. Może ta masa nie była tak duża, ale i
tak stanowiło to ogromną różnicę z jego poprzednią sylwetką.
Dopasowanie stroju było nie lada wyczynem. Niemal wszystkie spodnie
były zbyt krótkie, a buty za małe. Koszulki okazały się zbyt obcisłe, więc
Harry uznał, że Voldemort będzie musiał po raz kolejny wysłać skrzata do sklepu
z ubraniami. Zirytowany do granic możliwości sięgnął po bluzę Dudleya, którą
miał na sobie w dzień porwania. Zbyt duże okrycie nadal było dla niego za
luźne, ale chociaż nie czuł się w tym jak makrelka w puszce.
Wyszedł z pokoju i stanął naprzeciwko jakiegoś obcego faceta pod
drzwiami do kwater Łapy. Już otworzył usta, żeby zasypać go pytaniami o
tożsamość, kiedy uzmysłowił sobie, że to jego chrzestny. Natychmiast zamknął
usta.
— Powiem ci, że Wężomordy był złośliwy, bo zmienił w tobie dosłownie
wszystko — oznajmił Łapa na wstępie.
Mężczyzna przeszedł o wiele mniej widoczną przemianę. Wzrostem niemal w
ogóle się nie różnił, ciemne włosy były tylko odrobinę jaśniejsze, a w posturze
zaszły minimalne zmiany. Różniła się w istotnym stopniu jedynie sama twarz.
Kwadratowa szczęka, ciemne oczy i mały nos były zupełnym przeciwieństwem rysów
Syriusza z wczorajszego dnia. Mężczyzna nagle wyszczerzył się z udawaną
radością:
— Jak poranek, Evanie?
Harry niemal uderzył głową w ścianę. Witamy w świecie Evana
Reponera.
_______________________
Poproszę o kolejnego kopniaka w dupę mojej weny!
Mam nadzieję, że końcówka (przed wspomnieniem) chociaż trochę zaskoczyła :)
Rozdział wstawiony, więc idę coś upichcić ;D
Ciao!
Wasza Bully :)
Bożeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Nieeeeeeeeeee! Voldi ! No co ty ? Ginnyyy!!! No, aleee ;((((
OdpowiedzUsuńSmutek lvl. Hard Wrr!
Kopniak w dupę dla Twej weny Ci przesyłam !
Pozdro,
Nesia, pogrązona w smutku.
NIEEEEEEE możesz kończyć w takich momentach! Przecież ja się nerwowo wykończę do następnej soboty! Tak bardzo przeżywam to opowiadanie ;o
OdpowiedzUsuńTyle się zadziało
Cieszę się, że Draco się już ogarnął i jak sądzę, będzie go więcej, ale szkoda, że kosztem życia Lucjusza i Narcyzy. I on też porównał Evana do Harry'ego!
I EvanHarry powiedział Ginny co czuje, a potem Voldemort! Ja nie wiem, nawet sobie nie wyobrażam co się zadzieje w następnym rozdziale ;o
Tak się cieszę z tego co zrobił Voldemort XDDDDD
Taki chaotyczny ten komentarz, że sama nie wiem co piszę, ale jestem podekscytowana XD
(już się nie mogę doczekać aż ktoś się dowie, że Harry to Evan i Evan to Harry, ktoś - w sensie obstawiam Hermionę, ALBO DRACO? Ale błagam, nie Ginny)
I najważniejsze, czy ten eliksir to tak na stałe? Czy istnieje antidotum?
Kopniak dla weny, żeby starczyło jeszcze na milion rozdziałów ;D
Trochę zaskoczyła? Myślałam, że mi serce stanie! Voldemort ta szuja bez nosa, ja rozumiem, że chciał pognębić Harry'ego, ale tak trochę sam sobie zaszkodził. Wcześnij uczniowie byli bardziej otwarci na niego, może w końcu nawet udało by im się wciągnąć Evana do GD, a teraz...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z hiddlesconda, ja też nie mogę się doczekać, aż ktoś dowie się o prawdziwej tożsamości Evana :D I do pytania też się dołączam.
WENY!
TAK! BOŻE TAK! Na taki rozwój wydarzeń czekałam! Kobieto, kocham cię!
OdpowiedzUsuńKońcówka mocna, dynamiczna i szokująca, ale ile daje możliwości! Ja tam zawsze darzyłam jakąś sympatią Voldka, a za taką akcję chętnie bym mu polała :D NO oczywiście, żal mi Harry'ego, bo teraz jego związek z Ginny i ogólne kontakty ze wszystkimi szlag trafi (po cichu się cieszy z tymczasowego rozpadu Hinny). Mój trawiony gorączką mózg po prostu ma ochotę pisać do ciebie listy miłosne (żarcik, nie umiem pisać listów miłosnych).
Eliksir powiadasz? Hm, czyli mam rozumieć, że jest antidotum? I Evan będzie kiedyś tam znowu Harrym? Milutko, jakoś nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że Potter jest blondynem.
Ty mi lepiej nic nie gotuj/piecz (szacun, u mnie wstawić wodę na makaron to wyczyn) tylko pisz, pisz i pisz! Mam nadzieję, że poczułaś tego ogromnego kopniaka na wenę, bo ja poczułam.
Pozdrowienia od tonącej w morzu chusteczek Anki.
Matko taki zawał i szok przy końcówce. Voldemort zniszczył wszystko jednym zdaniem... Ja cały czas jestem w szoku dla Twoich umiejętności i talentu :o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nie wszyscy uwierzą Voldemortowi, przeciez to nie idioci no. Gwardia ma inteligentnych członków..
Ja umrę przez ten tydzień czekania ;;
Mega kopniak i uściski!
@smallerthandot xx
Witam :)
OdpowiedzUsuńOwy rozdział tak mnie dobił, że nie mogłam zostawić go bez paru zdań komentarza. Ale z racji tego, że chyba jeszcze nie komentowałam tego opowiadania (zła Niezrównoważona, zła!), rozpiszę się od początku.
Wg mnie opowiadanie ma bardzo ciekawy zarys fabuły:
1) Śmierć Harry'ego (nic na to nie poradzę, nawet jeśli jest sfałszowana, to i tak lubię to!)
2) Powrót Syriusza (tu dużo nie trzeba pisać, pomysł dobry i potrzebny dla Harry'ego, sama Rowling powinna na niego wpaść, no ale nie każdy jest doskonały...)
3) Te całe ukrywanie prawdy - Harry martwy, nowy uczeń, wciąż horkruksy, a człowiek w głębi serca chce wiedzieć, co stanie się dalej.
4) I oczywiście piękne podejście Voldemorta, ujawniający tajemnicę Harry'ego przed całym Hogwartem ("tak" za pomysł i wykonanie, "nie" za urwanie w takim momencie! Jak ja wytrzymam tydzień?)
Podsumowując powyższe podoba mi się pomysł i cieszę się, że mogę znów w każde soboty czytać rozdział Twojego opowiadania :)
Choć przyznaję, nie będę do końca słodzić, czasem niektóre momenty są nudne, trochę się ciagną. Ale wiem, że wybrałaś temat bardziej psychologiczny, a więc owa decyzja niesie ze sobą te wszystkie opisy, metamorfozy, ruchy decydujące o życiu wiele osób itd. A wiadomo, one muszą trwać długo; bardzo się cieszę, bo przynajmniej opowiadanie jest bardziej realistyczne. Żywa akcja, którą przedstawiłaś nam w swoim drugim ff, po prostu nie pasuje na tym etapie "Umowy...", ale mam nadzieję, że w jakimś momencie tak dowalisz, że będę musiała pozbierać się przez kilka dni (a czego fragmenty mogłam dzisiaj przeczytać). Niestety muszę przyczepić się do jednej rzeczy, która mnie trapi. Być może jest to takie moje prywatne schorzenie z racji faktu, że jestem stuprocentowym humanem, więc nie bierz sobie tego blisko do serca. Sęk w tym, że gdy czytam każdy rozdział, odczuwam taką jednolitość. Szyk i budowa zdań opisu i zdania z dialogów są takie same, emocji w dialogach czasem zupełnie brak. Na przykład kwestia Draco i Harry'ego jest nieco nijaka i podobna pod względem doboru słów - a przecież Potter nie wychował się w arystokracji i ma inny styl mówienia niż Malfoy i narrator. Poza tym kwestie uczniów są zbyt wykwintne pod względem językowym - młodzież nie jest dorosłym z bagażem doświadczeń pod względem mówienia, nawet jeśli zabiło bazyliszka, przeżyło opętanie przez dziennik i samego Voldemorta. Nawet dorosły czasem zacina się w mówieniu, a tutaj trochę mi tego brakuje - tych normalnych reakcji w opisie rozmowy. Dla mnie są mało realistycze i zawierają w sobie mniejszą dawkę emocji (a przecież właśnie dla nich czytamy, by samemu odczuwać emocje), dlatego całe opowiadanie na tym cierpi - pomysł świetny, potrafisz pisać, ale w "Umowie..." czegoś brakuje, a przecież "Drugie Oblicze" i "Bitwa..." zawierały tę rzeczywistość, która jest ważna przy odbiorze.
Mam nadzieję, że drugą częścią komentarza nie będziesz pałać do mnie awersją :/ Ogółem jestem na tak, a ten szczegół, o którym tak się rozpisałam, da się przeżyć, ponieważ w mym sercu wciąż krąży narkotyk zwany "co będzie dalej? Co będzie dalej?!" A o to właśnie chodzi - chcę więcej i to jest najważniejsze ;) W tym rozdziale umieściłaś dobry kontrast: rodzące się szczęście i związek Ginny i Harry'ego kontra ujawnienie przez Voldemorta. I co teraz będzie! Harry zostanie sam? A co z jego ślizgońskimi przyjaciółmi? Nieh ten tydzień szybciej mija!
Życzę dużej ilości weny! :D
Pozdrawiam ciepło,
Niezrównoważona
Voldemorta w Hogwarcie tak szybko to się nie spodziewałem. Aczkolwiek podejżewałem, że go wyda :V
OdpowiedzUsuńCo będzie dalej? No co?! :c
Pozdrawiam, Saspik
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńVoldziu!!! Znajdę Cię i pożałujesz!!! Dlaczego to zrobiłeś??? Grrrry...
A ty Bully, czemu przerywasz w takim momencie? Ja nie wytrzymam tygodnia! T.T
Dlaczego pomyślałam o tym, że Harry następnego dnia w ramach odwetu na Voldziu powie w Wielkiej Sali, że Tomuś jest półkrwi? To byłoby śmieszne...
Tak jak kilka osób przede mną zastanawiam się, czy na ten eliksir jest antidotum... Jeśli nie, to czy ktokolwiek uwierzy mu, że jest Harrym Potterem a nie Evanem Reponerem? To będzie zabawne...
Draco! Jak miło, że w końcu przejżałeś na oczy! Jestem z ciebie dumna!
Przesyłam ci kopniaka dla weny i idę zakopać się pod kołdrą czekając na następną sobotę.
Pozdrawiam serdecznie,
Lady Night
Nie mogę sie doczekać nexta! Weny życzę!
OdpowiedzUsuńRozdział znakomity, nie wiem jak Ty to robisz ale ciągle mnie czymś zaskakujesz - pozytywnie oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńDużo weny i chęci do pisania życzę ;]
P.S
Poprzednie Twoje opowiadania przeczytałem w ciągu miesiąca, po prostu jesteś genialna, że wymyśliłaś tak świetne historie. Wszystkie były świetnie napisane ale zdecydowanie numer jeden to "Drugie oblicze" - lepszego opowiadania nigdy nie czytałem i gdybyś kiedyś napisała ksiązkę to wiedz, że będę pierwszy który ją kupi ;D
Przeczytałem wszystko i jestem pod wrażeniem.Ale nie podobają mi się bliskie relacje Harrego z Ginny. Bardziej chciałbym żeby Grengeras się zbliżyła do Harrego ewentualnie Hermiona. Oczywiście to twoje opowiadanie i zrobisz jak chcesz. A ja je nawet przeczytam jak pozostaniesz przy bliskich relacjach Harrego z Ginny.Dlatego że to naprawdę dobre opowiadanie.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale zwrot akcji mamy... jak teraz gwardia, Bleise, Dane czy Draco zareagują na te nowiny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia