Evan wymienił spojrzenie z Dafne,
która zanuciła słowa piosenki. Zdezorientowany śmierciożerca wbijał wzrok w
sufit, jakby myślał, że ten zaraz się zawali. Gwardziści wyglądali na równie
zagubionych, nie mając pojęcia, co to ma znaczyć. Evan podniósł się, gdy tylko
ucichła melodia i podszedł do krat.
— Uznaliście, że zaczniecie nam
zapewniać rozrywkę? — rzucił w stronę śmierciożercy, który wbił w niego
spojrzenie. — Nie żebym narzekał.
— Wracaj na miejsce i się
przymknij — warknął.
— Serio? Zmuś mnie — zaszydził.
— Zmuszę cię bardzo szybko, gdy
zawlekę cię na przesłuchanie, gówniarzu.
— W sprawie twojego
zniedołężniałego mózgu? Dużo wam powiem, muszę to przyznać.
— Ja bym im to powiedział nawet
bez przesłuchania, Evan — zaśmiał się Emil.
— To nie jest głupia myśl. —
Zerknął w dwie strony korytarza, jakby czegoś szukał. — Cholera, jesteś tylko
ty jeden, więc skupimy się na tobie, czubku — rzucił w stronę ochroniarza. —
Słyszałem, że Halt ma chrapkę na męskie tyłki. — Ktoś wciągnął powietrze, słysząc
tak dosłowne słowa, o których zwykle mówiono tylko szeptem. — Jak tam twoje
tyły?
— Ty pieprzony bachorze! —
wrzasnął, prędko podchodząc do krat, by dać mu nauczkę.
Evan tylko na to czekał.
Wyciągnął ręce przez pręty, chwycił zaskoczonego mężczyznę za szaty i z całej
siły przyciągnął go do siebie, uderzając jego czołem w stal. Nie zastanawiał
się nad niczym, odpychając zamroczonego mężczyznę i przyciągając go jeszcze
raz. Niektórzy Gwardziści zerwali się z podłogi, kiedy równomiernie zaczął
uderzać jego czołem o kratę. Ze złamanego nosa pociekła krew, a ciało
śmierciożercy zaczęło omdlewać.
— Zaraz padnie — rzuciła Laura,
stając obok Evana.
Harry zaparł się nogami o kraty,
kiedy mężczyzna stracił przytomność. Powoli odłożył jego ciało na podłogę,
używając jak najwięcej siły, żeby nie runął do tyłu. Gdy tylko znalazł się na
posadzce, Laura wyciągnęła ręce i zaczęła obszukiwać jego szaty. Znalazła cały
pęk kluczy i podała je Evanowi. Przejrzał wszystkie z nich, szukając
odpowiedniego. Każdy Gwardzista już stał na nogach z podekscytowaniem wypisanym
na twarzy.
— Co wy robicie? — zapytał z
niepokojem Terry, widząc, że Dafne i Laura zaczynają odchylać swoje bluzki i
grzebać pod biustonoszami.
— Stanik to świetny schowek,
drodzy panowie — odparła Laura, wyciągając cztery niepozornie wyglądające kulki
wielkości wiśni. — I zwykle śmierciożercy ich nie sprawdzają.
Evan przez chwilę ze skupieniem
starał się włożyć klucz od drugiej strony krat, nie mogąc znaleźć dziurki,
jednak wreszcie wejście stanęło przed wszystkimi otworem. Przeciągnął ciało
nieprzytomnego śmierciożercy do celi i nakazał Gwardzistom związać go tak, żeby
nie był w stanie dotknąć Mrocznego Znaku.
— Róbcie to z każdym
śmierciożercą, którego spotkacie. Nie mogą powiadomić Voldemorta o buncie —
rzucił, odbierając od Dafne jedną kulkę, jednocześnie wyczarowując kilka lin. —
Na razie zostańcie w celi.
Wyszedł razem z resztą Ślizgonów
i skierował się w głąb lochów. Idąc na palcach, starali się robić jak najmniej
hałasu, by nie wzbudzić podejrzeń śmierciożerców pilnujących tyłów więzienia.
Zapewne sam sygnał do ataku w postaci piosenki był dla nich niepokojący, więc
musieli dmuchać na zimne. Usłyszeli ciche rozmowy dochodzące zza rogu, dlatego
natychmiast zwolnili. Dafne zatrzymała się obok stojącego na czele Evana,
ściskając różdżkę jeszcze mocniej. Zerknęli na siebie porozumiewawczo. Chłopak
wyciągnął rękę i pokazał trzy palce, które po kolei zgiął. Kiedy dłoń zacisnęła
się w pięść, wyskoczyli za rogu, by z zaskoczenia powalić dwójkę
śmierciożerców, którzy nie spodziewali się żadnego ataku. Pozbawieni
przytomności osunęli się na zimną posadzkę, nie domyślając się nawet, co
takiego zaszło. Zaciągnęli ich do celi, w której wcześniej byli uwięzieni.
Ochroniarz, którego Harry znokautował dzięki kratom, siedział ze spuszczoną
głową pod ścianą z rozpostartymi ramionami przywiązanymi do haków
przeznaczonych do przykuwania najbardziej niesfornych więźniów. Przód jego
szaty poplamiony był krwią wypływającą z połamanego nosa, jednak najważniejsze
było to, że nie byłby w stanie dotknąć Mrocznego Znaku, żeby powiadomić
Voldemorta o problemach w szkole. Gwardziści natychmiast zajęli się
unieruchamianiem przyciągniętych śmierciożerców.
Emil nadal stojący na korytarzu
nagle popędził przed siebie, lecz szybko się zatrzymał i wyrzucił kulkę
ściskaną w dłoni, jakby trenował rzut oszczepem. Nim niewielka kulka uderzyła o
ziemię, Harry usłyszał kroki biegnącej osoby, dlatego wybiegł z celi, a zaraz
za nim Laura. Później rozległ się krótki wybuch, a Evan dostrzegł śmierciożercę,
który padł na ziemię, kiedy podmuch powietrza popchnął go kilka metrów przed
siebie. Cisnął w niego klątwą, która minęła go zaledwie o kilka centymetrów.
Ochroniarz zerwał się na nogi, lecz zanim odbiegł, dopadła go Laura. Dała mu
takie manto, że Evan i Emil musieli ją odciągać, zanim zatłukła go na śmierć.
— Za to, że tak mnie sprałeś,
śmieciu — powiedziała i splunęła na jęczącego i poobijanego mężczyznę.
Następnie odeszła w stronę celi z
dumnie uniesioną głową pod spojrzeniami Gwardzistów. Evan oszołomił leżącego
śmierciożercę i razem z Emilem przenieśli go do klatki. Evan i Dafne ruszyli na
czele całego orszaku w kierunku drzwi wyjściowych. Nie natknęli się na żadnego
ochroniarza, więc najwyraźniej huk pocisku nie ściągnął niczyjej uwagi.
— Myślisz, że sobie radzą? —
zapytała cicho Dafne, kiedy dostrzegli wrota.
— Oby. Jeśli nie to jest po nas.
Evan położył dłoń na klamce od
drzwi wyjściowych, zerknął jeszcze raz na gotową do ataku Dafne, ale zanim
zdążył je otworzyć, te same to zrobiły. Laura wyrwała się do przodu, by powalić
na ziemię wchodzącą osobę. Rozległ się zaskoczony chłopięcy okrzyk, później
rumor, kiedy kolejne postacie wskoczyły do lochów. Dopiero wtedy Evan
zorientował się, kim są przybyłe osoby. Powstrzymał cisnącą się na usta klątwę.
Laura również zdążyła zorientować się w sytuacji, więc natychmiast odskoczyła
od Denisa Creeveya.
— Mieliście czekać, aż sami
wyjdziemy — warknęła Dafne w stronę Blaise’a i Demelzy, którzy pojawili się
zaraz za Denisem. — Mogliśmy przez przypadek was znokautować.
— Uznaliśmy, że nie ma na co
czekać — stwierdził Blaise. — Usłyszeliśmy wybuch, więc woleliśmy upewnić się,
że wszystko jest w porządku. Po sprawdzaniu kwater Halta znaleźliśmy różdżki.
Denis podniósł się z podłogi i
podał uwolnionym Gwardzistom cały pęk różdżek, które ci natychmiast zaczęli
między sobą wymieniać. Evan dostrzegł za plecami Ślizgona czyjeś nogi.
— Zamknijmy ich w lochach —
rzucił, kiwając głową w stronę korytarza.
Blaise natychmiast skinął głową.
Z pomocą Gwardzistów unieruchomili ich w podziemiach zamku.
— Co wy tu robicie? — Harry
usłyszał pytanie Ginny skierowane do Demelzy.
— Twój chłoptaś wie o Gwardii
znacznie więcej, niż by wypadało — odparła dziewczyna. — Nie mając wyjścia,
połączyliśmy siły ze Ślizgonami, chociaż nie wiem, jak to się skończy.
— Jaki jest plan? — zapytała
wreszcie Hermiona. — Na co w ogóle się porywamy?
— My porywamy się na zapewnienie
ci czasu — oznajmiła Dafne. — A na co ty się porywasz z Weasleyem, powinnaś
wiedzieć. A jeśli nie wiesz, zapytaj Evana.
Spojrzenia niemal wszystkich
skierowały się na Harry’ego, który kończył krępować rękę jednego z ochroniarzy.
Nie przejął się tym zbytnio, patrząc na Hermionę.
— Na pewno wiesz.
Uśmiechnęła się słabo i skinęła
porozumiewawczo głową.
— Hej, mogę wiedzieć, co jest
grane? — warknął Ron.
Hermiona wbijała przez chwilę
wzrok w Ślizgona, jakby pytała go o zgodę, a później odwróciła się w stronę
Rona.
— To on się z nami kontaktował.
— Co?! — Rozszerzone oczy
chłopaka wypełnione były zdumieniem. — Skąd o tym wiesz?!
— Posklejałam wszystkie fakty.
Domyśliłam się jakiś czas temu. Nic ci nie mówiłam, bo wiedziałam, jak
zareagujesz…
— Skąd wiesz… o tej sprawie? —
rzucił oskarżycielsko w stronę Evana, którego twarz wyrażała spokój, choć
odczuwał przyspieszone tętno. — Wiedziały tylko cztery osoby!
— Ron — powiedziała słabo
Hermiona, czując, że jeszcze chwila i chłopak dostrzeże prawdę.
— Kim ty jesteś, do cholery?!
Zapadła cisza. Gwardziści i
Ślizgoni obserwowali ich, co chwilę kierując spojrzenie na inną osobę z całej
trójki. Evan przez chwilę nie odpowiadał, patrząc na Rona, który już wiedział, ale
jeszcze nie potrafił zbić tego w jedną myśl.
— Nie mów tego głośno — rzekł
wreszcie cicho.
Hermiona wyglądała tak, jakby
miała się zaraz rozpłakać. Czuła się tak, jakby dopiero teraz dostała
potwierdzenie. Ron chwycił się za głowę z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
— O czym oni gadają? —
wymamrotała Lavender.
— Kto ich wie — odparł pod nosem
Terry.
— Hermiona? — wydukała Ginny. —
Nasze rozmowy nie były hipotetyczne?
— Przepraszam — szepnęła.
Harry spojrzał na oszołomioną
Ginny. Powoli przeniosła na niego wzrok, z którego nie potrafił nic wyczytać.
Ciszę przerwał głośny wybuch tuż nad ich głowami.
— Nie wiem, o co chodzi, ale
chyba czas zabrać się do roboty — powiedział Blaise. — Wychodzi na to, że akcja
nabiera tempa i potrzebują więcej osób. Evan, rób swoje i nie trać czasu.
Harry skinął głową.
— Gdzie jest Riley?
— Nie widzieliśmy go.
— Wasza dwójka idzie ze mną —
powiedział Harry w stronę Hermiony i Rona, a później wyszedł z celi, nic nie
tłumacząc.
Dziewczyna chwyciła Rona za rękę
i pociągnęła go za Ślizgonem. Harry usłyszał jeszcze jak Blaise tłumaczy
Gwardzistom, jaki jest plan, a później wyszedł z lochów. Ron i Hermiona
pobiegli za nim.
— Harry… — zaczęła Hermiona.
— Evan — poprawił ją cicho.
— Czemu cały czas zachowujesz się
tak, jakbyśmy nie znali prawdy?
Ślizgon wykrzywił twarz, nie
zatrzymując się.
— Gdzie schowaliście medalion?
Nagle poczuł, jak uderza plecami
o ścianę. Dostrzegł przed sobą rozwścieczoną twarz Rona, który zaciskał pięść
na jego szacie.
— Myśleliśmy, że nie żyjesz, a
gdy dowiedzieliśmy się prawdy, nie masz zamiaru nam tego wyjaśnić?! Co się z
tobą stało?! Co ci odbiło, że zawarłeś jakieś przymierze z Voldemortem?!
— Z jakiegoś powodu ukrywałem pewne
rzeczy — odpowiedział po chwili namysłu.
Wiedział, że od tej rozmowy
zależy znacznie więcej niż porozumienie się z Ronem i Hermioną. Na szali leżała
cała misja, ponieważ jedno błędne słowo z jego strony mogło złamać Umowę.
Zwykłe użycie jakiegoś zdania w kontekście dotyczącym jego jako Harry’ego mogło
zostać wykorzystane jako potwierdzenie prawdziwej tożsamości, co nie mogło się
stać. Ron i Hermiona wiedzieli, kim jest, ale sam nie mógł wyznać im tego
wprost.
— Mogłeś powiedzieć! Przecież
zatrzymalibyśmy to dla siebie!
— Ron, możesz zabić mnie tą
rozmową.
Chłopak puścił go prędko, jakby
sądził, że zaciśnięta pięść na szacie go dusi.
— Zróbmy to, co musimy — poprosił
Evan.
— Wyjaśnij to, do cholery!
— Czemu nie możesz tego zrobić? —
zapytała słabo Hermiona, obserwując go ze łzami w oczach. Widząc wyraz twarzy
chłopaka, westchnęła cierpiętniczo. — Zróbmy to, co musimy — powtórzyła.
— W cholerę z tym! — warknął Ron.
— Mamy prawo…!
— Mamy, ale nie teraz — odparła
dziewczyna i zwróciła się do Evana: — Zostawiliśmy go za Posągiem Jednookiej
Czarownicy.
Skinął głową i już miał iść we
wskazanym kierunku, gdy Gryfon rzucił jeszcze jedno pytanie:
— Kim jest Riley?
Ślizgon stał przez chwilę, nie
wiedząc, jak mu odpowiedzieć.
— Kimś równie martwym jak… Harry.
Tym razem nie czekał na dalsze
słowa. Wiedział, że Hermiona szybko rozwiąże zagadkę. Ron pewnie będzie
potrzebował trochę więcej czasu, ale w końcu też się domyśli. Być może mógł im
powiedzieć to wprost, skoro w Umowie nie było żadnego punktu mówiącego o tym,
że nie może zdradzić tożsamości Syriusza, jednak wolał nie ryzykować. Być może
magia Umowy mogłaby zinterpretować jego słowa jako niedotrzymanie tajemnicy
dotyczącej służby Voldemortowi lub wyjawienie jego planów postronnym osobom.
Wyszli zza rogu, natykając się na
Gwardzistów, których Harry znał jedynie z twarzy. Wycelowali z nich różdżkami,
lecz natychmiast je opuścili, dostrzegając sprzymierzeńców.
— Korytarze czyste? — zapytał
Evan.
— Piętro wyżej pozbyliśmy się
ochrony — odpowiedział młody chłopak z burzą jasnych loków na głowie. — Mandy
śpi jak zaklęta u siebie w łóżku. Reszty Krukonów nie tykaliśmy, żeby nie robić
zbędnego hałasu, gdyby coś poszło nie tak.
— Pozostali niedługo powinni do
was dołączyć — odparł Evan. — Lochy są czyste. Muszą tylko zapoznać się z
planem działania.
Chłopak skinął głową jak
żołnierz. Trójka najstarszych uczniów poszła dalej.
— Oni zapoznają się z planem, ale
my nie wiemy, co właściwie się dzieje — zauważyła Hermiona.
— Czyszczą nam Hogwart ze
śmierciożerców, żebyśmy mieli czas na pozbycie się horkruksów. Medalion mamy na
miejscu. Voldemort nie zorientuje się, jeśli go zniszczymy. Problem pojawi się
później, bo jeden z nich zniknie mu z oczu.
— Nagini?
— Miałem na myśli puchar, chociaż
z Nagini może byś jeszcze gorzej. Puchar ma u siebie w domu, w centralnym
miejscu. Jeśli zniknie, a on to zauważy, natychmiast dowie się, kto za tym
stoi.
— Więc przyjdzie do szkoły —
mruknęła Hermiona.
— Tak podejrzewam. Zniszczymy
puchar, ale nadal będziemy potrzebować czasu, żeby zabić Nagini. Być może dam
radę, gdy pójdę po puchar, ale to jak los na loterii.
— Jeśli jej nie zabijesz, a
zniknie puchar, może ją gdzieś ukryć — zauważyła Hermiona.
— Albo będzie trzymał ją przy
sobie. Kolejny los na loterii. Wszystko zależy od tego, co będzie się działo w
domu. Może bunt w Hogwarcie wcale nie był konieczny, ale nie chcieliśmy zawalić
w ostatnim etapie. Dmuchamy na zimne. Musieliśmy jednak zacząć od najbardziej
pewnego horkruksa, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku. Tylko wy wiecie,
gdzie on jest, a uwolnienie was z lochów mogło skończyć się klapą, gdybyśmy nie
wciągnęli w to więcej osób. W sumie dwie pieczenie na jednym ogniu, bo pomogli
nam was uwolnić i dać więcej czasu. — Nagle się zatrzymał. — Gdzie trzymacie
kły bazyliszka?
— W Pokoju Życzeń.
Harry zastanowił się chwilę.
— Do Rileya będzie bliżej, a nie
wiem, jaka jest sytuacja na wyższych piętrach.
— Tutaj jest bardzo spokojnie —
stwierdziła Hermiona.
— Mieli zacząć od dolnych
poziomów, żebyśmy mogli bez większych problemów wyjść z lochów. My mieliśmy
zająć się oczyszczeniem cel od środka, a oni z zewnątrz. Pewnie skupili tutaj
większość sił, więc wyżej może być bardziej niebezpiecznie.
— Czemu uśpili Mandy? — zapytał
Ron. — W końcu nie należy do ochrony.
— Jest śmierciożercą. Gdyby zorientowała
się, że coś jest nie tak, mogłaby wezwać w jakiś sposób Voldemorta. Tak samo
pozbyli się wszystkich uczniów, do których mieliśmy pewność, że są
śmierciożercami. Jak najmniejsze zagrożenie z każdej możliwej perspektywy.
— I jak najwięcej czasu dla nas —
mruknęła Hermiona.
— Właśnie.
Zamilkli, kiedy dotarły do nich
kolejne głosy.
— … cajcie do łóżek!
— Już za późno, pani profesor.
Evan, Ron i Hermiona wyszli zza
rogu. McGonagall najwidoczniej została wyrwana ze snu, ponieważ stała na
korytarzu w grubym szlafroku, a włosy rozpłynęły się na ramionach, wyjątkowo
nie spięte ciasnego koka.
— Granger! Weasley! — rzuciła
zaskoczona. — Co wy tutaj robicie?
— Obawiam się, że będziemy potrzebowali
pomocy nauczycieli, pani profesor — rzuciła Hermiona, prędko do niej
podchodząc.
Harry niemal się uśmiechnął,
dostrzegając, jak szybko zrozumiała, z której strony będzie potrzebna pomoc w
utrzymaniu zamku.
— Granger, to szaleństwo, żeby
uczniowie rozpoczynali bunt.
— Nie mamy wyjścia — odparła
niemal hardo. — Teraz już jest za późno, a mamy do załatwienia coś, co nie może
dłużej czekać. Jest pani w stanie pomóc nam utrzymać Hogwart razem z innymi
nauczycielami?
Kobieta spojrzała ponad jej
ramieniem na Evana, który obserwował sytuację ze spokojem wypisanym na twarzy.
Zapewne pomyślała, że jako jedyny jest tutaj nie na miejscu wśród Gwardzistów.
Starała się utrzymywać twardą minę, ale zapewne zastanawiała się intensywnie,
co ma zrobić.
— Gdyby wiedziała pani, że możemy
go pokonać właśnie dzisiaj, zaryzykowałaby pani? — drążyła Hermiona.
— Granger…
— Możemy to zrobić, ale
potrzebujemy pomocy — przerwała jej, na co w normalnych warunkach by się nie
odważyła.
McGonagall skinęła wreszcie
głową, zaciskając mocno wargi.
— Powiadomię zaufanych
nauczycieli i zajmiemy się ochroną. Nie wiem, co tak naprawdę planujecie, ale
wierzę, że dobrze to przemyślałaś, Granger.
— Dziękuję, pani profesor.
Już we trójkę mieli biec dalej,
kiedy kobieta rzuciła jeszcze:
— Reponer? — Chłopak odwrócił się
w jej stronę. — Czy możemy liczyć na uczniów Slytherina?
— Część z nas bierze w tym udział
od samego początku. — Skinęła głową na znak zrozumienia. Harry jeszcze przez
chwilę stał w zastanowieniu, zanim powiedział, patrząc jej prosto w oczy: —
Pewnie przydałaby się pomoc z zewnątrz.
Od razu wiedziała, że ma na myśli
Zakon Feniksa, chociaż nie miała pojęcia, skąd wziął informacje na ten temat.
Trójka uczniów pobiegła dalej i mimo że nie znała ich planu, postanowiła im
zaufać. Harry, Ron i Hermiona bez większych trudności dotarli do gabinetu
Rileya. Evan bez pukania wszedł do środka. Nauczyciel stał przy oknie w pełnym
ubraniu, jakby był gotowy. Gryfoni szybko zorientowali się, że mężczyzna został
wprowadzony w cały plan, co nie było dziwne, skoro znał całą prawdę o
horkruksach. Kiedy tylko wkroczyli do jego kwater, przeniósł na nich wzrok.
Zmierzył Evana oceniająco, zatrzymując dłużej spojrzenie na rozciętej wardze i
brwi, na co się skrzywił. Domyślał się, że chłopak dostał manto na przesłuchaniu.
— Wszystko zgodnie z planem? —
zapytał, a Evan pokiwał głową.
— Gdzie masz kły? Weźmiemy na
wszelki wypadek, żeby mieć pod ręką.
— W schowku pod łóżkiem.
Harry nie przejmował się tym, że
panoszy się po jego kwaterach i sam skierował się do sypialni. Łapa wbił
spojrzenie w Hermonę i Rona, zastanawiając się, czy ci już znają ich tożsamość.
— Że też wcześniej nie
dostrzegłam twojego dowcipu z nazwiskiem — powiedziała dziewczyna.
Syriusz zaśmiał się szczerze. To
była jasna przesłanka, że poznali prawdę, chociaż nadal nie mógł dać im
stuprocentowej pewności, że mają rację.
— Jakim cudem nie jesteś martwy?
— nie dowierzał Ron.
Łapa uniósł kącik ust.
— Dlaczego Riley White miałby być
martwy?
Ron jęknął cierpiętniczo.
— Mówisz zagadkami jak on. — Kiwnął
głową w stronę pokoju, w którym zniknął Harry.
Chłopak stanął w drzwiach i
wyglądało na to, że nad czymś się zastanawia.
— W sumie nie powinniście mieć
problemów z zabraniem horkruksa. Kły macie pod ręką, a droga będzie czysta. —
Spojrzał na Łapę. — Może w tym czasie załatwimy resztę?
Hermiona miała wrażenie, że Riley
na moment zesztywniał, zanim odparł:
— Miejmy pewność, że wszystko
pójdzie zgodnie z planem. Żeby nie było takiej sytuacji jak wtedy, gdy
podszywaliśmy się pod śmierciożerców. Wiesz, że wtedy wszystko się posypało. —
Harry zawahał się. — Idź z nimi. Gdy będziemy wiedzieli, że medalion jest
zniszczony, zajmiemy się resztą z większą pewnością.
Przekonany Evan zrobił zaledwie
dwa kroki, zanim znowu się zatrzymał.
— Nie pójdziesz z nami? — spytał
jakby z lekką podejrzliwością.
— Będę zwracał na was zbyt dużą
uwagę jako nauczyciel. Poza tym — uniósł lekko kącik ust, widząc wątpiącą minę
Evana — razem sobie poradzicie, skoro nawet sam dajesz sobie radę lepiej niż
początkowo sądziłem.
Chłopak nadal nie wydawał się być
zdecydowany, jednak ruszył do Rona i Hermiony. Zanim otworzyli drzwi, odwrócił
się jeszcze do chrzestnego ze sceptyczną miną.
— Pójdziemy tam razem jak
wrócimy, pamiętasz?
Syriusz uśmiechnął się z
rozbawieniem.
— Spokojnie, znam plan. Nie ufasz
mi?
Bardziej uspokojony Ślizgon
skinął głową i dopiero wtedy otworzył drzwi, by wyjść na korytarz. Skierowali
swoje kroki po schodach w górę, nie odzywając się do siebie, gdyż docierały do
nich różnorodne odgłosy z wyższych pięter i nie chcieli zwracać na siebie
dodatkowej uwagi. Dwa razy minęli ich członkowie Gwardii Dumbledore’a, od
których dowiedzieli się, że na najwyższych poziomach doszło do potyczki ze
śmierciożercami. Według ich słów wszystko nadal było pod kontrolą. Harry wiedział,
że nie może tracić czasu, by się upewnić, chociaż strasznie go to nęciło. Być
może nie wszystko szło zgodnie z planem i któryś ze śmierciożerców już
zorientował się w sytuacji. Szybko wybił to sobie z głowy. Ochrona zapewne
nadal żyła w świadomości, że to tylko niewielki bunt, który z łatwością sami
stłumią, dopóki nie zauważą, że więźniowie znajdują się poza celami albo że do
rebelii dołączyli nauczyciele. Dopiero wtedy mogli podejrzewać, że to o wiele
poważniejsza sprawa, o której powinien dowiedzieć się Voldemort. Evan zawahał
się. Być może wypuszczenie Gwardzistów z lochów na samym początku nie było
wcale takim dobrym pomysłem. Mogli zarówno bardzo wspomóc buntowników, ale z
drugiej strony nieświadomie narażali ich na zdemaskowanie. Teraz było już jednak
za późno.
Dostrzegli Posąg Jednookiej
Czarownicy, a tumult znacznie się do nich zbliżył. Harry z lekkim niepokojem
zerknął nad siebie, jakby mógł dostrzec przez sufit, co dzieje się piętro
wyżej.
— Chyba walczą — szepnęła
Hermiona z lękiem.
— Jasne, że wszystko musi zacząć
się sypać — odparł Harry, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Nigdy nic nie szło nam zgodnie
z planem, prawda? — dorzucił Ron.
Co racja, to racja. Przyspieszyli, przestając dbać o pozory.
Zatrzymali się przed posągiem, a Hermiona natychmiast stuknęła w niego różdżką,
wypowiadając zaklęcie. Weszli do środka, a wejście zasunęło się. Zaświecili
różdżki, oświetlając klaustrofobiczny korytarz.
— Włożyliśmy go w szczelinę w
ścianie i zasłoniliśmy kamieniami — powiadomiła, przejeżdżając dłonią po jednej
ze ścian, jakby to miało jej pomóc dostrzec kryjówkę. — Mogło się znajdować
najwyżej kilka metrów od wejścia, mniej więcej na wysokości czubka twojej
głowy.
Różnorodne wyżłobienia w ścianie
znacznie utrudniały ich poszukiwania w ciemnej grocie. Hałasy i krzyki
przybliżały się z każdą chwilą, a Harry miał wrażenie, że co jakiś czas ktoś
przebiega po korytarzu obok posągu.
— Tutaj — powiedział po kilku
minutach Ron, wyszarpując ze szczeliny kamienie.
Wreszcie wydobył medalion,
którego podróbka kosztowała Dumbledore’a życie. Rudzielec podał go Harry’emu,
ale ten pokręcił głową.
— Wy go znaleźliście, więc wy
powinniście go zniszczyć. Nie radziłbym jednak robić tego tutaj — dodał po
chwili, cofając się w stronę garbu czarownicy.
Głosy dochodzące zza posągu
powstrzymały go jednak od uchylenia wyjścia. Zmarszczył brwi z niepokojem.
— Merlinie, walka dotarła aż
tutaj — szepnęła Hermiona.
— Chodźmy im pomóc — wyrwał się
natychmiast Ron, ale Harry powstrzymał go jednym ruchem ręki.
— Nie możemy, chyba że Gwardziści
z lochów już się ujawnili. — Spojrzał na nierozumiejącego Rona. — Jeśli ochrona
zauważy, że jesteśmy poza lochami, od razu zorientują się, że dzieje się coś
większego. Powiadomią Voldemorta, a to w tym momencie da nam o wiele mniej
szans na pozbycie się horkruksów.
— Mamy się chować? — warknął
rudzielec. — Co z tobą?
Evan spojrzał mu prosto w oczy.
— Z… Rileyem musimy wejść do jego
domu. Wyobrażasz sobie, jak pojawiamy się w środku, a na miejscu trafiamy na
cały legion śmierciożerców gotowych do walki i wydającego im rozkazy
Voldemorta? Zdziwiłby się na pewno, horkruksa nie moglibyśmy tknąć w dalszym
ciągu, a na dodatek byśmy tam utknęli i mieli na karku tłumaczenie się temu
Gadowi. — Skrzywił się, jakby zjadł cytrynę. — A wtedy dowiedziałby się o całej
sytuacji, jaka dzieje się w Hogwarcie, więc szkoła padłaby bardzo szybko.
— Wydalibyście nas? — nie
dowierzał Ron.
— Tak, właśnie to byśmy zrobili —
przyznał z wielką szczerością. — Nie kłamał, gdy dał kiedyś wszystkim do zrozumienia,
że jestem po jego stronie. Sam bym tego tak nie określił, bo na pewno tak nie
jest, ale prawda jest taka, że dostarczyłem mu wiele informacji na temat
szkoły.
— Dlaczego? — wydukał Gryfon.
— Bo taka była cena, którą
musiałem zapłacić za znalezienie pucharu — odparł cicho, odwracając się od
nich.
— Znaleźlibyśmy inny sposób —
szepnęła Hermiona z bólem w głosie.
— Jaki? — zapytał, zerkając na
nią ze słabym uśmiechem. Zaczął powoli otwierać przejście. — Jak… dostalibyście
się do jego domu?
— Nie mogłeś wiedzieć od samego
początku, że puchar tam jest.
— Ale chciałem u samego źródła
znaleźć wskazówki, gdzie mam chociaż zacząć szukać.
Ostrożnie wyjrzał przez szparę w
wejściu, licząc na to, że nikt go nie zauważy. Zaklęcia świstały we wszystkie
możliwe strony. Harry dostrzegł walczących Ślizgonów u boku Gwardzistów, lecz nigdzie
nie widział nikogo uwolnionego z lochów. Uczniowie mieli przewagę liczbową nad
śmierciożercami, więc Harry wierzył, że sobie poradzą. Musiał uznać, że nadal
nie zostali zdemaskowani, dlatego wycofał się i zamknął przejście.
— Musimy przeczekać tutaj. Nie ma
nikogo z lochów.
Widział, że Ron nie przyjął tej
wiadomości z radością, ale widocznie ugryzł się w język, widząc słuszność w
jego wcześniejszych słowach.
— Też mi się to nie uśmiecha, ale
musimy spojrzeć na dalsze wydarzenia — mruknął Harry.
Hermiona westchnęła ciężko i
usiadła na zimnej i zakurzonej posadzce. Ron wziął z niej przykład. Evan czuł
takie napięcie, że najchętniej chodziłby w kółko, ale również przysiadł, nie
odsuwając się od wejścia, które gotów był w każdej chwili na nowo otworzyć.
Przez chwilę trwała cisza, która kiedyś nie była niczym krępującym, lecz po
tylu miesiącach ukrywania się i nieufności wyczuli odgradzającą ich kurtynę.
— Gdzie znaleźliście horkruksa
schowanego w Hogwarcie? — zapytała wreszcie Hermiona.
— W Komnacie Tajemnic. Ukrył go w
jamie bazyliszka.
Dziewczyna skinęła głową w
zastanowieniu.
— Gdybyśmy wiedzieli, że tam był,
pewnie dałoby nam do myślenia, jakim sposobem tam weszliście — zauważyła.
— Pewnie tak. A medalion…?
— Na Grimmauld Place. R.A.B. to
brat Syriusza. Prawie wyrzuciliśmy go w wakacje po czwartym roku —
odpowiedziała. — Przeszukaliśmy kroniki uczniów, sprawdzając każdego, do kogo
pasowały inicjały — ciągnęła, jakby nie chciała, żeby znowu zapadło krępujące
milczenie. — Nie było łatwo, ale nie mieliśmy żadnego innego pomysłu…
— Czemu zachowujesz się tak,
jakby wszystko było w porządku? — warknął do niej Ron, najwyraźniej dłużej nie
wytrzymując. — Przez kilka miesięcy myśleliśmy, że jest martwy, a później
okazało się, że szpieguje dla Voldemorta!
— Dlatego wolałem, żebyście… — Evan
wykrzywił się, kiedy zorientował się, że niemal powiedział coś, co mogłoby być
złamaniem Umowy. — Harry wolał, żebyście tak myśleli — warknął zirytowany tym
owijaniem w bawełnę.
— Przestań mówić o sobie w
trzeciej osobie!
— Nie widzisz, że nie może? — wtrąciła
się Hermiona.
— To chore!
— Jak cholera — wymamrotał Evan
do siebie, a do nich powiedział: — Nie drążcie tematu i skupmy się na
horkruksach. — Widząc, że Ron otwiera usta, żeby się sprzeciwić, dorzucił: —
Jeśli będę mógł to wam to wyjaśnię, jasne?
Kątem oka dostrzegł, jak Hermiona
ściska rudzielca za rękę, dając mu znać, żeby go posłuchał. Zastanowił się, czy
przez czas, gdy był Ślizgonem, coś zaczęło ich łączyć. Już w szóstej klasie
zauważył, że coś się między nimi dzieje, ale tylko kręcili się wokół siebie.
Czy po jego rzekomej śmierci jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli? Miał
nadzieję, że wynikł z tego chociaż jeden plus dla jego przyjaciół.
— Zakumplowałeś się z Malfoyem. —
Harry wyczuł w głosie Rona urazę.
Zerknął w jego stronę, doskonale
znając jego zdanie na ten temat. Trochę go to rozbawiało, gdy spojrzał na
całokształt sytuacji, w jakiej się znaleźli.
— Był przydatny. Później okazało
się, że jest nawet znośny.
Ron prychnął na te słowa, ale
tego nie skomentował.
Hałasy na korytarzu zaczęły
cichnąć, więc Harry ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Z ulgą dostrzegł McGonagall
i Flitwicka, którzy przyszli na pomoc zbuntowanym uczniom i razem szybko
rozgromili śmierciożerców.
— Droga wolna — rzucił do Rona i
Hermiony, którzy zerwali się na nogi.
We trójkę wydostali się zza
posągu. Gwardziści i Ślizgoni uwijali się przy krępowaniu nieprzytomnych
ochroniarzy. Rzucili im spojrzenia, nie przerywając pracy, jednak ich nie
zatrzymywali, wiedząc, że ich trójka ma do wypełnienia inne zadanie niż walka.
— Gdzie teraz? — zapytała
Hermiona.
— Do Rileya. Tam się wszystkim
zajmiemy.
Popędzili w drogę powrotną, nie
niepokojeni przez nikogo. Harry bez pukania wszedł do kwater Syriusza,
spodziewając się jego obecności w salonie, który okazał się pusty. Ze złym
przeczuciem zajrzał do sypialni, ale tam również go nie było. Wrócił do salonu,
a zaniepokojona Hermiona podała mu kartkę, której wcześniej nie dostrzegł. Były
to zaledwie dwa zdania nakreślone pismem Łapy: Załatwię to sam. Nie idź za mną.
________________________
Zapewne nikogo nie zaskoczy wiadomość o tym, że kolejny rozdział po raz kolejny pojawi się za dwa tygodnie :c W sumie został mi do napisania tylko jeden rozdział i epilog, więc mam nadzieję, że jakoś mi to pójdzie i pod następnym postem nie będzie tej przeklętej informacji. Może wpadnę w pisarski szał po koncercie Linkin Park ♥
Całuję,
Wasza Bully :)
Super rozdział.Z niecierpliwością czekam na następny.Trochę szkoda,że to opowiadanie się kończy,jest wciągające.
OdpowiedzUsuńTak coś czułem, że pójdzie sam :V
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażam sobie, jak męczące byłoby ukrywanie swojej tożsamości przez kilka miesięcy, a kiedy najważniejsze osoby już ją znają - dalej nie móc wprost się do tego przyznać :c
Jak zwykle rozdział świetny, strasznie przyjemnie się czytało, tym bardziej po dwóch tygodniach od poprzedniego :3
Nah, miałem cichą nadzieję pojechać na ten koncert (może też bym się obudził? :V), ale cza oszczyndzać hojs, bo inne wydatki :C
Pozdrawiam, Saspik
Będzie drugi tom z tradycją twoja we wszystkich seriach?
OdpowiedzUsuńHej, też jadę na koncert <3 mam nadzieję, że ten szał pisarski się objawi, w końcu chłopaki są mega inspirujący :*
OdpowiedzUsuńCudny rozdział, wiedziałam , że Siri pójdzie sam ;> A Evan za nim pójdzie, jakże by inaczej. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Weny kochana :) :*
Ugh! Teb rozdział jest taj wspanialy, że przeczytałam go dwa razy. Cudo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Nesia
Piękne! Cały rozdział był rekompensatą za dwa poprzednie oraz za te długie przerwy pomiędzy nimi ;) Naprawdę bardzo mi się podobało, zwłaszcza, że trójeczka Gryfonów w końcu się domyśliła. I reakcja Rona tak mocno ronowska - normalnie daję kolejny plus! ;)
OdpowiedzUsuńTak coś czułam, że Syriusz pójdzie sam. Błagam, ze względu na naszą miłość do Syriusza - nie zabijaj go! Ja wiem, że to ff jest smutne i mroczne, że to tak określę, ale Harry nie przeżyje śmierci chrzestnego (chyba że sam zginie, oby! XD).
Pozdrawiam, życzę weny i strasznie zazdroszczę koncertu; baw się dobrze *.* Oby za parę lat był w Warszawie! *o*
No warto było czekać te 2 tygodnie! Tyle akcji, emocji... No po prostu mega. Aż brakuje mi słów normalnie haha Cieszę się, że Hermiona i Ron już znają prawdę i wcale nie dziwię się Ronowi, że się wkurza (nigdy przecież nie był dość cierpliwy w książkach Rowling). Coś czuję, że akcja zbliża się ku końcowi co mnie smuci i cieszy zarazem. Smuci, bo bardzo lubię twoje opowiadania, zawsze mają w sobie dużo oryginalności, są mroczne, ale też momentami śmieszne. Za to cieszę się, bo tak się wkręciłam, że nie mogę się doczekać końca i wyjaśnienia wszystkich wątków, a przede wszystkim reakcji Hogwartu na wieść, że Evan to Harry. Żeby zabić ten czas oczekiwania zaczęłam sobie czytać Drugie Oblicze i Diament Ciemności, do którego mam duży sentyment. Dzięki temu jakoś nie umarłam ze zniecierpliwienia :D Dobrze, że mam jeszcze 2 długie opowiadania do przeczytania, to jakoś kolejne 2 tygodnie przeżyję. Jak zawsze pozdrawiam i duuużo weny życzę, a także mega zabawy na koncercie! wielkie zazdro, ja za każdym razem jak LP jest w Polsce to albo jestem za granicą, albo egzaminy albo cokolwiek... Nie lubią mnie ziomy po prostu :(
OdpowiedzUsuńWłaściwie to razem z Umową są 4 opowiadania :-P Drugie Oblicze, Siła Życia i Bitwa Myśli ❤ każde rewelacyjne ;-)
UsuńOo na koncert? Co myslisz o ich przejsciu na pop? Ja uwazam ze to juz nie oni.. nie kupie ich plyty.. i nie poslucham nowych piosenek.. ale stare nadal koocham :) pozdrawiam. Szkoda ze opowiadanie takie krotkie :/
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super. W sumie co rozdział jest lepiej :)
Też mam nadzieję że pod następnym rozdziałem nie będzie tej notki bo się niecierpliwie.
Następnym razem napiszę więcej
Dużo weny życzę
Głupi, głupi Łapa. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Super rozdział, czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, pochłonąłem wszystkie rozdzily w 4 godzinki:) Szkoda, że już koniec :( Czekam na next i dużo weny życzę :)))
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj uświadomiłam sobie, że nie zaglądnęłam tu w zeszłym tygodniu, więc dopiero teraz przeczytałam rozdział :/
Wiedziałam, że Łapa pójdzie sam, wiedziałam to, jak tylko kazał iść im samym... Mam tylko OGROMNĄ nadzieje, że go nie zabijesz...
Ron jak w Twoich dwóch poprzednich ff nie przyjmuje do wiadomości tego, że Harry zakolegowuje *zastanawia się czy to słowo istnieje* się z Draco. Nie lubię tego rudzielca. Z resztą - jego siostry i brata Perceusza też nie.
Jejku zazdroszczę Ci, że jedziesz na koncert LP... Też miałam jechać, ale nie wyszło...
Pozdrawiam, życzę weeeny na to i (mam nadzieję) następne ff,
Lady Night
Hej Maja :p Z nudów wszedłem na twój stary blog, żeby może go w chwili wolnego przeczytać,a okazało się, że zaczęłaś kolejny, a ja trafiam dopiero na jego koniec :( mega swietny pomysł, przeczytałem w ciągu kilku godzin całość. Zawsze miałaś w głowie ciekawe pomysły i widzę że to się nie skończyło, bardzo mnie to cieszy i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i tego jak rozwiąże się cała sytuacja ;)
OdpowiedzUsuńBobski
Ps nie wiem czy po pseudonimie kojarzysz kim jestem, wątpię w sumie. No ale może kojarzysz gościa który był z miasta gdzie byłaś na koncercie 30 seconds to mars ;)
Trzymam kciuki za wenę i czekam na kolejny rozdział
czemu mam wrażenie że wskrzesiłaś łape tylko po to by znowu go zabić...
OdpowiedzUsuńTak, komentuje dopiero teraz, chociaż rozdział przeczytałam od razu po publikacji...
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie, naprawdę lubię ten rozdział. Ron się dowiedział, Ginny też, prawda? Co Ty chcesz zrobić Syriuszowi? Mam nadziej, że go nie zabijesz, bo Cię znajdę i każe go znowu wskrzesić!
A tak po za tym, to jak było na koncercie? Ja strasznie żałuje, że nie mogłam na nim być 😞
No to chyba tyle...
Pozdrawiam i życzy dużo weny,
Trisy 😘
*nadzieję
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńjuż się domyślili, a reakcja Rona no cóż taka ronowata... takie miałam właśnie podejrzenia, że Syriusz pójdzie ssm, ale znając Harego śmiem twierdzić, że pojdzie za nim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia