Łapa odetchnął z ulgą, gdy tylko
za Harrym, Ronem i Hermioną zamknęły się drzwi od jego kwater. Obawiał się, że
jego chrześniak postawi na swoim i postanowi dać Gryfonom wolną rękę, by w tym
czasie przedostać się do domu Voldemorta, co pokrzyżowałby jego plany. Już w
chwili, gdy obmyślili z chłopakiem strategię działania w trakcie rebelii, w
jego głowie pojawił się inny pomysł. Od samego początku miał zamiar samotnie
wybrać się po puchar, więc przedstawiał wszystko w taki sposób, by Evan uważał,
że będzie musiał towarzyszyć Ronowi i Hermionie. Syriusz się nie zawiódł. Kiedy
tylko usłyszał sygnał do rozpoczęcia rewolucji, obserwował korytarz, wyczekując
pojawienia się chłopaka. Pewniakiem było, że będzie tędy przechodził, choć Łapa
nie wiedział, czy po drodze do niego nie wstąpi. Podejrzewał, że medalion
Slytherina Gryfoni schowali gdzieś w drodze z Miodowego Królestwa do Posągu
Jednookiej Czarownicy, czyli musieli tędy przejść. Pogratulował sobie pomysłu,
żeby zaczekać ze swoim zamiarem, gdy dostrzegł chłopaka wraz z Ronem i
Hermioną, którzy weszli do jego kwater. Nie wyobrażał sobie, co by się działo,
gdyby jego chrześniak wpadł do środka, nie zastałby go i zorientował się, że
plany Syriusza odbiegały od jego planów. Przeszedł mały atak paniki, kiedy
Harry zaproponował przeniesienie się do domu Voldemorta jeszcze przed
zniszczeniem medalionu, ale na szczęście szybko go do tego zniechęcił, choć
widać było, że Harry jest podejrzliwy.
Ponownie został sam i choć był
przekonany, co chce zrobić, serce kołatało mu się w piersi, jakby miał skoczyć
z mostu bez żadnego zabezpieczenia. Wkroczył do kominka, pokonując strach i
modląc się do wszystkich bóstw, by miejsce, w którym się pojawi, było puste.
Szczęście mu dopisało. Niemal
radośnie wydostał się z kominka i natychmiast sięgnął ponad niego, żeby zabrać
horkruksa, lecz dłoń natrafiła na pustkę. Puchar zniknął.
Hermiona nigdy nie słyszała, żeby
Harry przeklinał. Mógł się wściekać na cały świat, ale wulgaryzmy nigdy nie
przeszły mu przez usta. Jednak gdy przeczytał kartkę od Rileya, z jego gardła
wysypał się potok bluźnierstw, o który nigdy by go nie podejrzewała. Później
siedział przygarbiony na krześle, nie wiedząc, co ma robić.
Harry walczył sam ze sobą. Chciał
iść za Łapą mimo jego wiadomości, żeby tego nie robił, lecz obawiał się, że
jeśli to zrobi, może ściągnąć na niego kłopoty. Jak wytłumaczyliby sytuację,
gdyby Syriusz stał akurat przed Voldemortem, a Harry pojawiłby się w kominku?
Riddle nie był głupi i od razu zacząłby się domyślać, że dwójka jego szpiegów
ma jakiś ukryty plan.
— Co teraz? — zapytał Ron,
niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.
— Jeśli nie zjawi się w ciągu
dziesięciu minut, pójdę za nim.
— Nie chciał, żebyś to robił —
zauważyła Hermiona.
— A ja nie chciałem, żeby on to
robił sam. Też się do tego nie dostosował.
Zapadła chwila ciszy. Harry czuł
coraz większy niepokój. Podejrzewał, że Łapa przeniósł się do domu Voldemorta
zaraz po tym, jak wyszli z jego kwater. Dość sporo czasu spędzili za Posągiem
Jednookiej Czarownicy, więc Syriusz miał wystarczająco dużo czasu, żeby zabrać
puchar i wrócić do Hogwartu. Nawet jeśli postanowił rozejrzeć się za Nagini,
również miał na to dużo czasu. Dlaczego mimo to jeszcze nie wrócił?
— Zniszczmy go w tym czasie —
postanowił.
Hermiona poruszyła się
niespokojnie, kiedy Ron położył medalion na stole. Patrzyli na niego ze zgrozą
wymieszaną z niechętnym podziwem. Docierały do nich szybkie kroki i rozmowy
uczniów z korytarza, ale nawet nie wyjrzeli na zewnątrz, żeby zorientować się,
co się dzieje.
— Co się działo, gdy
niszczyliście diadem? — zapytała Hermiona.
— Zaczął uciekać przed kłem i
zalewała nas woda.
Pokiwała z zamyśleniem głową.
— Ten pewnie też będzie walczyć.
— Każda część duszy się broni,
więc raczej tak.
— Nie jesteśmy w stanie przewidzieć,
co się stanie.
— Nie ma takiej możliwości.
Westchnęła ciężko.
— Nie czekajmy dłużej.
Wstała, jakby to miało ułatwić
jej zadanie. Sięgnęła po ukryty w kieszeni kieł i spojrzała na Rona, by
wyciągnąć w jego stronę dłoń z przedmiotem.
— Ty go znalazłeś.
— Razem go znaleźliśmy.
— Ty wpadłeś na pomysł, żeby
szukać R.A.B. w aktach. Ty go znalazłeś.
Ty znalazłeś medalion.
— Bo mnie na wszystko
naprowadzałaś.
Harry uśmiechnął się lekko.
— Bardzo chętnie oddam puchar do
zniszczenia, żeby było po równo — stwierdził.
Hermiona posłała mu słaby
uśmiech. Ostrożnie zbliżyła się do medalionu i powoli uniosła kieł. Po chwili
zacisnęła na nim drugą dłoń i już miała go opuścić, by zniszczyć horkruksa, gdy
niespodziewania przez nich ciała przeszedł prąd, który z impetem zwalił ich z
nóg.
Harry poczuł, jak upada na
oparcie krzesła. Później pęd powietrza odrzucił go od stołu. Pech chciał, że
trafił plecami częściowo w drzwi, a częściowo w zimny mur. Krawędź ściany wbiła
mu się w plecy, wyrzucając z jego płuc resztę powietrza. Jęknął cicho, czując
silny ból rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa. Przez moment go zaćmiło. Okno z
hukiem otworzyło się na całą szerokość i chociaż panowała spokojna noc, podmuch
wiatru rozrzucił po pokoju wszystkie kartki, strącił wszystkie przedmioty z
komody i stołu, poprzewracał krzesła. W pokoju tworzyło się coraz groźniejsze
tornado, które uniemożliwiało Evanowi podniesienie się. Zimne powietrze
wdzierało się w jego płuca, nie pozwalając oddychać. Ponad latającymi papierami
rozejrzał się za Ronem i Hermioną. Chłopaka nigdzie nie dostrzegł, a dziewczyna
leżała nieprzytomna pod ścianą. Podejrzewał, że uderzyła się w głowę i straciła
świadomość. Kieł wylądował pod jej ramieniem i tylko dzięki temu nie zgubił się
wśród panującego tutaj huraganu. Jedynie stół stał twardo na czterech nogach,
najwidoczniej unieruchomiony przez medalion. Harry wiedział, że za wszelką cenę
w pierwszej kolejności muszą pozbyć się horkruksa, dlatego spróbował się
podnieść. Ból kręgosłupa mu na to nie pozwolił, a zawieja dodatkowo utrudniła
zadanie. Zakrył głowę ramionami, żeby wziąć chociaż trochę powietrza, lecz to
na niewiele się zdało. W następnej chwili uderzyło w niego krzesło, powalając
na łopatki.
Niespodziewanie na krawędzi stołu
zacisnęły się czyjeś palce. Później wyłoniła się ruda czupryna. Ron był
czerwony z wysiłku, ale wspinał się na mebel z zawziętością. Kiedy już znalazł
się na nim, bez problemu się na nim utrzymał. Wyciągnął z kieszeni kieł i bez
żadnego zastanowienia wbił jego czubek w sam środek czarnomagicznego artefaktu.
Powietrze zamarło na moment, a
później wszystko spadło na ziemię. Wazon stłukł się o posadzkę, zalewając wodą wypracowania
uczniów porozrzucane po podłodze. Harry wreszcie mógł wziąć głębszy oddech, z
czego od razu skorzystał. Przez chwilę leżał na ziemi, swobodnie oddychając i
czując rwący ból pleców.
Najwidoczniej Ron odniósł
najmniej obrażeń w pojedynku z horkruksem Voldemorta, ponieważ prędko zszedł ze
stołu i podbiegł do nieprzytomnej Hermiony. Dziewczyna cicho jęknęła, więc najwidoczniej
już dochodziła do siebie. Harry zerknął w stronę kominka, jakby sądził, że w
czasie tej zawiei Łapa zdążył wrócić i leży w popiele, zaskoczony tym, co się
działo w jego w kwaterach. Jego nadzieje były złudne. Powoli podniósł się na
kolana, a w oczach zebrały się łzy, kiedy obite plecy dały o sobie znać. Zmusił
się do poniesienia, chociaż momentami pojawiały mu się mroczki przed oczami.
Syriusz wpadł w kłopoty, więc musiał zwalczyć ból i mu pomóc, mimo jego
protestów. Nie mógł liczyć na środki przeciwbólowe od pielęgniarki; zresztą nie
miał zamiaru wlec się do niej taki kawał i tracić cenny czas, dlatego poszedł
do sypialni chrzestnego i wygrzebał z jego schowka mugolskie lekarstwa.
Wyszperał aspirynę i połknął trzy tabletki, popijając je wodą stojącą na szafce
nocnej z nadzieją, że szybko zadziałają i zminimalizują jego męki na tyle, by
mógł w miarę poprawnie funkcjonować. Później wrócił do zdemolowanego
pomieszczenia, gdzie Ron siedział obok Hermiony, która najwidoczniej jeszcze
odczuwała skutki uderzenia.
— W porządku? — zapytał Evan.
— Chwilę posiedzę i będzie okay —
odpowiedziała, rozcierając tył głowy.
— W razie czego idźcie do
Pomfrey. Ja lecę za Rileyem.
— Uważaj na siebie.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
— Zawsze na siebie uważam.
Hermiona odpowiedziała
prychnięciem. Harry wysypał na rękę resztkę proszku Fiuu, który cudem uchował
się na dnie pojemnika, wszedł do kominka i z mocno bijącym sercem zażyczył
sobie, że chce przenieść się do domu Voldemorta. Pochłonął go zielony ogień,
otoczył go popiół. Kiedy znalazł się w pustym salonie, od razu pomyślał o
pelerynie niewidce, która leżała na dnie jego kufra. Zerknął na kominek i
zmrużył oczy, nie dostrzegając pucharu. Czyżby Syriusz zabrał go i ruszył na poszukiwania
Nagini? Jeśli tak, nie było to zbyt rozsądne, gdyby pojawił się tutaj
Voldemort. Po cichu ruszył do najbliższych drzwi, nasłuchując najmniejszego
szmeru, kroków czy głosów świadczących o obecności kolejnej osoby. Nikogo nie
usłyszał, lecz przeczucie mówiło mu, że ktoś przebywa w domu. Ostrożnie wyjrzał
na korytarz, poruszając się przy ścianach, by mieć jakąś szansę na ukrycie się.
Wspiął się po schodach na wyższe piętro. W oczy rzucił mu się zagięty dywan –
ktoś musiał przechodzić tędy całkiem niedawno. Doskonale wiedział, że skrzaty
domowe dość często kręcą się po siedzibie i dbają o najmniejsze detale w
utrzymaniu czystości. Miał ochotę prędko się stąd wycofać, ale wiedział, że nie
może. Musiał wiedzieć, co się stało z pucharem i gdzie podziewa się Syriusz.
Czy Voldemort go złapał? Może zamknął go w jednej z cel w piwnicach
posiadłości? Może powinien szukać go właśnie tam? A jeśli Voldemort złapał
Łapę, który miał przy sobie puchar? To
już po nas.
Zajrzał do jednego z pomieszczeń,
później do kolejnych, cały czas trzymając różdżkę w pogotowiu. W końcu
usłyszał, jak ktoś wysuwa szufladę w pomieszczeniu naprzeciwko. Serce podeszło
mu do gardła, ale skierował tam swoje kroki. Nie miał pojęcia, co zrobi, jeśli
w środku zastanie Voldemorta, ale równie dobrze mógł to być jego chrzestny.
Przed naciśnięciem klamki postanowił zastosować inną metodę i schował się za
najbliższym rogiem, by obserwować, jak ktoś będzie wychodził z pomieszczenia.
Dzięki temu nie ryzykował spotkania z Riddlem.
Nie miał pojęcia, ile czasu
czekał, ale kiedy klamka poruszyła się, niemal podskoczył z zaskoczenia. Drzwi
powoli się otworzyły, a później pokazała się czupryna Rileya. Harry niemal
zemdlał z ulgi i bez zastanowienia wyszedł zza rogu. Padł na ziemię, kiedy w
jego stronę poleciało zaklęcie i przeklął się w myślach, że nie przemyślał
swojego zachowania i zaskoczył mężczyznę.
— To ja! — rzucił tylko, zanim
Łapa wypalił kolejną klątwą.
— Cholera — zaklął Syriusz i
pognał w jego stronę. — Trafiłem cię?
— Nie — odparł, podnosząc się. —
Boję się zapytać, czym rzucałeś.
— Lepiej, żebyś nie wiedział. Co
ty tu robisz?
— Jak myślisz? — warknął, nagle
rozeźlony. — Inaczej się umawialiśmy.
Syriusz westchnął ciężko.
— Liczyłem, że załatwię to sam.
— Zauważyłem — burknął. — Co ty w
ogóle wyprawiasz? Mieliśmy wziąć puchar, rozejrzeć się za Nagini i wracać do
Hogwartu, a ty buszujesz mu po domu? Mam ci przypomnieć, co się stało, jak mnie
na tym przyłapał?
— Nie mam pucharu. Gdy tutaj
przyszedłem, już go nie było.
— Co ty gadasz? — wydukał.
— Ktoś go zabrał.
— Merlinie, żartujesz.
— Chciałbym. Postanowiłem się
rozejrzeć, ale nigdzie go nie ma.
— Syriusz, wznieciliśmy bunt w
Hogwarcie, żeby móc go zabrać…
— Wiem.
Zapadła cisza, a Harry czuł, że
traci nadzieję, że wszystko zepsuł. Zaryzykował życiem Hogwartczyków i zawiódł.
Nie wyobrażał sobie, co się teraz stanie.
— Nie mógł się dowiedzieć, że
znamy prawdę — powiedział słabo. — To nie jest możliwe.
— Coś się jednak stało, skoro go
zabrał.
— Ile pomieszczeń przejrzałeś?
— Cały dół i połowę pomieszczeń
na piętrze.
— Rozdzielmy się na resztę pokoi.
Nie mieli czasu na przemyślenie
jakiegoś innego planu, więc zrealizowali ten. Piętro przez cały czas było
puste, a oni rozpaczliwie szukali pucharu, który zapadł się pod ziemię. Syriusz
zarządził powrót do Hogwartu i chociaż Harry czuł się tak, jakby miał
zwymiotować, wiedział, że nic nie zdziała.
Kiedy tylko znaleźli się na szczycie
schodów, zorientowali się, że coś się dzieje. W domu zjawili się śmierciożercy,
którzy w pośpiechu przemykali do pomieszczenia, gdzie znajdował się kominek,
którym mogli przedostać się do gabinetu Łapy. Prędko się wycofali, zanim
ktokolwiek zdążył ich dostrzec.
— Co teraz? — zapytał nerwowo
Harry.
Łapa przeczesał palcami włosy,
szukając jakiegoś rozwiązania. Musieli dostać się do Hogwartu, a wyjście, które
było najbezpieczniejsze, zostało zablokowane. Jak mieli się stąd wydostać?
— Dajemy nogę za bramy.
Przejdziemy do Hogwartu przez Miodowe Królestwo — zarządził.
— Zobaczą nas.
— Nie mamy już nic do stracenia.
Puchar zniknął, wznieciliśmy bunt. Wszystko spadnie na nas przy pierwszym
wezwaniu, gdy sami siebie wydamy. Pozostało nam chyba tylko ewakuowanie
uczniów, zanim śmierciożercy zaatakują.
— Przegraliśmy — podsumował
Harry.
— Wszystko na to wskazuje.
— Ta cała Umowa nic nam nie dała.
— Zniszczyliśmy większość
horkruksów.
— O czym Voldemort dowie się w
ciągu najbliższych godzin. Stworzy nowe.
Zapadła chwila ciszy.
— Wracajmy do szkoły.
Z rezygnacją otworzyli okno,
przez które mieli zamiar przedostać się na podwórze.
— Unikaj światła latarni i powoli
idź do wyjścia między drzewami i krzakami. Będziesz mniej się rzucał w oczy,
niż gdybyś biegł jak szalony. Jeśli natkniesz się na śmierciożerców, równie
dobrze możesz ich pozabijać. — Harry zerknął na niego z uniesioną brwią. —
Tylko proponuję, gdybyś chciał się wyżyć.
Chłopak posłał mu słaby uśmiech.
Mężczyzna odpowiedział tak samo. Widział, że Łapa stara się swoim zachowaniem
podtrzymać go na duchu, choć jego oczy wyrażały bezradność. Zdawał sobie sprawę
z tego, że ich misja zakończyła się klęską na ostatniej prostej.
Harry zerknął za okno. Znajdowali
się na pierwszym piętrze budynku, więc odległość od ziemi wcale nie była taka
mała. Był to jednak jeden z najmniejszych problemów, ponieważ Łapa mógł go tam
przenieść jednym zaklęciem. Kłopot stanowili śmierciożercy, którzy pojawiali
się na podwórzu i mogli ich zauważyć. Nie mieli jednak innego wyjścia, dlatego
od razu wzięli się do pracy. Evan powoli przedostał się na trawę, nie
dostrzeżony przez nikogo. Natychmiast ukrył się w cieniu. Pomagając Syriuszowi
przedostać się na ziemię, pomyślał o tym, skąd śmierciożercy dowiedzieli się o
buncie w szkole, skoro wszystko rzekomo było zapięte na ostatni guzik. Nie
wątpił, że to jest właśnie cel spotkania w siedzibie Voldemorta. Musieli jak
najszybciej ostrzec Hogwartczyków, a tracili czas na wydostawanie się z domu
czarnoksiężnika okrężnymi drogami. Kiedy Syriusz zjawił się tuż obok niego,
doszedł do wniosku, że w szkole pozostał jakiś niezidentyfikowany szpieg, który
był czujny od początku akcji. Może ktoś z Gwardii? A może jednak jakiś
śmierciożerca umknął buntownikom i zdołał powiadomić o wszystkim swojego Pana?
Nie potrafił tego określić, lecz teraz najważniejsze było wydostanie się z tego
miejsca.
Do bramy, za którą mogli się
teleportować, mieli dobre pięćdziesiąt metrów niemal pustej usypanej drobnymi
kamieniami drogi. Żałowali, że nie mogą rzucić zaklęć Kameleona przez bariery
nałożone przez Voldemorta, a Harry pluł sobie w brodę, że zostawił pelerynę
niewidkę w szkole. Licząc na to, że nie spotkają się z jakimś śmierciożercą,
ruszyli przed siebie. Unikali światła rzucanego przez latarnie, chowając się w
cieniu, by zminimalizować ryzyko dostrzeżenia przez okno. Ostrożnie stawiali
kroki, by robić jak najmniej hałasu. Harry miał wrażenie, że od wpływem
adrenaliny szybciej bijące serca były słyszalne na cały podwórzu.
Nagle Łapa zacisnął palce na jego
ramieniu. Natychmiast się zatrzymał, zamierając, jakby ktoś zamienił go w
posąg. Dostrzegł wśród świateł latarni prędko idącego kamienną ścieżką
śmierciożercę. Mężczyzna przeszedł zaledwie trzy metry od nich, nie zauważając
kryjących się w cieniu postaci. Poczekali, aż ten dotrze do drzwi domu i
dopiero gdy te się za nim zatrzasnęły, ruszyli w dalszą drogę.
Sytuacja powtarzała się jeszcze
dwa razy i dwa razy udało im się uniknąć spotkania z przeciwnikami. Harry
uznał, że z tego powodu zgubiła ich pewność siebie, kiedy za szybko wyszli z
cienia. Podniósł się alarm, kiedy śmierciożerca przy zamykaniu drzwi dostrzegł
ruch. Harry i Syriusz zerknęli za siebie i z paniką zauważyli dziesiątki
zwolenników Voldemorta wybiegających z domu.
— Szybko! — krzyknął Evan.
Co sił w nogach pognali w stronę
bramy ze świadomością, że muszą dobiec do wyjścia, zanim Riddle wyjdzie na
zewnątrz. W ich stronę poleciały pierwsze klątwy. Obaj natychmiast zaczęli
ciskać za siebie tarczami, w ogóle nie zwalniając.
Evan usłyszał szum kamieni, jakby
ktoś się na nich poślizgnął. Prędko odwrócił się i zobaczył Łapę, który został
trafiony zaklęciem i leżał jak długi na ziemi. Był przytomny, ale miał
skrępowane nogi. Jasne było, że to mogło kosztować ich schwytanie. Mimo to
Harry zawrócił, chociaż Syriusz krzyczał, żeby biegł dalej. Postawił tarczę
obronną, widząc, że ich przeciwnicy się zbliżają. W tym czasie Łapa rozciął
więzy i się podniósł. Pobiegli dalej, ale śmierciożercy siedzieli im cały czas
na ogonie. Do bramy mieli zaledwie kilkanaście metrów, jednak to było za
daleko. Harry zatrzymał się tylko po to, żeby rzucić jedno precyzyjne zaklęcie
wybuchające. Zaskoczony jego zachowaniem Riley minął go i zatrzymał się.
Rozległa się potężna eksplozja. Kamienista ścieżka wyleciała w powietrze,
rozległy się okrzyki bólu. Syriusz spostrzegł, jak jeden ze śmierciożerców padł
na twarz i z chłodnym spokojem przyjął widok braku jednej z jego nóg. Harry nie
miał szans tego dostrzec, a Łapa nie miał zamiaru uświadamiać go, czym
zakończyły się jego działania, szczególnie, że dzięki temu zdołali wydostać się
za bramę i teleportować do Hogsmeade.
Ciężko dysząc, stanęli w jednej z
uliczek niedaleko Miodowego Królestwa. Nie mieli zamiaru odpoczywać, ponieważ
liczyła się każda minuta. Przemknęli do sklepu, do którego się włamali. Harry
dostrzegł ledwo wypełnione półki z artykułami, które zwykle uginały się pod
ciężarem towaru. Zapewne właściciele dotkliwie odczuli brak wyjść uczniów do
Hogsmeade i panowanie Voldemorta. Podnieśli klapę w podłodze i wsunęli się do
tunelu. Dokładnie zamknęli przejście, zaświecili różdżki i ruszyli przed
siebie.
— Zostaw mnie i leć. Serio? — prychnął Harry.
— Nigdy mnie nie słuchasz —
odparł Syriusz ze skrzywieniem.
— I na dobre ci to wychodzi.
Tym razem Łapa głośno prychnął.
Chłopak nagle przystanął i cicho zaklął.
— Co jest? — zapytał Łapa.
— Łańcuszek się rozgrzał.
Zapadła cisza. Evan ruszył jednak
dalej.
— Łamiesz Umowę.
— Co innego mogę zrobić? Wie, że
znamy prawdę. Wszystko zrobi tak, żeby obrócić to na swoją korzyść. Wolę wrócić
do szkoły i wykorzystać resztę czasu.
Syriusz westchnął głośno.
— Chyba muszę przyjąć tę samą
taktykę.
Harry zerknął na niego.
— Twój też?
— Taa.
— Trzeba jakoś zabezpieczyć Rona
i Hermionę — stwierdził Evan po chwili. — Jako jedyni znają prawdę, a jak już
wywiniemy kopyta ktoś musi to ciągnąć dalej. Nie wiem tylko, jak to zrobić.
Chyba trzeba znaleźć dla nich jakąś kryjówkę.
— Masz jakiś pomysł?
Wzruszył bezradnie ramionami.
Resztę drogi przeszli w ciszy, utrzymując jednakowe tempo wędrówki. Kiedy
dotarli do Posągu Jednookiej Czarownicy, bez zastanowienia otworzyli przejście
i wypadli na korytarz. Uczniowie i nauczyciele biegali po korytarzach z
różdżkami w dłoniach. Najstarsze osoby wydawały polecenia, młodsi wykonywali je
bez szemrania. Do Gwardii i zbuntowanych Ślizgonów dołączyło wielu innych uczniów.
Harry dostrzegł również nieznajome osoby i twarze członków Zakonu Feniksa,
których zapewne ściągnęła McGonagall.
— Którędy przedostają się do
szkoły? — rzucił Harry w stronę Łapy.
— Tylko kilka komików ma
połączenia z kominkami spoza Hogwartu, więc pewnie wykorzystują właśnie je.
Powinniśmy zburzyć tajne przejścia. Śmierciożercy je znają i mogą ich użyć.
— Kominki też mogą wykorzystać.
Syriusz zmarszczył brwi i
pokręcił głową, stwierdzając, że nie ma innego pomysłu. Evan zatrzymał
biegnącego obok Gwardzistę i zapytał, gdzie znajdzie Rona i Hermionę.
— Możliwe, że w Wielkiej Sali —
odparł. — Chyba razem z niektórymi nauczycielami i uczniami ustalają zasady
działania.
Harry i Syriusz natychmiast
popędzili we wskazanych kierunku. Ślizgon odczuł coraz bardziej rozgrzewający
się łańcuszek, jednak zignorował go. Wpadli do Wielkiej Sali, nie wyróżniając
się na korytarzach wśród biegających w każdą stronę Hogwartczyków. Na miejscu było
kilkoro uczniów stojących na czele buntu, McGonagall, Flitwick oraz kilku Zakonników,
wśród których znalazł się Remus i państwo Weasley. Lunatyk wyglądał o wiele
gorzej niż wtedy, gdy Harry widział go po raz ostatni. Włosy całkowicie mu
zsiwiały, zmarszczki pokrywały niemal całą jego twarz, a pod oczami pojawiły
się cienie. Państwo Weasley również się zmienili. Zwykle ciepłe twarze teraz
wydawały się zatroskane, a pucołowate policzki kobiety stały się wklęsłe.
Harry’ego coś chwyciło za serce, kiedy dostrzegł, jak wielki wpływ na tak
bliskie mu osoby wywarło panowanie Voldemorta.
Gdy tylko Hermiona ich
dostrzegła, natychmiast ruszyła w ich stronę.
— Zniszczyliście go? — rzuciła
niecierpliwie.
— Ktoś go zabrał — odparł słabo
Harry.
— Jak to zabrał? — przeraziła
się.
— Chyba się zorientował.
— Merlinie, to koniec…
— Chcecie powiedzieć, że to
wszystko na nic? — warknął Draco.
Cisza była odpowiedzią.
— Do cholery, Evan! Powiedziałeś,
że jeśli przez jakiś czas utrzymamy zamek to wszystko na sto procent się uda! —
zdenerwowała się Dafne.
— Nie wiem, co się stało! —
warknął. — Nie mógł wiedzieć, jasne?! Szlag by to — dodał do siebie, kiedy
poczuł krew wypływającą z nosa. Starł ją rękawem, wiedząc, że nie zostało mu
dużo czasu. — I tak już za późno. Jakiś szpieg się uchował i Voldemort o
wszystkim wie. Już zbiera armię, więc najlepiej zorganizować ewakuację.
— Jesteś pewien? — wtrąciła się
McGonagall.
— Widzieliśmy na własne oczy —
odparł Riley.
— Nie możemy teraz wszystkiego
rzucić! — oburzył się Ron.
Harry spojrzał na niego i
Hermionę.
— Akurat wy w pierwszej
kolejności musicie dać stąd nogę. — Widząc, że chłopak otwiera usta, żeby się
sprzeciwić, dodał natychmiast: — Tylko wy znacie prawdę i musicie chociaż
spróbować pociągnąć to dalej.
— A wy? — zauważyła Hermiona.
Harry i Syriusz spojrzeli na
siebie.
— Patrzysz na żywe trupy —
stwierdził Łapa.
— Nie. Nie drugi raz — jęknęła
słabo.
Harry uśmiechnął się do niej
blado, a później odwrócił się do reszty zgromadzonych, widząc wbite w nich
spojrzenia. Skupił wzrok na McGonagall i powiedział poważnie:
— Oni muszą być bezpieczni.
— Nie możesz nas znowu z tym
zostawić! — wrzasnęła Hermiona, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę.
— Bez nich nie ma szans go
pokonać — ciągnął Evan, nie reagując na jej krzyki.
Kobieta obserwowała go z
napięciem, jednak gdzieś tam na dnie jej oczu dostrzegł zrozumienie. Była jedną
z najinteligentniejszych osób, z którymi miał do czynienia przez całe swoje
życie, więc na pewno domyślała się prawdy. Skinęła lekko głową, więc odwrócił
się do Syriusza, który splunął krwią na podłogę.
— Co musieliśmy przekazać,
przekazaliśmy. Co teraz?
Łapa wzruszył lekceważąco ramionami.
— Nie mamy nic na stracenia, więc
zapolujmy na Nagini.
Hermiona zachłysnęła się
powietrzem.
— To samobójstwo!
Harry nie zareagował po raz
kolejny i jeszcze raz spojrzał na McGonagall.
— Którędy wszyscy się tutaj
przedostają?
— Panna Granger odkryła tajne
przejście na siódmym piętrze w Pokoju Życzeń. Prowadzi do karczmy w Hogsmeade.
Przerwaliśmy połączenia kominków w razie wypadku i zablokowaliśmy tajne
przejścia.
— A to prowadzące do Miodowego
Królestwa?
— Na prośbę panny Granger
zostawiliśmy je czynne, żebyście mieli jak wrócić do szkoły. Zostanie zawalone.
Harry pokiwał głową.
— Jeszcze raz nim wyjdziemy i
zawalimy je od zewnątrz. — Zwrócił się do Hermiony, która patrzyła na niego
zbolałym spojrzeniem. — Masz galeona? — Skinęła głową. — Jeśli zabijemy Nagini,
spróbuję cię o tym przez niego powiadomić.
Harry wiedział, że to ostatni
raz, gdy ich widzi. Nie miał szans przeżyć tej samobójczej misji. Nie miał
zamiaru się jednak żegnać. Nawet nie chciał tego robić. Wolał wyjść, zostawić
wszystko za sobą, zaryzykować ten ostatni raz, by zrobić w ostatnich chwilach
swojego życia coś pożytecznego. Skoro i tak umierał, nic już nie mógł stracić.
Żałował tylko, że pociągnął Syriusza za sobą, ponieważ do samego końca wierzył,
że Łapa nie podzieli jego losu. Niestety, Umowa zabijała również jego.
Już otwierał usta, żeby
powiedzieć, by ruszali, gdy usłyszał głos osoby, której kompletnie się nie
spodziewał:
— Tego szukacie?
______________________
Priori Incantatem, i jak wrażenia po koncercie? ;)
theJoker, gdy pierwszy raz przesłucham nową płytę, czułam olbrzymi zawód, bo nie sądziłam, że przerzucą się na taką muzykę. Jednak z kolejnymi przesłuchaniami coraz bardziej mi się podobała, a po koncercie, gdy usłyszałam kilka piosenek na żywo, pokochałam ją. Może nie jest to wielka miłość, ale płyta chwyciła mnie jednak za serce. Także jutro jadę ją jednak kupić ;D
Bobski, pamiętam Cię jeszcze z czasu gadu-gadu xD
Trisy Di Angelo, koncert był mega ♥ To, co chłopaki prezentują na scenie jest niesamowite. Mnóstwo energii, Chester wśród publiczności, ciągłe śpiewanie ludzie nawet nowych piosenek, uśmiechy Linkinów. Nie do opisania :)
Zawiecha w pisaniu kompletna, chociaż został do napisania jeden rozdział i epilog. Rozdział za dwa tygodnie :/
Całuję,
Bully :)
No nie! Jak mogłaś przerwać w takim momencie? 😭
OdpowiedzUsuńKto znalazł puchar? Jakiś ślizgon, który nie stanął po stronę buntowników? Może jakis śmierciożerca? Ej, to Peter? Teraz nie mogę sobie przypomnieć, czy u Ciebie Glizdogon żyje...
I McGonagall się domyśliła, świetnie. Teraz jeszcze Remus musi się domyślić, a później reszta Wesley'ów.
Jak uśmiercisz Evana, albo Riley'a to Cię znajdę i uduszę, przysięgam!
Cieszę się, że koncert Ci się podobał 🙂
Pozdrawiam serdecznie i śle ogromne pokłady weny,
Trisy 😘
*stronie
Usuń*jakiś
Autokorekta mnie nie kocha 😭😭😭
Och, kurde! W takim momencie?! Do głowy przychodzi mi setki możliwych nazwisk, które mogły zwinąć puchar, a zarazem nikt konkretny.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Aaaaa!!!! W takim momencie??? Naprawdę??? Jeśli chodzi o osobę która zwinęła puchar mam dziwne przeczucie że to Snape... XD Mam nadzieję że się nie mylę ;) Do następnego rozdziału! Dużo weny :*
OdpowiedzUsuńGinny. To była Ginny
OdpowiedzUsuńHej, czytam Twoje opowiadania od poczatku i mysle ze jestes najbardziej uzdolniana osoba w piasniu opowiadan jaka kiedykolwiek moglam czytac. A nie wiem dlaczego ten puchar zabral nie kto inny jak Snape. Nie wiem dlaczego najbardziej przezemnie nie lubiana osoba przyszla mi do glowy, ale jakies takie mam dziwne przeczucie ze to on.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze weny.
I jeszcze mi drżą ręce. Ja serio mam jakieś nadzieje, że po tym opowiadaniu będzie coś jeszcze.
OdpowiedzUsuńTeoretycznie wszystko wskazuje na to, że Harry umrze, ale znając Ciebie jakoś się z tego wywinie... Chyba że wykorzystasz ten fakt i faktycznie go uśmiercisz *.*
Też stawiam na Ginny, że to ona zgarnęła puchar, w końcu Harry musi się z nią "pożegnać", albo przynajmniej zobaczyć przed polowaniem na Nagini. Oby! Ale znając Twoją nieprzewidywalność może być różnie ;D
Rozdział świetny, emocje wciąż się buzują i nie wiem jak wytrzymam te dwa tygodnie... :D
Pozdrawiam i życzę dużo dużo weny! :*
Ty wredna kobieto ty! W takim momencie...nie mam najmniejszego pomysłu kto to mógł być, srsly. Ginny to ciekawa opcja,ale jakoś nie sądzę. W końcu musiałaby mieć dostęp do domu Riddla, nie? Hmm, będę o tym myśleć non stop przez następne...2 tygodnie, grrr.
OdpowiedzUsuńKoncert był cudny, niesamowity ,genialny i wgl. Nie mam słów do opisania jak było świetnie, naprawdę. Pokazali się z najlepszej strony, jak zawsze. Słyszałaś o tej sytuacji bodajże w Amsterdamie? Co jakiś idiota rzucił w Chaza jakimś wiadrem czy innym gównem a potem pokazywał mu faka i wgl. Dobrze, że Chester i reszta są mądrzejsi od takich ludzi, bo reakcja Chaza była po prostu najlepsza.
Dużo weny przesyłam i czekam niecierpliwie na kolejny, szkoda , że dopiero za 2 tyg, ale rozumiem <3 Może na następnym koncercie uda nam się spotkać? Byłoby mi niezmiernie miło :)
Priori <3
to tego szukacie było bardzo badass więc sądze że to snape albo ginny
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńA raczej dlaczego skończyłaś w takim momencie?!?!?!?!?
Stawiam że tą osobą jest Snape albo w sumie Ginny ale bardziej Snape bo Ginny nie ma dostępu do dworu Voldemorta...
Kończę bo jeszcze ręce mi się trzęsą
Hej :)
OdpowiedzUsuńCzy ty zawsze musisz kończyć e takich momentach?! Eghhh... Mam wrażenie, że to Voldziu ����
Jejku nie uśmiercaj Łapy i Harry'ego, nie rób tego, nie, proszę nie *robi oczka kota ze Shreka*
I znowu trzeba czekać 2 tygodnie na kolejny rozdział... nie wytrzymam ��
Takie pytanie - myślisz może o następnym opowiadaniu? W tematyce HP, bądź nie? Mam nadzieję, że tak :)
Pozdrawiam cieplutko, życzę dużo weny,
Lady Night
Czy ty musisz kończyć w takim momencie!? Normalnie rozbój w biały dzień! Zaraz lecę do pracy, więc nie będę się rozpisywać i powiem tylko tyle, że rozdział świetny, dużo akcji, a coś czuję, że najlepsze przed nami :) Mam nadzieję, że wena powróci i uda ci się skończyć jak najszybciej Umowę :> Także jej ci życzę i pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńSnape!!!!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtyle pytań, żadnych odpowiedzi... skąd Voldemort o tym wiedział, a co do tego pucharu to musiał być ktoś kto miał dostęp do dworu i myślę tutaj o Snape, w zasadzie cały czas stał z boku i może domyślił się, że Evan to Potter... a może Hall pojawił się znikąd najpierw miły a potem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia