Chociaż Harry nie chciał oglądać
Deana przygotowującego się do walki o życie, natykał się na niego stanowczo zbyt
często. Chłopak przy każdej nadarzającej się okazji ćwiczył jakieś uroki i
powtarzał pod nosem poznane klątwy, a z każdym kolejnym dniem jego oczy
wypełniało coraz większe przerażenie.
Pewnego razu Evan obserwował, jak
Dean na błoniach stara się opanować jakieś skomplikowane zaklęcie, co chwilę
zerkając do książki. Wyglądał na sfrustrowanego, gdy nic z tego nie wychodziło.
Nim Harry zdążył się powstrzymać, odezwał się:
— Nie wolałbyś skupić się na
prostszych urokach i opanować ich więcej w jak najkrótszym czasie?
Gryfon odwrócił się, najwyraźniej
zaskoczony obecnością Ślizgona.
— Nie pytałem cię o zdanie —
warknął.
Harry zignorował jego ton, zdając
sobie sprawę z tego, że chłopak ma wystarczająco przytłaczające myśli, żeby
mieć dość wszystkich wokół.
— Chciałem ci tylko powiedzieć,
że jedno zaklęcie, na którym się skupisz, może być bezużyteczne, skoro nie
wiesz, co cię czeka. Znając więcej uroków, masz większy wybór. Któreś zawsze
się nada.
Dean obserwował go z
rozdrażnieniem, ale po chwili zmarszczka na jego czole trochę się wygładziła,
kiedy spostrzegł słuszność słów Ślizgona.
— Może znasz Expulso albo
Levicorpus? — dorzucił Evan, a Dean pokręcił głową. — Przydatne w wielu
sytuacjach.
Gryfon skinął jedynie głową.
Harry już się odwrócił i chciał odejść, lecz tym razem Gryfon zatrzymał go
słowami:
— Czemu mi pomagasz?
Harry zerknął na niego przez
ramię.
— Bo to wszystko jest
wystarczająco chore i turniej w ogóle nie powinien być tutaj wprowadzony. Nie w
miejscu, gdzie większość dzieciaków ledwo potrafi kogoś rozbroić.
Dean pokiwał głową.
— Dzięki.
Harry wzruszył jedynie ramionami
i poszedł w swoją stronę.
Wieść o samobójstwie
czternastoletniej Gryfonki powitała Hogwartczyków trzy dni po pierwszym etapie
Turnieju Przetrwania. Dziewczynę znaleziono w łazience z poprzecinanymi żyłami.
Według Ginny, która rozeznała się w tym temacie, Gryfonka w ostatnich dniach
chodziła przygnębiona, znacznie zmizerniała i wyglądała na przerażoną. Jej
przyjaciółka wyznała, że zaczęła się tak zachowywać po tym, jak Halt przywołał ją
do swojego gabinetu kilka dni wcześniej, jednak nie chciała przyznać, co
takiego stało się u śmierciożercy. Kiedy Harry się o tym dowiedział, dostrzegł
zaniepokojenie w oczach Ginny.
— Pomyślałem w pierwszym odruchu
o tym, że może zginęła jej rodzina albo spotkała ich jakaś tragedia, o której
Halt jej wtedy powiedział, ale nie pasuje mi to, że nie przyznała tego przed
swoją przyjaciółką. Raczej jest to sprawa, z którą by się nią podzieliła. Jak
myślisz?
— Według mnie masz rację. I mam
swoje podejrzenia — zawahała się. — Starałam się postawić w jej sytuacji i
pewnie miałabym opory przed wyznaniem komuś prawdy, gdyby ktoś… upokorzył mnie.
Albo wykorzystał.
— Sądzisz, że ją zgwałcił.
— Takie odnoszę wrażenie,
szczególnie po tym, jak zadawał mi pytania, które nie powinny go interesować.
Pokazał swoją prawdziwą twarz, wprowadzając do Hogwartu turniej. Dlaczego
miałby nie być zboczeńcem?
— Udaje miłego, a w środku jest
gorszy niż wszyscy ochroniarze razem wzięci — westchnął.
— Zadawał ci jakieś dziwne
pytania na te tematy?
— Mnie? Nie — zdziwił się, a po
chwili zrozumiał, co miała na myśli. — Nie tylko dziewczyny?
— Tak słyszałam od jednego z
młodszych chłopców. Nie powiedzieli tego wprost, ale same podteksty
wystarczyły, żeby Hermiona zorientowała się, co jest na rzeczy, biorąc pod
uwagę całokształt tego faceta.
— Zboczeniec, pedofil i
gwałciciel. Coraz lepiej.
— I sadysta — podsumowała
dziewczyna, opierając się o murek zaraz obok chłopaka.
Odnalazł jej dłoń i mocno ją
ścisnął. Patrzyli przed siebie, na ciemne błonia, nie odzywając się do siebie,
lecz wystarczyła im obecność drugiej osoby w tych trudnych dla wszystkich
dniach.
— Myślisz, że kiedyś wrócimy do
dawnych czasów? — zapytała, przytulając się do jego ramienia. — Bez ciągłego
strachu o swoje życie? Jak długo świat może funkcjonować w stanie wojny?
Harry poczuł gulę w gardle. Jak długo mogę jeszcze przeciągać to, co
jest nieuniknione?
— Skończy się to szybciej, niż
myślisz — szepnął.
Drugi etap Turnieju Przetrwania
nadszedł przeraźliwie szybko. Uczniowie z obawą kierowali się w stronę jeziora,
nie wiedząc, czego tym razem mają się spodziewać. Dla widowni przygotowano
specjalne podesty na różnych wysokościach, by każdy mógł oglądać zmagania
uczestników. Każdy natychmiast dostrzegł unoszące się na wodzie tratwy
wielkości najwyżej dwóch metrów kwadratowych, a na każdej z nich siedział jeden
uczeń wylosowany przez ochronę. Na każdej drewnianej tratwie leżały po dwa
wiosła. Wszystkie oddalone były od brzegu w tej samej odległości. Harry
spojrzeniem odnalazł Deana, który siedział ze skrzyżowanymi nogami i opuszczoną
głową, przygotowując się na to, co miało nadejść.
Arena turniejowa wyglądała równie
niewinnie jak poprzednio, jednak nikt nie wątpił, że horror zacznie się wraz z
końcem odliczania. Żaden z czwórki Ślizgonów nie odezwał się ani słowem, nie
reagując na podteksty Folisona, który chciał ich sprowokować.
— Czy ta dziewczyna nie była
wytypowana do turnieju? — zdumiała się Dafne, wskazując przyjaciołom głową
podesty przeznaczone dla Puchonów. — Ta młoda blondynka przy przejściu.
Pamiętam, że ją wylosowano.
Harry niezbyt kojarzył
dziewczynę, jednak ponownie zerknął na tratwy i dopiero teraz zorientował się,
że brakuje miejsca dla jeszcze jeden osoby.
— Jakim cudem się z tego
wywinęła? — zdumiał się Blaise.
— Greengrass, gdyby ciebie
wylosowano, może też udałoby ci się swoimi wdziękami z tego wywinąć — roześmiał
się Folison.
— Tylko najpierw ktoś musiałby
wypić całą butelkę whisky i nałożyć ci worek na głowę — dorzuciła Pansy ze
śmiechem.
— Po alkoholu ktoś chociaż by
spróbował. Gdybyś była na moim miejscu, musiałabyś siedzieć na tej tratwie —
zripostowała dziewczyna. — Myślicie, że mówią prawdę? — dodała ciszej do trójki
Ślizgonów, ignorując okrzyki Pansy.
— Wcale by mnie to nie zdziwiło —
podsumował Blaise. — Niektórzy wolą się zeszmacić niż zaryzykować życiem.
Później w ciszy czekali na
rozpoczęcie drugiego etapu Turnieju Przetrwania, chociaż nie mieli ochoty
oglądać kolejnej rzezi.
Harry rozejrzał się po trybunach
i zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł bardzo mało osób z siódmego roku u Gryfonów,
Puchonów i Krukonów. Kiedy przyjrzał się dokładniej, zauważył brak kolejnych
osób z młodszych roczników, których doskonale znał. Gwardia. Nie zjawili się. Coś ścisnęło go za żołądek, gdy
uświadomił sobie, czym to może się skończyć. Ginny również nie było. Demelza
rozglądała się wokół nerwowo, jakby wiedziała coś, o czym nie widzą inni. To nie skończy się dobrze, niezależnie od
tego, co planują.
— Witamy w drugim etapie Turnieju
Przetrwania! — ogłosił radośnie Halt. Niektórzy uczniowie zabuczeli na znak
protestu, ale szybko zostali zagłuszeni przez kolejne słowa mężczyzny. — Nasi
uczestnicy w tej rundzie muszą dotrzeć do brzegu, używając do tego wioseł.
Zaczynamy obliczanie!
— Och, tylko tyle? — zironizowała
Dafne. — Zapomniał wspomnieć o tym, że w międzyczasie musi zginąć jakiś uczeń
albo i dwóch?
— Dafne, tak bardzo wątpisz w
jego współczucie? — odparł Blaise, patrząc na nią z komicznym niedowierzaniem.
Harry uśmiechnął się słabo.
Przyzwyczaił się już do czarnego humoru i dużej dawki ironii u trójki
towarzyszących mu Ślizgonów. Sądził, że takie podejście jest o wiele lepsze od
ciągłego strachu i zasmucania się, czego wszyscy mieli na co dzień w
wystarczających ilościach.
Widownia uciszyła się w trakcie
odliczania, czekając na to, co się stanie. Uczestnicy etapu ściskali wiosła.
Evan natychmiast dostrzegł utrudnienie dla nich: obie dłonie były zajęte, więc
nie mieli możliwości trzymać różdżki, by użyć jej do obrony w razie konieczności,
a Harry nie sądził, że nie będą ich potrzebować. Kiedy tylko zakończono
odliczanie, woda w jeziorze zaczęła się kotłować. Uczestnicy jedynie rzucili
okiem w miejsca, gdzie działo się to najbardziej gwałtownie, a później zaczęli
wiosłować, chociaż robili to bardzo niestarannie. Zapewne nikt z nich nigdy nie
płynął łódką czy kajakiem. Istniały zaklęcia, które by im pomogły, jednak po
niedopatrzeniu w pierwszym etapie organizatorzy przypuszczalnie przewidzieli
taką sytuację. Uczestnicy nawet nie próbowali przedostać się na brzeg dzięki
magii, co tylko potwierdziło przemyślania Evana.
Harry najbardziej skupił się na
Deanie, ponieważ znał go osobiście i był z nim całym sercem. Chłopak był
całkowicie skupiony, jakby nie słyszał okrzyków widowni i nie widział niczego
poza wodą i brzegiem.
Evan rozejrzał się po trybunach.
Wszyscy wpatrywali się w uczestników, krzyczeli, dopingowali. Ilościowo mieli
olbrzymią przewagę nad ochroną, a mimo to nikt nie odważył się rozpocząć
rebelii, która wstrząsnęłaby całą szkołą. Nikt się nie sprzeciwił, kiedy
rozpoczęto brutalny Turniej Przetrwania, lecz wszyscy przyjęli to z pokorą,
jakby nie była to zabójcza gra. Patrzyli na śmierć rówieśników i przechodzili
obok tego niemal obojętnie, martwiąc się tylko o to, żeby nie zostać
wylosowanym do kolejnego etapu. W większości byli dziećmi, owszem, ale w takich
warunkach nawet ci najmłodsi musieli dorosnąć.
Zamyślił się tak bardzo nad tym
wszystkim, że dopiero zlęknione okrzyki uczniów wyrwały go z transu i wbił
spojrzenie w jezioro. Jakaś niewidoczna pięść zacisnęła się na jego gardle,
kiedy dostrzegł wyłaniające się z wody odnóża różniej grubości. Najwyraźniej
miały na celu zrzucenie uczestników z tratw. Harry czuł, że na wpadnięciu do
wody się nie skończy, ale bał się pomyśleć, co może stać się pod powierzchnią.
Zawodnicy zmuszeni byli od odrzucenia wioseł i sięgnięcia po różdżki, by bronić
się wszelkimi sposobami. Poleciały pierwsze klątwy trafiające w odnóża, które
jednak nie robiły im większej krzywdy. Jeden z chłopaków niemal wpadł do wody,
ale cudem zdołał uczepić się tratwy i wspiąć się na nią ponownie. Jedna z
oślizgłych czarnych kończyn zaczęła szalenie uderzać w wodę, nie koncentrując
się na konkretnym punkcie czy osobie. Najwyraźniej potwór, który był ukryty pod
powierzchnią, miał na celu wywołanie jak największego chaosu.
Evan chwilę wcześniej pomyślał o
rebelii, a raczej jej braku ze strony uczniów, by już kilka minut później do
akcji wkroczyła Gwardia Dumbledore’a. Niespodziewanie wyłonili się spod
podestów dla widowni, by ciskać zaklęciami w odnóża. Harry dostrzegł, jak
Seamus biegnie w stronę jeziora i wrzuca do niego jakieś kulki, zabarwiając
wodę na czerwono. Rozległ się głośny pisk raniący uszy, kiedy kolor szybko się
rozprzestrzenił. Odnogi zaczęły chować się pod powierzchnię wody, więc zawodnicy
natychmiast zaczęli wiosłować.
Tymczasem na brzegu wybuchła
bitwa, gdy członkowie Gwardii Dumbledore’a zostali zaatakowani przez ochronę.
Nie mieli jednak większych szans, gdyż było ich zbyt mało, szczególnie że wszyscy
Gwardziści nie brali w tym udziału. Prędko zostali powstrzymani, ale w tym
czasie zdołali powalić na trawę kilku przeciwników, a zawodnicy dopłynęli do
brzegu, kończąc drugi etap turnieju. Wśród tego zgiełku Harry nie zdołał
rozpoznać wielu uczniów GD, ale niemal zwymiotował z nerwów, przypominając
sobie, kogo nie zauważył wcześniej na trybunach.
Śmierciożercy byli wściekli, że
po raz kolejny ich plany zostały pokrzyżowane. Jedynie Halt wyglądał na
opanowanego, kiedy schodził na dół, by rozeznać się w sytuacji, nakazując
jednocześnie widowni pozostanie na swoich miejscach. Gwardzistów zawleczono pod
podesty. Harry czuł, jak jego dłonie się pocą.
— Ciekawe, co z nimi zrobią —
roześmiał się Folison.
Harry z nerwów niemal porwał się
w jego stronę, by zetrzeć mu z twarzy uśmiech, ale zatrzymał go mocny uścisk na
ramieniu. Dostrzegł Draco, którego twarz przypominała maskę. Musiał zdawać
sobie sprawę z tego, co czuje Evan, ponieważ jako jedyny wiedział, czym tak
naprawdę jest dla niego Gwardia.
— Nic tym nie zdziałasz — syknął
tylko w jego stronę.
Więc czekał na to, co miało się
stać, chociaż miał wrażenie, że dostanie zawału serca. Chciał rebelii, a gdy do
niej doszło, tylko się przyglądał. Wiedział, że nawet gdyby dołączył do tego,
co zrobili Gwardziści, akcja zakończyłaby się klęską tak czy inaczej, ale teraz
miał ochotę rzucić się z tego podestu na główkę. Gdyby dołączyło więcej osób,
gdyby nie byli tchórzami… Gdyby mógł zrobić coś więcej…
— Drodzy uczniowie — odezwał się
Halt. — Drugi etap Turnieju Przetrwania został zakończony. W trzecim etapie
turnieju wezmą udział następujące osoby: Susan Bones, Hufflepuff. Ernie Macmillan, Hufflepuff. Luna
Lovegood, Ravenclaw. Hermiona Granger, Gryffindor.
Nie. Merlinie, nie. Czuł, że jego dłonie
zaczynają drżeć, dlatego zacisnął je w pięści.
— Neville Longbottom, Gryffindor. Natalie
McDonald, Gryffindor. Owen Couldwell, Hufflepuff. Padma Patil, Ravenclaw. Jimmy
Peaks, Gryffindor. Ronald Weasley, Gryffindor.
To tylko koszmar. Zaraz się obudzę.
— Colin Creevey, Gryffindor. Terry Bott,
Ravenclaw. Seamus Finnigan, Gryffindor. Anthony Goldstein, Ravenclaw. Justin Finch-Fletchey,
Hufflepuff. Hanna Abott, Hufflepuff. Parvati Patil, Gryffindor. Lavender
Brown, Gryffindor. Ginny Weasley, Gryffindor. O miejscu rozpoczęcia trzeciego
etapu…
Harry więcej nie słuchał. Zerwał
się z ławki i zszedł z podestu, słysząc zmartwiony głos Dafne, która go wołała.
— Idź do Voldemorta. Powołaj się
na Umowę.
— I co? Odwoła turniej, bo tak
sobie zażyczę? Prędzej zje Nagini niż uwierzy, kiedy mu powiem, że wszystkich
buntowników chroni Umowa. Mogę ochronić Rona, Hermionę i Ginny, ale co z
resztą? Mam wypiąć się na nich tyłkiem?
Harry siedział w kwaterach
Syriusza i chociaż wcześniej szukał jakiegoś mocniejszego trunku, żeby się
napić, nie znalazł żadnej butelki. Łapa dostosował się do jego prośby, żeby
przestał pić, ale teraz sam miał ochotę zalać się do nieprzytomności.
— Nie mogę ich tak zostawić. To
ja to zacząłem — dodał słabo.
— Wiedzieli, jakie mogą być
konsekwencje, więc nie zwalaj odpowiedzialności na siebie.
— Nawet jeśli, nie ma to teraz
znaczenia. Muszę coś zrobić.
Przez kolejne minuty siedzieli w
milczeniu, zastanawiając się nad rozwikłaniem tego problemu, chociaż Harry znał
rozwiązanie już w momencie, gdy wyczytano listę uczestników trzeciego etapu
turnieju.
— Dlaczego Halt nie wziął pod
uwagę rozkazów Voldemorta? — zastanawiał się Łapa. — Mógł zapomnieć mu o tym
powiedzieć, gdy wysyłał go do Hogwartu?
— Może zrobił to celowo. Może
znalazł jakiś sposób, żeby ominąć ten punkt. Może… może nic nie ma im się stać,
tylko chce ich nastraszyć. Nie wiem i teraz to nie ma znaczenia, bo wiesz, co
powinniśmy zrobić. Wiesz o tym doskonale. — Wyraz twarzy Łapy dał mu jasną
odpowiedź. — Powinniśmy zrobić to już dawno. Skończyć z tym wcześniej.
— Harry…
Chłopak pokręcił głową z
zaparciem.
— Nie możemy dłużej tego
przeciągać. Już dawno nadszedł czas.
— Co się z nami stanie, gdy
nadejdzie koniec roku szkolnego? — zapytał Evan, siedząc przed wygaszonym
kominkiem w pokoju wspólnym Slytherinu. — Sądzicie, że wszyscy zostaną
wypuszczeni na wakacje, jakby nigdy nic się tutaj nie działo?
— Nigdy o tym nie myślałam —
odparła cicho Dafne, obserwując go od chwili, gdy wszedł do dormitorium
Ślizgonów. — Jednak na pewno zdają sobie sprawę z tego, że wielu uczniów już
nie wróci, a na to raczej nie mogą sobie pozwolić, prawda? Może wypuszczą tylko
siódmy rocznik?
— Który doniesie o tym, co się
dzieje wewnątrz Hogwartu osobom, które nadal starają się walczyć? — rzucił na
to Blaise.
— Jakieś wnioski? — mruknął Evan,
nie odrywając wzroku od kominka.
— Tych niepokornych będą tutaj
trzymać albo ich zabiją. Pozostali zostaną wypuszczeni — szepnęła Dafne. —
Jesteśmy jako pierwsi do odstrzału.
— Ku*wa — wymamrotał Blaise. —
Jesteśmy w gównie po same uszy.
Po chwili ciszy Harry odważył się
zadać pytanie:
— Ile na oko może być osób w
naszej dziwacznej grupie sabotażowej?
— Może piętnaście, razem z nami —
odparł Draco.
Piętnaście. Co jesteśmy w stanie zrobić w tyle osób?
— Kolejna akcja? — zapytała
Dafne. — Co chcesz zrobić?
— W tyle osób? Nic.
Cała trójka patrzyła na niego,
nie rozumiejąc go, ale podświadomie zdając sobie sprawę z tego, o czym mówi.
— Jeżeli chcesz uwolnić
sabotażystów… — zaczął Blaise. — Wiesz, że będą musieli dać nogę z Hogwartu, a
tego im nie zapewnimy.
— Może nie chcę, żeby dawali
nogę.
— Żeby nam pomogli — szepnęła
Dafne.
— Evan, nawet jeśli by nam się
udało — rzekł Blaise konspiracyjnym szeptem — nie utrzymamy zamku. Przyjdzie
tutaj i nas rozgromi w pył. Nie kieruj się tylko tym, że Weasley weźmie udział
w trzecim etapie.
To było jak uderzenie pięścią w
żołądek. Czy gdyby tak się nie stało, pomyślałby chociaż o tym, żeby rozpocząć
rebelię? Sabotażyści zostali zamknięci po raz kolejny w lochach, gdzie mieli
spędzić czas do kolejnej soboty. Planowano nie dać im możliwości przyswojenia
dodatkowych umiejętności, które przydadzą się w turnieju.
— Nie o to chodzi.
— A mnie się wydaje, że chodzi
właśnie o to. Przyznaj, że zanim jej nie wytypowano, nawet nie pomyślałeś o
buncie.
Nie odpowiedział, nie odrywając
wzroku od kominka.
— Nikt się na to nie porwie tylko
dlatego, że tym razem padło na nią — ciągnął bezlitośnie Blaise. — To nie jest
argument, który przekona kogokolwiek. — Spojrzał na Dafne i Draco. — Nawet nas
— dodał ciszej.
Evan pokiwał powoli głową na znak
zrozumienia, chociaż w dalszym ciągu na nich nie spojrzał. Czuł, że Dafne
położyła dłoń na jego ramieniu, a później został sam. Sam z tym całym bajzlem. Tak jak zaczynałem.
Przekonał się, w jak ciężkiej
znalazł się sytuacji, kiedy uświadomił sobie, że może liczyć tylko na pomoc
Syriusza. To było za mało. Mógł przedostać się do domu Voldemorta w każdej
chwili, by zabrać stamtąd puchar, jednak nic by mu to nie dało, ponieważ w
dalszym ciągu medalion byłby ukryty. Nie miał pojęcia, gdzie się on znajduje, a
do tego potrzebował Rona lub Hermiony, którzy byli aktualnie zamknięci w
lochach. Bez większej grupy nie byłby w stanie ich uwolnić, by doprowadzić
wszystko do końca, więc stał w miejscu. Czas uciekał, a on nie wiedział, co
robić.
Draco, Dafne i Blaise nie
poruszyli więcej tematu z pokoju wspólnego, a on nie naciskał. Wiedział, że nie
będzie w stanie do niczego ich zmusić, a buntownicy ze Slytherinu na pewno nie
poszliby za nim w ogień. Podświadomość podpowiadała mu, żeby uratował tyle
osób, ile jest w stanie w aktualnej sytuacji, ale serce nie chciało się na to
zgodzić.
Kilkoro członków GD pozostałych
na wolności podjęło próbę wydostania swoich przyjaciół ze stowarzyszenia,
jednak skończyło się na tym, że część z nich wpadła w sidła śmierciożerców.
Niektórzy zdołali uciec, a Harry dostrzegł przygnębionego Deana, który
najwyraźniej przejął rolę dowódcy i poniósł sromotną klęskę już na samym
początku. Chociaż próbował.
Im bliżej było soboty, tym więcej
miał przykrych myśli. Przeklinał brak spontaniczności u Ślizgonów, która była
domeną Gryfonów. Miał ochotę wyć z rozpaczy, nie wiedząc, co ma zrobić. Chciał
walczyć, skończyć to wszystko, ale nie miał możliwości. Był bliski podejścia do
Deana, by zwrócić się do niego z prośbą o pomoc w uwolnieniu Gwardzistów, ale
chłopak na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że nie mają szans, skoro jedna akcja
już spaliła na panewce i stracił kolejną część sprzymierzeńców.
— Może przekonasz ich… jeśli
powiesz im prawdę — powiedział Syriusz trzy dni przed rozpoczęciem etapu.
— O czym mówisz?
Łapa spojrzał na niego poważnie.
— Może Ślizgoni pójdą za tobą,
jeśli powiesz im, że dzięki temu jesteś w stanie skończyć to raz na zawsze.
Przedstaw im, jak to widzisz, żeby wiedzieli, że wszystko zaplanowałeś, że nie
działasz na ślepo.
— Poza tym, że muszę uwolnić
Gwardię, nic nie zaplanowałem. — Harry zaśmiał się niemal histerycznie.
— Więc zróbmy to teraz —
oznajmił, ale Evan nie widział u niego najmniejszego grama entuzjazmu.
— Nie chcesz tego robić —
zauważył.
— Bo wiem, do czego doprowadzi
ten bunt, jeśli wszystko się uda.
Patrzyli na siebie, rozumiejąc
się bez kolejnych tłumaczeń.
— Wiesz, że prędzej czy później
musimy to zrobić.
— Cały czas sobie wmawiałem, że
tego unikniemy , że jakoś to obejdziemy — zaśmiał się słabo Łapa. — Cały czas
myślałem nad tym, żeby znaleźć sposób na zmuszenie Voldemorta do złamania
Umowy. Nie wiesz, ile miałem pomysłów. Raz nawet próbowałem wyprowadzić go z
równowagi, żeby się na mnie wyżył i kopnął w kalendarz…
— Syriusz…
— … ale ten świr zdołał się
opanować i nic z tego nie wyszło. Wiem, że nie powinno mi to przejść nawet
przez myśl, ale liczyłem na to, że w trakcie trzeciego etapu zostanie narażone
życie któregoś z Gryfonów, żebyś uniknął tego, co ma się stać. Teraz pluję
sobie w brodę, że mimo wszystko próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie i
jednocześnie pcham cię do tego, żebyś stanął naprzeciwko niego, chociaż wiem,
że znienawidziłbyś mnie, gdybym tego nie zrobił. Ku*wa, ale bym się teraz
napił.
Odwrócił się od Harry’ego,
przeczesując włosy dłonią. Evan obserwował go z przygnębieniem, słysząc takie
słowa z jego ust. Nigdy nie pomyślał o tym, co przechodzi Syriusz, gdy skupiali
się na wykonywaniu zadania. Nie sądził też, że ten działał na własną rękę, żeby
podjąć próbę ratowania go przed losem, samemu się poświęcając. Robił co tylko
mógł, żeby Harry przeżył. Był zdolny nawet narazić na śmierć kogoś innego dla
niego. Wspólna misja ich zbliżyła, więc nie powinien być zdziwiony, a mimo to
słowa Łapy były dla niego zaskoczeniem. Nie ułatwił mu zadania.
— Od początku cię nastawiałem na
to, jak wszystko się skończy — wymamrotał.
— Zawsze jest nadzieja, no nie?
Głupie światełko w tunelu, które okazuje się pędzącym pociągiem. Skoro już rzuciłem
ten przeklęty pomysł, według mnie Ślizgoni spojrzeliby na to inaczej, gdyby
zauważyli, że jest jakaś szansa, a nie jest to tylko głupia mrzonka — dodał z
roztargnieniem, nie patrząc na Evana.
Chłopak skinął powoli głową. Nie
wracał do tematu, widząc jak bardzo Łapa chce tego uniknąć.
— Gdybym wam powiedział, że
zależy mi na wydostaniu z lochów dwóch osób, a wśród nich nie ma Ginny?
Blaise aż uniósł brwi, słysząc
takie pytanie z ust Evana. Chłopak stał jednak przed nimi z pewnością wypisaną
na twarzy.
— A co uwolnienie tych dwóch osób
miałoby mieć na celu? — zapytał Draco.
— To, że te dwie osoby są w
stanie przyczynić się do zniszczenia Voldemorta.
Zapadła cisza, w której słychać
było tylko uderzenia muchy o klosz lampy.
— A teraz wytłumacz nam, co tym
razem wymyśliłeś — powiedziała Dafne, wygodniej sadowiąc się w fotelu.
Więc Harry przedstawił im cały
misterny plan przejęcia kontroli nad Hogwartem.
— Więc mielibyśmy przejąć
Hogwart, żebyś mógł wykończyć Voldemorta, tak?
— W skrócie można to tak określić.
— A te dwie osoby…?
— Wiedzą, gdzie znajduje się
rzecz, która ma mi w tym pomóc.
— Kim są te osoby? — zapytał
Draco.
Harry spojrzał na niego i lekko
się uśmiechnął. Malfoy doskonale wiedział, o kim mówi.
— Ron Weasley i Hermiona Granger.
_______________________
Caroline Adams, moim marzeniem jest wydanie kiedyś jakiejś książki, ale czy mi się to uda? Trudno powiedzieć ;)
Niestety, ale kolejny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie. Dlaczego? Tak jak pisałam już jakiś czas temu, ilość rozdziałów szybko się kurczy. Wcześniej narzekałam na brak weny, teraz mam mało czasu. Nie chcę robić dłuższej przerwy, gdy skończą mi się rozdziały, dlatego teraz robię tygodniowy odwyk od wstawiania. Możliwe, że to tylko jednorazowy wyskok, ale uprzedzam, że niekoniecznie. Uznałam, że tak będzie lepiej, żebym mogła pisać z większym spokojem.
Z przeprosinami i całusami,
Wasza Bully :)
Nieeeee, dlaczego??? ������ Nie wytrzymam psychicznie ����
OdpowiedzUsuńHej
Rozdział cudowny, w Turnieju tym razem nikt nie zginął, ale ta biedna gryfonka sama skończyła swoje życie. Smutne :( Czyżby Halt naprawdę jej coś zrobił?
Zdaje mi się, że najlepszym wyjściem jest zmuszenie Voldzia do złamania umowy. Tylko w jaki sposób? Trudny orzech do zgryzienia.
Czy Harry zaufa Daffne i Blais'owi (Tak się odmienia jego imię?) i powie im o swojej prawdziwej tożsamości? Jeśli tak, to mam nadzieję, że niedługo...
Zastanawiam się od początku tego opowiadania - czy będzie Happy End? Czy jednak nie tym razem?
Pozdrawiam cieplutko, mam nadzieję, że wena i wolny czas do ciebie wrócą,
Lady Night
Ja się zabije ��
OdpowiedzUsuńPoszłabym za Evanem w ogień! Być może tylko dlatego, że znam dwie strony medalu.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie czuję nadzieję po dzisiejszym rozdziale :)
Do zobaczenia za 2 tygodnie!
genialne
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie bolą, tym bardziej, iż ten rozdział był króciutki. No ale trudno, oczekiwanie zwiększa ilość i jakość emocji, a przecież by je przeżywać czytamy. :D Także z cierpliwością poczekam na kolejny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńA więc kiedy Harry zginie? Jeju, bardzo bym tego chciała :D Ale wcześniej wielkie "BUM!" związane z jego prawdziwą tożsamością... Szkoda, że nie był możliwy udział Pottera w turnieju. xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
NIEEEE ja umrę!!! Wpędzasz mnie do grobu :( Rozdział jak zwykle genialny :) Już nie mogę doczekać się dalszego ciągu wydarzeń :)
OdpowiedzUsuńSmutno mi na wieść, że dopiero za 2 tygodnie ale jakoś chyba przetrwam to :)
Rozdział świetny jak zawsze i nie mogę doczekać się kolejnego. Taka mała uwaga w nekrologu jest napisane że kolejny rozdział będzie 17, a chyba chodziło ci o 27,ale to taki szczegół tylko
OdpowiedzUsuńGwałt, gwałt, gwałt!
OdpowiedzUsuńCzyżby Hory Portier miał przeżyć? :V
Jakoś tak myślałem, że umrze...
Pozdrawiam, Saspik
No nie! Trochę mnie nie było, a tu tyle nowości! Niekoniecznie dobrych, ale rozumiem ciebie. Trochę się pomęczymy z czekaniem, ale wiem że będzie warto :). Co do rozdziału, to Turniej Przetrwania troszkę przypomina mi historię z "Igrzysk Śmierci". Ale nie jest to z mojej strony jakaś krytyka, a wręcz muszę powiedzieć, że (jak na sadystkę przystało xD) lubię taką tematykę i zawsze jak czytam opowiadania z tym wątkiem nie mogę się doczekać, co będzie dalej :D Jestem mega ciekawa czy Harry'emu uda się cała akcja i uratuje przyjaciół. Też się trochę obawiam, bo lubisz zaskakiwać - nie zabij mi tu tylko kogoś po drodze! Bardzo polubiłam twoje postacie Dafne, Blaise czy Draco i nie chciałabym się z nimi rozstawać. Życzę dużo weny i oby czas szybko minął, cobym mogła się rozkoszować kolejnym rozdziałem Umowy <3 Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo okropne uczucie, gdy zapomniałaś, że nowy rozdział będzie dopiero za dwa tygodnie i co kilka minut sprawdzasz, czy jest aktualizacja, a później przypominasz sobie straszną prawdę i chcesz zwinąć się w kłębek i płakać XD (ale długie zdanie mi wyszło ;) )
OdpowiedzUsuńtoja
UsuńHey!Czy mogłabym dodać twoje opowiadania na wattpada?Oczywiście zaznaczyła bym że to nie moje ff.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo nie cała gwardia wpadła, mam nadzieję, że ten plan wypali...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia