17 grudnia 2016

Rozdział 2

Perspektywa wstania z łóżka w celu przetrwania pierwszego dnia szkoły okazała się być dość nieprzyjemna. To dzisiaj miała się zacząć cała ta farsa. Uczta powitalna była niczym w porównaniu z tym, przez co miał przechodzić dzisiaj. Wczorajszego dnia musiał tylko znieść ciekawskie spojrzenia, później niechętne po tym, jak wylądował w Slytherinie, a następnie poudawać przed Ślizgonami, że nikogo nie zna, jest twardzielem, któremu nie wejdą na głowę, chociaż jest nowy, i udawać kretyna przed Malfoyem, że nie wie, kim ten naprawdę jest, choć miał ochotę zdzielić go w twarz. Kilka razy. Łopatą.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się koszmarnie. Szepty za plecami, wbite w niego spojrzenia, wytykanie palcami i tworzenie o nim niestworzonych historii. Zdążył poznać Hogwart na tyle, by być na to nastawionym.
Za kotarami usłyszał głosy towarzyszące porankom. Teodor Nott rozmawiał o czymś z Malfoyem, a Blaise Zabini zabarykadował się w łazience i ani śnił o pospieszeniu się. Na siódmym roku Slytherinu było aktualnie siedmiu chłopaków, dlatego uznano, że podzielą ich na dwa dormitoria, by nie uwłaczać naszej godności – powiedział mu wczoraj Malfoy, przez co ledwo powstrzymał się przed wywróceniem oczami. Vincent Crabbe, Gregory Goyle i Folison Multon zakwaterowali się w sypialni obok nich. Evan uważał to za dyskryminację innych domów, w których, z tego, co wiedział, nie zgadzano się na takie udogodnienia, jednak nie odezwał się na ten temat ani słowem, bo spojrzeliby na niego powątpiewająco, co nie było teraz pożądane. Postanowił zwlec się z łóżka i stanąć twarzą w twarz z nowym dniem. Podniósł się, rozsunąwszy zielone kotary odgradzające go od pozostałych lokatorów.
Jego oczom ukazało się okrągłe pomieszczenie, bardzo niskie i na swój sposób przytulne. Cztery łóżka rozstawione były w niezbyt dużej odległości od siebie. Każde z nich miało ciemnoszarą pościel i kotarę, która była zbawieniem, gdy właściciel łóżka miał dość wszystkich wokół. Na środku pokoju stał piec, natomiast szafki na ubrania i rzeczy osobiste każdego ucznia wkomponowano w część ściany podzieloną na cztery części. Tuż przy drzwiach szafy widniały drzwi do łazienki z prysznicem, umywalką, toaletą, niewielką szafką na ich przybory do higieny oraz półki na ręczniki. Ziemię sypialni ozdabiały ciemnobrązowe panele podłogowe, a ścianę pomalowano na ciemnozieloną ze srebrnym paskiem pośrodku.
Przywitał się ze swoimi współlokatorami i sięgnął do swojego kufra po ubrania, czekając, aż Blaise wyłoni się z łazienki. Miał zamiar rozpakować swoje ciuchy pod wieczór, jeśli nie wypadnie mu nic innego. W toalecie doprowadził się do porządku. Na śniadanie poszedł ze swoimi współlokatorami, starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie. Po wejściu do sali zerknął w stronę stołu nauczycielskiego, natrafiając spojrzeniem na Rileya White’a. Później usiadł przy stole, gdzie zjadł śniadanie w towarzystwie Ślizgonów. Sam miało się odzywał, nie mając ochoty na rozmowę. Odpowiadał bardzo krótko, tak jak poprzedniego dnia. Jego współlokatorzy najwyraźniej doszli do wniosku, że albo nie należy do osób wygadanych, albo jeszcze niezbyt pewnie czuje się w nowej szkole. Z drugiej strony dał im do zrozumienia, że nie jest idiotą, który nie ma swojego zdania, gdy wyraził swoje odmienne przekonanie co do kilku kwestii. Nie przejmował się, że wejdzie im za skórę, jednak wychodziło na to, że dzięki temu nie patrzyli na niego z góry. Slughorn przekazał im plany zajęć. Pierwsze były eliksiry. Evan niezbyt się z tego ucieszył. Ze śniadania również wyszli we czwórkę, jednak Evan pozbył się swoich towarzyszy, twierdząc, że zostawił coś w Wielkiej Sali. Odczekał za rogiem, aż trochę się oddalą i powoli ruszył za nimi. Wyszedł za róg i spotkało go bliskie spotkanie z kimś twardym. Automatycznie przytrzymał osobę, na którą wpadł, słysząc zaskoczony krzyk dziewczyny.
— Merlinie, przepraszam. W porządku?
Niemal natychmiast skarcił się za tak miłe słowa. Ślizgoni raczej nie należeli do przyjemnych osób.
— Tak, tak. Dzięki.
Serce mu zamarło, gdy usłyszał ten głos i zobaczył przed sobą rude włosy Ginny Weasley. Przez chwilę patrzyli na siebie z zaskoczeniem. Później towarzyszka Gryfonki pociągnęła ją dalej. Jeszcze raz odwróciła się, by na niego spojrzeć, a on patrzył za nią tym razem z szybko bijącym sercem. Otrząsnął się z zadumy, ruszając w dalszą drogę. Jego współlokatorzy zdążyli w tym czasie wziąć odpowiednie książki, więc dormitorium było puste, co było mu na rękę. Nie spiesząc się, wybrał odpowiednie księgi ze swojego kufra. Nie wiedział, co go podkusiło, żeby wybrać eliksiry. Jego marzenie jeszcze z poprzedniego roku prawdopodobnie było już nie do zrealizowania, a eliksirów nigdy nie darzył sympatią. Z westchnięciem podniósł się i ruszył w stronę klasy. Nie pokazał, jak bardzo dekoncentrują go spojrzenia rzucane w jego stronę, kiedy mijał siedmiorocznych. Cały czas miał na twarzy obojętność. Nie podszedł do Ślizgonów ze swojego rocznika, wiedząc, że to może dać niektórym sygnał do przemyśleń. Miał swoją misję i wymyślił własny sposób, żeby ją wykonać.
Wszyscy zostali zaproszeni do klasy. Evan przez moment zastanowił się, jakie miejsce zająć, ale okazało się, że nie musiał się tym przejmować. Profesor Slughorn nieświadomie usunął przeszkodę z jego drogi, stawiając na ławkach karteczki z nazwiskami.
— Na obecną chwilę zaplanowałem zajęcia, na których będziecie pracować w parach ze względu na wysoki poziom trudności wykonywanych eliksirów — oznajmił. — Każdy ma obowiązek usiąść w wyznaczonym miejscu.
Evan wreszcie odnalazł swoje nazwisko i od razu zerknął na drugą karteczkę, żeby wiedzieć, kto będzie z nim w ławce. Poczuł uścisk w gardle, gdy dostrzegł nazwisko Granger.
— Cześć. — Usłyszał niepewny głos dziewczyny.
Rzucił jej szybkie spojrzenie z nadzieją, że nic nie zdążyła dostrzec na jego twarzy.
— Cześć — odpowiedział.
— Evan, nie zaraź się szlamem — rzucił szyderczo Folison Multon.
Zerknął przelotnie na Hermionę. Skrzywiła się lekko, a w jej oczach dostrzegł niepewność, gdy wbijała wzrok w swoje książki, które wyciągała z torby. Gryfoni czekali.
— Jestem ostrożny, nie musisz się martwić — odparł niezobowiązująco, wyciągając podręczniki i nawet nie zerkając na Ślizgona.
Gryfonka spojrzała na niego z zaskoczeniem. Pewnie pomyślała, że zmiesza ją z błotem jak większość Ślizgonów. Slughorn nakazał im usiąść. Po wstępnej przemowie pokazał im instrukcję do Eliksiru Czasu. Wszyscy zapoznali się z tym, co było na tablicy i powoli zaczęli rozdzielać między sobą zadania.
— Co ja tu robię — wymamrotał do siebie Evan, patrząc głupio na wytyczne. — Mam nadzieję, że jesteś w tym bardziej uzdolniona ode mnie — zwrócił się do Hermiony, a ona uśmiechnęła się lekko.
— Po kolei jakoś sobie poradzimy — podsumowała.
Zaproponował, że przyniesie wszystkie składniki potrzebne do sporządzenia mikstury. Oddał dowództwo Hermionie, wiedząc, że sam jest beznadziejny w sprawie eliksirów. Dostał za zadanie pokrojenie jakichś oślizgłych wodorostów.
— Skoro się w tym nie czujesz, dlaczego zapisałeś się na zajęcia? — zagadnęła.
— To dobre pytanie — podsumował. — Wolałem to od wróżbiarstwa.
— To akurat nic dziwnego. Gdzie się wcześniej uczyłeś?
— Mój wujek uczył mnie w domu materiału szkolnego. Dopiero teraz… przydzielono mu inne obowiązki, więc wysłał mnie do Hogwartu.
Podał jej pokrojone wodorosty i wziął się za rozcinanie skorupy czegoś podobnego do ślimaka. Nie było to nic prostego, bo była dość twarda.
— Uważajcie przy rozcinaniu skorupy, gdyż może… — Slughorn nie skończył swojej myśli.
Skorupa wyślizgnęła się spod noża Evana i jak pocisk z karabinu maszynowego ruszyła przez klasę, by odbić się od głowy Deana Thomasa.
— Au!
Rozległy się ciche śmiechy. Hermiona zakryła usta dłonią, żeby się nie roześmiać na całą klasę, gdy dodatkowo zobaczyła minę Evana.
— Dość wyjątkowy sposób na pozbycie się szlam — zauważył cicho Malfoy, ale wystarczająco głośno, by usłyszeli go uczniowie siedzący obok.
Pansy roześmiała się tak słodko, że Evanowi zrobiło się niedobrze. Ślizgon wymamrotał w stronę Deana przeprosiny, zabierając z podłogi skorupę. Miał świadomość, że Gryfoni obserwują go uważnie i podejrzliwie. Rany, naraziłem im się przez taką bzdurę? Nie czuł się pewnie, jednak starał się tego nie okazywać. Na własnej skórze poczuł, że przez zwykły przypadek i przynależność do Ślizgonów z łatwością można wzbudzić w nich wątpliwości. Wrócił do pracy ze zwiększoną ostrożnością.

Evan nie zdziwił się reakcją uczniów na widok klasy czarnej magii. Ponure ściany ozdobione obrazami przedstawiającymi drastyczne sceny na samym wstępie odrzucały młodzież od pomieszczenia. Sama nauczycielka ze swoim zimnym wyrazem twarzy również nie zachęcała do uczestnictwa w zajęciach i gdyby lekcje nie były obowiązkowe, zapewne spora część uczniów od razu by się wypisała. Wszyscy usiedli w pojedynczych ławkach, wyraźnie obawiając się lekcji. Profesor Megan Larson rzuciła w ich stronę złowieszcze spojrzenie i zaczęła ostrym głosem:
— Czarna magia nie jest zabawą. Jeśli ktokolwiek z was nie będzie pracować zgodnie z poleceniami, zostanie surowo ukarany. Mam nadzieję, że to odpowiednia motywacja do tego, żeby przyłożyć się do zajęć. Jeśli jednak nie, myślę, że nad tym popracujemy w trakcie zajęć. — Omiotła klasę chłodnym spojrzeniem. — Macie jakieś sensowne pytania?
— Będziemy ćwiczyć zaklęcia na innych osobach? — zapytała Milicenta Bulstrade.
Larson posłała jej lekki uśmiech, który nie obejmował jednak oczu.
— Myślę, że pojawią się również takie przypadki.
Evan poczuł, że coś ściska go za żołądek. Z drugiej strony był nastawiony na takie zasady pod przywództwem Voldemorta. Megan najwyraźniej była taką samą psychopatką jak Bellatriks Lestrange, którą miał nieszczęście spotkać. Lavender Brown siedząca w ławce przed nim zadrżała lekko po odpowiedzi nauczycielki. Widząc reakcje Ślizgonów i Gryfonów, doszedł do wniosku, że współczuje potomkom Gryffindora, że na tych zajęciach są w grupie z Wężami. Domyślił się, że jego pobyt u Ślizgonów nie będzie łatwy.
Larson od razu przeszła do rzeczy i zaczęła omawiać grupy zaklęć czarnomagicznych. Gryfonom nie spodobały się jej słowa, ale nie mogli się sprzeciwić, chociaż Evan podejrzewał, że prędzej czy później dojdzie do buntu. Stawiał, że prędzej. Nie pomylił się. Zrobił to osoba, po której nikt się tego nie spodziewał.
— Od tych zaklęć można się uzależnić.
Większość uczniów odwróciła głowy w stronę Neville’a, który zaliczany był do osób nieśmiałych i spokojnych. Larson wbiła w chłopaka przeszywające spojrzenie.
— Jeśli ktoś używa ich mało rozważnie, to istnieje taka możliwość, Longbottom.
— Biała magia w części ma swoje mniej niebezpieczne odpowiedniki, więc po co ryzykować? — ciągnął twardo, co niektórzy przyjęli ze szczerym zdumieniem.
— Widzę, że jesteś bardzo zniechęcony do tego przedmiotu — wysyczała nauczycielka. — Podejdź tu.
Gryfoni obserwowali chłopaka z niepokojem, kiedy podszedł do kobiety.
— Naucz się, że czasami lepiej zatrzymać swoją opinię dla siebie. Crucio.
Evan usłyszał, jak jakaś dziewczyna cicho krzyknęła, gdy Neville upadł na ziemię rzucany spazmami bólu, a z jego gardła wydobył się bolesny jęk.
— Niech pani przestanie! — krzyknęła przerażona Lavender.
Ostry wzrok Larson powędrował do dziewczyny, która skuliła się w krześle.
— Śmiesz mi rozkazywać? — syknęła.
— Nie, pani profesor — odpowiedziała słabo.
— A może chcesz dołączyć do kolegi?
— Nie — odparła niemal bezgłośnie.
— Więc trzymaj język za zębami.
Zadźwięczał dzwonek kończący zajęcia, jednak nikt nie ruszył się z miejsca, obawiając się, że nauczycielka ich za to ukarze. Neville leżał bez sił na posadzce po zaklęciu torturującym.
— Zapamiętaj to sobie na przyszłość — warknęła do niego Larson. — Możecie iść.
Uczniowie wysypali się z klasy, jednak Ron i Hermiona podbiegli do Neville’a, by mu pomóc. Evan obserwował ich przez chwilę, jednak nie potrafił spojrzeć na zbolałą minę Neville’a. Wyszedł za resztą klasy, czując, że będzie gorzej, niż wcześniej przypuszczał.

Godzina policyjna znacznie utrudniała przedostanie się do Pokoju Życzeń członkom Gwardii Dumbledore’a. Stojąca straż również nie była łatwa do ominięcia, ale każdy uczeń Hogwartu posiadający galeona GD dotarł na miejsce. Pomieszczenie nie uległo zmianie, pojawił się jednak mały szczegół: na tablicy obok zdjęcia Cedrika znalazło się również zdjęcie Harry’ego.
— Więc chcecie reaktywować GD? — upewnił się Terry Bott.
— Widzicie, co się stało ze szkołą — odpowiedziała Hermiona. — Potrzebujemy tego nie tylko do nauki zaklęć. W tej sytuacji musimy zwiększyć czujność, ale też będziemy musieli walczyć.
— Sądzicie, że to ma sens? Nie pokonamy wszystkich śmierciożerców — zauważyła Susan. — Voldemort przejął szkołę, nie ma Dumbledore’a, nie ma… Harry’ego.
— Nie musimy uderzać w nich bezpośrednio — odparła cicho Ginny. — Nie możemy patrzeć, jak powoli rujnują to, co stworzyliśmy, bo wtedy wszystko mu ułatwimy. Nie będzie łatwo, ale nie możemy się biernie przyglądać.
— Będzie coraz gorzej. Na pewno wiecie, co wczoraj Larson zrobiła Neville’owi — ciągnął Ron. — Na tym się nie skończy.
— Byliśmy w kuchni — rzekła Hermiona. — Skrzaty domowe w części zostały zabite, niektóre uciekły, pozostałe żyją pod presją, że w każdej chwili mogą zostać zabite. Zapasy jedzenia są ograniczone, rozumiecie to? Niedługo uczniowie będą chodzić głodni, zacznie się walka o jedzenie. Ministerstwo nam nie pomoże, bo w większości jest już przejęte przez Voldemorta.
— Rodziny pomogą uczniom — zauważyła z niepokojem Hanna.
— Sądzisz, że listy nie będą kontrolowane? Obawiam się, że tylko uczniowie, którzy mają dołączyć lub dołączyli do Voldemorta, będą mieli większą swobodę. Tortury będą na porządku dziennym, to pewne. Z tego słyną śmierciożercy.
— Dużo osób skończyło szkołę. Jest nas mniej w GD niż na początku.
— Postaramy się rekrutować najbardziej zaufane osoby. Wiem, że nie ufacie Ślizgonom, ale może ktoś wie, czy jest tam ktoś, kto nie popiera działań Voldemorta?
— Nawet jeśli jest ktoś taki, to się nie sprzeciwi — wydedukowała Padma Patil. — Rodzice Ślizgonów to w większości śmierciożercy. Musieliby sprzeciwić się również im. Trudno będzie znaleźć kogoś, kto będzie z nami współpracował.
— A ten nowy? — rzucił Michael Corner. — Ktoś miał z nim kontakt?
— Siedzę z nim na eliksirach — odparła w zamyśleniu Hermiona. — Wydaje się być w porządku.
— Zaatakował Deana — palnęła Parvati.
— Daj spokój — rozdrażniła się Hermiona. — Omsknął mu się nóż i skorupa wystrzeliła. Nie zrobił tego specjalnie.
— Ciekawe, dlaczego dopiero teraz dołączył do Hogwartu. Chyba nie bez powodu.
— Uczył się w domu. Jego wujek miał teraz inne obowiązki, dlatego wysłał go do Hogwartu.
— Skąd wiesz? — zdumieli się.
— Zapytałam. Nie pluł jadem, nie wyzywał mnie od szlam. Nawet zignorował zaczepki innych Ślizgonów, gdy ze mnie szydzili. To coś znaczy.
— Zgadzam się z Hermioną — dorzuciła Ginny. — Wpadliśmy na siebie. Przeprosił, czego normalny Ślizgon w życiu by nie zrobił.
— To jeszcze nie oznacza, że będzie z nami współpracował — podsumował Anthony.
— Prawda. Jednak musimy wziąć go pod uwagę. Poobserwujemy go i wtedy zdecydujemy. Może być dobrym aktorem albo normalnie zachowującym się śmierciożercą.
— Nie wiem, czy istnieją tacy śmierciożercy — parsknął Michael.
— W każdym razie jeśli znacie kogoś, kto chciałby nam pomóc i do kogo macie zaufanie, dajcie znać.
— Co z nauczycielami?
— Nie wydaje nam się, żeby zmienili swoje stanowisko w sprawie Voldemorta — odpowiedziała Hermiona. — Co do Snape’a to raczej nikt nie ma wątpliwości. Larson sama podkreśla swoje poglądy zachowaniem.
— A co z Rileyem Whitem?
— Ciężko to określić. Powiedział, że nie popiera czarnej magii w szkole, ale to nie znaczy, że nie jest śmierciożercą.
— Twierdzi, że nie będzie stosował kar w formie tortur.
— Okaże się z czasem. Nie możemy mu przedwcześnie zaufać, żeby później się nie sparzyć. Mamy zbyt dużo do stracenia.
— Nie sądzicie, że lepsza byłaby ucieczka? Niedługo to już nie będzie szkoła tylko obóz koncentracyjny — zauważył Justin.
— Nie sądzę, by nam się to udało. Wszystkie tajne przejścia są pilnowane. Przynajmniej te, o których wiemy.
— Czyli, podsumowując: głównym celem jest rekrutacja nowych członków Gwardii — rzekła Padma.
— Myślę, że przyda nam się dużo osób. Skupimy się też na nauce nowych zaklęć, tak jak to było dwa lata temu. Na pewno się nam to przyda. Po relacji Ginny wydaje mi się, że White nas czegoś nauczy, mimo tej całej sytuacji. Zastanówmy się także, skąd możemy wziąć jakieś jedzenie, gdyby nasze przypuszczenia okazały się słuszne.
— Jak przypuszczam, wasza trójka stoi na czele i dowodzi — rzekł Anthony w stronę Rona, Ginny i Hermiony, którzy wymienili spojrzenia.
— Możemy zrobić jakieś głosowanie czy coś w tym stylu.
— Nie trzeba. Przynajmniej ja tego nie wymagam. Chciałem się tylko upewnić. Ktoś musi przejąć tę funkcję, skoro… sytuacja tak się skomplikowała.
— Byliście z Harrym najbliżej. Na pewno wiecie, jak on by postąpił w takiej sytuacji — dodała cicho Susan.
Po chwili ciszy odezwała się Luna swoim rozmarzonym głosem:
— Na pewno nie siedziałby bezczynnie.
— Och, to na pewno — rzuciła beztrosko Ginny. — Już by myślał, jak podłożyć świnię Larson.
Grupa zaśmiała się szczerze, wspominając narwany charakter chłopaka. Ginny wymieniła z Hermioną delikatne uśmiechy. Wiedzieli, że nie mogą pogrążać się w rozpaczy, lecz muszą iść dalej i walczyć. Dla Harry’ego.

…..

Czuła się oderwana od rzeczywistości. Każdą czynność wykonywała automatycznie, bez przemyślenia. Wciągnęła na siebie czarną sukienkę bez żadnych dodatków, na stopy włożyła buty. Rozczesała włosy, nawet nie myśląc o tym, żeby jakoś je związać czy upiąć. W lustrze widziała swoją nienaturalnie bladą twarz i zaczerwienione tęczówki.
— Ginny, jesteś gotowa? — Usłyszała cichy głos swojej matki.
— Tak — odpowiedziała bezbarwnym głosem.
— Czekamy na dole.
— Dobrze, mamo.
Kobieta wyszła, ponownie zostawiając ją samą. Ginny chwyciła torebkę, chociaż nawet nie wiedziała, co do niej włożyła. Sztywnym krokiem wyszła z pokoju i przedostała się na korytarz. Ledwo zauważyła swoich braci. Bill objął ją ramieniem w geście wsparcia. Spojrzała na Hermionę, ale jej zrozpaczona twarz tak ją uderzyła, że od razu odwróciła wzrok, żeby ponownie się nie rozpłakać.
— Ministerstwo udostępniło nam samochód — powiedział Artur, wychodząc z domu.
Ruszyli za nim, a później wszyscy wsiedli do powiększonego wewnątrz auta. Ginny zajęła miejsce przy oknie. Wbiła wzrok w mijane krajobrazy, gdy kierowca ruszył. Nie miała pojęcia, po jakim czasie dotarli na miejsce. Słoneczna pogoda w żadnym stopniu nie odzwierciedlała tego, co działo się w sercu dziewczyny.
Na pogrzeb Harry’ego przyszło bardzo dużo osób. Ginny mogła się założyć, że większej części Harry nawet nie widział na oczy. Dostrzegła dziennikarzy, którzy tylko czekali na temat nadający się na pierwszą stronę gazety. Mijała znajomych uczniów ze szkoły. Niektórzy wysyłali jej pokrzepiające uśmiechy, inni współczujące spojrzenia. Hagrid głośno wydmuchiwał nos, nie zważając na zniesmaczone spojrzenia. Nawet na twarzy profesor McGonagall Ginny dostrzegła smutek po stracie ucznia, który niejednokrotnie pakował się w kłopoty i aż prosił się o szlaban. Przygnębiony Remus siedział z opuszczoną głową, a Tonks trzymała go za rękę w geście wsparcia. Ginny dostrzegła również aurorów, którzy chronili ich przed niespodziewanym atakiem.
Zajęła miejsce w pierwszym rzędzie pomiędzy Hermioną a Billem. Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na trumnę, czego od razu pożałowała.
— Nawet nie był pełnoletni — szepnęła głucho.
Bill ścisnął ją lekko za dłoń, nie wiedząc, co jej odpowiedzieć. Patrzyła na zdjęcie Harry’ego. Był na nim tak żywy, uśmiechnięty. Nie mogła uwierzyć, że już nigdy więcej go nie zobaczy, nie usłyszy jego głosu, szczerego śmiechu. Nigdy nie spojrzy na nią oczami, przez które miękły jej nogi. Opuściła głowę, żeby powstrzymać płacz.
Ceremonia rozpoczęła się kilka minut później. Ceremoniarz mówił o chłopaku, chociaż nawet go nie znał. Wspomniał o jego młodym wieku, odwadze, lojalności. Ginny słyszała, że jej matka w pewnym momencie zaczęła głośno chlipać. Po przemowie na podest wszedł jej ojciec. Ginny opuściła głowę jeszcze niżej, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo Harry był traktowany jak członek ich rodziny. Choć Hermiona lekko się trzęsła, postanowiła wypowiedzieć się w imieniu przyjaciół.
— Istnieją ludzie, którzy często pakują się w kłopoty. Harry mógłby stać na czele takiego stowarzyszenia. Od tego też zaczęła się nasza przyjaźń. Urządziliśmy sobie pojedynek z trollem w szkolnej toalecie. — Rozległy się ciche śmiechy. — Później nie było lepiej, jednak wolałabym to przemilczeć ze względu na siedzących tutaj nauczycieli, którzy zapewne nie wiedzą nawet o połowie naszych wybryków. Taki jednak był Harry. Nie potrafił usiedzieć na miejscu, był impulsywny, ale jednocześnie rwał się do pomocy innym…
Ginny nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy Hermiona opisywała Harry’ego takiego, jaki był, a nie wyidealizowanego. Takiego, jakiego pokochali, z wadami i zaletami. Takiego, jakiego chcieli zapamiętać.
Pod koniec swojej przemowy Hermiona ledwo hamowała łzy, jednak dokończyła to, co chciała powiedzieć. Później ustąpiła miejsca profesor McGonagall, która wypowiedziała się o chłopaku w roli ucznia. Pochowanie Harry’ego okazało się najgorszą częścią całej ceremonii, bo wtedy do Ginny dotarło, że nigdy więcej go nie zobaczy, a jego ciało zostanie zamknięte na wieki w trumnie i zakopane pod ziemią. Skorzystała z ramienia Billa, który mocno ją objął.
— Takie jest życie, Ginny. Taka jest wojna.


_______________________


Hiddlesconda, nie wpadł mi do głowy pomysł z paleniem na stosie, ale kto wie, może kiedyś to wykorzystam ;D
Iks Igrek Zet, Umowa Przymierza jest w tym przypadku nazwą własną, więc piszemy zwrot z wielkich liter. Co do samej nazwy… Myślałam, czy to się wzajemnie nie wyklucza, ale spotkałam się z takim zwrotem w Internecie. Przymierze potraktowałam jako porozumienie, umowę jako sam papier i postanowiłam zostawić to tak, jak widzicie.
Zuza, karty bohaterów prawdopodobnie się nie pojawią.
Do kolejnej soboty :)
Pozdrawiam, 
Bully 

13 komentarzy:

  1. Nareszcie!
    Moim zdaniem Evan to Harry bo dziwnie reaguje na Hermione, Ginny i resztę. Nie reaguje na ślizgonów a GD mu ufa choć jeszcze o tym nie wie. Nie wiem co jeszcze napisać ale rozdział jes genialny!
    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że większość podejrzewa, że Evan to tak naprawdę Harry i ja w sumie też ale jeszcze na nic się nie nastawiam bo wiem, że potrafisz zaskoczyć. Jeszcze nie do końca pojęłam świat który chcesz tu przedstawić no ale wszystko w swoim czasie. Widać też, że to opowiadanie będzie inne niż poprzednie twojego autorstwa więc tylko czekam aż akcja się rozwinie. Co do karty bohaterów która się nie pojawi jestem trochę zawiedziona bo zazwyczaj jak mam czytać opowiadanie o którym nic nie wiem to zaglądam właśnie na bohaterów no ale cóż.
    Jeżeli komentarz jest chaotycznie napisany to przepraszam ale rzadko piszę więcej niż dwa/trzy słowa więc jestem można powiedzieć 'niewprawiona'
    Pozdrawiam i dużoo weny
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli wykorzystasz palenie na stosie to przysięgam, że zacznę skakać ze szczęścia XD

    Ja już się nie mogę doczekać aż to wszystko się rozkręci, jak zacznie się dziać! I nie mogę się doczekać Syriusza!
    Zastanawiam się czy Severus i Draco będą po stronie Pottera. Bo co do tego, że Evan to Potter to już nie mam wątpliwości.

    Nie umiem się wysłowić, chcę napisać tyle rzeczy a przypominam je sobie dopiero jak dodam komentarz XD

    Tortury na lekcjach, nooo grubo. Ale jestem dumna z Nevilla, że się postawił. Przypomina mi to trochę Insygnia.
    O! i podobało mi się wspomnienie z pogrzebu Harry'ego, idk, lubię takie rzeczy. Zwłaszcza, że to nie do końca była śmierć.
    Coś mi się wydaje, że dużo w tym wszystkim Ginny. Nie wiem czy to tylko tak na początku czy będę musiała zmusić się do polubienia jej XD

    No ale... Veni, vidi, vici - przybyłam, zobaczyłam, "przeczytałam" XD
    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam informację o Twoim nowym blogu. :) Czytając prolog, rozdział 1 no i oczywiście ten nie mogłam się ani na chwilę oderwać. Genialnie piszesz!
    Też myślę, że Evan to Harry, no ale zobaczy się później. :)
    Jejku już nie mogę doczekać się kolejnej soboty! Na szczęście ten tydzień zleci szybko. ^^
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdążyłam się już odzwyczaić od sobót z Bully, ale z miłą chęcią na nowo się przestawię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wierny Czytacz melduje się. Szybko się przyzwyczaję do takich miłych sobót:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wiem, że Evan jest małym braciszkiem w mojej wielkiej, fanfikowej rodzinie :') ♡
    Rozdział cudowny, ale dlaczego wydawał się taki krótki?!
    Stęskniłam się za tym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny rozdział mnie powalił z nóg :). Z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Życzę dużo weny i wytrwałości:
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Przywalenie Malfoyowi w twarz łopatą jeszcze bardziej umocniło mnie w przekonaniu, że Evan to Potter ♥. Zejeb*sty rozdział, szkoda ttylko, że krótki ;/
    Pozdro i życzę weny,
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyli nie tylko ja uważam, że Evan to Harry. Jak zwykle napisałaś idealnie.. coś czuję, że to opowiadanie będzie miało niepowtarzalny klimat. Do soboty! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam czytać rozdział z perspektywy Harrego ( Evana :D) ^^ Proszę więcej tego ^^ Bosko się czyta, nic ani nic nie wyszłaś z wprawy, a nawet bym rzekła, że piszesz coraz lepiej :>

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaczyna się robić ciekawie.
    Intryguje mnie, po której stronie w szkole opowie się Evan i jak będą wyglądały spotkania Śmierciożerców.
    Mnóstwa weny !
    Daga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    wspaniały rozdział, i ta Evan to Harry, ale i ten nauczyciel Riley mnie  zastanawia, czyżby to był Syriusz? gwardia powoli zaczyna my ufać, nie mogę się doczekać spotkania śmierciożerców...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń