Szkoła niemal wrzała od chwili,
kiedy na Tablicy Ogłoszeń pojawiła się informacja o Turnieju Przetrwania. Nikt
nie orientował się, na czym ma on polegać, kto w nim weźmie udział i jaka
będzie nagroda, lecz sama nazwa wywoływała na ciele Evana dreszcze. Nikt nie
pisnął na ten temat ani słówkiem, lecz zadowolone uśmieszki ochroniarzy
potęgowały niepokój Harry’ego. Nawet Larson wydawała się być o wiele
szczęśliwsza niż zwykle, chociaż pozostali nauczyciele nie potrafili udzielić
uczniom żadnych informacji.
— Nic nie obiło ci się o uszy? —
zapytał Harry Syriusza, gdy siedzieli w gabinecie mężczyzny.
— Trzymają to w ścisłej tajemnicy
i nie dopuszczają informacji do nikogo, kto jest chociaż w najmniejszym stopniu
niepewny, a dobrze wiesz, że w oczach śmierciożerców nie jestem nikim ważnym.
Obawiam się tego, ale nie jestem w stanie nic zrobić, dopóki nie dowiem się, co
jest na rzeczy.
Harry nie chciał dowiadywać się,
co tym razem czeka uczniów Hogwartu, a jednocześnie frustrowała go ta
niewiedza. Wiedział, że nie jest jedynym, który tak się czuje, chociaż
niektórzy z uśmiechem powtarzali, że Halt nie zgodzi się na nic, co zaszkodzi
uczniom.
Gdy nadszedł ten wyczekiwany
dzień wskazany w ogłoszeniu, wszyscy uczniowie udali się do Wielkiej Sali.
Nauczyciele wydawali się być równie spięci, a zaciśnięte usta McGonagall
przypominały nitkę. Larson uśmiechała się jak psychopatka, co nawet tym wierzącym
w Halta odebrało pewność.
Kiedy wybiła piętnasta, Snape
podniósł się ze swojego krzesła i podszedł do mównicy.
— Jak zauważyliście na
ogłoszeniu, dzisiaj rozpoczynamy Turniej Przetrwania — zaczął zimno bez
jakiegokolwiek przywitania. — Turniej będzie trwał do końca roku szkolnego, a
każdy z etapów będzie odbywał się w soboty o godzinie szesnastej. W każdej
rundzie wezmą udział wylosowane osoby. Losowanie będzie miało miejsce po każdym
zakończonym etapie. Dzisiaj natomiast wytypujemy osoby, które wezmą udział w
pierwszej turze już za tydzień. Liczba uczestników nie jest określona. W
losowaniu bierze udział każdy uczeń Hogwartu, bez wyjątków. Nie ma również
podziału na roczniki i domy. Wszystkie zasady będą przekazane uczestnikom przed
rozpoczęciem etapu. Każdy uczeń Hogwartu ma obowiązek stawić się w każdą sobotę
w miejscu, w którym będzie odbywał się turniej.
Skinął głową na jednego z
ochroniarzy, który przelewitował wielką szklaną kulę na stół nauczycieli. W
środku znajdowały się niewielkie zwitki pergaminu, niewątpliwie z nazwiskami
uczniów Hogwartu.
— Profesor Larson wylosuje
pierwszych uczestników turnieju.
Kobieta żwawym krokiem podeszła
do kuli, by z szerokim uśmiechem wsunąć do niej rękę i wyciągnąć jedną z
karteczek. Teatralnie rozwinęła ją koniuszkami palców i ogłosiła głośno:
— Devon Morgan, Ravenclaw!
Spojrzenia uczniów powoli
przenosiły się na wymienionego chłopaka. Harry miał idealny widok na
czwartoklasistę, który zamarł w bezruchu. Larson nie czekała, aż chłopak oswoi
się z tą wiadomością, losując kolejnego ucznia. Padło jeszcze sześć nazwisk
uczniów z różnych roczników i różnych domów. Evan nie znał żadnej wymienionej
osoby, ale obawiał się o ich bezpieczeństwo.
— Wylosowani uczniowie mają
stawić się z gabinecie profesor Larson w sobotę godzinę przed rozpoczęciem
turnieju. Do tego dnia możecie ćwiczyć cokolwiek chcecie, bez żadnych
ograniczeń — zakończył Snape.
Harry w milczeniu wracał razem z
Blaisem, Dafne i Draconem do pokoju wspólnego wśród innych uczniów Salazara,
słysząc rozmowy wszystkich wokół.
— Właściwie nawet nam nie
powiedzieli, na czym mniej więcej mają polegać etapy i jaka jest nagroda — stwierdził
jeden z drugoklasistów.
— To chyba jasne — odezwał się do
niego Draco zimnym głosem, a dzieciaki spojrzały na niego z niezrozumieniem. — Walczysz
o życie, a nagrodą jest przetrwanie.
Chłopczyk rozszerzył oczy, jednak
czwórka Ślizgonów nie zwróciła na to uwagi. Bez żadnych słów minęli go i
powędrowali w swoją stronę.
Sobota nadeszła przeraźliwie
szybko. Uczestników często widywano przy nauce nowych zaklęć. Obserwowanie
przerażonego trzecioklasisty, który ledwo radził sobie z zaklęciem
rozbrajającym było dla Harry’ego ciosem. Nikt nie wiedział, jakie czekają ich
zadania, ale nie mogło chodzić o nic bezpiecznego, jeśli w grę wchodziła walka
o życie. Jak taki dzieciak mógł sobie poradzić, skoro nie potrafił nawet
pozbawić nikogo różdżki?
Idąc w stronę stadionu, na którym
miał odbyć się pierwszy etap, Harry przypomniał sobie swoje przygody już w
pierwszej klasie. Pod wpływem adrenaliny nawet zwykły gówniarz mógł dokonać
niezwykłych rzeczy, ale niektórzy działali wręcz odwrotnie – nie potrafili
wykonać żadnego ruchu. Wszystko siedziało w psychice, a Ślizgon nie miał
wątpliwości, że śmierciożercy postarają się o chociaż jedną ofiarę śmiertelną.
Gdyby miał wybór, zapewne nie
pojawiłby się na trybunach, jednak w obieg poszła informacja, że przy wejściu
na stadion każdy uczeń musi zostać zaznaczony na liście, a osoby, które nie
wkroczą na trybuny, automatycznie wezmą udział w kolejnym etapie turnieju. Nie
uśmiechała mu się ta perspektywa, dlatego u boku przyjaciół szedł w stronę
błoni.
— Jak myślicie, co wymyślili w
pierwszym etapie? — mruknął Blaise.
— W tej kwestii chyba nic nie wytypujemy.
Martw się bardziej o to, czy cię nie wylosują do kolejnego etapu — odparł z
niezadowoleniem Draco.
— Rzekomo każdy uczeń może zostać
wylosowany, ale patrząc na Multona, odnoszę wrażenie, że jest zbyt pewny siebie
jak na tak pochrzanioną sytuację — zauważył Harry.
— Pewnie mydlili nam oczy i
wszystkie pupilki i śmierciożercy nawet nie są brani pod uwagę — prychnęła
Dafne, a później zerknęła na Evana z zaciekawieniem. — Twoje nazwisko jest w
kuli?
Harry spojrzał na nią ze
zdumieniem, zatrzymując się, a Blaise i Draco wyglądali na równie zaintrygowanych
jak dziewczyna. Evan nie brał wcześniej pod uwagę możliwości, że jego nazwisko
znajduje się poza kulą. Każdy w szkole miał świadomość, że w jakiś sposób jest
powiązany z Voldemortem, lecz jego kontakty ze śmierciożercami opierają się
raczej na wrogości. Wszystko zależało od organizatorów turnieju. Jeżeli Riddle
miał z tym coś wspólnego, zapewne zadbał o to, żeby chłopak nie miał możliwości
uczestnictwa. Co innego, gdy wszystkim zajmowała się Larson lub ktoś, kto miał
ochotę widzieć go w trumnie.
— Nie wiem — wymamrotał szczerze.
— Nie pomyślałem o tym w ten sposób. — Zerknął na Dracona i zmarszczył brwi. —
A ty?
Chłopak przez chwilę również się
zastanowił, a później wzruszył ramionami.
— Niby jestem śmierciożercą, ale
raczej takim znienawidzonym przez innych śmierciożerców.
— Zawsze możecie czuć się chociaż
trochę bezpieczniej — zauważył Blaise i ruszył dalej razem z Dafne.
Harry i Draco zostali z tyłu,
zastanawiając się nad tym, co powiedzieli ich przyjaciele.
— Może los nam jednak sprzyja,
Potter — oznajmił blondyn i poszedł za parą.
Evan spojrzał na niego z
irytacją.
— Skoro twierdzisz, że nim
jestem, to dlaczego cały czas się ze mną trzymasz? — zapytał, doganiając go. —
Rzekomo się nienawidziliście.
— Owszem, nienawidziliśmy się —
przyznał Draco. — Ale wtedy nigdy bym cię nie podejrzewał, że będziesz zdolny
sfingować swoją śmierć po to, żeby… Właściwie dlaczego? Tego nie wiem i nie
sądzę, żebyś miał zamiar mi o tym powiedzieć. Nie wiem, w co pogrywasz, będąc
po dwóch stronach barykady jednocześnie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie
było to twoje widzimisię. Miałeś jakiś ukryty cel, gdy rzuciłeś się na coś
takiego. Nie wiem, po co postanowiłeś wkręcić się w śmietankę towarzyską
Voldemorta. Czymś się jednak kierowałeś i wiem, że twoim zamiarem jest
uderzenie w niego, a nie poparcie go. Ciekawi mnie sposób, w jaki chcesz to
osiągnąć.
— Nadal nie odpowiedziałeś na
pytanie.
Draco uniósł kącik ust w
ironicznym uśmiechu.
— Sam nie znam odpowiedzi.
— Pospieszcie się, bo zajmą nam
najlepsze miejsca — rzuciła szyderczo Dafne na cały korytarz.
Po tym, jak zameldowali się u
znudzonego ochroniarza sprawdzającego obecność uczniów, przedostali się na
miejsca przydzielone dla Ślizgonów. Nie zależało im na dobrym widoku, dlatego znaleźli
pierwsze lepsze krzesełka. Dopiero kiedy usiedli, Harry spojrzał na stadion.
Murawa zniknęła. Zamiast niej na
boisku pojawiły się wysokie trawy sięgające do połowy ud osoby o wzroście
Evana. Gdzieniegdzie wyrosły pojedyncze drzewa z mnóstwem gałęzi, jakby
przystosowano je do wspinania się. Pośrodku placu znajdowało się metalowe
podwyższenie. Kiedy Harry bardziej się przyjrzał, dostrzegł jeszcze osiem
takich okręgów, lecz znacznie mniejszych, na których zmieściłaby się zaledwie
jedna osoba.
— Jakieś pomysły? — zapytała
Dafne.
— Żadnych logicznych — odparł Draco.
— Patrząc na wszystko, co się
tutaj dzieje, nie musi być to coś logicznego — podsumowała dziewczyna.
Evan rozejrzał się po stadionie,
żeby rozeznać się w sytuacji. Wśród tłumu Gryfonów dostrzegł rude włosy Ginny.
Z tej odległości nie mógł dojrzeć wyrazu jej twarzy, ale znał ją na tyle
dobrze, by wiedzieć, że wszystko już kalkuluje i zapewne jest równie
zaniepokojona widokiem stadionu jak on. Obok niej siedziała Demelza, która coś
do niej mówiła. Dalej rozsiedli się Puchoni i Krukoni. Wyznaczono również specjalną
trybunę dla nauczycieli. Najbardziej w oczy rzucała się jednak loża
ochroniarzy, którzy zapewne spodziewali się widowiska, ponieważ zaopatrzyli się
w jedzenie i trunki.
— Patrzcie na Halta — powiedział
Harry z niepokojem, a trójka Ślizgonów natychmiast spojrzała w to samo miejsce
co on.
Halt, uważany w szkole za zbawcę,
stał na podwyższeniu z kieliszkiem w dłoni i obserwował stadion z uśmiechem.
Nie wydawał się być zaniepokojony rozgrywającymi się wydarzeniami. Raczej
wyglądał na dumnego z siebie.
— On to zorganizował —
wymamrotała Dafne. — Uśpił naszą czujność tylko po to, żeby dowalić nam z czymś
takim.
— Może jednak się myliliśmy i nie
będą to jakieś krwawe walki — rzekł Blaise z ostatnią nadzieją.
— Nie bądź naiwny — szepnął Evan.
Trybuny zapełniały się znacznie
wolniej niż przed meczami quidditcha, zapewne dlatego, że nigdy wcześniej nie
sprawdzano obecności uczniów. Hogwartczycy wymieniali między sobą pomysły, dostrzegając
arenę gotową do pierwszego etapu Turnieju Przetrwania. Harry wyobrażał sobie,
co uczestnicy teraz czują, czekając na rozpoczęcie. Przypomniał sobie swój stan
przed zadaniami Turnieju Trójmagicznego i szczerze im współczuł. Po chwili
zastanowienia doszedł do wniosku, że oni mają gorzej, ponieważ nikt nie zapewni
im przeżycia. On miał świadomość, że pieczę nad wszystkim trzyma Dumbledore.
Oni mogli liczyć jedynie na litość śmierciożerców. I jak to wszystko się skończyło?, pomyślał, ledwo powstrzymując
głośne westchnięcie. Tak czy inaczej
wylądowałem przed Voldemortem i od tego zaczął się ten cały koszmar.
Halt potwierdził przypuszczenia
Evana i Dafne, kiedy po dotarciu wszystkich uczniów na stadion, odezwał się
wspomaganym przez zaklęcie ciepłym głosem:
— Drodzy uczniowie i nauczyciele.
Pora rozpocząć Turniej Przetrwania.
— Ten świr czerpie z tego radość
— wymamrotała Dafne, dostrzegając uśmiech na jego ustach.
— Nasi zawodnicy gotowi są już do
rozpoczęcia etapu. Powitajmy ich oklaskami.
Rozległy się skąpe owacje, kiedy
wybrani uczniowie pojawili się w środku największego metalowego okręgu, jakby
wyjechali z niego niewidzialną windą. Tylko oni zdawali sobie sprawę z tego, na
czym polega etap, więc na ich twarzach widniała trwoga. Jedna z młodszych
uczestniczek miała policzki mokre od łez.
— Na arenie wśród traw
porozrzucane są kolorowe okręgi. Każdy uczestnik musi znaleźć trzy z nich i
przedostać się do wyjścia ze stadionu, by zakończyć etap. Zaklęcie przywołujące
nie zadziała, by nie było zbyt łatwo. Na arenie znajdują się metalowe podesty,
na których zawodnicy mogą czuć się całkowicie bezpiecznie, jednak na jednym
może znajdować się tylko jeden zawodnik i to niedłużej niż pół minuty. Wszystkie
ruchy są dozwolone. Zaczynajmy!
— Niby po co te okręgi? Nie
wyjaśnił tego — wymamrotał Blaise do Evana, który pokręcił powoli głową.
— Chyba zaraz się dowiemy —
odparł cicho.
Halt zaczął odliczanie, głośno
wykrzykując liczby. Spanikowani zawodnicy spięli się jak struny gotowi do
startu, a jedna z dziewczyn wytarła łzy z policzków. Serce Harry’ego biło
szaleńczo w oczekiwaniu na to, co się stanie. Gdzie ukryty był haczyk?
— Trzy! Dwa! Jeden! Start!
Uczestnicy zostali wypchnięci z
okręgu przez niewidzialną siłę. Niektórzy natychmiast ruszyli do biegu,
szukając okręgów. W następnej chwili rozległy się przerażone okrzyki, kiedy na
arenę wpuszczono dwie rozwścieczone hieny.
— Ku*wa mać — wydukał Blasie,
kiedy drapieżniki rzuciły się w stronę grupy uczniów.
Zawodnicy jak oszaleli pognali w
stronę okręgów bezpieczeństwa. Harry nie chciał oglądać tego widowiska, ale
jednocześnie nie odrywał od tego wzroku, siedząc jak na szpilkach. Nie wątpił,
że nie był jedynym, który tak zareagował na te wszystkie wydarzenia.
Jeden z chłopaków nie zdołał
dotrzeć do okręgu, dlatego dopadł do drzewa i wskoczył na nie zwinnie jak
małpa. Hiena zdołała jedynie rozszarpać mu nogawkę spodni, nim przerażony
chłopak wspiął się na jedną z wyższych gałęzi. Po stadionie rozszedł się wrzask
dziewczyny, którą dopadło drugie zwierzę. Harry zamknął oczy, nie chcąc patrzeć
na to, jak jest rozszarpywana.
Trybuny oszalały. Niektórzy
rzucili się do wyjścia, jednak ochrona natychmiast zareagowała. Ludzie
krzyczeli z przerażenia, zagłuszając wycie młodej uczestniczki turnieju. Inni
siedzieli kompletnie zamurowani, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Evan
poczuł, jak na jego nadgarstku zaciska się czyjaś dłoń. Spojrzał na siedzącą
obok Dafne, która patrzyła na wszystko oczami wielkimi jak galeony. Drugą dłoń
zacisnęła na przedramieniu Blaise’a, który wyglądał, jakby zaraz miał
zwymiotować. Tylko jeszcze większa bladość twarzy Draco wskazywała na to, że
chłopak widział to samo, co wszyscy na widowni. Uczniowie tak bardzo skupili
uwagę na dziewczynie, że nie dostrzegali innych uczestników, którzy musieli
opuścić swoje bezpieczne kryjówki. Rozbiegli się po arenie, jednocześnie
szukając okręgów i obserwując drapieżniki.
— Mają różdżki. Niech je zabiją —
mamrotał chłopak siedzący przed Harrym.
— Sądzisz, że potrafią? — odparł.
Ślizgon odwrócił się do niego,
bladością przypominając trupa. Evan rozpoznał w nim ucznia, który jeszcze
dzisiejszego poranka mówił w pokoju wspólnym, że Turniej Przetrwania będzie
tylko niewinną zabawą.
— Oto co wymyślił nasz ukochany
Halt w zamian za jedzenie — dorzucił niemal obojętnie.
Ponownie wbił spojrzenie w
dziewczynę, która nie dawała znaku życia. Leżała twarzą do ziemi z krwią
rozlaną wokół ciała. Jej z biodra hiena wyszarpnęła kawał mięsa. Wysokie trawy
zachlapała czerwona posoka.
Rozsądniejsi uczestnicy turnieju
wykorzystali sytuację, kiedy jedna z hien zajęta była pierwszą ofiarą, a druga
skupiła swoją uwagę na chłopaku siedzącym na drzewie.
— Eric! Masz różdżkę! — wrzasnęła
jakaś Krukonka, korzystając z tego, że trybuny były oszołomione i zachowały
względną ciszę.
Chłopak na drzewie spojrzał w
stronę głosu, najwyraźniej go rozpoznając. Wziął sobie do serca radę i wycelował
w hienę, by rzucić zaklęcie, które oszołomiło drapieżnika. Natychmiast
zeskoczył z drzewa i pognał przed siebie, rozpoczynając poszukiwania.
— To by było za proste —
wymamrotała Dafne. — Mogliby oszołomić obie hieny i bez presji szukać okręgów.
Coś jest nie tak.
Zagadka wyjaśniła się już kilka
minut później, kiedy oszołomiona wcześniej hiena poderwała się z ziemi z
głośnym warknięciem.
— Oczywiście, zaklęcia działają
tylko przez chwilę — mruknął Draco.
Polowanie zaczęło się po raz
kolejny, lecz tym razem wzięły w nim udział oba drapieżniki. Jednocześnie
zawodnicy uświadomili sobie, że różdżki są użyteczne, dlatego po arenie zaczęły
latać uroki.
Harry domyślał się, że
znalezienie okręgów w tak wysokich trawach jest przeraźliwie trudne i niemal
podziwiał jednego z chłopców, który znalazł jeden z nich. Drapieżniki krążyły
po arenie, co chwilę odnajdując nową ofiarę, którą ścigały, dopóki ta nie
schroniła się w wyznaczonych miejscach. Widzowie dość często unosili się ze
swoich siedzeń, gdy dochodziło do najniebezpieczniejszych sytuacji. Bali się
tego, a jednak oglądali to jak zahipnotyzowani, niemal nie odrywając spojrzeń
od zawodników. Harry pomyślał, że to chore, chociaż sam zachowywał się tak
samo. Jakby wszyscy liczyli na to, że komuś coś się stanie, sycąc się brutalną
grą i patrząc na śmierć rówieśników. Niemal wypchnął Folisona za barierkę,
kiedy ten zaczął obstawiać, komu uda się przeżyć, a kto zginie drugi w
kolejności.
Serce Evana zabiło szaleńczo,
kiedy jeden z chłopaków ledwo umknął przed rozwścieczoną hieną, nim starszy Gryfon
pomógł mu w ostatniej chwili. Obaj wymienili spojrzenia, a uratowany skinął
głową w podziękowaniu. Harry doszedł do wniosku, że gdyby wszyscy zawodnicy
współpracowali ze sobą, mieliby o wiele większe szanse na przeżycie, jednak w
tak niebezpiecznej sytuacji większość myślała tylko o swoim życiu, pragnąć jak
najszybciej wydostać się z tego piekła. Przejawy pomocy dawały jednak poczucie
nadziei, mimo beznadziejnej sytuacji.
Widownia uniosła się, kiedy jeden
z Krukonów potknął się i jak długi runął w trawę. Zbliżająca się hiena natychmiast
zwęszyła okazję, więc chłopak z paniką zerwał się na równe nogi i pognał co sił
w nogach w stronę najbliższego podestu. Zwierzę ruszyło za nim, wydobywając z
siebie mrożący krew w żyłach warkot. Niektórzy zaczęli krzyczeć, zmuszając
Krukona do wzmożonego wysiłku, z całych serc mu kibicując. Dafne zerwała się z
ławki, z nerwów niemal podskakując i chociaż nie znała chłopaka, wrzeszczała
razem z innymi, nie chcąc oglądać kolejnej śmierci tak młodego człowieka. Evan
usłyszał śmiech Folisona i gdyby sam nie wbijał wzroku w arenę z mocno bijącym
sercem, chyba podszedłby do niego i powalił jednym celnym ciosem. Krukon
zerknął nagle pod nogi i zawahał się, ale wrzaski Hogwartczyków skutecznie
zmusiły go do ponownego przyspieszenia. Piętnastoletni Gryfon znajdujący się na
arenie zaczął wołać go do siebie i zrobił coś, przez co Dafne aż westchnęła:
zbiegł z podestu, by zrobić miejsce dla Krukona. Sam ruszył dalej, by znaleźć
inne schronienie, wiedząc, że ma o wiele większe szanse dzięki odległości. To
uratowało życie Krukona. Hiena uderzyła w barierę z pełną prędkością i upadła
na ziemię tuż przy nogach bezpiecznego chłopaka. Ten rzucił spojrzenie w trawy,
a później zerknął na drapieżnika. Cisnął w niego klątwą, zbiegł z podestu i
popędził w stronę, z której przybiegł. Każdy zrozumiał jego chwilę zawahania
jeszcze sprzed chwili: najwyraźniej w trakcie ucieczki dostrzegł okrąg, po
który teraz wrócił.
Harry tak bardzo skupił się na
Krukonie, że dopiero po chwili dostrzegł walkę na śmierć i życie po drugiej
stronie areny. Ślizgonka uczestnicząca w turnieju , mimo młodego wieku, skupiła
się wyłącznie na tym, żeby przetrwać, nie bacząc na innych. Hardym spojrzeniem
omiotła teren wokół siebie, nie reagując na to, że zaraz obok niej leżą rozszarpane
zwłoki, a jedna z hien ściga jak szalona Gryfona, który przebiegł obok niej,
ledwo dysząc. Podniosła różdżkę, ale po chwili ją opuściła, nie wyrzucając
żadnej klątwy. Harry odniósł niemiłe wrażenie, że nie celowała w bestię tylko w
ucznia, który ściskał w dłoni okrąg. Do
czego jesteśmy zdolni, gdy nasze życie zawieszone jest na włosku? Nie
wątpił, że celem Ślizgonki było wyeliminowanie Gryfona i przejęcie przedmiotu,
który w ostatecznym rozrachunku miał uratować jej życie. Najwyraźniej jednak
człowieczeństwo wzięło górę i nie była zdolna swoim czynem zabić innego ucznia.
Zbiegła z podestu, gdy tylko hiena się oddaliła i skupiła swój wzrok na
trawach, co chwilę zerkając wokół siebie, by ustalić położenie zagrożenia.
Wszyscy zaczęli szaleńczo kibicować,
kiedy Krukon, który otarł się o śmierć przez upadek, zdobył trzeci okrąg i
popędził w stronę wyjścia. Biegł na złamanie karku, czując zapach zwycięstwa.
Kiedy tylko przebiegł przez barierę, padł na kolana, ciężko dysząc. Jakaś
blondynka rzuciła się na niego, obejmując go z całych sił, a później zaczęła
całować go po całej twarzy ze łzami płynącymi po policzkach. Widownia szybko o
nim zapomniała, dostrzegając na arenie kolejną sytuację pełną grozy, która
zakończyła się następną tragedią. Tym razem ofiarą był najmłodszy uczestnik
Turnieju Przetrwania, który zakończył swój żywot przez kły hieny zaciśnięte na
karku. Jego śmierć była szybka, nie zdążył nawet krzyknąć. Harry odwrócił
wzrok, kiedy bestia wbiła zęby w jego przedramię i nie był jedynym, który nie
chciał na to patrzeć.
Dopiero kiedy Evan upewnił się,
że hiena zostawiła ciało chłopaka w spokoju, ponownie spojrzał na arenę, by
zobaczyć, że do zwłok biegnie Ślizgonka. Odznaczała się przebiegłością, którą
wszyscy doskonale dostrzegli właśnie w tej chwili. Najwyraźniej wcześniej
zlokalizowała osoby posiadające okręgi i skorzystała tego, by przejąć jeden z
nich od martwego. Dotarła na metę jako druga i kiedy tylko przebiegła przez
barierę, ze złością cisnęła w nią zdobyczami. Te przebiły ją i upadły zaraz za
granicą. Krukon po chwili rozszerzył oczy i wyrzucił swoje okręgi, które upadły
na tych Ślizgonki.
— Do bariery! — ryknął w stronę
uczestników turnieju, odpychając od siebie swoją przerażoną dziewczynę. —
Okręgi przy barierze!
Osoby z publiczności natychmiast
zrozumiały, o czym chłopak mówi, więc zaczęły wykrzykiwać to razem z nim.
Puchonka stojąca najbliżej wyjścia zerknęła tylko w stronę hien i poszła za
radą widowni, zatrzymując się tylko po to, by zebrać dwa brakujące rekwizyty,
by zaraz za barierą przerzucić je ponownie na drugą stronę.
Harry zerknął w stronę Halta i
dostrzegł wściekłość na jego twarzy. Najwyraźniej nie przewidział takiego
obrotu sytuacji, lecz teraz było już za późno na odwrócenie błędu. Na arenie
pozostały dwie osoby, lecz szybko zakończyły turniej, oszałamiając dwie bestie
i zbierając leżące przy barierze okręgi.
Pierwszy etap Turnieju
Przetrwania zakończył się śmiercią dwójki uczniów. Śmierciożercy na pewno
liczyli na większą ilość ofiar, lecz większość uczniów i tak była tym przerażona.
— Pierwszy etap Turnieju
Przetrwania został zakończony — oznajmił Halt spokojnie, jakby przed chwilą nie
oglądał krwawej gry. — Teraz wylosujemy osoby, które wezmą udział w drugiej
części.
To zamknęło usta niemal wszystkim.
Harry upewnił się, że w rzeczywistości w kuli nie ma niektórych nazwisk, kiedy
dostrzegł twarze Folisona, Pansy i Millicenty. Wyglądali oni bardziej na
zaciekawionych niż zdenerwowanych, a na ich ustach widniały szydercze uśmieszki.
Wymieniono pierwsze nazwisko. Później drugie i trzecie.
— Dean Thomas, Gryffindor!
Harry poczuł, jak serce podchodzi
mu do gardła, kiedy usłyszał nazwisko chłopaka, z którym był w dormitorium
przez sześć lat. Spojrzał na sektor Gryfonów i odszukał siódmy rocznik, w
którym zapanowało poruszenie. Parvati zachowywała się tak, jakby chłopak już
był martwy, zalewając się łzami. Chłopak z kolei wyglądał na spokojnego,
chociaż w środku pewnie był śmiertelnie przerażony. Nie reagował na słowa
rówieśników, odgradzając się od nich, by uporać się z myślą, że za tydzień
stanie oko w oko ze śmiercią.
Padły dwa kolejne nazwiska ofiar
brutalności śmierciożerców, a później wszyscy rozeszli się, jakby wszystko było
w porządku, chociaż wśród traw stadionu znajdowały się rozszarpane zwłoki
uczniów, których niejednokrotnie każdy mijał na korytarzach.
___________________
Ana Potter, tak jak pisałam na twitterze, nazwisko Halta wzięłam ze Zwiadowców ;)
Agusia 2003, przeczytałam kilka fragmentów tego bloga, ale nie powiedziałabym, że jest bardzo podobny do mojego. Spotkałam się z blogami, których podobieństwo niemal raziło po oczach, tutaj tego nie widzę, ale dziękuję na informację :)
Całusy!
Wasza Bully :)
Brutalnie. Aż strach się bać co będzie w następnym rozdziale...
OdpowiedzUsuńWeny!
Jejku nie mogłam usiedzieć z emocji
OdpowiedzUsuńDean?!? Mam nadzieję że przeżyje ale wiem że kogoś znajomego też musisz zabić :/
Co do tamtego bolga
No nie wiem może mi się tak tylko wydaje
Jakoś nie trafiłam na innego podobnego bloga
Chociaż jak ja bym miała teraz pisać opowiadanie o HP to zapewne bym połączyła pomysły innych twórców a nie tak jak kiedyś tylko moje pomysły, ale tak się kończy czytanie tylu opowiadań.
Weny życzę dużo
"Jedna z młodszych uczestnik miała policzki mokre od łez."
OdpowiedzUsuń"[...] i to niedużej niż pół minuty."
Więcej nie znalazłem, ale też niezbyt specjalnie szukałem :V
Mam nadzieję, że Dean nie spadnie z rowerka :C
Pozdrawiam, Saspik
Hej
OdpowiedzUsuńO.O to było straszne. Czyżby Halt wcześniej gdy uczniowie mieli do niego zaufanie, wypytywał ich po to, aby sprawdzić kto stoi murem za Voldziem, a kto najchętniej by uciekł z Hogwartu?
Jestem prawie pewna, że Harry'ego wylosują z Daffne/Blaisem/Draco. To byłoby... ciekawe.
Jejku biedni uczniowie. Hieny? Naprawdę, głodne hieny?! Grrr...
Ciekawie by było, gdyby ktoś zamknął tam śmie(r)ciożerców :)
Rozdział świetny,
Pozdrawiam cieplutko, życzę duuuużo weny,
Lady Night
Masakra... Nie mam pojęcia jak to skomentować, co napisać. Jestem tak roztrzęsiona i pełna emocji że trzęsą mi się dłonie. Ja wiem że bardzo przeżywam wszystkie książki i fanfiction, ale to co czuję i oczami wyobraźni widzę czytają Twoje dzieła przekracza wszystkie bariery mojego umysłu. Naprawdę; to Twoje opowiadania tak do mnie przemawiają, że czasem jestem w stanie usłyszeć hałas, poczuć wspomniany zapach. Czasem aż mnie to przeraża, ale podczas czytania wpadam prawie w trans.
OdpowiedzUsuńTak bardzo podziwiam Twój talent i to jak umiejętnie go wykorzystujesz. Masz może zamiar wydać coś w formie papierowej? Bo chyba się załamię, jeśli kiedyś zakończysz karierę w blogosferze i Twoje cuda znikną...
Ściskam mocno i życzę mnóstwo weny
@smallerthandot
<3 - serduszko widza bo rozdział wspaniale napisany!
OdpowiedzUsuńczytałam z zapartym tchem, po prostu genialne ^^
nie spodziewałam się takiego cudeńka.
z niecierpliwością czekam na więcej :D
to jest świetne
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, brutalny, ciekawe czy to pomysł Voldemorta czy Holta... no i wygląda na to, że niektórzy są bezpieczni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia