Harry wiedział, że wiadomość o
tym, co zrobił Neville’owi, rozniesie się po szkole lotem błyskawicy. Na
śniadaniu czuł na sobie setki niechętnych spojrzeń. Jedynie część Ślizgonów
patrzyła na niego bardziej przychylnie niż wcześniej. Część, która
prawdopodobnie stała po stronie Voldemorta. Niektórzy zaczęli nawet go
zagadywać na różne błahe tematy i wiedział, że powinien to wykorzystać, żeby
zbliżyć się do uczniów domu Węża. Starał się, ale było strasznie ciężko.
Zerknął na stół nauczycielski i podchwycił wzrok Syriusza, który posłał mu
pokrzepiające spojrzenie, najwyraźniej dostrzegając nieprzychylne zachowanie
reszty szkoły w stosunku do chłopaka.
Ledwo powstrzymał westchnięcie.
Życie jako Harry Potter było o wiele łatwiejsze od życia jako Evan Reponer. Jako
Harry miał prawdziwych przyjaciół, którzy poszliby za nim w ogień. Nie musiał
uważać na każdym kroku na słowa. Wszyscy wiedzieli, jaki jest, więc akceptowali
jego wybryki. Przeszedł wiele trudnych chwil, jednak zawsze miał wsparcie i
wiedział, na czym stoi. Jako Evan nie czuł się swobodnie. Jedyną osobą, z którą
mógł całkowicie szczerze porozmawiać, był Syriusz, który znajdował w bardzo
podobnej sytuacji. Harry miał świadomość, że wplątał go w wyjątkowo
nieprzyjemne bagno, jednak nie mógł zrobić nic innego. Łapa radził sobie bardzo
dobrze jako Riley White. Na pewno lepiej od niego. Zachowywał się jak normalny
nauczyciel, chociaż Harry wiedział, że bardzo mu zależy na wpojeniu uczniom
wielu pożytecznych zaklęć, które mogłyby przydać im się w walce ze
śmierciożercami. Jednocześnie mężczyzna obserwował młodzież i przyglądał się
uważniej tym, którzy wykazywali największe skłonności do fanatycznego służenia
Voldemortowi, by przekazać chrześniakowi, na kogo najbardziej musi uważać.
Harry zerknął w stronę stołu
Gryfonów, gdzie siedzieli Ron, Ginny i Hermiona. Wiedział, że reaktywowali
Gwardię Dumbledore’a. Nadal nosił przy sobie galeona, dzięki któremu dowiadywał
się, kiedy odbywa się spotkanie. To mogło im się przydać, gdyby doszło do
buntu. Spojrzał w swój talerz. W aktualnej sytuacji nie miał szans, żeby im w
czymkolwiek pomagać. Zarobił u nich wielkiego minusa za wyręczenie Larson w
torturowaniu Neville’a, chociaż zrobił to dla dobra chłopaka. Wiedział, że jego
zaklęcie torturujące odczuł najwyżej jak nieprzyjemne igiełki wbijające się w
skórę. Na kolana powalił go tylko impet klątwy, a nie ból. Mógł rzucić
mocniejsze zaklęcie, ale nie chciał, bo nie taki był jego zamiar. Teraz musiał
to tylko im uświadomić, żeby pomyśleli, że niekoniecznie chodziło mu o samo
torturowanie. Łapa powiedział, żeby wykorzystał do tego osobę, która dokładnie
to przeanalizuje i nie będzie się tym dzielić z całą szkołą, więc od razu
wytypował Hermionę. Nie wiedział tylko, jak to zrobić. Nie mógł rozegrać tego
tak, jakby się bronił wszystkimi możliwymi sposobami, żeby nie wzbudzić jej
podejrzeń. Hermiona była zbyt inteligentna, żeby nie wziąć pod uwagę jego
rozpaczliwych prób odzyskania jej chociaż minimalnego zaufania, którym zdążyła
go obdarzyć. Miał nadzieję, że wszystko naturalnie wyjdzie z czasem. Nie mógł
się spieszyć i zmuszać jej do rozmowy.
Okazja nadarzyła się dzień
później, gdy razem sporządzali eliksir na lekcji Slughorna. Przez całe zajęcia
nie odezwała się do niego ani słowem, pomijając polecenia wydawane w związku z
tworzeniem mikstury. Miał zamiar wrzucić ostatni składnik, ale z cichym
okrzykiem powstrzymała go przed tym.
— Co? — zapytał lekko
spanikowany.
— Chcesz, żebym wylądowała w
Skrzydle Szpitalnym z poparzeniami twarzy? — odpowiedziała. — Miały być
skrzydła nietoperza, a nie kości.
— Umm… Przepraszam — mruknął.
Spojrzała na niego chłodno.
— Chociaż pewnie by ci to
pasowało — szepnęła bardziej do siebie.
— O czym ty mówisz? — spytał ze
zmarszczonymi brwiami, gdy wrzuciła kości nietoperza do eliksiru i zamieszała.
— Po tym, co zrobiłeś
Neville’owi…
Przerwał jej dźwięk upuszczanego
naczynia na stolik. Spojrzała na chłopaka, który wyglądał, jakby nagle złapał
go skurcz.
— Nic nie rozumiesz — szepnął.
— Czego nie rozumiem?
Nie odpowiedział, ponieważ do ich
stolika podszedł Slughorn, który zajrzał do ich kociołka. Nauczyciel był zachwycony
ich pracą. Hermiona nalała eliksiru do fiolki i oddała mężczyźnie, chociaż Evan
widział, że chce drążyć temat i tylko czeka, aż profesor odejdzie. W tym czasie
posprzątał ze stolika to, co było niepotrzebne. Ogłoszono koniec lekcji, więc
wrzucił swoje rzeczy do torby. Gryfonka spojrzała na niego, gdy już wyczyściła
kociołek, a on powiedział cicho, mijając ją:
— Spytaj go, czyje zaklęcie
bardziej bolało.
Odprowadziła go zaskoczonym
spojrzeniem do samych drzwi.
Ginny czuła, jakby ktoś uderzył
ją w żołądek tak mocno, że zostawiłby siniak na jej brzuchu i zmiażdżył jej
rozum. Nie mogła uwierzyć, gdy dzień wcześniej do pokoju wspólnego weszli
siódmoklasiści, a Ron powiedział ze złością, że Evan rzucił na Neville’a
zaklęcie Cruciatus. Miała wrażenie, że ktoś zdzielił ją w twarz. Nie znała
Evana zbyt dobrze, ale wydawał jej się normalnym chłopakiem, z którym mogła
porozmawiać jak z mało którym Ślizgonem. Czy tego chciała, czy nie, spodobał
jej się już na uczcie powitalnej, chociaż wtedy nie zamieniła z nim ani słowa.
A teraz dowiedziała się, jak bardzo się myliła w stosunku do niego. Był takim
samym Ślizgonem jak inni i to sprawiło jej ból.
Gdy minęli się na korytarzu, nie
przywitała się z nim, chociaż od jakiegoś czasu zawsze to robiła. Urażona duma
nie pozwalała jej nawet na tak drobny gest. To najwyraźniej dało mu do
myślenia. Na śniadaniu zerknęła w jego stronę. Siedział nieruchomo, wpatrzony w
talerz i coś ścisnęło ją za serce, gdy dostrzegła, że wygląda na
przygnębionego, chociaż starał się tego nie okazywać. Natychmiast zganiła się
za te myśli. Nie mogła podchodzić do niego w taki sposób. Torturował Neville’a
– to mówiło samo za siebie. Wmawiała sobie, że potrafi go ignorować, że jest za
wcześnie na interesowanie się jakimkolwiek chłopakiem, skoro zaledwie dwa
miesiące wcześniej straciła Harry’ego, że Evan jest dupkiem godnym Malfoya.
Jednak im bardziej starała się o nim nie myśleć, tym częściej zaprzątał jej
głowę. Nic nie mogła na to poradzić. Mimowolnie zerkała w jego stronę przy
każdym posiłku, a on za każdym razem miał na twarzy obojętność. Zauważyła, że
bardzo często chodzi z głową w chmurach, ale w następnej chwili zganiła się pod
nosem, żeby przestała na niego patrzeć i żeby wyrzuciła go ze swojego umysłu.
Leżała w łóżku, lecz nie mogła
zasnąć. Chciało jej się płakać, bo nie mogła przestać myśleć o Evanie i
strasznie tęskniła za Harrym. Cicho wyszła z dormitorium, chcąc posiedzieć przy
palącym się kominku, póki śmierciożercy jeszcze nie zakazali skrzatom w nim
palić, a na to się zapowiadało. Zaskoczyło ją, gdy zobaczyła tam Hermionę.
Przyjaciółka wpatrywała się w ogień, otaczając ramionami kolana. Najwyraźniej
coś ją strasznie męczyło. Ginny usiadła obok niej.
— Czemu nie śpisz? — zapytała
rudowłosa.
— Coś nie daje mi spokoju. A ty?
— Podobnie.
Przez chwilę milczały.
— To pewnie głupio zabrzmi, ale
nie wiem, co sądzić o Evanie — szepnęła wreszcie Hermiona. Serce Ginny zabiło
mocniej. — On jest tak strasznie… skomplikowany.
— Jak to? Mówiliście, co zrobił
Neville’owi. To chyba mówi samo za siebie.
— Wiem, ale dzisiaj… powiedział
mi coś dziwnego, co dało mi do myślenia. — Hermiona spojrzała na Ginny
zagubionym spojrzeniem. — Trafił do Ślizgonów. Do osób wrednych i aroganckich,
które nienawidzą szlam. Na lekcji jednak nie dołącza do Ślizgonów, którzy ze
mnie szydzą i niemal mnie broni. Normalnie ze mną rozmawia, jakby nie
przejmował się statusem krwi. Jakiś czas później sam zgłasza się do zastąpienia
Larson w torturowaniu Neville’a, tak? — Ginny pokiwała głową, nie wiedząc, do
czego dziewczyna zmierza. — Dzisiaj tak wyszło, że zasugerowałam mu, że chętnie
wysłałby mnie do Skrzydła Szpitalnego. — Ginny rozszerzyła oczy na jej słowa. —
Wiesz, jak zareagował? Upuścił naczynie i wyglądał, jakbym go uderzyła w twarz,
a później powiedział, żebym spytała Neville’a, czyje zaklęcie bardziej go
bolało: Larson czy jego.
Zapadła dłuższa cisza, w trakcie
której Ginny obserwowała przyjaciółkę z wyraźnym zaskoczeniem.
— Co było później?
— Wyszedł, bo był koniec zajęć.
Ginny, wszyscy widzieliśmy, które zaklęcie bolało Neville’a bardziej. Nawet nie
muszę o to pytać. Po klątwie Larson musieliśmy go podnosić z ziemi, bo nie miał
na to siły. Urok Evana tylko zwaliło go z nóg. Sądziłam, że zaklęcie nie było
silne, bo rzucał je pierwszy raz, ale po jego dzisiejszych słowach i zachowaniu
mam wrażenie, że on… po prostu nie chciał sprawić mu bólu.
— Więc dlaczego się zgłosił?
— Żeby uchronić Neville’a przed
torturami Larson — szepnęła. — Sprawił mu mały ból, wykorzystując to, że nie
potrafił rzucić zaklęcia z pełną mocą.
Patrzyły na siebie przez chwilę
bez słowa.
— Jeśli masz rację, to wszystko
zmienia — powiedziała cicho Ginny.
— Myślałam, że może powiedział to
tylko po to, żeby wzbudzić moje wątpliwości, ale w takim razie dlaczego
powstrzymał mnie przed tym, jak chciałam pomóc temu torturowanemu na korytarzu
dzieciakowi? Dlaczego co chwilę pokazuje inną twarz?
— Może boi się, że jeśli otwarcie
pokaże, że jest po naszej stronie, to Ślizgoni nie dadzą mu żyć. Albo boi się
Voldemorta. Niemal nic o nim nie wiemy. Nie mamy pojęcia, czy jest w jakiś
sposób spokrewniony ze śmierciożercami. Nie wiemy, co się stało z jego
rodzicami, ani kim jest jego wuj i dlaczego uczył się w domu. On jest… Masz
rację, jest strasznie skomplikowany — westchnęła.
— Podoba ci się — zauważyła
Hermiona.
— Mnie? — Udała zdziwioną, a
starsza dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
— Nie jestem ślepa. Widzę, jak na
niego zerkasz przy posiłkach i widziałam, jak bardzo cię zabolało, gdy
powiedzieliśmy ci, co zrobił Neville’owi.
Ginny westchnęła ciężko.
— Masz rację — szepnęła. — Od
kiedy zobaczyłam go na uczcie, nie mogę przestać o nim myśleć. Czuję się,
jakbym zdradzała Harry’ego — przyznała ze łzami w oczach.
Hermiona chwyciła ją za dłonie,
spoglądając na nią z troską.
— Harry chciałby, żebyś żyła
dalej i ułożyła sobie życie na nowo.
— Ale minęło tak mało czasu, a
ja…
— Może tak miało być? Może to
Evan ma ci pomóc wrócić do normalnego życia po śmierci Harry’ego? To, że
pokochasz kogoś innego, nie znaczy, że zrobisz coś złego. Proszę cię tylko,
żebyś na niego uważała. Nie wiemy, kim tak naprawdę jest i jakie ma zamiary, a
nie chcę, żeby cię wykorzystał. Rozszyfrujemy go prędzej czy później. Jeśli nie
ze względu na wojnę, to ze względu na ciebie.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko,
a później utonęły w siostrzanym uścisku.
Harry nie spodziewał się
jakichkolwiek zmian odnośnie stosunku Gryfonów do jego osoby i w ogóle się nie
pomylił. Nadal patrzono na niego w sposób mówiący o tym, że chętnie rzucono by
go na pożarcie hienom, więc starał się do tego powoli przyzwyczajać. Po tym, jak
dzień wcześniej został zignorowany przez Ginny, nie spodziewał się jej
powitania, ale zaskoczyła go, gdy jednak to zrobiła. Nie wiedział, co wywołało
taką zmianę, ale gdy Hermiona spojrzała na niego w zamyśleniu, domyślił się, że
starsza dziewczyna konsultowała się w jego sprawie z Ginny. Więc jednak wzięła to sobie do serca. Może
nie wszystko stracone. Miał pewność, że nie podzieliły się swoimi
spostrzeżeniami z Ronem, ponieważ ten nadal rzucał mu wrogie spojrzenia. W
głębi duszy im się nie dziwił. Poznał rudowłosego na tyle dobrze, żeby
wiedzieć, jaka byłaby jego reakcja. Na zaufanie chłopaka musiałby długo
pracować, skoro był Ślizgonem. Gdyby Hermiona podzieliła się z nim swoimi
wątpliwościami, pewnie zacząłby szukać jakiegoś podstępu, byle ponownie ją przekonać,
że Evan Reponer jest dupkiem i śmierciożercą.
Harry zerknął na stół. Na
pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, lecz po tylu latach spędzonych w
Hogwarcie dostrzegł, że coś jest nie tak. W jego głowie zapaliła się
ostrzegawcza czerwona lampka. Nadchodziły kryzys, o którym powiedział mu Łapa.
Jedzenia było coraz mniej i niedługo miała się zacząć walka pomiędzy uczniami o
najmniejszy kawałek chleba. Ślizgoni mieli być traktowali bardziej ulgowo w
związku z tym, że większość z nich stała po stronie Voldemorta. Śmierciożercy
liczyli na to, że pod wpływem głodu uczniowie zaczną przechodzić na stronę
Czarnego Pana, żeby zdobyć chociaż łyk zupy. Bolało go serce, gdy widział, co
działo się z jego ukochaną szkołą. Wiedział, że niedługo przestanie przypominać
ten ciepły dom, do którego zawsze chciał wrócić.
Zerknął w stronę Malfoya
otoczonego przez Parkinson, Crabbe’a i Goyle’a. Miał ochotę zawyć z rozpaczy,
gdy po raz kolejny przeszło mu przez myśl, że to Draco jest jego najlepszym
punktem zaczepienia. Chłopak miał wpływ na wielu Ślizgonów – zdążył to zauważyć
w ciągu tego niezbyt długiego pobytu w Slytherinie. Wiedział, że będzie mu
ciężko wykazać się w stosunku do chłopaka sympatią. Najlepszym ku temu dowodem
było właśnie to, że nie był w stanie zabić Dumbledore’a i niemal posłuchał
dyrektora, gdy ten zaproponował mu zmianę stron. Działał pod presją, gdyż
Voldemort zagroził, że zabije jego rodzinę. To bardzo dużo znaczyło, chociaż
Harry wiedział, że nie przestanie go nienawidzić po tych wszystkich latach.
Postanowił zacząć intensywniej
wcielać swój plan w życie i zorientować się, gdzie znajdują się horkruksy. Miał
swoje podejrzenia. Pierwszym było to, że Hogwart był dla Voldemorta bardzo
ważnym miejscem. To tutaj poznawał tajniki magii, rozwijał swoje umiejętności,
zdobywał pierwszych popleczników i chciał wrócić, aby nauczać obrony przed
czarną magią. Uczepił się tej myśli, bo wiedział, że w dniu rozmowy o pracę Riddle
miał okazję pozostawić tutaj część swojej duszy. Musiał przeszukać szkołę,
która była olbrzymia i miała wiele tajemnic, których jeszcze nie zdołał odkryć.
Niemal podskoczył w miejscu, gdy uderzyła go myśl, gdzie może znajdować się
horkruks. Komnata Tajemnic nadawała się do tego chyba najbardziej spośród
wszystkich miejsc w Hogwarcie. Nikt nie miał tam dostępu, więc zapewniało to
idealną ochronę. Spojrzał na Syriusza, mając ochotę natychmiast do niego
pobiec, żeby powiedzieć mu o tym, co wpadło mu do głowy, ale nie mógł tego
zrobić. Skierował swoje rozmyślania na kolejne części duszy Voldemorta.
W trakcie pobytu w zamku
czarnoksiężnika Harry i Syriusz szukali jakichkolwiek informacji o miejscu,
gdzie Riddle mógłby schować horkruksa. Kilkakrotnie trafili na wzmiankę o
Albanii. Według tego to właśnie tam Voldemort przebywał po nieudanej próbie
zabicia Harry’ego, jednak nie mieli pojęcia, czy powinni kierować się tą
informacją. Równie dobrze mogłoby być to tylko przypadkowe miejsce, więc
niezbyt nastawiali się na tę ewentualność. Co do Nagini nie mieli właściwie wątpliwości.
Dumbledore również potwierdził tę informację, gdy mówił Harry’emu o
horkruksach. Voldemort bardzo ją chronił. Nie mogli jednak nic zrobić, by
pozbyć się węża, żeby nie wzbudzić podejrzeń Riddle’a. Nagini musiała zostać
uśmiercona na samym końcu, tuż przed ostatnią bitwą pomiędzy Harrym a
Voldemortem. Zagadką, której również nie mogli rozwiązać, była tożsamość R.A.B.
W tej kwestii nie ruszyli się nawet o krok.
Wyrwał się z zamyślenia, gdy
dotarło do niego, że zaraz zaczynają się lekcje i jest jedną z niewielu osób,
które zostały w Wielkiej Sali. Zerwał się z krzesła i ruszył w stronę
odpowiedniej sali.
Gdy nadeszła noc, Harry skradał
się pod peleryną-niewidką po korytarzach, żeby dotrzeć do łazienki Jęczącej
Marty. Odetchnął z ulgą, gdy znalazł się na miejscu i spotkał tam swojego
chrzestnego, z którym był umówiony.
— Serio to tutaj? — powiedział
Łapa ze skrzywieniem. — W takiej obskurnej łazience?
— Nie przejmuj się miejscem tylko
Martą, żeby nas tutaj nie spotkała, bo narobi rabanu i możemy mieć niezłe
kłopoty — odparł, podchodząc do umywalek.
Po lekcji obrony Evan został w
klasie pod pretekstem dopytania się o jedno z zaklęć, jednak gdy tylko drzwi
się zamknęły, powiedział nauczycielowi o swoich przemyśleniach odnośnie Komnaty
Tajemnic. Syriusz uznał, że jest to bardzo prawdopodobne rozwiązanie, dlatego
umówili się przed wejściem do ukrytego pomieszczenia, żeby od razu sprawdzić,
czy Harry ma rację.
Po chwili skupienia chłopak
wysyczał w języku węży polecenie. Umywalki zaczęły się rozsuwać, aż pojawiło
się przejście do Komnaty Tajemnic. Wskoczyli do olbrzymiej rury, a gdy
wylądowali, Łapa z zaciekawieniem poszedł za Harrym wzdłuż ciemnego korytarza,
który oświetlali różdżkami. Wreszcie dotarli do zrzuconej skóry węża oraz
rozsypanego wokół gruzu – pamiątki po tym, jak Lockhart rzucił zaklęcie, przez
które stracił pamięć. Dotarli do muru, który rozsunął się po kolejnym poleceniu
Harry’ego. Stanęli w Komnacie Tajemnic.
— Rany, ale wali — stęknął Łapa,
krzywiąc się niemiłosiernie.
— Bazyliszek się rozkłada. To
dlatego — wydusił Harry i zaczął kaszleć, bo smród był nie do wytrzymania.
Cofnęli się na korytarz, żeby
rzucić na siebie zaklęcia Bąblogłowy. Dopiero wtedy wkroczyli do środka.
Podeszli bliżej stwora, który w większości już był szkieletem, aby zbadać jego
kryjówkę. Łapa miał dziwną minę, gdy obserwował olbrzymie ciało.
— Naprawdę pokonałeś go w wieku
dwunastu lat? — zapytał z niedowierzaniem.
Harry spojrzał na niego z
rozbawieniem.
— Adrenalina sprawia, że robi się
niestworzone rzeczy.
— Nie wątpię, ale takie? —
wydukał.
Harry zaśmiał się jedynie i
ruszył do otworu w ustach Slytherina, skąd wyszedł wąż. Syriusz dołączył do
niego po chwili.
— Myślisz, że może tam być? —
zapytał Harry.
— Myślę, że gdyby nie zaklęcie,
to po wejściu tam bym się porzygał.
Harry wywrócił oczami i zajrzał
do środka, żeby ocenić, czy da radę się przecisnąć. W ciele Evana był odrobinę
szerszy niż w swojej prawdziwej skórze, jednak doszedł do wniosku, że nie
powinien mieć problemu, patrząc na to, jak wielki był bazyliszek. Zaświecił
koniec różdżki, żeby sprawdzić, czy cokolwiek tam widać.
— Chyba trzeba się tam czołgać —
stwierdził, nie widząc żadnego spadu. — Lepiej na razie tutaj zostań, bo nie
wiadomo, co jest dalej — dodał do Syriusza i zaczął wchodzić do otworu.
Skrzywił się, gdy pod dłońmi
poczuł nieprzyjemny śluz, jednak podciągnął się dalej. Podniósł rękę i dotknął
górnej ścianki, żeby zorientować się, jak jest wysoko i doszedł do wniosku, że
może iść na czworakach.
— I jak?! — usłyszał głos
Syriusza po przebyciu kilkunastu metrów.
W tym momencie Harry położył rękę
na kości jakiegoś niewielkiego zwierzęcia.
— Cóż, luksusów to tutaj nie ma —
stwierdził.
— Jesteś w jamie węża. Czego się
spodziewałeś?
— Czerwonego dywanu i
zniszczonego horkruksa na wyciągnięcie ręki. O fuj! Chyba wsadziłem rękę w
jego…
Łapa wybuchnął niepohamowanym
śmiechem, gdy Harry zaczął rzucać niezbyt miłymi określeniami, ale zamilkł, gdy
usłyszał jego stłumiony głos:
— Jestem w jego sypialni.
— Sypialni?
— Sypialni, jadalni, kuchni i
łazience jednocześnie — uzupełnił.
— Przyjemnie.
— Och, bardzo. Chyba jednak nic
tutaj nie znajdę, ale rozejrzę się dla pewności.
Harry poświecił różdżką po
okrągłym, niezbyt dużym pomieszczeniu, nie dostrzegając żadnych otworów, klamek
czy wybrzuszeń, które mogłoby świadczyć o jakiejś skrytce. Pod nogami
chrzęściły mu kości różnych małych zwierząt, które miały nieszczęście tutaj
trafić. Wiedział, że gdyby nie zaklęcie Bąblogłowy, zapewne udusiłby się od
smrodu. Odgarnął nogą szczątki, żeby zobaczyć, co znajduje się na podłodze,
jednak stwierdził, że jest tam tylko beton. Podszedł do miejsca, które musiało
być legowiskiem bazyliszka i niemal wydał z siebie okrzyk zaskoczenia, kiedy
dostrzegł zabrudzony diadem. Prędko do niego podbiegł i rzucił zaklęcie
czyszczące, a jego oczom ukazało się czyste złoto z brylantami.
— Syriusz, znalazłem!
— Żartujesz? — Usłyszał
niedowierzający głos.
— Mówię serio! Bazyliszek
pilnował diademu! Rany, w życiu nie zostawiłbym części swojej duszy w takim
syfie.
— Pewnie nie zwracał uwagi na syf
tylko na dobrą kryjówkę.
Harry ostrożnie chwycił biżuterię
i poczuł, że ta delikatnie drży, jakby coś w niej żyło. Podekscytowany prędko
wrócił przez oślizgły korytarz i ubrudzony od stóp do głów wylądował obok Łapy,
który pomógł mu doprowadzić się do porządku. Spojrzeli na diadem, nadal nie
mogąc uwierzyć, że udało im się odnaleźć część duszy Voldemorta w takim
miejscu.
— Jak go zniszczyć?
— Nie wiem, jak to zrobił
Dumbledore, ale ja zniszczyłem dziennik jego kłem. — Harry wskazał głową w
stronę bazyliszka. — Myślisz, że to zadziała, skoro tyle czasu jest martwy?
— Jad nadal znajduje się w jego
szczątkach, więc powinien. W końcu bazyliszek uważany jest za stwora z dużą
siłą magiczną, więc nawet po śmierci jad jest trujący. Tak samo oczy bazyliszka
nawet po śmierci mogą zabić. — Harry zagryzł dolną wargę w zastanowieniu. — Co
jest?
— Tak myślę, czy mogę to zrobić i
nie złamię żadnego punku Umowy. Wziąłem to pod uwagę, gdy mówiłem mu o swoich
warunkach, ale czy na pewno nic nie było tak napisane, że ktoś mógłby to
odczytać w dwojaki sposób?
Syriusz zmarszczył brwi, patrząc
na niego.
— Przywołaj ją. Na wszelki
wypadek jeszcze raz ją przeanalizujemy. Jeśli coś znajdziemy, jakoś podrzucimy
to Ronowi i Hermionie, skoro o wszystkim wiedzą.
— Domyślą się, że nie są
jedynymi, którzy znają tajemnicę Voldemorta.
Łapa wyglądał, jakby go olśniło.
— Sądzisz, że pracują nad tym,
żeby odszukać horkruksy?
Harry zastanowił się przez
chwilę.
— Raczej tak. Wątpię, żeby
zostawili tę sprawę, skoro są świadomi, jakie ma znaczenie. — Spojrzał na Łapę.
— Chcesz mi powiedzieć, że możemy połączyć z nimi siły?
— Może nie tak bezpośrednio.
Ufasz im, tak? — Harry skinął głową. — Ta sprawa jest zbyt istotna, żeby
rozgłaszać to na prawo i lewo. Dzięki nim możemy zdobyć jakieś informacje, a my
możemy podrzucać im to, czego się dowiemy, w taki sposób, że będą wiedzieli, że
nie są z tym sami, chociaż nie będą znali naszej tożsamości.
— Być może znajdą coś o R.A.B.,
bo to prawdopodobnie ich jedyny mocniejszy punkt zaczepienia.
Łapa pstryknął palcami i
wycelował do niego jak z pistoletu.
— Bingo. Oni skupią się na
R.A.B., a my zajmiemy się pozostałym horkruksem. Rozdzielimy siły na dwa fronty
i być może szybciej wszystkie znajdziemy.
— Nie możemy im wspomnieć o
R.A.B., bo mają świadomość, że wiedziała o tym tylko nasza trójka, a nie mogą
podejrzewać, że moja śmierć została sfingowana.
— Nie musimy się tym przejmować.
I tak się na tym skupiają. Zapewne nie mają możliwości, żeby dostać się do
Komnaty Tajemnic, czyli ciężko im będzie znaleźć kły bazyliszka, więc w razie
czego możemy im je podrzucić. No i warto byłoby ich powiadomić, że kolejny
horkruks został zniszczony i gdzie był, żeby nie tracili czasu na szukanie go w
Hogwarcie. — Kiwnął głową w stronę diademu.
Harry postanowił wrócić do
pierwotnego tematu i przywołał do siebie Umowę, która pojawiła się na wysokości
jego oczu. Syriusz stanął obok niego, gdy chłopak chwycił stary pergamin w
dłonie, by po raz kolejny przeczytać treść Umowy, którą podpisał.
— Nie ma nigdzie jakiegokolwiek
przesłania, że nie będziesz działał na jego szkodę — stwierdził po kilku
minutach Łapa. — Poza tym nie powiedział ci, żebyś nie szukał horkruksów, więc
nie jest to sprzeczne z Umową.
— Czyli nie powinno być
problemów.
Umowa zniknęła w niebieskich
płomieniach, a Harry podszedł do martwego bazyliszka i oderwał z jego paszczy
kieł.
— Coś może się stać przy
niszczeniu? — zapytał jeszcze Łapa.
— Nie wiem. Możliwe, że jakoś
będzie chciało mnie powstrzymać, ale wydaje mi się, że największe trudności
były w trakcie zdobywania horkruksa. Diademu pilnował bazyliszek, więc nie
powinno być żadnej przeszkody.
Jednak okazało się, że nie miał
racji, gdy tylko podszedł na odległość metra do leżącego na posadzce diademu. Biżuteria
zaczęła się trząść jeszcze bardziej i Harry miał wrażenie, że jest zdolna od
niego uciekać, mimo braku nóg. Łapa przytrzymał ją stopą i niemal się
przewrócił, gdy diadem zaczął się gwałtownie
wyszarpywać. Harry prędko do niego podbiegł, a spomiędzy ścian zaczęła chlustać
woda, szybko napełniając komnatę. Syriusz zaklął i całym ciałem runął na
diadem, gdy wyrwał się spod jego stopy. Ślizgon biegł za nim, gdy Łapa
przesuwał się wraz z biżuterią po całej Komnacie Tajemnic. Woda już sięgała mu
za kostki.
— Łap kieł! — krzyknął za nim
chłopak i rzucił mu ząb.
Diadem gwałtownie skręcił, więc
przedmiot wpadł do wody tuż obok ręki Łapy i popłynął w drugą stronę. Syriusz
zaklął na całą komnatę, wiedząc, że nie może puścić biżuterii. Harry myślał na
podwyższonych obrotach, prędko wyrywając kolejny kieł z paszczy bazyliszka.
— A zaklęcie?! — krzyknął Łapa,
podnosząc wyżej głowę, żeby nie napić się wody.
— Nie działa na horkruksy!
Syriusz nagle zerwał się na
kolana i przyszpilił całym ciałem diadem do ściany. Harry ruszył pędem w jego
stronę. Łapa odsunął się w momencie, gdy chłopak wziął zamach i dźgnął kłem w
sam środek horkruksa. Rozległ się przeraźliwy wrzask, który wbił się w ich
umysły. Z wody zaczęło tworzyć się tornado, które ruszyło wprost na nich.
— Dobij! — ryknął Syriusz,
czując, że horkruks jeszcze się wyrywa, chociaż z mniejszą siłą.
Harry wyrwał kieł, starając się
nie zwracać uwagi na świsty dochodzące z tornada i uderzył kłem w diadem z
jeszcze większą siłą. Korona znieruchomiała, a tornado opadło, chlustając na
nich wodą i mocząc ich od góry do dołu. Zapadła cisza, a woda przestała lecieć
ze ścian. Harry i Syriusz wymienili spojrzenia.
— Jesteśmy najlepsi — palnął
Łapa, a chłopak wybuchnął śmiechem.
…..
Wiedział, że to, co robi jest istnym szaleństwem i bał się, że coś
pominął. Coś, co będzie zbyt istotne, przez co cały jego plan okaże się niczym.
Nigdy nie włamywał się do głowy Voldemorta świadomie, ale tym razem chciał,
żeby ich umysły się połączyły. Musiał skontaktować się z czarnoksiężnikiem, ale
nie miał zamiaru wysyłać do niego Hedwigi, ponieważ był do niej zbyt
przywiązany i nie chciał ryzykować jej życia. Nie miał dostępu do innej sowy, a
nie był pewny, czy ochrona nadal funkcjonuje po śmierci dyrektora. Doszedł do
wniosku, że ich połączenie umysłowe jest jedynym rozwiązaniem.
Leżał z zamkniętymi oczami przez dobrą godzinę, nie potrafiąc wyłapać
nigdzie Voldemorta. Jego frustracja zaczęła sięgać zenitu i niezbyt usatysfakcjonowany
zszedł na kolację, gdy usłyszał niezadowolony głos Petunii. Ignorował miny
wuja, krytyczne spojrzenie ciotki i podśmiewającego się Dudleya ze swoich
głupich żarcików. Posiłek zjadł szybciej niż zwykle i prędko wrócił do pokoju,
żeby po raz kolejny spróbować dostać się do umysłu Riddle’a. Czuł się tym tak
zmęczony, że wreszcie zasnął i stało się to, co próbował zrobić przez cały
dzień.
Przed oczami dostrzegł Nagini, która wiła się po ziemi. Ciemne ściany
pomieszczenia, w którym siedział, oświetlone były jedynie przez pochodnie.
Zatrzymał się, gdy poczuł, że coś jest nie tak. Harry wiedział, że to jest to.
Musiał wysłać Voldemortowi wiadomość, skoro już wiedział, że coś się dzieje z
jego głową.
— Mam dla ciebie propozycję, Riddle. Myślę, że nie do odrzucenia.
Czuł chaotyczne myśli Voldemorta, który po chwili uśmiechnął się
szyderczo.
— Harry, cóż za miła niespodzianka. Twoja propozycja niezbyt mnie
interesuje.
— A powinna, bo ma to związek z przepowiednią, na której tak bardzo ci
zależało. Proponuję ci układ i wydaje mi się, że potrzebujesz go bardziej ode
mnie.
— Jestem największym czarnoksiężnikiem tych czasów. Po co mi układ
z jakimś gówniarzem, który nawet nie jest pełnoletni? — zaszydził Voldemort, mrużąc oczy, żeby w pełni skupić się na słowach
chłopaka i przytrzymać go w swoim umyśle, bo mimo wszystko był ciekaw, co
takiego Harry knuje. — Zabiję cię przy pierwszej lepszej okazji bez żadnych
umów.
— Przypomnij sobie, co się stało, gdy ostatnim razem próbowałeś to
zrobić.
Harry wyczuł chwilę zawahania mężczyzny, dlatego postanowił pociągnąć
za te sznurki.
— No właśnie — rzekł, chociaż Riddle nawet nie odpowiedział na jego
wypowiedź. — Mam propozycję i albo jej wysłuchasz i to przemyślisz, albo
prędzej czy później będziesz miał olbrzymi problem.
— Jaka to propozycja? — Harry
wyczuł jego irytację, jednak w ogóle się tym nie przejął.
— Spotkajmy się w cztery oczy. Wtedy wszystko ci wyjaśnię.
— Czy to jakiś podstęp, Potter?
— Nie. Znajdź informację o tarczy Protector Vitae. Będziesz miał pewność, że nic nie knuję.
Mam zamiar zrobić to samo. — Harry czuł, że powoli słabnie, więc postanowił
zakończyć rozmowę. — Jeśli to przemyślisz, daj znać przez sowę.
Połączenie zerwało się, a on otworzył oczy i wbił spojrzenie w sufit,
oblany zimnym potem.
_______________________
Chciałabym życzyć Wam szalonego Sylwestra (chyba że chcecie spędzić go spokojnie ;)) i udanego kolejnego roku. Oby był jeszcze lepszy niż 2016 :)
Wasza Bully :)
Najlepszy prezent na zakończenie roku ♥
OdpowiedzUsuńZ Twoimi opowiadaniami 2017 na pewno będzie świetny ^^
Ciekawe kiedy Hermiona zacznie zastanawiać się, czy Evan to Harry, bo raczej ciężko byłoby mi uwierzyć, że nie będzie mieć takich myśli.
Zaczyna się robić coraz ciekawiej ^^
już nie mogę doczekać się kolejnej soboty <3
Pozdrawiam :)
Czekam na następną sobotę z niecierpliwością. Życzę szczęśliwego Nowego Roku :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku Bully :) rozdział rewelacyjny w sam raz na nowy rok ;) w końcu coś zaczyna się wyjaśniać z umową. Czekam na kolejną sobotę :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKOCHAM ❤❤❤ Już nie mogę się doczekać następnego �� Szczęśliwego nowego roku!:)
OdpowiedzUsuńZanim przejdę do istotniejszej części tego komentarza, chciałbym napisać, że znam Twoje poprzednie opowiadania i są one jednymi z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałem.
OdpowiedzUsuńPonieważ dopiero dzisiaj „dowiedziałem się”, że piszesz kolejne opowiadanie, postanowiłem szybko nadrobić opublikowane już rozdziały i dodać jeden komentarz, w którym napiszę o wszystkim, o czym chciałem napisać.
Generalnie na razie mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to opowiadanie jest inne, bardziej mroczne i zapewne najbardziej nieprzewidywalne (przynajmniej w mojej ocenie), a z drugiej nie wiem, czy w takim wydaniu będę umiał je pokochać. Pewnie tak, choć zapewne niektóre fragmenty sprawią, że przez chwilę będę się wahać. :D
Nigdy nie przypuszczałem, że napiszę coś takiego, ale żałuję, że w taki sposób pozbyłaś się Bellatrix. Niby Larson wydaje się być równie szurnięta i chora, ale czy będzie w stanie zastąpić pannę Lestrange? Czas pokaże.
Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale niemal od razu domyśliłem się, że White to Syriusz. Po pierwsze zastanowiła mnie jego neutralność, po drugie - nazwisko = antonim, po trzecie czułem, że musi być blisko Harry'ego, a wakat na nauczyciela OPCM aż krzyczał: „Weź mnie!”.
Przyznam się, że na początku pomysł z umową również skojarzył mi się z „50 twarzami Greya”. Choć nie jestem ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem tej powieści, to bałem się, że pomiędzy Harrym a Voldeomortem może pojawić się jakaś niezdrowa relacja. Oczywiście nie spodziewałem się żadnego pseudo-romansu, bo o ile dobrze pamiętam, nie jesteś fanką tego typu rozwiązań.
Podoba mi się, że reaktywowałaś GD. Na pewno będzie ciekawie i nie mogę się doczekać, kiedy uczniowski bunt nabierze rozmachu.
I na koniec jeszcze jedno... Z uwagi na to, że opowiadanie jest kontynuacją „Księcia Półkrwi”, Harry wciąż czuje do Ginny miętę. Przeraża mnie jednak to, że ona zaczyna się ślinić do Evana. Nie lubię, kiedy ta dwójka jest razem (Harry&Ginny), mimo że do Weasley nic nie mam. No nic. Może przyzwyczaiłem się do tego, że w Twoich dwóch ostatnich opowiadaniach Harry był z nowymi postaciami. W każdym razie nie zamierzam Cię potępiać, bez względu na to, na jaki wariant się zdecydujesz. :)
Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam!
Leinad
Wspaniale, że tym razem Syriusz jest tak blisko Harry'ego. Razem na pewno zdziałają więcej przy szukaniu i niszczeniu horkruksów. Ciekawie się to zapowiada i rozkręca.
OdpowiedzUsuńCzuję niedosyt po końcówce, ale cierpliwie zaczekam na kolejne rozdziały.
Dużo weny i zdrowia w Nowym Roku !
Pozdrawiam.
Daga
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńach Syriusz pomyśl trochę... rab - jak miał na imię twoj brat... no i kolejny horkrus zniszczony już... udało mu się zasiać wątpliwości...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia