31 grudnia 2016

Rozdział 4

Harry wiedział, że wiadomość o tym, co zrobił Neville’owi, rozniesie się po szkole lotem błyskawicy. Na śniadaniu czuł na sobie setki niechętnych spojrzeń. Jedynie część Ślizgonów patrzyła na niego bardziej przychylnie niż wcześniej. Część, która prawdopodobnie stała po stronie Voldemorta. Niektórzy zaczęli nawet go zagadywać na różne błahe tematy i wiedział, że powinien to wykorzystać, żeby zbliżyć się do uczniów domu Węża. Starał się, ale było strasznie ciężko. Zerknął na stół nauczycielski i podchwycił wzrok Syriusza, który posłał mu pokrzepiające spojrzenie, najwyraźniej dostrzegając nieprzychylne zachowanie reszty szkoły w stosunku do chłopaka.
Ledwo powstrzymał westchnięcie. Życie jako Harry Potter było o wiele łatwiejsze od życia jako Evan Reponer. Jako Harry miał prawdziwych przyjaciół, którzy poszliby za nim w ogień. Nie musiał uważać na każdym kroku na słowa. Wszyscy wiedzieli, jaki jest, więc akceptowali jego wybryki. Przeszedł wiele trudnych chwil, jednak zawsze miał wsparcie i wiedział, na czym stoi. Jako Evan nie czuł się swobodnie. Jedyną osobą, z którą mógł całkowicie szczerze porozmawiać, był Syriusz, który znajdował w bardzo podobnej sytuacji. Harry miał świadomość, że wplątał go w wyjątkowo nieprzyjemne bagno, jednak nie mógł zrobić nic innego. Łapa radził sobie bardzo dobrze jako Riley White. Na pewno lepiej od niego. Zachowywał się jak normalny nauczyciel, chociaż Harry wiedział, że bardzo mu zależy na wpojeniu uczniom wielu pożytecznych zaklęć, które mogłyby przydać im się w walce ze śmierciożercami. Jednocześnie mężczyzna obserwował młodzież i przyglądał się uważniej tym, którzy wykazywali największe skłonności do fanatycznego służenia Voldemortowi, by przekazać chrześniakowi, na kogo najbardziej musi uważać.
Harry zerknął w stronę stołu Gryfonów, gdzie siedzieli Ron, Ginny i Hermiona. Wiedział, że reaktywowali Gwardię Dumbledore’a. Nadal nosił przy sobie galeona, dzięki któremu dowiadywał się, kiedy odbywa się spotkanie. To mogło im się przydać, gdyby doszło do buntu. Spojrzał w swój talerz. W aktualnej sytuacji nie miał szans, żeby im w czymkolwiek pomagać. Zarobił u nich wielkiego minusa za wyręczenie Larson w torturowaniu Neville’a, chociaż zrobił to dla dobra chłopaka. Wiedział, że jego zaklęcie torturujące odczuł najwyżej jak nieprzyjemne igiełki wbijające się w skórę. Na kolana powalił go tylko impet klątwy, a nie ból. Mógł rzucić mocniejsze zaklęcie, ale nie chciał, bo nie taki był jego zamiar. Teraz musiał to tylko im uświadomić, żeby pomyśleli, że niekoniecznie chodziło mu o samo torturowanie. Łapa powiedział, żeby wykorzystał do tego osobę, która dokładnie to przeanalizuje i nie będzie się tym dzielić z całą szkołą, więc od razu wytypował Hermionę. Nie wiedział tylko, jak to zrobić. Nie mógł rozegrać tego tak, jakby się bronił wszystkimi możliwymi sposobami, żeby nie wzbudzić jej podejrzeń. Hermiona była zbyt inteligentna, żeby nie wziąć pod uwagę jego rozpaczliwych prób odzyskania jej chociaż minimalnego zaufania, którym zdążyła go obdarzyć. Miał nadzieję, że wszystko naturalnie wyjdzie z czasem. Nie mógł się spieszyć i zmuszać jej do rozmowy.
Okazja nadarzyła się dzień później, gdy razem sporządzali eliksir na lekcji Slughorna. Przez całe zajęcia nie odezwała się do niego ani słowem, pomijając polecenia wydawane w związku z tworzeniem mikstury. Miał zamiar wrzucić ostatni składnik, ale z cichym okrzykiem powstrzymała go przed tym.
— Co? — zapytał lekko spanikowany.
— Chcesz, żebym wylądowała w Skrzydle Szpitalnym z poparzeniami twarzy? — odpowiedziała. — Miały być skrzydła nietoperza, a nie kości.
— Umm… Przepraszam — mruknął.
Spojrzała na niego chłodno.
— Chociaż pewnie by ci to pasowało — szepnęła bardziej do siebie.
— O czym ty mówisz? — spytał ze zmarszczonymi brwiami, gdy wrzuciła kości nietoperza do eliksiru i zamieszała.
— Po tym, co zrobiłeś Neville’owi…
Przerwał jej dźwięk upuszczanego naczynia na stolik. Spojrzała na chłopaka, który wyglądał, jakby nagle złapał go skurcz.
— Nic nie rozumiesz — szepnął.
— Czego nie rozumiem?
Nie odpowiedział, ponieważ do ich stolika podszedł Slughorn, który zajrzał do ich kociołka. Nauczyciel był zachwycony ich pracą. Hermiona nalała eliksiru do fiolki i oddała mężczyźnie, chociaż Evan widział, że chce drążyć temat i tylko czeka, aż profesor odejdzie. W tym czasie posprzątał ze stolika to, co było niepotrzebne. Ogłoszono koniec lekcji, więc wrzucił swoje rzeczy do torby. Gryfonka spojrzała na niego, gdy już wyczyściła kociołek, a on powiedział cicho, mijając ją:
— Spytaj go, czyje zaklęcie bardziej bolało.
Odprowadziła go zaskoczonym spojrzeniem do samych drzwi.

Ginny czuła, jakby ktoś uderzył ją w żołądek tak mocno, że zostawiłby siniak na jej brzuchu i zmiażdżył jej rozum. Nie mogła uwierzyć, gdy dzień wcześniej do pokoju wspólnego weszli siódmoklasiści, a Ron powiedział ze złością, że Evan rzucił na Neville’a zaklęcie Cruciatus. Miała wrażenie, że ktoś zdzielił ją w twarz. Nie znała Evana zbyt dobrze, ale wydawał jej się normalnym chłopakiem, z którym mogła porozmawiać jak z mało którym Ślizgonem. Czy tego chciała, czy nie, spodobał jej się już na uczcie powitalnej, chociaż wtedy nie zamieniła z nim ani słowa. A teraz dowiedziała się, jak bardzo się myliła w stosunku do niego. Był takim samym Ślizgonem jak inni i to sprawiło jej ból.
Gdy minęli się na korytarzu, nie przywitała się z nim, chociaż od jakiegoś czasu zawsze to robiła. Urażona duma nie pozwalała jej nawet na tak drobny gest. To najwyraźniej dało mu do myślenia. Na śniadaniu zerknęła w jego stronę. Siedział nieruchomo, wpatrzony w talerz i coś ścisnęło ją za serce, gdy dostrzegła, że wygląda na przygnębionego, chociaż starał się tego nie okazywać. Natychmiast zganiła się za te myśli. Nie mogła podchodzić do niego w taki sposób. Torturował Neville’a – to mówiło samo za siebie. Wmawiała sobie, że potrafi go ignorować, że jest za wcześnie na interesowanie się jakimkolwiek chłopakiem, skoro zaledwie dwa miesiące wcześniej straciła Harry’ego, że Evan jest dupkiem godnym Malfoya. Jednak im bardziej starała się o nim nie myśleć, tym częściej zaprzątał jej głowę. Nic nie mogła na to poradzić. Mimowolnie zerkała w jego stronę przy każdym posiłku, a on za każdym razem miał na twarzy obojętność. Zauważyła, że bardzo często chodzi z głową w chmurach, ale w następnej chwili zganiła się pod nosem, żeby przestała na niego patrzeć i żeby wyrzuciła go ze swojego umysłu.
Leżała w łóżku, lecz nie mogła zasnąć. Chciało jej się płakać, bo nie mogła przestać myśleć o Evanie i strasznie tęskniła za Harrym. Cicho wyszła z dormitorium, chcąc posiedzieć przy palącym się kominku, póki śmierciożercy jeszcze nie zakazali skrzatom w nim palić, a na to się zapowiadało. Zaskoczyło ją, gdy zobaczyła tam Hermionę. Przyjaciółka wpatrywała się w ogień, otaczając ramionami kolana. Najwyraźniej coś ją strasznie męczyło. Ginny usiadła obok niej.
— Czemu nie śpisz? — zapytała rudowłosa.
— Coś nie daje mi spokoju. A ty?
— Podobnie.
Przez chwilę milczały.
— To pewnie głupio zabrzmi, ale nie wiem, co sądzić o Evanie — szepnęła wreszcie Hermiona. Serce Ginny zabiło mocniej. — On jest tak strasznie… skomplikowany.
— Jak to? Mówiliście, co zrobił Neville’owi. To chyba mówi samo za siebie.
— Wiem, ale dzisiaj… powiedział mi coś dziwnego, co dało mi do myślenia. — Hermiona spojrzała na Ginny zagubionym spojrzeniem. — Trafił do Ślizgonów. Do osób wrednych i aroganckich, które nienawidzą szlam. Na lekcji jednak nie dołącza do Ślizgonów, którzy ze mnie szydzą i niemal mnie broni. Normalnie ze mną rozmawia, jakby nie przejmował się statusem krwi. Jakiś czas później sam zgłasza się do zastąpienia Larson w torturowaniu Neville’a, tak? — Ginny pokiwała głową, nie wiedząc, do czego dziewczyna zmierza. — Dzisiaj tak wyszło, że zasugerowałam mu, że chętnie wysłałby mnie do Skrzydła Szpitalnego. — Ginny rozszerzyła oczy na jej słowa. — Wiesz, jak zareagował? Upuścił naczynie i wyglądał, jakbym go uderzyła w twarz, a później powiedział, żebym spytała Neville’a, czyje zaklęcie bardziej go bolało: Larson czy jego.
Zapadła dłuższa cisza, w trakcie której Ginny obserwowała przyjaciółkę z wyraźnym zaskoczeniem.
— Co było później?
— Wyszedł, bo był koniec zajęć. Ginny, wszyscy widzieliśmy, które zaklęcie bolało Neville’a bardziej. Nawet nie muszę o to pytać. Po klątwie Larson musieliśmy go podnosić z ziemi, bo nie miał na to siły. Urok Evana tylko zwaliło go z nóg. Sądziłam, że zaklęcie nie było silne, bo rzucał je pierwszy raz, ale po jego dzisiejszych słowach i zachowaniu mam wrażenie, że on… po prostu nie chciał sprawić mu bólu.
— Więc dlaczego się zgłosił?
— Żeby uchronić Neville’a przed torturami Larson — szepnęła. — Sprawił mu mały ból, wykorzystując to, że nie potrafił rzucić zaklęcia z pełną mocą.
Patrzyły na siebie przez chwilę bez słowa.
— Jeśli masz rację, to wszystko zmienia — powiedziała cicho Ginny.
— Myślałam, że może powiedział to tylko po to, żeby wzbudzić moje wątpliwości, ale w takim razie dlaczego powstrzymał mnie przed tym, jak chciałam pomóc temu torturowanemu na korytarzu dzieciakowi? Dlaczego co chwilę pokazuje inną twarz?
— Może boi się, że jeśli otwarcie pokaże, że jest po naszej stronie, to Ślizgoni nie dadzą mu żyć. Albo boi się Voldemorta. Niemal nic o nim nie wiemy. Nie mamy pojęcia, czy jest w jakiś sposób spokrewniony ze śmierciożercami. Nie wiemy, co się stało z jego rodzicami, ani kim jest jego wuj i dlaczego uczył się w domu. On jest… Masz rację, jest strasznie skomplikowany — westchnęła.
— Podoba ci się — zauważyła Hermiona.
— Mnie? — Udała zdziwioną, a starsza dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
— Nie jestem ślepa. Widzę, jak na niego zerkasz przy posiłkach i widziałam, jak bardzo cię zabolało, gdy powiedzieliśmy ci, co zrobił Neville’owi.
Ginny westchnęła ciężko.
— Masz rację — szepnęła. — Od kiedy zobaczyłam go na uczcie, nie mogę przestać o nim myśleć. Czuję się, jakbym zdradzała Harry’ego — przyznała ze łzami w oczach.
Hermiona chwyciła ją za dłonie, spoglądając na nią z troską.
— Harry chciałby, żebyś żyła dalej i ułożyła sobie życie na nowo.
— Ale minęło tak mało czasu, a ja…
— Może tak miało być? Może to Evan ma ci pomóc wrócić do normalnego życia po śmierci Harry’ego? To, że pokochasz kogoś innego, nie znaczy, że zrobisz coś złego. Proszę cię tylko, żebyś na niego uważała. Nie wiemy, kim tak naprawdę jest i jakie ma zamiary, a nie chcę, żeby cię wykorzystał. Rozszyfrujemy go prędzej czy później. Jeśli nie ze względu na wojnę, to ze względu na ciebie.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, a później utonęły w siostrzanym uścisku.

Harry nie spodziewał się jakichkolwiek zmian odnośnie stosunku Gryfonów do jego osoby i w ogóle się nie pomylił. Nadal patrzono na niego w sposób mówiący o tym, że chętnie rzucono by go na pożarcie hienom, więc starał się do tego powoli przyzwyczajać. Po tym, jak dzień wcześniej został zignorowany przez Ginny, nie spodziewał się jej powitania, ale zaskoczyła go, gdy jednak to zrobiła. Nie wiedział, co wywołało taką zmianę, ale gdy Hermiona spojrzała na niego w zamyśleniu, domyślił się, że starsza dziewczyna konsultowała się w jego sprawie z Ginny. Więc jednak wzięła to sobie do serca. Może nie wszystko stracone. Miał pewność, że nie podzieliły się swoimi spostrzeżeniami z Ronem, ponieważ ten nadal rzucał mu wrogie spojrzenia. W głębi duszy im się nie dziwił. Poznał rudowłosego na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jaka byłaby jego reakcja. Na zaufanie chłopaka musiałby długo pracować, skoro był Ślizgonem. Gdyby Hermiona podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami, pewnie zacząłby szukać jakiegoś podstępu, byle ponownie ją przekonać, że Evan Reponer jest dupkiem i śmierciożercą.
Harry zerknął na stół. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, lecz po tylu latach spędzonych w Hogwarcie dostrzegł, że coś jest nie tak. W jego głowie zapaliła się ostrzegawcza czerwona lampka. Nadchodziły kryzys, o którym powiedział mu Łapa. Jedzenia było coraz mniej i niedługo miała się zacząć walka pomiędzy uczniami o najmniejszy kawałek chleba. Ślizgoni mieli być traktowali bardziej ulgowo w związku z tym, że większość z nich stała po stronie Voldemorta. Śmierciożercy liczyli na to, że pod wpływem głodu uczniowie zaczną przechodzić na stronę Czarnego Pana, żeby zdobyć chociaż łyk zupy. Bolało go serce, gdy widział, co działo się z jego ukochaną szkołą. Wiedział, że niedługo przestanie przypominać ten ciepły dom, do którego zawsze chciał wrócić.
Zerknął w stronę Malfoya otoczonego przez Parkinson, Crabbe’a i Goyle’a. Miał ochotę zawyć z rozpaczy, gdy po raz kolejny przeszło mu przez myśl, że to Draco jest jego najlepszym punktem zaczepienia. Chłopak miał wpływ na wielu Ślizgonów – zdążył to zauważyć w ciągu tego niezbyt długiego pobytu w Slytherinie. Wiedział, że będzie mu ciężko wykazać się w stosunku do chłopaka sympatią. Najlepszym ku temu dowodem było właśnie to, że nie był w stanie zabić Dumbledore’a i niemal posłuchał dyrektora, gdy ten zaproponował mu zmianę stron. Działał pod presją, gdyż Voldemort zagroził, że zabije jego rodzinę. To bardzo dużo znaczyło, chociaż Harry wiedział, że nie przestanie go nienawidzić po tych wszystkich latach.
Postanowił zacząć intensywniej wcielać swój plan w życie i zorientować się, gdzie znajdują się horkruksy. Miał swoje podejrzenia. Pierwszym było to, że Hogwart był dla Voldemorta bardzo ważnym miejscem. To tutaj poznawał tajniki magii, rozwijał swoje umiejętności, zdobywał pierwszych popleczników i chciał wrócić, aby nauczać obrony przed czarną magią. Uczepił się tej myśli, bo wiedział, że w dniu rozmowy o pracę Riddle miał okazję pozostawić tutaj część swojej duszy. Musiał przeszukać szkołę, która była olbrzymia i miała wiele tajemnic, których jeszcze nie zdołał odkryć. Niemal podskoczył w miejscu, gdy uderzyła go myśl, gdzie może znajdować się horkruks. Komnata Tajemnic nadawała się do tego chyba najbardziej spośród wszystkich miejsc w Hogwarcie. Nikt nie miał tam dostępu, więc zapewniało to idealną ochronę. Spojrzał na Syriusza, mając ochotę natychmiast do niego pobiec, żeby powiedzieć mu o tym, co wpadło mu do głowy, ale nie mógł tego zrobić. Skierował swoje rozmyślania na kolejne części duszy Voldemorta.
W trakcie pobytu w zamku czarnoksiężnika Harry i Syriusz szukali jakichkolwiek informacji o miejscu, gdzie Riddle mógłby schować horkruksa. Kilkakrotnie trafili na wzmiankę o Albanii. Według tego to właśnie tam Voldemort przebywał po nieudanej próbie zabicia Harry’ego, jednak nie mieli pojęcia, czy powinni kierować się tą informacją. Równie dobrze mogłoby być to tylko przypadkowe miejsce, więc niezbyt nastawiali się na tę ewentualność. Co do Nagini nie mieli właściwie wątpliwości. Dumbledore również potwierdził tę informację, gdy mówił Harry’emu o horkruksach. Voldemort bardzo ją chronił. Nie mogli jednak nic zrobić, by pozbyć się węża, żeby nie wzbudzić podejrzeń Riddle’a. Nagini musiała zostać uśmiercona na samym końcu, tuż przed ostatnią bitwą pomiędzy Harrym a Voldemortem. Zagadką, której również nie mogli rozwiązać, była tożsamość R.A.B. W tej kwestii nie ruszyli się nawet o krok.
Wyrwał się z zamyślenia, gdy dotarło do niego, że zaraz zaczynają się lekcje i jest jedną z niewielu osób, które zostały w Wielkiej Sali. Zerwał się z krzesła i ruszył w stronę odpowiedniej sali.

Gdy nadeszła noc, Harry skradał się pod peleryną-niewidką po korytarzach, żeby dotrzeć do łazienki Jęczącej Marty. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się na miejscu i spotkał tam swojego chrzestnego, z którym był umówiony.
— Serio to tutaj? — powiedział Łapa ze skrzywieniem. — W takiej obskurnej łazience?
— Nie przejmuj się miejscem tylko Martą, żeby nas tutaj nie spotkała, bo narobi rabanu i możemy mieć niezłe kłopoty — odparł, podchodząc do umywalek.
Po lekcji obrony Evan został w klasie pod pretekstem dopytania się o jedno z zaklęć, jednak gdy tylko drzwi się zamknęły, powiedział nauczycielowi o swoich przemyśleniach odnośnie Komnaty Tajemnic. Syriusz uznał, że jest to bardzo prawdopodobne rozwiązanie, dlatego umówili się przed wejściem do ukrytego pomieszczenia, żeby od razu sprawdzić, czy Harry ma rację.
Po chwili skupienia chłopak wysyczał w języku węży polecenie. Umywalki zaczęły się rozsuwać, aż pojawiło się przejście do Komnaty Tajemnic. Wskoczyli do olbrzymiej rury, a gdy wylądowali, Łapa z zaciekawieniem poszedł za Harrym wzdłuż ciemnego korytarza, który oświetlali różdżkami. Wreszcie dotarli do zrzuconej skóry węża oraz rozsypanego wokół gruzu – pamiątki po tym, jak Lockhart rzucił zaklęcie, przez które stracił pamięć. Dotarli do muru, który rozsunął się po kolejnym poleceniu Harry’ego. Stanęli w Komnacie Tajemnic.
— Rany, ale wali — stęknął Łapa, krzywiąc się niemiłosiernie.
— Bazyliszek się rozkłada. To dlatego — wydusił Harry i zaczął kaszleć, bo smród był nie do wytrzymania.
Cofnęli się na korytarz, żeby rzucić na siebie zaklęcia Bąblogłowy. Dopiero wtedy wkroczyli do środka. Podeszli bliżej stwora, który w większości już był szkieletem, aby zbadać jego kryjówkę. Łapa miał dziwną minę, gdy obserwował olbrzymie ciało.
— Naprawdę pokonałeś go w wieku dwunastu lat? — zapytał z niedowierzaniem.
Harry spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Adrenalina sprawia, że robi się niestworzone rzeczy.
— Nie wątpię, ale takie? — wydukał.
Harry zaśmiał się jedynie i ruszył do otworu w ustach Slytherina, skąd wyszedł wąż. Syriusz dołączył do niego po chwili.
— Myślisz, że może tam być? — zapytał Harry.
— Myślę, że gdyby nie zaklęcie, to po wejściu tam bym się porzygał.
Harry wywrócił oczami i zajrzał do środka, żeby ocenić, czy da radę się przecisnąć. W ciele Evana był odrobinę szerszy niż w swojej prawdziwej skórze, jednak doszedł do wniosku, że nie powinien mieć problemu, patrząc na to, jak wielki był bazyliszek. Zaświecił koniec różdżki, żeby sprawdzić, czy cokolwiek tam widać.
— Chyba trzeba się tam czołgać — stwierdził, nie widząc żadnego spadu. — Lepiej na razie tutaj zostań, bo nie wiadomo, co jest dalej — dodał do Syriusza i zaczął wchodzić do otworu.
Skrzywił się, gdy pod dłońmi poczuł nieprzyjemny śluz, jednak podciągnął się dalej. Podniósł rękę i dotknął górnej ścianki, żeby zorientować się, jak jest wysoko i doszedł do wniosku, że może iść na czworakach.
— I jak?! — usłyszał głos Syriusza po przebyciu kilkunastu metrów.
W tym momencie Harry położył rękę na kości jakiegoś niewielkiego zwierzęcia.
— Cóż, luksusów to tutaj nie ma — stwierdził.
— Jesteś w jamie węża. Czego się spodziewałeś?
— Czerwonego dywanu i zniszczonego horkruksa na wyciągnięcie ręki. O fuj! Chyba wsadziłem rękę w jego…
Łapa wybuchnął niepohamowanym śmiechem, gdy Harry zaczął rzucać niezbyt miłymi określeniami, ale zamilkł, gdy usłyszał jego stłumiony głos:
— Jestem w jego sypialni.
— Sypialni?
— Sypialni, jadalni, kuchni i łazience jednocześnie — uzupełnił.
— Przyjemnie.
— Och, bardzo. Chyba jednak nic tutaj nie znajdę, ale rozejrzę się dla pewności.
Harry poświecił różdżką po okrągłym, niezbyt dużym pomieszczeniu, nie dostrzegając żadnych otworów, klamek czy wybrzuszeń, które mogłoby świadczyć o jakiejś skrytce. Pod nogami chrzęściły mu kości różnych małych zwierząt, które miały nieszczęście tutaj trafić. Wiedział, że gdyby nie zaklęcie Bąblogłowy, zapewne udusiłby się od smrodu. Odgarnął nogą szczątki, żeby zobaczyć, co znajduje się na podłodze, jednak stwierdził, że jest tam tylko beton. Podszedł do miejsca, które musiało być legowiskiem bazyliszka i niemal wydał z siebie okrzyk zaskoczenia, kiedy dostrzegł zabrudzony diadem. Prędko do niego podbiegł i rzucił zaklęcie czyszczące, a jego oczom ukazało się czyste złoto z brylantami.
— Syriusz, znalazłem!
— Żartujesz? — Usłyszał niedowierzający głos.
— Mówię serio! Bazyliszek pilnował diademu! Rany, w życiu nie zostawiłbym części swojej duszy w takim syfie.
— Pewnie nie zwracał uwagi na syf tylko na dobrą kryjówkę.
Harry ostrożnie chwycił biżuterię i poczuł, że ta delikatnie drży, jakby coś w niej żyło. Podekscytowany prędko wrócił przez oślizgły korytarz i ubrudzony od stóp do głów wylądował obok Łapy, który pomógł mu doprowadzić się do porządku. Spojrzeli na diadem, nadal nie mogąc uwierzyć, że udało im się odnaleźć część duszy Voldemorta w takim miejscu.
— Jak go zniszczyć?
— Nie wiem, jak to zrobił Dumbledore, ale ja zniszczyłem dziennik jego kłem. — Harry wskazał głową w stronę bazyliszka. — Myślisz, że to zadziała, skoro tyle czasu jest martwy?
— Jad nadal znajduje się w jego szczątkach, więc powinien. W końcu bazyliszek uważany jest za stwora z dużą siłą magiczną, więc nawet po śmierci jad jest trujący. Tak samo oczy bazyliszka nawet po śmierci mogą zabić. — Harry zagryzł dolną wargę w zastanowieniu. — Co jest?
— Tak myślę, czy mogę to zrobić i nie złamię żadnego punku Umowy. Wziąłem to pod uwagę, gdy mówiłem mu o swoich warunkach, ale czy na pewno nic nie było tak napisane, że ktoś mógłby to odczytać w dwojaki sposób?
Syriusz zmarszczył brwi, patrząc na niego.
— Przywołaj ją. Na wszelki wypadek jeszcze raz ją przeanalizujemy. Jeśli coś znajdziemy, jakoś podrzucimy to Ronowi i Hermionie, skoro o wszystkim wiedzą.
— Domyślą się, że nie są jedynymi, którzy znają tajemnicę Voldemorta.
Łapa wyglądał, jakby go olśniło.
— Sądzisz, że pracują nad tym, żeby odszukać horkruksy?
Harry zastanowił się przez chwilę.
— Raczej tak. Wątpię, żeby zostawili tę sprawę, skoro są świadomi, jakie ma znaczenie. — Spojrzał na Łapę. — Chcesz mi powiedzieć, że możemy połączyć z nimi siły?
— Może nie tak bezpośrednio. Ufasz im, tak? — Harry skinął głową. — Ta sprawa jest zbyt istotna, żeby rozgłaszać to na prawo i lewo. Dzięki nim możemy zdobyć jakieś informacje, a my możemy podrzucać im to, czego się dowiemy, w taki sposób, że będą wiedzieli, że nie są z tym sami, chociaż nie będą znali naszej tożsamości.
— Być może znajdą coś o R.A.B., bo to prawdopodobnie ich jedyny mocniejszy punkt zaczepienia.
Łapa pstryknął palcami i wycelował do niego jak z pistoletu.
— Bingo. Oni skupią się na R.A.B., a my zajmiemy się pozostałym horkruksem. Rozdzielimy siły na dwa fronty i być może szybciej wszystkie znajdziemy.
— Nie możemy im wspomnieć o R.A.B., bo mają świadomość, że wiedziała o tym tylko nasza trójka, a nie mogą podejrzewać, że moja śmierć została sfingowana.
— Nie musimy się tym przejmować. I tak się na tym skupiają. Zapewne nie mają możliwości, żeby dostać się do Komnaty Tajemnic, czyli ciężko im będzie znaleźć kły bazyliszka, więc w razie czego możemy im je podrzucić. No i warto byłoby ich powiadomić, że kolejny horkruks został zniszczony i gdzie był, żeby nie tracili czasu na szukanie go w Hogwarcie. — Kiwnął głową w stronę diademu.
Harry postanowił wrócić do pierwotnego tematu i przywołał do siebie Umowę, która pojawiła się na wysokości jego oczu. Syriusz stanął obok niego, gdy chłopak chwycił stary pergamin w dłonie, by po raz kolejny przeczytać treść Umowy, którą podpisał.
— Nie ma nigdzie jakiegokolwiek przesłania, że nie będziesz działał na jego szkodę — stwierdził po kilku minutach Łapa. — Poza tym nie powiedział ci, żebyś nie szukał horkruksów, więc nie jest to sprzeczne z Umową.
— Czyli nie powinno być problemów.
Umowa zniknęła w niebieskich płomieniach, a Harry podszedł do martwego bazyliszka i oderwał z jego paszczy kieł.
— Coś może się stać przy niszczeniu? — zapytał jeszcze Łapa.
— Nie wiem. Możliwe, że jakoś będzie chciało mnie powstrzymać, ale wydaje mi się, że największe trudności były w trakcie zdobywania horkruksa. Diademu pilnował bazyliszek, więc nie powinno być żadnej przeszkody.
Jednak okazało się, że nie miał racji, gdy tylko podszedł na odległość metra do leżącego na posadzce diademu. Biżuteria zaczęła się trząść jeszcze bardziej i Harry miał wrażenie, że jest zdolna od niego uciekać, mimo braku nóg. Łapa przytrzymał ją stopą i niemal się przewrócił, gdy diadem zaczął się gwałtownie wyszarpywać. Harry prędko do niego podbiegł, a spomiędzy ścian zaczęła chlustać woda, szybko napełniając komnatę. Syriusz zaklął i całym ciałem runął na diadem, gdy wyrwał się spod jego stopy. Ślizgon biegł za nim, gdy Łapa przesuwał się wraz z biżuterią po całej Komnacie Tajemnic. Woda już sięgała mu za kostki.
— Łap kieł! — krzyknął za nim chłopak i rzucił mu ząb.
Diadem gwałtownie skręcił, więc przedmiot wpadł do wody tuż obok ręki Łapy i popłynął w drugą stronę. Syriusz zaklął na całą komnatę, wiedząc, że nie może puścić biżuterii. Harry myślał na podwyższonych obrotach, prędko wyrywając kolejny kieł z paszczy bazyliszka.
— A zaklęcie?! — krzyknął Łapa, podnosząc wyżej głowę, żeby nie napić się wody.
— Nie działa na horkruksy!
Syriusz nagle zerwał się na kolana i przyszpilił całym ciałem diadem do ściany. Harry ruszył pędem w jego stronę. Łapa odsunął się w momencie, gdy chłopak wziął zamach i dźgnął kłem w sam środek horkruksa. Rozległ się przeraźliwy wrzask, który wbił się w ich umysły. Z wody zaczęło tworzyć się tornado, które ruszyło wprost na nich.
— Dobij! — ryknął Syriusz, czując, że horkruks jeszcze się wyrywa, chociaż z mniejszą siłą.
Harry wyrwał kieł, starając się nie zwracać uwagi na świsty dochodzące z tornada i uderzył kłem w diadem z jeszcze większą siłą. Korona znieruchomiała, a tornado opadło, chlustając na nich wodą i mocząc ich od góry do dołu. Zapadła cisza, a woda przestała lecieć ze ścian. Harry i Syriusz wymienili spojrzenia.
— Jesteśmy najlepsi — palnął Łapa, a chłopak wybuchnął śmiechem.

…..

Wiedział, że to, co robi jest istnym szaleństwem i bał się, że coś pominął. Coś, co będzie zbyt istotne, przez co cały jego plan okaże się niczym. Nigdy nie włamywał się do głowy Voldemorta świadomie, ale tym razem chciał, żeby ich umysły się połączyły. Musiał skontaktować się z czarnoksiężnikiem, ale nie miał zamiaru wysyłać do niego Hedwigi, ponieważ był do niej zbyt przywiązany i nie chciał ryzykować jej życia. Nie miał dostępu do innej sowy, a nie był pewny, czy ochrona nadal funkcjonuje po śmierci dyrektora. Doszedł do wniosku, że ich połączenie umysłowe jest jedynym rozwiązaniem.
Leżał z zamkniętymi oczami przez dobrą godzinę, nie potrafiąc wyłapać nigdzie Voldemorta. Jego frustracja zaczęła sięgać zenitu i niezbyt usatysfakcjonowany zszedł na kolację, gdy usłyszał niezadowolony głos Petunii. Ignorował miny wuja, krytyczne spojrzenie ciotki i podśmiewającego się Dudleya ze swoich głupich żarcików. Posiłek zjadł szybciej niż zwykle i prędko wrócił do pokoju, żeby po raz kolejny spróbować dostać się do umysłu Riddle’a. Czuł się tym tak zmęczony, że wreszcie zasnął i stało się to, co próbował zrobić przez cały dzień.
Przed oczami dostrzegł Nagini, która wiła się po ziemi. Ciemne ściany pomieszczenia, w którym siedział, oświetlone były jedynie przez pochodnie. Zatrzymał się, gdy poczuł, że coś jest nie tak. Harry wiedział, że to jest to. Musiał wysłać Voldemortowi wiadomość, skoro już wiedział, że coś się dzieje z jego głową.
— Mam dla ciebie propozycję, Riddle. Myślę, że nie do odrzucenia.
Czuł chaotyczne myśli Voldemorta, który po chwili uśmiechnął się szyderczo.
Harry, cóż za miła niespodzianka. Twoja propozycja niezbyt mnie interesuje.
— A powinna, bo ma to związek z przepowiednią, na której tak bardzo ci zależało. Proponuję ci układ i wydaje mi się, że potrzebujesz go bardziej ode mnie.
Jestem największym czarnoksiężnikiem tych czasów. Po co mi układ z jakimś gówniarzem, który nawet nie jest pełnoletni? — zaszydził Voldemort, mrużąc oczy, żeby w pełni skupić się na słowach chłopaka i przytrzymać go w swoim umyśle, bo mimo wszystko był ciekaw, co takiego Harry knuje. — Zabiję cię przy pierwszej lepszej okazji bez żadnych umów.
— Przypomnij sobie, co się stało, gdy ostatnim razem próbowałeś to zrobić.
Harry wyczuł chwilę zawahania mężczyzny, dlatego postanowił pociągnąć za te sznurki.
— No właśnie — rzekł, chociaż Riddle nawet nie odpowiedział na jego wypowiedź. — Mam propozycję i albo jej wysłuchasz i to przemyślisz, albo prędzej czy później będziesz miał olbrzymi problem.
Jaka to propozycja? — Harry wyczuł jego irytację, jednak w ogóle się tym nie przejął.
— Spotkajmy się w cztery oczy. Wtedy wszystko ci wyjaśnię.
Czy to jakiś podstęp, Potter?
— Nie. Znajdź informację o tarczy Protector Vitae. Będziesz miał pewność, że nic nie knuję. Mam zamiar zrobić to samo. — Harry czuł, że powoli słabnie, więc postanowił zakończyć rozmowę. — Jeśli to przemyślisz, daj znać przez sowę.
Połączenie zerwało się, a on otworzył oczy i wbił spojrzenie w sufit, oblany zimnym potem.

_______________________


Chciałabym życzyć Wam szalonego Sylwestra (chyba że chcecie spędzić go spokojnie ;)) i udanego kolejnego roku. Oby był jeszcze lepszy niż 2016 :)
Wasza Bully :)

8 komentarzy:

  1. Najlepszy prezent na zakończenie roku ♥
    Z Twoimi opowiadaniami 2017 na pewno będzie świetny ^^
    Ciekawe kiedy Hermiona zacznie zastanawiać się, czy Evan to Harry, bo raczej ciężko byłoby mi uwierzyć, że nie będzie mieć takich myśli.
    Zaczyna się robić coraz ciekawiej ^^
    już nie mogę doczekać się kolejnej soboty <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następną sobotę z niecierpliwością. Życzę szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwego Nowego Roku Bully :) rozdział rewelacyjny w sam raz na nowy rok ;) w końcu coś zaczyna się wyjaśniać z umową. Czekam na kolejną sobotę :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM ❤❤❤ Już nie mogę się doczekać następnego �� Szczęśliwego nowego roku!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zanim przejdę do istotniejszej części tego komentarza, chciałbym napisać, że znam Twoje poprzednie opowiadania i są one jednymi z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałem.
    Ponieważ dopiero dzisiaj „dowiedziałem się”, że piszesz kolejne opowiadanie, postanowiłem szybko nadrobić opublikowane już rozdziały i dodać jeden komentarz, w którym napiszę o wszystkim, o czym chciałem napisać.

    Generalnie na razie mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to opowiadanie jest inne, bardziej mroczne i zapewne najbardziej nieprzewidywalne (przynajmniej w mojej ocenie), a z drugiej nie wiem, czy w takim wydaniu będę umiał je pokochać. Pewnie tak, choć zapewne niektóre fragmenty sprawią, że przez chwilę będę się wahać. :D

    Nigdy nie przypuszczałem, że napiszę coś takiego, ale żałuję, że w taki sposób pozbyłaś się Bellatrix. Niby Larson wydaje się być równie szurnięta i chora, ale czy będzie w stanie zastąpić pannę Lestrange? Czas pokaże.

    Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale niemal od razu domyśliłem się, że White to Syriusz. Po pierwsze zastanowiła mnie jego neutralność, po drugie - nazwisko = antonim, po trzecie czułem, że musi być blisko Harry'ego, a wakat na nauczyciela OPCM aż krzyczał: „Weź mnie!”.

    Przyznam się, że na początku pomysł z umową również skojarzył mi się z „50 twarzami Greya”. Choć nie jestem ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem tej powieści, to bałem się, że pomiędzy Harrym a Voldeomortem może pojawić się jakaś niezdrowa relacja. Oczywiście nie spodziewałem się żadnego pseudo-romansu, bo o ile dobrze pamiętam, nie jesteś fanką tego typu rozwiązań.

    Podoba mi się, że reaktywowałaś GD. Na pewno będzie ciekawie i nie mogę się doczekać, kiedy uczniowski bunt nabierze rozmachu.

    I na koniec jeszcze jedno... Z uwagi na to, że opowiadanie jest kontynuacją „Księcia Półkrwi”, Harry wciąż czuje do Ginny miętę. Przeraża mnie jednak to, że ona zaczyna się ślinić do Evana. Nie lubię, kiedy ta dwójka jest razem (Harry&Ginny), mimo że do Weasley nic nie mam. No nic. Może przyzwyczaiłem się do tego, że w Twoich dwóch ostatnich opowiadaniach Harry był z nowymi postaciami. W każdym razie nie zamierzam Cię potępiać, bez względu na to, na jaki wariant się zdecydujesz. :)

    Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam!

    Leinad

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniale, że tym razem Syriusz jest tak blisko Harry'ego. Razem na pewno zdziałają więcej przy szukaniu i niszczeniu horkruksów. Ciekawie się to zapowiada i rozkręca.
    Czuję niedosyt po końcówce, ale cierpliwie zaczekam na kolejne rozdziały.
    Dużo weny i zdrowia w Nowym Roku !
    Pozdrawiam.
    Daga

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    ach Syriusz pomyśl trochę... rab - jak miał na imię twoj brat... no i kolejny horkrus zniszczony już... udało mu się zasiać wątpliwości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń